Hrabstwo Nagren
-
Czyli brameczka najważniejsza i trzeba ją pilnować jak oka w głowie, jak własnej dupy, jak dziewki w łożu. Trzeba rozpierdolić tego tarana i najlepiej zrobić to z góry, z palisady. Pierdolnie pierunami, ale będzie go to kosztować siły i pewnie zwróci na siebie uwagę, ale chuj tam. Wszedł na górę i obrał takie miejsce, które pozwoliłoby mu trzaskać błyskawicami w tarana.
-
Nawet żeby rzucić prosty czar musiałbyś się przez chwilę skupić i wymówić odpowiednie zaklęcie, co jednak trochę zajmowało. Zwłaszcza to skupianie się przychodziło ci trudno, ale cóż, jesteś Orkiem, orczy Magowie zawsze mieli pod górkę, pewnie dlatego było ich tak niewielu. Problem jednak polega na tym, że na murach zbytnio nie masz jak się skupić, nie ryzykując dostania przez łeb mieczem czy włócznią w brzuch. Mogłeś spróbować uderzyć stąd, skąd nie widziałbyś taranu, co jest bezpieczniejsze, ale może być mniej skuteczne.
-
//Rozumiem, że z tej pozycji, co teraz jest, może próbować walnąć piorunem w taran?//
I tak trzeba pierdolnąć w tego tarana, a najlepiej go rozjebać, bo wtedy te ludziki będą mieć utrudnione dostanie się tutaj, a i wtedy więcej czasu będzie na jakie przygotowanie się i zebranie się w kupę. Skupił się i jebnął błyskawicą w taran. No i oby go rozjebał, bo wtedy cinko z nimi będzie.
-
//Tak, ale są mniejsze szanse na trafienie, bo walisz na ślepo, więc równie dobrze możesz cisnąć piorunem tuż obok albo za nim. Trafiłbyś na pewno, gdybyś wlazł wyżej i go widział, ale wtedy byłyby większe szanse na oberwanie podczas walki na murze.//
Po grzmocie i uderzeniu w ziemię nastąpiły głośne jęki konających lub rannych wrogów i miarowe uderzenia w bramę zamarło. Kilku najbliższych Orków zaczęło wiwatować i wyzywać tamtych po drugiej stronie bramy, ale nagle uderzenia rozległy się ponownie. Najwidoczniej trafiłeś nie sam taran, ale obsługujących go ludzi lub idących za nimi wojowników, którzy mieli wlać się przez zniszczoną bramę, tudzież trafiłeś, ale to było za mało, choć to raczej wątpliwe. -
No chuj, kurwa, chuj. Trzeba jeszcze raz, celnie i porządnie, aby rozkurwić ten jebany w pizdę taran. Jeżeli tym razem nie trafił - wraca na dół i będzie wspierać swoich, gdy brama pierdolnie.
-
Efekt był ponownie taki sam, ale chociaż za każdym razem zabiłeś więcej wrogów. Pomogło to, bo gdy brama w końcu padła, wlało się ich przez nią mniej, jednak i tak wciąż przeważali was liczebnie. Pierwsze szeregi, złożone głównie z chłopskiej milicji, padały nadzwyczaj szybko, ale po nich do walki weszli najemnicy, o wiele lepiej wyposażeni i doświadczeni, którzy stanowili już jakieś wyzwanie.
-
Najemnicy, srajemnicy, kurwienicy. Tych i tak rozpierdoli, bo ludki się napierdalać nie potrafią. Za cel obrał sobie takiego, który może stanowić dla niego wyzwanie, ale uda mu się go samemu rozpierdolić.
-
Dobrym kandydatem wydawał się jeden z przedzierających się w pierwszym szeregu. Nie wyglądał, żeby był ranny, miał zresztą na sobie porządny hełm, kolczugę i elementy zbroi, ale i tak musiał się zmęczyć od wymachiwania bronią. To on, jako pierwszy, przedarł się do wioski, wcześniej ubijając dwóch Orków halabardą. Widząc cię, a nie mogąc wyszarpać jej z trzewi zabitego Zielonoskórego, porzucił ten oręż, w zamian sięgając po tarczę i długi miecz, przy pasie miał jeszcze miecz jednoręczny i topór. Osłaniając się tarczą, ruszył powoli w twoim kierunku.
-
Magią teraz nie będzie napierdalać w niego, bo już się ponapierdalał nią, a takie rzucanie piorunami może zmęczyć. Porozciągał szyję i ruszył na zjeba z tarczą. Najpierw powoli, ale coraz bardziej zwiększał prędkość, aby wjechać z impetem w tego śmiecia.
-
Nie był głupi, wręcz przeciwnie, i zamiast uciec, co nie dałoby mu wiele, bo nie miał za bardzo gdzie, albo przyjąć szarżę, na co brakowało mu jakieś dwadzieścia kilko żywych mięśni, więc zamiast tego dosłownie w ostatniej chwili wykonał zgrabny unik i zdołał nawet odwrócić się i ciąć cię w łydkę. Szczęśliwie, że tylko tam i choć boleśnie, to niezbyt groźnie, uratowało cię twoje tępo i impet szarży. Jednak człowiek nie liczył, że nabierzesz się na to drugi raz i teraz sam zaatakował, póki co wymachując zaciekle mieczem, aby zbadać twoją obronę.
-
A to chujek jeden, mieczem go po girach tnie! W czasie gdy przyjmował ciosy na tarczę, wybrał odpowiedni moment, aby uderzyć w niego tarczą na tyle mocno, aby stracił równowagę, a wtedy spróbował go powalić.
-
A to chujek jeden, mieczem go po girach tnie! W czasie gdy przyjmował ciosy na tarczę, wybrał odpowiedni moment, aby uderzyć w niego tarczą na tyle mocno, aby stracił równowagę, a wtedy spróbował go powalić.
-
Pewnie spodziewał się takiego ataku, twój pomysł nie mógł uchodzić za szczyt taktyki, niemniej co z tego, skoro żadne przygotowanie nie mogło równać się typowo orczemu pierdolnięciu? Udało ci się go powalić, ale niemalże od razu zaczął stawać na nogi i tyle wyszło z twojego planu. Już miał zaatakować, gdy usłyszeliście komendę, która nie wiedzieć kogo bardziej zdziwiła: ciebie czy najemnika.
- Odwrót! Atakują od tyłu! Bronić syna hrabiego! - krzyczało na raz kilka gardeł. Atakujący mogli w tym wypadku mówić o szczęściu, że nie wdarli się zbyt daleko, bo wtedy zostaliby wybici podczas ucieczki, a tak zdołali osłonić się tarczami i powoli wycofywać.
- Do następnego. - skomentował tylko najemnik z krzywym uśmiechem i również uciekł do swoich. Byłaby to dobra okazja do podjęcia pościgu gdyby nie zaskoczenie, jakie spowodował ten odwrót. I pytanie, które kołatało się po głowie każdego z Orków, w tym ciebie: Że kurwa kto zaatakował od dupy strony? -
Kto od tyłu, kurwa? Kto?! Niech go chuj strzeli, jeżeli to będą jakieś inne zjeby albo jakieś jebane potwory co gorsza. Splunął na ziemię i jeszcze przez chwilę obserwował tych, co się wycofują, ale pobiegł na tył, gdzie podobno zaatakowano od dupy strony.
— Kto, kurwa, od tyłu nas próbuje?! — wydarł japę, jak to przystało na Orka. -
- Jełopie, kurwa! - krzyknął Agrag, szczęśliwy chyba jak nigdy, chowając swój zbryzgany krwią miecz i łapiąc cię w przyjacielskim, niemalże niedźwiedzim, uścisku. - Kurwa, nasi przyszli!
Po chwili puścił cię i rozejrzał się po pozostałych Orkach, a tych było niewielu.
- Dobres, chopy. Trzech niech no zostanie tu, tak w razie czego, ranni też. A reszta za mną, tamci spierdalają, gonim ich!
Orkom dwa razy nie trzeba było powtarzać i dość szybko udali się za swoim wodzem przez główną bramę na zewnątrz.
//Czytając twój post nie byłem pewien, czy zrozumiałeś, może i ja niejasno to opisałem, ale to atakujących was ludzi ktoś napadł od tyłu, gdy oni szturmowali bramę.// -
//Czytać po prostu nie potrafię.//
Czyli znowu będzie napierdalanka! I bardzo dobrze, bo chcę upokorzyć i rozjebać chujka, z którym przed chwilą walczył. Dołączył się do gonitwy ze swoimi towarzyszami broni, bo pizda nie jest i nie będzie siedzieć na dupie.
-
Przez ranę nogi mimo wszystko odstawałeś nieco od najszybszych Orków, ale i tak gnałeś dzielnie niemalże na czele pochodu. Ale nawet mimo tego nie zdołaliście podbiec odpowiednio szybko, ponieważ większość przeciwników uciekła, mowa głównie o wszelkich konnych, większości pozostałych przy życiu najemników i niektórych chłopach, którzy mieli tyle szczęścia, aby uniknąć rzezi i uciec w znane sobie lasy. W obozie cesarskich wojsk zostały tylko trupy niektórych najemników i większości chłopskiej milicji oraz na oko kilkudziesięciu, może gdzieś kryło się więcej, wojowników, którzy przyszli wam z odsieczą, wyłącznie Orków. Typowe zielone, szpetne i kaprawe mordy, ale w tej chwili byli ci niemalże tak bliscy jak rodzina, choć nie znałeś żadnego z nich. No, prawie żadnego. Jeden wyróżniał się z tłumu, przewyższając innych Orków o głowę, w pancerzu wprost z goblińskich kuźni w Czarnej Górze, uzbrojony w rękawice z kastetami, topór i długi miecz o ząbkowanej klindze. Poznałeś go przez jego charakterystyczny hełm, dzięki któremu zyskał sobie swój przydomek, a i przez który niemalże każde uderzenie z główki było zabójcze. Orgund Trzy Piąchy, tak się zwał, właśnie przez swój hełm.
-
Trzeba będzie się zająć tą raną, ale nie on, a ktoś kto na tym się zna. No ale chuj z tym, teraz może się cieszyć tym, że ktoś przylazł z odsieczą i nie będzie musiał się tak bardzo martwić o swoje życie i stresować się tym, czy wyjdzie cało z potyczki. Niby lubi się napierdalać, lubi adrenalinę, szał, furię i żyć na pograniczu życia i śmierci, ale jednak chce dalej żyć i się cieszyć swoim orczym żywotem.
Pancerzyk fajny, sam by chciał taki mieć, ale musi kosztować od chuja złota i pewnie na chwilę obecną nie mógłby sobie na taki pozwolić. -
Towarzyszący ci Orkowie wznieśli okrzyki na cześć Zgładziciela, opiewające ich męstwo, obrażające waszych przeciwników czy dziękujące niespodziewanej odsieczy. Ciebie zaś klepnął w ramię Agrag, który wynurzył się z tłumu.
- Cho no, trza pogadać. - rzucił tylko krótko, idąc wprost do szefa drugiej bandy Orków. Jego wojownicy rozstąpili się przed nim, jego szpetna morda, wielki miecz dwuręczny i reputacja były szeroko znane i musieli odczuwać przed nim jeśli nie respekt i szacunek, to chociaż zasłużony lęk. Kto wie? Może niedługo i na ciebie zaczną tak reagować? Teraz, gdy wasza śmierć nie jest już taka pewna i macie rzeczywiste szanse na przeżycie, powrót do Ghadugh i dorobienie się, możesz zacząć myśleć o jakichś większych wyprawach na Cesarstwo lub, wraz z Agragiem, na Krasnoludy. -
Chciałby, żeby tak towarzysze broni na niego reagowali… wszyscy schodzą mu z drogi, ustępują mu miejsca, nie lekceważą go, traktują go z szacunkiem. Kiedyś może to osiągnie jakąś bitką albo jeszcze chuj wie czym innym. Tego wszystkiego nie osiągnie od razu i musi powolutku zapierdalać po wielu trupach na samą górę. No ale chuj tam, teraz trza się cieszyć zwycięstwem.
Kiwnął głową i ruszył za Agragiem. Ciekawe o czym chce on teraz gadać? Tego się pewnie zaraz dowie.