Dekapolis
-
Jurek:
To było bez dwóch zdań najciekawsze zlecenie, jaka wasza grupa dostała. Nie tylko dlatego, że już na wstępie opłacono wam noclegi, wyżywienie, leki, zapasy, ekwipunek, ubrania i wszystko inne, co na pewno się przyda, ale też tysiąc złota przed misją, drugie tyle po i dostęp do jednej piątej zysków. A zyski mogły być bardziej, niż spore, ruszyliście w końcu polować na “miękkie złoto”, jak nazywano futra niektórych zwierząt. Futra, które osiągały tak wielkie ceny tylko dlatego, że zdobyć je można było wyłącznie w Karak’Akes, mroźnym kontynencie Nordów, barbarzyńców zazdrośnie strzegących tych bogactw. Ale gdy zaangażowani byli oni w wojnę z Dekapolis i Krzyżowcami Argentu tutaj, a wielu z nich łupiło państwo Krzyżowców w Verden lub wybrzeża Cesarstwa… Taka okazja mogła się już nigdy nie powtórzyć. Wynajął was niejaki Halfdan von Kant, postać o barwnej biografii, ponoć jego matką była szlachcianka, po której nosił nazwisko, a ojcem nordyjski wojownik służący na jej dworze wraz ze swoją bandą jako najemnik. Był owocem ich zakazanego uczucia, dziedzicząc po ojcu sylwetkę wojownika i barbarzyńcy, a po matce szlachetne rysy. Większość życia spędził tutaj, wychowując się pośród Nordów, dopiero po dwudziestu latach powrócił do matki, która została zabita przez swojego męża, gdy ten dowiedział się o jej zdradzie. Nie mogąc jej pomścić, bowiem jej zabójca zmarł kilka lat wcześniej, wraz ze swoją drużyną Nordów złupił ziemie, które uważał za własne, przyjął nazwisko rodowe, choć kompani wciąż nazywają go Sigurdson, po ojcu, i wałęsał się jako najemnik po całym Verden. Jako ochroniarz i przewodnik dołączył do wyprawy pewnego kupca do Karak’Akes, który chciał zdobyć futra i inne bogactwa, zabili go jednak Nordowie, ale Haldfan przeżył i rozwinął biznes na tyle, aby pozwolić sobie na zorganizowanie tej wyprawy. Poza kontyngentem jego pobratymców towarzyszyłyście mu wy, spory oddział najemnych Krasnoludów, kilku Orków oraz liczni myśliwi, łowcy i traperzy, przede wszystkim ludzie i Elfy. Aby uniknąć przypadkowego zatopienia przez okręty Cesarstwa lub Krzyżowców, do Karak"Akes dopłynęliście na zwykłym statku handlowym, który zakotwiczył w niewielkiej zatoczce. Nad jej brzegiem rozbiliście warowny obóz i tak rozpoczęły się wasze przygody. No, może przygody to za wiele powiedziane, póki co tylko myśliwi polujący na zwierzęta futerkowe oraz morsy, dla ich kłów, mieli co robić, wy i reszta najemników mogliście odpoczywać, a najlepsze, że płacono wam za to nicnierobienie. Coś pięknego, szkoda tylko, że było za zimno, aby w pełni cieszyć się tymi chwilami wolnego czasu. -
Zimno nie działało zbyt dobrze na istotę zmiennocieplną, więc Wirka tym bardziej starała się rozgrzać na wszelki możliwy sposób - czy to śpiąc pod grubą warstwą futer, czy pijąc jedynie grzańce, czy, tak jak teraz, ćwicząc walkę wręcz. Jedną osobą z oddziału, która mogła próbować się z łączką na tym polu mierzyć była Córeczka, którą z pewnym trudem udało się namówić na sparing, mimo że półolbrzymka nie czuła potrzeby ćwiczeń, gdy płacono jej niezależnie od tego co robiła. Wirka w ludzkiej postaci, najmniej podatnej na zimno, szybko zmusiła ją jednak do większego wysiłku i teraz pojedynek trwał już na poważnie
-
Była to nie tylko forma ogrzania się, ale i rozrywki, widziałaś więc, że większość najemników i Nordów, nie licząc tych, którzy siedzieli czujnie na warcie, obserwowała wasz sparing, wśród nich był też Halfdan. Miałaś wrażenie, że Olbrzymka nieco się ociąga i nie daje z siebie wszystkiego, nie byłaś jednak pewna czy to przez zimno, czy ogólny brak chęci do wymiany ciosów wtedy, gdy nie jest to w ogóle potrzebne.
-
Russel Egidius, nazywany Śnieżnym Lisem był jednym z tych którzy na wojnie odnajdywali się lepiej niż gdziekolwiek indziej, a wojna Między nordami i dekapolis była jak najbardziej na jego rękę. Pomagała ukoić wieczne pragnienie zemsty i chęć zabijania. Jednak większość czasu, ze względu na swój preferowany sposób walki czynił bogate przygotowania. Zasiadał teraz cicho w śniegu pośród ubogich zarośli które zapewniły mu dodatkowy kamuflaż. Na kolanach spoczywał jego łuk refleksyjny ze strzałą nałożoną na cięciwę, przygotowany do natychmiastowego naciągnięcia a pół metra dalej stało jeszcze 10 strzał wbitych w ziemię, w zasięgu ręki, łatwiej było sięgnąć do nich niż wyciągać je z kołczanu. Śnieżny lis uważnie obserwował prowizoryczne obozowisko położone ok 200 metrów w dół zbocza od niego. Wszystko miało wyglądać tak naturalnie jak to tylko możliwe. Koło dogasającego ognia rozłożył namiot, nieopodal uwiązał konia, wszystko wyglądało perfekcyjnie, jego pułapka od dawna była gotowa. Na kogo ją zastawił? Od trzech dni podążała za nim niewielka grupa nordyjskich łowców głów. Byli przebiegli. Coraz lepsi łowcy wybierali się by zapolować na niesławnego Śnieżnego Lisa, ta grupa zdołała zbliżyć się o wiele bliżej niż ich poprzednicy, zdecydowanie za blisko. Russel nie mógł wygrać z nimi w otwartej walce, ale to jeden z powodów z których zawsze walczył nieczysto, nie mógł też zastawić na nich pułapki pośród drzew, bo bez wątpienia się jej spodziewali. Jedyną opcją jaka mu pozostała było wywabienie tego cholerstwa na otwartą przestrzeń gdzie odstrzeli ich jak kaczki. Arco krążył na niebie wypatrując nadciągających wrogów.
//Kurde ale się rozpisałem z tym postem startowym//
-
Najwidoczniej nie doceniłeś swoich przeciwników lub miałeś niepełne informacje na ich temat. Pułapka, jaką zastawiłeś, powinna wystarczyć, aby pozbyć się zwykłych łowców. Ci jednak albo nie byli zwykli, albo mieli pomoc. Z jednej strony łechtało to twoje ego, skoro na polowanie na ciebie wysłano tak wielu wrogów, ale z drugiej z każdą chwilą zwiększało to szanse na to, że zostaniesz zabity i nie będzie to bynajmniej śmierć w boju, nie miałeś wątpliwości, że zechcą cię żywego, aby móc torturować cię tak długo, aż będziesz czuł, że umierasz, do tego w najgorszych męczarniach. A wracając do wrogów, to musieli skombinować sobie wsparcie jednego ze swoich Szamanów, bo to nie Nordowie ruszyli przeszukać obóz, ale stwory, o których już słyszałeś, a na które mówiono Lodowe Szkielety. Czy jakoś tak. Było ich pięć i kierowały się wprost do obozowiska.
-
Wizja schwytania żywcem nie zbyt mu się uśmiechała, ale to dlatego zawsze trzymał przy sobie 2 noże… szybkie pchnięcie między żebrami, prosto w serce i już byłoby po wszystkim…
Cóż, widok lodowych szkieletów nie specjalnie go zaskoczył, spodziewał się co prawda żywych przeciwników ale tego nieumarłego cholerstwa było coraz więcej. Szczerze to nie zdziwiłby się gdyby łowcy wykorzystali to ścierwo jako przynętę by zdradził im swoją faktyczną pozycję. Niedoczekanie.
Wolał czekać jeszcze chwilę na rozwój sytuacji i aż przeciwnicy znajdą się trochę bliżej. -
Stwory dość szybko i sprawnie przeszukały obóz, ale gdy nic nie znalazły, zaczęły również przetrząsać okolicę, choć wciąż daleko od twojej rzeczywistej kryjówki. W tym tempie nie odnajdą cię szybko i najpewniej całe polowanie Nordów niedługo zawróci.
-
Gdyby zawrócili byłoby to bardzo dogodne. Russel mógłby wtedy podążyć śladami szkieletów do tego kto je kontrolował a potem poderżnąć mu gardło. Albo kompletnie to zignorować i ruszyć we własną stronę. Oczywistym był pierwszy wybór.
Cierpliwie odczekał aż szkielety zakończą poszukiwania i gdy tak się stało przywołał odpowiednim machnięciem ręki swego kruka. Znakiem dłoni nakazał mu by śledził potwory a sam spakował swe strzały do kołczanu i powoli udał się w ślad za nimi, rzecz jasna w miarę okrężną drogą bo miał względnie uzasadnione przeczucie że prawdziwi łowcy mogli obserwować jego obozowisko. -
Ptak zniknął pośród drzew i tyle go widziałeś. Wrócił o wiele szybciej, niż się spodziewałeś, co mogło oznaczać tylko to, że zgubił ślad. To, jak szybko te stwory zniknęły, pozostawało dla ciebie tajemnicą, a na dodatek nigdzie nie wypatrzył też zapewne żadnych Nordów.
//W karcie nie opisałeś tego dokładnie, ale poza rozumieniem ludzkiej mowy ten kruk też nią włada czy jak?// -
// Nie, po ludzku nie umie gadać, zamiast tego potrafi dawać dość skomplikowane (jak na ptaka) znaki jak kiwanie głową i tak dalej. Poza tym reaguje na znaki dłonią w stylu “do mnie” albo “leć za nimi.” Sorry że nie opisałem tego dokładniej w kp//
Russel wystawił rękę przed siebie by ptak mógł na niej wylądować
- Zgubiłeś ich? - zapytał lekko zdziwiony. Arco rzadko kiedy gubił cokolwiek, co oznacza ze to jakaś sztuczka ze strony przeciwników albo niefortunny pech. Może nawet magia. Kto wie? -
Kruk pokiwał głową, widocznie zawiedziony. Widziałeś po nim, że cała ta sytuacja go dziwiła i niepokoiła jednocześnie.
-
Lekko pogłaskał kruka gładząc mu piórka
- To nic. Następnym razem się uda - uspokoił swego kompana - Ale musisz się skupić. Czy widziałeś coś dziwnego? -
Popatrzył przez ciebie na chwilę i w końcu wzbił się w niebo, lądując na śniegu obok. Przeszedł kilka kroków i nagle podskoczył, zapadając się lekko w miękki puch. Po chwili wyskoczył i spojrzał się na ciebie, chcąc ci coś w ten sposób przekazać, ale nie byłeś do końca pewien co.
-
- Schowały się w śniegu? - zapytał po chwili zastanowienia Russel - No tak. Im pewnie czołganie się w zaspach całymi godzinami nie przeszkadza.
-
Słyszałeś o takiej taktyce, której używali Nordowie przeciwko wojskom Dekapolis, Krasnoludom i Krzyżowcom Argentu. Była bardzo skuteczna, pozwalając na atak z zasadzki, który niespodziewanie wycinał w pień strzelców, Magów, dowództwo lub odcinał drogę odwrotu. Najczęściej wykorzystywano w tym celu Lodowe Golemy czy Szkielety, podobnie pewnie było i w tym przypadku. Gdyby nie ptak, miałbyś spore szanse na to, aby w ową pułapkę wpaść i mógłby być to koniec twojej wendetty.
-
Ta wojna coraz bardziej przypominała podchody. Kiedyś polowanie na nordów było dziecinnie łatwe ale powoli lud tundry ukazuje swoje drugie, przebiegłe oblicze.
- Idę złożyć obozowisko. Wypatruj zagrożenia - poinformował kruka i jak powiedział tak zrobił. Zwinął namiot, spakował manatki na konie i przysypał dogasające ognisko śniegiem. -
Jeśli Nordowie lub ich potworki byli wciąż w pobliżu, co dość prawdopodobne, to nie przeszkodzili ci w niczym i jesteś gotów do drogi.
-
Więc bezzwłocznie wyruszył. Kierował się w okolicę miasta Bryn‐Shander. Rzecz jasna szerokim łukiem ominął okolicę w której Arco zgubił szkielety.
-
Przedarcie się tam może być dość trudne, Nordowie rozlali się wszędzie po okolicy i łatwo wpaść w ich mniej lub bardziej przemyślane zasadzki bądź pułapki, zwłaszcza, że niedługo zapadnie zmrok, jak zwykle szybko w tych rejonach. Najbliżej masz do miasta Targos, do którego raczej zdążysz przed zmrokiem i będziesz mógł przeczekać noc przed dalszą drogą.
-
W sumie to Targos też nie było najgorszą opcją. Do Targos więc!