Dwór Srebrnej Maski
-
— Nigdy nie zamierzałem okłamywać ani jego, ani Ciebie. — Zmrużył oczy. — Ale tak, tak… Do rzeczy.
Odchrząknął. Dobrze byłoby napić się czegoś.
— Kilka tygodni temu zacząłem poważnie myśleć nad tym, co tak właściwie daje szczęście w życiu. Ciekawa sprawa. Zajmowałem się szulerstwem oraz zleceniami, kryjąc przed ludźmi to, kim byłem naprawdę. Jedno dawało mi satysfakcję, drugie pieniądze, ale żadne szczęścia, a przynajmniej doszedłem do takiego wniosku. Myślałem czy może lud, z którego pochodziła moja matka, Mivvoci, nie mieli lepszego sposobu na życie? Więc wybrałem się do nich, a oni mnie znaleźli. By zostać wcielonym do plemienia musiałem przejść, jak na to mówili? Ah tak, musiałem przejść Próbę. I uwierz, że szło mi całkiem nieźle, będąc nieskromnym. Tyle, że nie zdążyłem dotrzeć do jej końca, bo ludzie Magraudera postanowili przyłączyć się do widowiska. Zaczęli wyłapywać wszystkich, a ja skryłem się w tym czasie. Potem wyszedłem im na spotkanie i podałem się za myśliwego, pochwyconego przez szaroskórych. Chwycili to, a ja wykorzystałem tą farsę, by śledzić ich aż do szyn. Miałem całkiem niezły plan uwolnienia Mivvotów, przedostałem się nawet na pokład pociągu, ale później wyszło na to, że moim drodzy pół-pobratymcy uznali mnie za winnego ich tragedii i nieomal zabili, gdyby nie, jak przypuszczam, twoi ludzie. Dzięki nim uciekłem z wagonu i zacząłem biec w górę pociągu. Przydatnym byłoby dowiedzieć się, gdzie była stacja docelowa, ale cóż… Wszystkiego mieć nie możemy, prawda? — Spojrzał wymownie na Srebrną Maskę. — Po tym zamieniłem kilka słów z twoimi podkomendnymi, a znakomite z nich chłopaki, bo nie dość że wybili wszystkich zbirów Magraudera, to jeszcze zapewnili mi najtwardszy sen od długiego czasu. I cóż… — Rozłożył dłonie. — Na tym historia się kończy, ponieważ mam podstawy by podejrzewać, że jej resztę znasz, czyż nie?
-
- Lepsze to niż kulka w łeb, zapewniam cię… Ta historia trzyma się kupy i nawet mnie przekonuje, a przynajmniej na tyle, abym nie musiał kazać komuś z moich ludzi się ciebie pozbyć. Komplikuje to sytuację, bo skoro nie mam zamiaru cię zabić, to muszę coś z tobą zrobić, w wypuszczenie ot tak nie wchodzi w grę, zainwestowałem wiele czasu, zasobów i pieniędzy aby pozostawić to miejsce ukryte i nie pozwolę, żeby ktoś je wydał… Znam Magrudera na tyle aby wiedzieć, że wyciągnąłby z ciebie wszystko, więc nawet nie protestuj. Dlatego albo przełamię w sobie opory moralne i za chwilę zginiesz, albo przekonasz mnie, że warto będzie dać ci szansę i cię zatrudnić.
-
-- Jestem uniwersalną osobą. Zakres moich usług zaczyna się na oszukiwaniu niezbyt bystrych ludzi w karty, a kończy na wyciąganiu pechowców z amaksjańskich jaskiń. – Przebrał palcami powietrze. – Powiedz, czego Ci trzeba, a ja to wykonam. W końcu masz cenę, z którą nie mogę się kłócić, prawda? – Uśmiechnął się krzywo.
-
- Chciałbym żebyś zademonstrował mi swoje umiejętności. Skoro gramy o najwyższą stawkę to pokaż mi najlepsze, na co cię stać, oszczędź mi karcianych sztuczek.
-
-- Nie widzę przeszkód. – Odpowiedział, w tym samym momencie zlewając się z otoczeniem. Karciarz zniknął, obrzucając samego siebie iluzją, po czym stąpając na koniuszkach palców zszedł z krzesła i oddalił się o dwa kroki od stołu.
-
- Imponujące. - przyznał Srebrna Maska po chwili. - Bardzo imponujące. A co z przyjmowaniem wyglądu innych osób?
-
Wciąż pozostając niewidocznym, stanął przed Srebrną Maską. Przyjrzał się mu, szczegółom jego odzienia i twarzy, którą osłaniał metalem i… przyjął jego wygląd, jednocześnie ujawniając się. Przed Srebrną Maską stał Srebrna Maska.
— Do twarzy jak do lustra. -
- Intrygujące. Myślę, że mógłbym znaleźć dla ciebie jakieś zajęcie. Możesz czuć się zatrudniony.
-
I wtedy James zrzucił z siebie iluzję.
— Świetnie. — Dygnął lekko. — A więc co mnie teraz czeka, jeżeli wolno spytać? -
- Jesteśmy cywilizowani, przynajmniej taką mam nadzieję względem ciebie. Zapewnię ci lokum, coś do jedzenia i przynajmniej kilkanaście godzi na sen i odpoczynek. Później zastanowię się nad twoim pierwszym zadaniem.
-
Kiwnął głową, na znak przyjęcia jego słów do świadomości. Po tym rozejrzał się nieco niezręcznie, nie wiedząc czy ma jeszcze na coś czekać. W końcu głupio byłoby od tak odejść, w szczególności gdy nie zna się miejsca ani kierunku, w którym powinno się udać.
-
Machnął ręką i podszedł do was jeden z ludzi obecnych przy napadzie na pociąg.
- To Samson, będzie ci służyć za przewodnika. Możesz odejść, chyba że masz jeszcze jakieś pytania? -
— Podejrzewam, że nie mam żadnych. — Odpowiedział, skinąwszy Samsonowi rąbem kapelusza.
-
Mężczyzna wyszedł, a ty za nim. Nie był zbyt rozmowy, ale może przekona się do ciebie, tak jak inni, po wykonaniu kilku misji dla Srebrnej Maski? Tak czy siak, nowe lokum nie było niczym wielkim, to kwatera w jednym z baraków, na którą składało się łóżko z siennikiem, derkami, skórami i puchową poduszką, kufer na rzeczy osobiste i niewielka szafka, na której czekał już na ciebie złożony z mięsa, warzyw i sosu posiłek oraz dzbanek z wodą, wraz z kubkiem i kompletem sztućców.
-
— Dzięki, przyjacielu. — Kiwnął głową Samsonowi i usiadł na łóżku, czekając aż ten wyjdzie.
Kwatera, którą otrzymał, w pełni go zadowalała. Ba, czasem na takie luksusy nie wystarczały mu własne pieniądze, szczególnie gdy jego triki nie wystarczały do wygranej w karty. Na jedzenie też nie mógł narzekać. -
Cóż, mogło być tylko lepiej, jeśli się postarasz, ale w takiej sytuacji, niezależnie od tego jak bardzo zmęczony, śpiący czy głodny byłeś, to jednak ciężko nie myśleć ci o tym, kim jest ten cały Srebrna Maska, ani o tym, w co teraz się znowu wpakowałeś.
-
James znał swoje szczęście. Jeżeli wpakował się w cokolwiek, to istniała tylko jedna opcja - nie było to nic dobrego. W końcu skończy jednego dnia sztywny, z czerwoną dziurką z tyłu głowy. Ale dzisiaj? Dzisiaj nie był ten dzień.
Wygodnie wyłożył się na łóżku, biorąc w dłonie talerz z posiłkiem, za którego przeżuwanie się zabrał.
A Srebrna Maska? Gość na pewno był ciekawy. W końcu nie codziennie ktoś zasłania swoją twarz kawałkiem solidnego metalu. Co go do tego skłoniło? Brzydota, blizny? Może pochodzenie? James kiedyś słyszał taką historię. Potężny władca miał sobowtóra, brata bliźniaka. Nie cierpiąc bycia mylonym i obawiając się o zapędy tamtego co do władzy, oszpecił go, zasłonił stalową maską i zamknął w celi. Być może tu chodziło o coś podobnego?
-
Jedynym sposobem, aby odkryć prawdę, jest zapytać. Albo Srebrną Maskę we własnej osobie, albo kogoś z jego świty, chociaż ciekawskie węszenie może się źle skończyć, zwłaszcza teraz, gdy nie mają do ciebie zbyt wiele zaufania. Na to zapewne przyjdzie pora, a może jeśli wystarczająco się zasłużysz dla jego sprawy to sam zdradzi ci wszelkie szczegóły i nawet ukaże prawdziwe oblicze?
-
Na razie Jamesowi nie spieszyło się ku temu. Jeżeli Maska postanowił zasłonić swoją twarz, to na pewno miał ku temu dobry powód.
Mężczyzna zadzwonił widelcem o talerz, wybierając z niego kolejny kawałek mięsa.
Bardzo prosta rzecz, nie różniąca się w niczym od tego, co sam czynił teraz. Miał potrzebę zaspokojenia głodu, więc jadł. Maska chciał ukryć swoją facjatę przed wszystkimi, więc nałożył na nią maskę. Prostota.
A jednak… Wiązało się z tym pewne pragnienie poznania tego, co się pod nią kryje.
James obrócił pieczyste na widelcu.
Tego, co jest po drugiej stronie.Ale to w swoim czasie, prawda? Na razie dokończył posiłek.
-
Nie było szczególnie smaczne, ale na pewno lepsze, niż podróżne żarcie, którym musiałeś się ostatnio zadowolić. Po skończonym posiłku, tak jak powiedział Maska, masz czas na sen i odpoczynek, nim ten zleci ci pierwsze zadanie.