Begin
-
Uśmiechnęła się lekko. Ten dzień zaczynał się nawet dobrze, pomimo wszystkiego, co ją spotkało. Odstawiła je pod ścianę, a kaloryfer zakręciła. Po tym rozejrzała się w poszukiwaniu łazienki. Wczoraj nawet tego nie sprawdziła, a nie miała pojęcia czy w jej pokoju znajdowała się jakakolwiek. Równie dobrze łazienki mogły być wspólne, na korytarzu.
-
Jednak miała swoją łazienkę, z której raczej bez problemu mogła skorzystać.
-
I tak też zrobiła, choć na razie wyłącznie przepłukała usta i przemyła twarz. Po tym wciągnęła na siebie swoje ubrania oraz wysuszone obuwie. Opuściła pokój bez zamykania go, w końcu nie miała tam żadnych cennych przedmiotów. Za to wybrała się na spacer po hotelu, chcąc sprawdzić co poza zwykłymi pokojami znajduje się tu. Jadalnia? Po głowie chodziła jej siłownia lub chociażby sala gimnastyczna, Adahy nie miała zamiaru przerywać swojego reżimu treningowego, choć bez tych udogodnień też sobie poradzi.
-
// Alone.
-
Znalazła coś co wyglądało na siłownię. Nie była jakoś bardzo wyposażona, ale Adahy mogła tu przynajmniej w spokoju ćwiczyć.
-
Hmm, to dobrze. Choć… Stojąc w przejściu do pomieszczenia, jej mina zrzedła. Mogła ćwiczyć, jasne, ale dla czego? Przecież skoro już znalazła się “tutaj” to nie było mowy o West Point. Ba, nawet gdyby istniał jakiś sposób na to, Adahy widniała już w policyjnych kartotekach, jej akta zostały spisane. Jednak tu… Tu jej nie znali. Nie wiedzieli niczego na jej temat.
“Komuchy w końcu też muszą mieć wojsko, nie?” Pomyślała sobie i zawróciła, tym razem szukając hotelowej jadalni czy stołówki. W pamięci zapisała sobie, by później zapytać hotelarzy o to. -
Stołówki nie było. W recepcji znów spotkała tego zmiennoksztsłtengo, którego wczoraj poznała. Wyglądał na nieco zasmuconego.
-
Przystanęła na sekundę, ale po tym podeszła do lady recepcji i oparła się o nią łokciami.
— Ej, słuchaj. — Zaczęła, starając się ignorować ich zasmucenie. — Właściwie to jak ja mam się do Ciebie zwracać, skoro jesteś więcej niż jedną osobą?// Adahy jest moim podejściem do nauczenia się gry postaciami nie do końca dobrymi moralnie, więc proszę wybacz mi, jeżeli niektóre dialogi będą wydawały się koślawe lub jej akcje nielogiczne lub też źle opisane. //
-
— Nazywam się Suseł. Jeśli obchodzą cię zaimki, wybierz sobie jaki ci się żywnie podoba. W czymś jeszcze mogę ci pomóc?
-
— Hmph. Powiedz mi, kto rządzi tą okolicą?
-
— Tą konkretnie? Właściwie to nikt. Jest wprawdzie Kizuka, ale ona niezbyt przykłada się do swoich obowiązków.
-
— Kizuka? — Dociekliwie podniosła brew.
-
— No. Taka laska w ciemnym płaszczu. Czasem pojawia się ludziom w snach.
-
— Aha… A jakbym chciała zamienić z nią kilka słów, gdzie mogę ją spotkać?
-
— Nie mam pojęcia. Laska pojawia się i znika, do mnie rzadziej zagląda, odkąd się pokłóciliśmy.
-
— Ta… — Odbiegła od niego wzrokiem z znudzoną miną. — A o co poszło?
-
— O pierdoły. Nie dogadywaliśmy się po prostu. Tyle. Coś jeszcze?
-
Uśmiechnęła się, unosząc krzywo kącik ust.
— Nie, to wszystko, czego potrzebowałam. — Powoli, nonszalancko odsunęła się od blatu i odeszła w stronę wyjścia z hotelu. — Dzięki. — Rzuciła jeszcze na odchodne, spoglądając na susła z tym samym, jakby zwycięskim uśmiechem. -
Adahy trafiła na zewnątrz. Była nieco pochmurno, ale wciąż całkiem ładnie. Dzieciaki niedaleko grały w piłkę. Gdzieś kot gonił myszkę, kilku mężczyzn rozładowywało wóz. Dokąd Adahy chciała się udać?
-
Warto byłoby udać się na jakieś śniadanie. Być może bar w którym była wczoraj serwował je? Tam poszła.