Dekapolis
-
Wizja schwytania żywcem nie zbyt mu się uśmiechała, ale to dlatego zawsze trzymał przy sobie 2 noże… szybkie pchnięcie między żebrami, prosto w serce i już byłoby po wszystkim…
Cóż, widok lodowych szkieletów nie specjalnie go zaskoczył, spodziewał się co prawda żywych przeciwników ale tego nieumarłego cholerstwa było coraz więcej. Szczerze to nie zdziwiłby się gdyby łowcy wykorzystali to ścierwo jako przynętę by zdradził im swoją faktyczną pozycję. Niedoczekanie.
Wolał czekać jeszcze chwilę na rozwój sytuacji i aż przeciwnicy znajdą się trochę bliżej. -
Stwory dość szybko i sprawnie przeszukały obóz, ale gdy nic nie znalazły, zaczęły również przetrząsać okolicę, choć wciąż daleko od twojej rzeczywistej kryjówki. W tym tempie nie odnajdą cię szybko i najpewniej całe polowanie Nordów niedługo zawróci.
-
Gdyby zawrócili byłoby to bardzo dogodne. Russel mógłby wtedy podążyć śladami szkieletów do tego kto je kontrolował a potem poderżnąć mu gardło. Albo kompletnie to zignorować i ruszyć we własną stronę. Oczywistym był pierwszy wybór.
Cierpliwie odczekał aż szkielety zakończą poszukiwania i gdy tak się stało przywołał odpowiednim machnięciem ręki swego kruka. Znakiem dłoni nakazał mu by śledził potwory a sam spakował swe strzały do kołczanu i powoli udał się w ślad za nimi, rzecz jasna w miarę okrężną drogą bo miał względnie uzasadnione przeczucie że prawdziwi łowcy mogli obserwować jego obozowisko. -
Ptak zniknął pośród drzew i tyle go widziałeś. Wrócił o wiele szybciej, niż się spodziewałeś, co mogło oznaczać tylko to, że zgubił ślad. To, jak szybko te stwory zniknęły, pozostawało dla ciebie tajemnicą, a na dodatek nigdzie nie wypatrzył też zapewne żadnych Nordów.
//W karcie nie opisałeś tego dokładnie, ale poza rozumieniem ludzkiej mowy ten kruk też nią włada czy jak?// -
// Nie, po ludzku nie umie gadać, zamiast tego potrafi dawać dość skomplikowane (jak na ptaka) znaki jak kiwanie głową i tak dalej. Poza tym reaguje na znaki dłonią w stylu “do mnie” albo “leć za nimi.” Sorry że nie opisałem tego dokładniej w kp//
Russel wystawił rękę przed siebie by ptak mógł na niej wylądować
- Zgubiłeś ich? - zapytał lekko zdziwiony. Arco rzadko kiedy gubił cokolwiek, co oznacza ze to jakaś sztuczka ze strony przeciwników albo niefortunny pech. Może nawet magia. Kto wie? -
Kruk pokiwał głową, widocznie zawiedziony. Widziałeś po nim, że cała ta sytuacja go dziwiła i niepokoiła jednocześnie.
-
Lekko pogłaskał kruka gładząc mu piórka
- To nic. Następnym razem się uda - uspokoił swego kompana - Ale musisz się skupić. Czy widziałeś coś dziwnego? -
Popatrzył przez ciebie na chwilę i w końcu wzbił się w niebo, lądując na śniegu obok. Przeszedł kilka kroków i nagle podskoczył, zapadając się lekko w miękki puch. Po chwili wyskoczył i spojrzał się na ciebie, chcąc ci coś w ten sposób przekazać, ale nie byłeś do końca pewien co.
-
- Schowały się w śniegu? - zapytał po chwili zastanowienia Russel - No tak. Im pewnie czołganie się w zaspach całymi godzinami nie przeszkadza.
-
Słyszałeś o takiej taktyce, której używali Nordowie przeciwko wojskom Dekapolis, Krasnoludom i Krzyżowcom Argentu. Była bardzo skuteczna, pozwalając na atak z zasadzki, który niespodziewanie wycinał w pień strzelców, Magów, dowództwo lub odcinał drogę odwrotu. Najczęściej wykorzystywano w tym celu Lodowe Golemy czy Szkielety, podobnie pewnie było i w tym przypadku. Gdyby nie ptak, miałbyś spore szanse na to, aby w ową pułapkę wpaść i mógłby być to koniec twojej wendetty.
-
Ta wojna coraz bardziej przypominała podchody. Kiedyś polowanie na nordów było dziecinnie łatwe ale powoli lud tundry ukazuje swoje drugie, przebiegłe oblicze.
- Idę złożyć obozowisko. Wypatruj zagrożenia - poinformował kruka i jak powiedział tak zrobił. Zwinął namiot, spakował manatki na konie i przysypał dogasające ognisko śniegiem. -
Jeśli Nordowie lub ich potworki byli wciąż w pobliżu, co dość prawdopodobne, to nie przeszkodzili ci w niczym i jesteś gotów do drogi.
-
Więc bezzwłocznie wyruszył. Kierował się w okolicę miasta Bryn‐Shander. Rzecz jasna szerokim łukiem ominął okolicę w której Arco zgubił szkielety.
-
Przedarcie się tam może być dość trudne, Nordowie rozlali się wszędzie po okolicy i łatwo wpaść w ich mniej lub bardziej przemyślane zasadzki bądź pułapki, zwłaszcza, że niedługo zapadnie zmrok, jak zwykle szybko w tych rejonach. Najbliżej masz do miasta Targos, do którego raczej zdążysz przed zmrokiem i będziesz mógł przeczekać noc przed dalszą drogą.
-
W sumie to Targos też nie było najgorszą opcją. Do Targos więc!
-
Przebiłeś się do bram miasta bez żadnych trudności, jak na złość żaden Nord na ciebie nie napadł, a także na szczęście żaden z miejskich strażników nie miał wątpliwości kim jesteś, w Targos byłeś znany i poważany, więc od razu wpuszczono cię do środka przez główną bramę.
-
Taka rozpoznawalność bywa czasem bardzo pomocna, zwłaszcza jeśli nawet straż miasta ma do ciebie respekt a i ludzie częściej schodzą ci z drogi.
Russel bez namysłu udał się do jakiegoś dowódcy wojskowego, kapitana straży czy kogoś takiego kto miałby możliwość udzielenia mu ważnych informacji i wskazania nordyjskich dowódców których w najbliższym czasie trzeba ukrócić o głowy. Jeśli, co wątpliwe, nie wiedział gdzie się udać to popytał strażników lub żołnierzy których bez wątpienia w mieście nie brakowało. -
Targos chyba od zawsze było najbardziej zmilitaryzowanym i najbezpieczniejszym miastem w Dekapolis, walcząc przez całą swoją burzliwą historię z rozmaitymi bestiami, Nordami, Orkami, Goblinami, Krasnoludami i innymi miastami. Straż miejska nie była tutaj biedna i źle wyposażona, istniały co prawda formacje typowo porządkowe, ale nawet oni mieli na sobie solidne gambesony, kapaliny i kolczugi, a wyposażeni byli w sztylety, włócznie i miecze. Jednak ich rzadko kiedy wypuszczano poza miasto, prawdziwą strażą Targos byli odziani w kolczugi, solidne hełmy z przyłbicami, napierśniki i elementy zbroi płytowej na rękach i nogach wojownicy, wyposażeni w halabardy, długie miecze i sztylety, niektórzy zamiast tego pierwszego oręża mieli dwuręczne kusze i kołczany pełne bełtów. Stanowili naprawdę groźną jednostkę, na którą składało się nieco ponad stu najlepszych wojowników z całego miasta, oddanych jego sprawie i burmistrzowi, który szkolił ich osobiście. Poznałeś go kiedyś, choć była to krótka rozmowa, to jednak nawet na tobie Kemp z Targos wywarł wrażenie wielkiego wojownika. Jednak, co oczywiste, niezbyt mogłeś z nim porozmawiać, więc pozostawał ktoś niższy rangą. Koszary straży znalazłeś bez trudu, a w nich Berghera, krasnoludzkiego najemnika z Verden, na żołdzie straży miejskiej, który odpowiadał za kontakty z podobnymi sobie, czyli innymi najemnikami, jacy licznie zasilali armie wszystkich miast Dekapolis, choć Targos zatrudniało bardziej nielicznych specjalistów i elitarnych wojowników, z racji swojej własnej armii niepotrzebni im byli pospolici wojownicy.
- No, no, postrach tundry, witamy. - powiedział, przerywając dłubanie w zębach wykałaczką, Krasnolud. - Jakiemu wodzowi ujebałeś łeb przy samej szyi tym razem? - dodał, śmiejąc się pod nosem. -
- Niestety ostatnio nie mam szczęścia. Skurwysyny robią się ostrożne i ostatnio trafiały mi się same płotki - stwierdził i lekko zachichotał - Działo się coś ostatnio? Dowództwo chce żebym wykończył kogoś konkretnego? A tak poza tym to miło znów widzieć jakąś przyjazną gębę.
-
- A tam, działo, nie działo, co za różnica? Nawet jak się co dzieje, to i tak nuda, bo chuj wie, co oni teraz planują. Albo wymyślili jakiś genialny plan wygrania z nami, albo siedzą na dupach i próbują nas zmiękczyć. A z dowództwem to sam pogadaj, ja tu tylko sprzątam, nie?