Dzikie Pogranicze
-
No na pewno (nie)będzie to szybko śmierć, jeżeli go ta Mantikora dopadnie. Skoro Mantikora mogła tu siedzieć w tej jaskini, to równie dobrze będzie mogła wejść i zaatakować całą trójkę, ale będzie to dla niej trudniejsze niż walka na zewnątrz.
— Krasnoludzie, streszczaj się. -
- Myśli, że to stond tak szybko odefrunie? - odparł i parsknął pod nosem śmiechem. - Ni ma szans. Bendzie się czaić długo, oj długo. To mnie nie poganiaj, a sam lepiej zacznij główkować jak siem tego bydlaka pozbyć.
-
— Leif, potrafisz strzelać dobrze z łuku? Ja tylko parę razy w życiu strzelałem i to niecelnie.
-
- Średnio. Pewnie ciężko będzie trafić ją w locie, a nawet jeśli, to wątpię, żeby jedna, nieważne jak celna, strzała wystarczyła do zabicia tej bestii.
-
— No to nie wiem, co nam pozostaje. Trzeba ją ubić albo uciec stąd w jakiś sposób.
Usiadł gdzieś pod jakąś ścianą i zaczął myśleć, w między czasie popijając wino z bukłaka. -
Niestety, siadając nie znalazłeś przypadkiem żadnego tajnego przejścia, a i rozwiązania problemu nie było w bukłaku, choć sprawdziłeś dokładnie.
- Mam! - krzyknął nagle Krasnolud. Choć nie do końca wiedziałeś, co to było dokładnie, bo szybko schował to pod ubranie, to musiałaby ta przesyłka, którą miał stąd zabrać. Czyli chociaż on ma powody do zadowolenia, ale nie czyni to teraz wcale powrotu łatwiejszym. -
— Jest to jakiś artefakt, który zabije Mantikorę, że tak to chowasz?
-
- Przesyłkie, nic wam do tego. - odparł i znów sięgnął za pazuchę, tym razem wyjmując dwa mieszki, każdemu z was rzucił po jednym. - Wasza dola, chłopy. Tera trza tylko stond wyleźć, ni?
-
— No, trza wyleźć. Jakieś pomysły?
Oczekuje lepszych odpowiedzi niż “No wyjść stąd” albo “Rozpierdolić temże latającego lwa”. On na razie tylko widzi walkę z Mantikorą albo czekanie i nic więcej. -
I w ten sposób nic nie padło, żadnego konkretu, bo Leif chciał czekać, a Krasnolud planował po prostu wyjść, uciec i ogółem spróbować szczęścia. Problem był taki, że w takim wypadku co najmniej jeden z was najpierw zginie w szponach bestii, a pozostali i tak będą mieć niewielkie szanse na ucieczkę, w końcu potwór może gonić was daleko, do samego miasta, choć wątpiłeś, żebyście zaszli tak daleko.
-
Czekać mogą, ale jak długo? Kilka godzin czy kilka dni, dopóki nie przyjdzie coś groźniejszego od tej Mantikory? W tych trawach może czaić się coś dużo bardziej niebezpiecznego, co może przestraszyć to latające ustrojstwo albo nawet i je zabić, a wtedy pewnie weźmie się za nich. Najlepiej będzie chyba ubić tę Mantikorę, ale szanse na to są niewielkie, ale są. Ucieczka lub ewentualna walka wydaje mu się teraz lepszym rozwiązaniem, więc rozkazał Leifowi ruszenie czterech liter i przygotowanie się na wyjście z jaskini.
-
Krasnolud bynajmniej nie miał zamiaru zostać tu sam, ale nie miałeś pewności, czy was nie wystawi, wykorzystując jako odwrócenie uwagi, nieważne czy wtedy, gdy będziecie walczyć, czy gdy staniecie się posiłkiem bestii. Niemniej, dowiedzieć się możesz tylko w jeden sposób. Twój kompan skinął ci głową, dając znać, że jest gotów do wyjścia, ale co dalej?
-
— Wychodzimy wszyscy razem czy będziemy czekać jak te widły w gnoju?
-
- No chodźta, rybieńki. - odparł Krasnolud, upewniając się, że paczka jest bezpieczna i trzyma się stabilnie, aby mógł pewnie trzymać oburącz swój topór. - Raz siem żyje, ni?
-
— Raz i oby długo.
Wziął kilka głębszych oddechów, zacisnął broń, sprawdził sztylet i ruszył na rzeź. -
Leif pierwszą strzałę wypuścił tuż po wyjściu z jaskini, od razu dostrzegając wielkie cielsko Mantikory na niebie. Mimo szybkiej reakcji spudłował, później znowu, a choć trzecia strzała trafiła, to jedynie lekko zraniła bestię, dlatego porzucił łuk i sięgnął po broń białą. Jednak do ataku rzucił się Krasnolud, wymachując na prawo i lewo toporem, czym bardziej mógł odgonić bestię, niż ją zabić. Ta jednak zachowywała się dziwnie ospale i niemrawo, choć sprawnie utrzymywała się poza zasięgiem ciosu, to miałeś wrażenie, że się z wami bawi. Lub z jakiegoś powodu nie ma ochoty was zabijać, co w wypadku Mantikor jest czymś naprawdę dziwnym.
-
Skoro nie chce zabić… w głowie ma obraz z perspektywy tej Mantikory, która lata nad nimi i nie atakuje tylko dlatego, że coś innego czyha się na nich. Równie dobrze może się z nimi w jakiś mniej brutalny sposób bawić. Teraz, póki ona lata nad nimi i nie pikuje w ich stronę, muszą jej uciec albo znaleźć jakieś bezpieczniejsze miejsce.
-
Ano można, choć nim skryjecie się w najbliższym mieście, musielibyście pokonać jeszcze wiele kilometrów przez otwarte stepy i sawanny, widoczni z daleka i podatni na atak bestii. Bestii, która nagle rzuciła się na Krasnoluda i tak nagle jak zaatakowała, tak nagle wzniosła się kilka metrów wyżej i odleciała do swej jaskini jak gdyby nigdy nic.
-
— Krasnoludziny chyba nie lubi… Chodźmy, bo zaraz zmieni zdanie.
-
Nie miał zamiaru się kłócić, przytaknąć czy nawet cię obrazić, zamiast tego bez słowa ruszył biegiem w dół, dość szybko jak na kogoś o tak krótkich nogach. Leif niewiele się namyślał i pobiegł za nim, również chcąc stąd jak najszybciej uciec, nim bestia rzeczywiście zmieni zdanie.