Dallas
-
- Chciałbyś tu zostać, co? - zapytał, choć jego ton nie był w żadnym stopniu oskarżycielski. Ba, miałeś wrażenie, jakby w duchu liczył na to, że potwierdzisz, bo miał podobne zamiary.
-
— Nie ma teraz niczego lepszego, więc chciałbym tu zostać. Ty też chcesz tu zostać, bo gdzie indziej będziesz zagadywać laski, które cię nie zabiją przy pierwszej lepszej okazji?
-
- Taaaa… Nie tylko takie, które nie chcą mnie zabić, ale też takie, które jakoś wyglądają, myją się i ogółem wyglądają jak kobiety. Także cieszy mnie ta decyzja, bo nie wiem, czy nadstawiałbym tym razem za ciebie karku, gdyby miał wybór między tobą a nimi.
-
— Ale z ciebie chuj jest.
Spojrzał się na niebo, aby ocenić pozycję słońca i mniej więcej ustalić godzinę oraz za ile będzie zachód słońca. -
- A to tylko jedna z moich licznych zalet. - odparł, parskając śmiechem.
Do zachodu słońca zostało jeszcze kilka godzin, które możesz jeszcze jakoś spożytkować.
//Możemy przewijać do wieczora jeśli chcesz, bo wcześniej nic nie planuję. Tak w zasadzie to planuję coś dopiero na następny dzień, więc twój wybór, kiedy przewiniemy.// -
Skoro do zachodu pozostało jeszcze kilka godzin, to pochodził po ranczu, pomógł w jakiś drobnych robotach, zjadł coś i to chyba tyle na dzisiejszy dzień.
//Przwijanko na następny dzień.//
-
Po kolejnej schadzce nie miałeś już wiele do roboty i zasnąłeś, budząc się rano. Co ciekawe, tym razem dla odmiany nie zostałeś obudzony pianiem koguta, grą na trąbce czy chrapaniem kogoś z pryczy obok, ale okrzykami i wystrzałami z broni palnej. Jax śpiący na pryczy nad tobą zerwał się momentalnie, zawadzając głową w sufit.
- Kurwa. - mruknął, zeskakując na podłogę i pocierając sobie głowę w bolącym miejscu. Później szybko zaczął się ubierać, podobnie jak wszyscy inni śpiący w baraku ludzie. -
Kurwa, niech go chuj strzeli, jeżeli to te same pojeby co wczoraj. Zerwał się i też zaczął jak najszybciej się ubierać. Upewnił się, że ma przy sobie broń, ale zanim w ogóle wybiegł z baraku, to zobaczył jak to wszystko wygląda na zewnątrz. Czy może teraz wybiec i zająć się tym, co do niego należy, czy jest na tyle bezpiecznie, że musi się teraz powstrzymać przed wybiegnięciem z baraku?
-
Ciężko powiedzieć, bo nie widziałeś, skąd dobiegały strzały, kto w ogóle wrzeszczał, a kto strzelał. Niemniej pod barakiem nie czai się żaden bandzior z gnatem, więc możesz go opuścić, gdy tylko nabierzesz na to ochoty.
-
Czyli raczej nie powinien oberwać ołowiem w brzuch, gdy wyjdzie z baraku. Raz kozie śmierć. Wybiegł z baraku, ale właściwie to nie wie, gdzie ma pobiec najpierw. Chyba najlepiej będzie pobiec w kierunku, z którego dochodzą strzały.
-
Problem jest taki, że zdawały się dochodzić zewsząd, jakby obrońcy i atakujący razili się ołowiem, bo ci drudzy otoczyli rancho i przypuścili szturm, gdzie tylko się dało.
-
Najpierw się zbliżył na tyle, aby mógł zobaczyć, kto atakuje. Jak wyglądają atakujący? Są tu zupełni inne typy od tych, z którymi miał wczoraj potyczkę, czy zupełnie kto inny? Na miarę swoich możliwości postarał się odpierać szturm obrzynem, ale przedtem się za czymś schował.
-
//Wolałbym, żebyś jednak najpierw ruszył w jakimkolwiek kierunku i rzeczywiście zobaczył atakujących, bo z tego miejsca, gdzie stoi twoja postać, nikogo nie widać, on słyszy tylko krzyki i strzały.//
-
//Zmieniłem poprzedni post, chyba gut jest.//
-
Trup ścielił się gęsto w pobliżu bramy, z tego, co widziałeś, to żaden ze strażników, którzy normalnie pełnili tam wartę, nie przeżył. Wśród atakujących zaś przeważały Bestie, jednak ci tutaj byli lepiej uzbrojeni, mieli już jakąś broń palną, co prawda głównie pistolety maszynowe, które sami wytworzyli lub od kogoś kupili, pistolety, rewolwery i stare karabiny czterotaktowe lub dwutaktowe, ale nie brakowało wśród nich wojowników z łukami, kuszami i rozmaitą bronią białą, było też wielu spośród nich, którzy zamiast broni trzymali solidne tarcze w kształcie prostokąta, z drewna obitego grubo metalem, którzy osłaniali swoich kompanów. Biorąc pod uwagę to, jak łatwo strażnicy odpierali normalnie ataki Zombie, zagadką było dla ciebie, jakim cudem teraz tym udało się tak łatwo sforsować bramę.
-
Raczej nie będzie to zagadką… Psia mać, przecież za to wszystko może odpowiadać osoba, która próbowała coś zmajstrować przy ogrodzeniu tamtej nocy. Nie będzie teraz rozmyślać o tym, kto za to odpowiada i jak Bestię się tutaj dostały, teraz musi odeprzeć ich atak. Na razie jest “spokojnie”, ale gdy zrobi się już naprawdę źle, będzie musiał spierdalać. Obrzyn w łapę i celował oraz strzelał w przeciwników, które były najbliżej niego.
-
Byli zbyt daleko, abyś mógł osiągnąć przy strzale coś więcej niż zmarnowanie amunicji. Musieli podejść bliżej lub to ty powinieneś się do nich zbliżyć, co jednak w obecnej sytuacji, przy ich liczebnej przewadze i braku osłony, nie było najlepszym pomysłem.
-
Więc musi czekać, jeżeli chce teraz tutaj siedzieć i odpierać atak. Na pewno nie wyjdzie i nie będzie teraz ryzykować oberwaniem ołowiem w brzuch, więc poczeka, aż któryś się zbliży.
-
- Spadamy? - rzucił ci Jax, stukając cię w ramię, gdy w końcu cię dogonił. - Czy masz jakiś genialny plan jak to wszystko ocalić?
-
Rozejrzał się jeszcze, aby sprawdzić, czy nikt nie potrzebuje pomocy i czy w ogóle są podejmowane jakiekolwiek działania, które mają na celu zatrzymania tych debili.