Miasto Kasuss
-
Miała jeszcze na języku wiązankę, ale odpuściła sobie. W sumie i tak pewno tego nie przeżyje. A jeśli zwieje, to dzieciaki pewnie zginą. Odetchnęła i zdjęła płaszcz.
-
Nawet gdybyś wywinęła się tym wszystkim oprychom, co do których nie masz pewności, ilu z nich pozostaje Zmiennokształtnymi, to pozostawali jeszcze ci na górze, z wycelowanymi w ciebie kuszami. Pewnie miało to służyć tylko perswazji, ale nie miałaś wątpliwości, że choć tamten chce cię żywą, to jednak jego ludzie mogą w ostateczności zabić cię, gdyby ich sekret miał wyjść na jaw, opowiedzenie tego komukolwiek z władzą lub środkami zapoczątkowałoby krwawe pogromy i polowanie na Zmiennokształtnych, tak byli znienawidzeni przez większość ras. Niemniej, pozbyłaś się płaszcza, a później reszty ubioru, zostając w samych butach i bieliźnie. Twój sobowtór w zamian rzucił ci swój płaszcz, abyś mogła się okryć. Sama również się rozebrała i ubrała twoje odzienie. Zabrała też cały ekwipunek, tak dla wiarygodności, jak i dla pewności, że znowu nie weźmiesz ze sobą noża. Jej ubrania zostały zapakowane do torby przez Gnolla, a ona sama oddaliła się wraz z sobowtórem strażnika miejskiego, idąc dalej, jak gdyby nigdy nic. Jeśli ktoś was śledził, to pewnie uznał, że skręciliście do zaułka, aby obejść bójkę, a wszystko, co miało tu miejsce, trwało za krótko, aby wzbudzić czyjekolwiek podejrzenia.
-
W sumie trochę się sama prosiła. Trzeba było czymś w niego rzucić, to by gówniarz nie uciekł. Dała się poprowadzić.
-
Gdy tylko narzuciłaś na siebie płaszcz, aby nie ukazywać swoich wdzięków tym, którym na pewno nie chciałaś ich pokazać, nie ruszyliście od razu. Częściowo dawało ci to jakiś promyk nadziei, bo wcześniej uznawałaś, że z tej sytuacji się nie wywiniesz. Teraz jednak pojawiała się szansa na ucieczkę lub inną formę wykaraskania się z kłopotów, ponieważ gdyby była to podróż w jedną stronę, tamci nie zawiązaliby ci oczu jakąś czarną szmatką, dzięki czemu miałaś nie poznać dalszej drogi. Gdyby nie obawiali się, że uciekniesz, lub planowali cię zgładzić, to nie zawracaliby sobie tym głowy. Na dodatek zranienie przez ciebie ich władcy, którego musieli wysoko cenić, musiało zrobić na nich spore wrażenie, bo obawiali się ciebie lub nie chcieli dać ci szansy na ucieczkę, dlatego z pomocą kilku zwojów lin dokładnie skrępowali ci ręce za plecami, w ramionach, przedramionach i nadgarstkach. Choć raczej wątpliwe, żeby ktoś odważył udzielić ci pomocy w takiej sytuacji, to jednak woleli zadbać o to, żebyś nie wezwała jakiegoś chojraka, więc wepchnęli ci do ust sporą szmatę, wypełniając je niemal w całości, a drugim paskiem materiału obwiązali usta, abyś nie mogła sama pozbyć się knebla. Dopiero wtedy poprowadzili cię dalej.
-
Chyba średnio miała w tym momencie wybór. Czaru nie rzuci, przyprawą też byłoby ciężko. Szła.
-
Maszerowałaś tak długą chwilę, a to, że nie znałaś tych dzielnic oraz opaska na oczach sprawiały, że nie miałaś pojęcia, gdzie skończyliście to kluczenie. Mogłaś być tylko pewna, że wprowadzono cię do środka jakiegoś budynku i nic więcej. Sądząc po krokach, większość twoich porywaczy rozeszła się, ale jeden wciąż mocno trzymał cię za ramię, popychając do przodu. W końcu pchnął cię lekko, abyś uklęknęła, i odszedł. Nie miałaś pojęcia czy byłaś tu sama, ktoś ci się przyglądał, może nawet ten cały ich władca, czy po prostu wtrącili cię do jakiejś celi.
-
Zaklęła tylko niezbyt głośno. Głęboki oddech. Spokój. Tylko spokój może jej pomóc. W sumie niech się ujawni ten szczur zboczeniec. Ma ochotę mu strzelić w pysk. Albo chociaż powyzywać.
-
Będąc zakneblowaną i tak nie zdołałaś wypowiedzieć tego przekleństwa wyraźnie, a głęboki oddech mogłaś wziąć jedynie przez nos. Nie wiedziałaś, ile czekałaś, mogło to być kilkanaście minut, mogło być kilka godzin, bo czas dłużył ci się niemiłosiernie. W końcu usłyszałaś jakieś kroki za sobą, a po chwili zdjęto ci z oczu opaskę. Nie musiałaś przyzwyczaić oczu do światła, bo wokół i tak panował półmrok, rozświetlany lekko przez kilka pochodni, więc bez trudu dostrzegłaś Zmiennokształtnego, a poznałaś go od razu, bo znów przyjął wygląd tego złodzieja, na którego wzięłaś zlecenie, choć nie byłaś pewna, czy to jego ulubiony wizerunek, czy po prostu chciał mieć pewność, że od razu go rozpoznasz. Na twarzy miał tak szeroki uśmieszek, że prawie dostałaś szału na jego widok.
- No, no. Cieszę się, że znowu możemy się spotkać. - powiedział i złapał cię za policzki, obracając głowę tak, aby przyjrzeć się obu profilom. - Stanowczo zbyt wiele czasu minęło. -
I tak nie mogła nic powiedzieć. Nie zaszczyciła go nawet dłuższym spojrzeniem. W myślach powtarzała imiona dzieciaków w kolejności w jakiej je poznawała. Starała się nie pokazywać, jak bardzo ma ochotę pojedynczo wyjmować mu organy i podcinać żyłę po żyle, żeby powoli odpływał.
-
- Miałem przeczucie, że nasze spotkanie się tak skończy, Goblin mnie ostrzegał, ale liczyłem, że się pomylę i będę przyjemnie zaskoczony. Niestety, nie wyszło. I przyznam, że miałem ochotę, jak tylko dotoczyłem się tu w zwierzęcej postaci, wysłać moich podwładnych, żeby od razu cię tu przyprowadzili, żebym mógł cię zgwałcić i zabić. Ale gdy jedna z nich szpiegowała cię, aby móc przybrać twój wygląd, dowiedziała się kilku ciekawych rzeczy. Rzeczy, które mogą uratować ci życie, jeśli zgodzisz się współpracować.
-
Milczała w bezruchu. Wiedziała, że jeśli zacznie od razu się szarpać, będzie mieć na sumieniu dzieciaki. Wymieniała w myślach ich imiona raz jeszcze. Spojrzała na niego przelotnie. Nie musiał się powtarzać, pamiętała jak wcześniej przyznał się do własnej naiwności. Trzeba było zatruć ostrze czy cokolwiek. Nie uciekłby wtedy.
-
Uśmiechnął się lekko pod nosem.
- Dobrze, czyli zwróciłem twoją uwagę. Kiwnij głową, jeśli chcesz poznać szczegóły, a ja zdejmę ci knebel, żebyśmy mogli to przedyskutować. -
Kiwnęła niemrawo głową. Ciekawe co by zrobił, jakby udawała umierającą. Uśmiechnęła się do własnych myśli. W innych okolicznościach może by się polubili.
-
Od razu pozbawił cię szmaty owiniętej wokół ust i tej, która była w środku.
- Jak mówiłem, dowiedziałem się wielu rzeczy. To prawda, że planujesz przenieść się wraz ze swoimi podopiecznymi z Kasuss? -
Zakaszlała z lekką przesadą i znów kiwnęła głową. Co miała kłamać, skoro i tak wszystko wiedział?
-
- Gdzie dokładnie? Ponoć dzieci mówiły tylko o wielkim mieście, czyli może to być prawie wszędzie.
-
Też mi przesłuchanie. Szkoda, że nie upilnowała dzieciaków, by nie gadały za dużo. Wzruszyła lekko ramionami.
— Nie pamiętam. To nie był mój plan. -
- Jasne, rozumiem. Ale i tak nalegam żebyś przypomniała sobie, najlepiej teraz, chyba że mam dać ci kilka dni do namysłu, bo to też mogę załatwić.
-
— Podobno chodziło o Hammer, ale kto wie? Wątpię, żeby ktokolwiek się przejmował moim zdaniem.
-
- Hammer? Cóż, liczyłem na coś innego. Tak czy siak, jestem gotów złożyć ci pewną propozycję.