Warszawa
-
Mógłby spróbować zrobić jakiś wabik, ale to zajmie trochę czasu i ktoś mógłby go przyłapać na gorącym uczynku, więc obejdzie się bez wabika.
Wysiadł z samochodu i otworzył drzwi lub bramę od garażu //zakładam, że jakaś jest// i z powrotem wsiadł do auta. Wziął głęboki wdech, wrzucił bieg i wyjechał z garażu. Jadąc, usiłował nie potrącić nikogo, ale też schylił się jak najniżej, aby jakaś kula nie trafiła go w głowę lub tors. -
Większość czasu szło gładko, bo ułożyłeś się tak, że byłeś kiepsko widoczny, dzięki czemu tamci myśleli pewnie, że ktoś z nich postanowił wsiąść za kółko i ruszyć w pościg za Zygmuntem. Nawet odsunęli się na tyle, abyś mógł przejechać i wszystko by się udało, gdyby nie okrzyk jednego z nich. Wtedy posypały się pociski, a choć wiele trafiło, to chyba nie zrobiły wiele i nie zniszczyły żadnych żywotnych części pojazdu. Tak czy siak, udało ci się zbiec i masz na swoim koncie wyczyn, o którym rzeczywiście możesz z dumą opowiedzieć.
-
Będzie mógł z dumą opowiedzieć, ale nie ma na to czasu. Nie wziął pod uwagę jednej rzeczy, a mianowicie, że będzie musiał spierdalać z miasta jak najszybciej, bo ci mogą wyruszyć za nim w pościg. Psia krew, o tym nie pomyślał. No ale chuj, ma samochód i narzędzia, więc nie będzie tak źle, jeżeli mu się Opel rozkraczy na środku drogi. Jak na razie kontynuował jazdę przed siebie, a jeżeli spotkał gdzieś po drodze Zygmunta albo Roberta, to się zatrzymał.
-
Ty poszedłeś w swoją stronę, oni w swoją i mało prawdopodobne, że się jeszcze spotkacie. Nie zauważyłeś ich nigdzie po drodze, a jeśli tamci wysłali jakiś pościg, to widocznie za późno lub zwyczajnie ich zgubiłeś. Albo do żadnego pościgu nie doszło, kto wie? Tak czy siak, po trwającej około godzinę jeździe, gdzie musiałeś kluczyć ulicami, omijając te pełne Zombie lub zawalone gruzami i wrakami, opuściłeś stolicę. Tylko co teraz?
-
Chciał na południe, w góry, więc w tym kierunku będzie się kierować, ale najpierw chciałby znaleźć jakieś miejsce, gdzie mógłby wprowadzić drobne zmiany w samochodzie. Mapy Polski nie ma, ale może się kierować na południe dzięki znakom i określeniu kierunków geograficznych za pomocą słońca. Jadąc jakąś drogą, rozglądał się za znakami, które mogą go informować, w którą stronę należy jechać, aby trafić do Krakowa i innych większych miast na południu. Oprócz szukania samych znaków, rozglądał się za jakąś wioską lub domostwem, koniecznie ze stodołą lub garażem, gdzie mógłby przekimać i pomajstrować przy samochodzie.
-
W tym celu musiałeś zajechać jakieś pięćdziesiąt lub więcej kilometrów od Warszawy. Odnalazłeś tu niewielkie miasteczko lub dużą wioskę, zależnie jak na patrzeć. Znaku z nazwą już dawno nie było, część budynków była w ruinie, widziałeś tu też sporo Zombie różnych typów wałęsających się po ulicach, nie brakowało też gruzu czy wraków, ale i tak było nieźle.
-
Za dużo sztywniaków, ale nie może wybrzydzać i musi znaleźć jak najlepsze miejsce, jakie mu teraz to miasteczko oferuję, czyli jakiś garaż najlepiej. Może jakaś remiza strażacka albo coś, co wygląda jak warsztat? Za tym się najpierw rozejrzał, ale wziął też pod uwagę jakieś garaże albo nawet jakiś magazyn.
-
Odnalazłeś budynek OSP, ale ten był w ruinie, choć nie zmienia to wiele twojej sytuacji, prędzej znalazłbyś tam puste butelki po ostatniej imprezie niż jakieś narzędzia. Większość domów jednorodzinnych miała mniejsze i większe garaże, zostało ci wybrać jakiś konkretny lub szukać czegoś innego dalej.
-
W OSP to sam też czasami chlał ze znajomymi strażakami. Zwykle chlali po tym, jak któryś ze strażaków podpalał łąkę, a jego koledzy potem ją gasili i świętowali zwycięstwo w walce z ogniem. Skoro budynek Ochotniczej Straży Pożarnej jest w ruinie, to wybrał jakiś domek rodzinny z większym garażem. Zanim w ogóle wjechał do takiego garażu, sprawdził czy w domu nie czyha jakie licho albo chuj wie co.
-
Pierwszy wybrany przez ciebie dom miał garaż, ale żeby do niego wjechać, musiałeś otworzyć drzwi od środka, czyli wejść doń przez dom. Ten szczęśliwie był pusty. Albo i nieszczęśliwie, bo nie znalazłeś tam dosłownie nic, ani Zombie, ani ludzi, ani jedzenia czy czegokolwiek przydatnego. Brama garażowa jednak działała, więc bez trudu ją otworzyłeś i wjechałeś tam swoim pojazdem.
-
Zgasił Zafirę w garażu i wyjął kluczyk ze stacyjki, który następnie włożył do przedniej kieszeni w spodniach. Następnie zobaczył, jaka jest obecna pora dnia i postanowił, że wyruszy na mały zwiad i spenetruje kilka domków, aby poszukać jedzenia, wody i broni. Ale przed samym zwiadem jego zapasy schował do bagażnika i przykrył jakąś szmatą. Teraz jest już gotowy na wypad.
-
Potencjalnych celów miałeś w zasięgu wzroku multum, inna kwestia, które wybierzesz i czy rzeczywiście znajdziesz tam jakieś wartościowe łupy.
-
No to wybrał dom, który jest najbliżej jego tymczasowej kryjówki. Nie chce się za daleko oddalać i spędzać nocy w łazience albo w piwnicy. Samochód jest dużo bezpieczniejszy i dużo łatwiej będzie mu uciec, jeżeli będzie jakieś zagrożenie.
-
Domek jak to domek, choć ten nie został zupełnie splądrowany, co znaczy, że ludzie opuścili je dawno lub coś powstrzymało szabrowników. Odnalazłeś tu nieco przyborów toaletowych, choćby szczoteczki, ale raczej używane, pastę do zębów, dezodorant, patyczki do uszu, jakąś domową chemię, ubrania wszelkiej maści, dla małej dziewczynki, nastolatka i dwojga dorosłych, koce, poduszki, kołdry, sztućce, narzędzia, a przede wszystkim zapasy: Łącznie dwadzieścia litrów wody, trzy twarde jak kamień bochenki chleba, płatki śniadaniowe, dwie paczki chipsów, orzeszki ziemne, ryż, kaszę i… Niezależnie od tego, co jeszcze mogło się tu kryć, strzały na zewnątrz i powarkiwania Zombie oderwały cię od szabrowania.
-
Szczoteczki mógłby zdezynfekować we wrzątku, a potem w alkoholu. Lepiej myć zęby używaną, ale zdezynfekowaną szczoteczką, niż własnym palcem albo szmatką. A tyle rzeczy, w jednym budynku i na dodatek nietknięte? No i jeszcze te strzały na zewnątrz? Nie musi być wcale sam w tym miasteczku.
Najpierw wyjrzał przez któreś okno i rozejrzał się. Jak wygląda sytuacja? Widać stąd tego, kto strzelał? No i ile jest sztywniaków na zewnątrz? -
Z tego co widziałeś, tylko kilku. Szli, warcząc i śliniąc się, w kierunku jednej z uliczek. Z tejże uliczki poleciały ku nim serie z broni palnej, które położyły wszystkich sztywnych. Z uliczki wyszli ludzie, których chyba najmniej się spodziewałeś, a mianowicie trzej żołnierze, z pełnym wyposażeniem i w mundurach Wojska Polskiego. Mogli oczywiście tylko się pod takich podszywać, ale z drugiej strony widywałeś jeszcze zorganizowane grupy wojskowych w stolicy.
-
Cholera, żeby tylko się nie okazało, że rzeczy, które znalazł w tym domu, należą do tych wojskowych. Kurwa, wszystkiego tego ze sobą nie zabierze i nie zaniesie do swojego samochodu, ale też nie chce tego wszystkiego tutaj zostawić, ale z drugiej strony będzie mieć duży problem, jeżeli znajdą jego samochód. Na tę chwilę postanowił, że poczeka kilkanaście minut i wtedy wyjdzie na zewnątrz, a potem w kierunku garażu, w którym zostawił swój środek transportu.
-
//Czyli, jak rozumiem, chce przeczekać, aż tamci sobie pójdą, a później wrócić z łupami do samochodu?//
-
//yes.//
-
Tamci rozmawiali chwilę, przy okazji odstrzeliwując jednego Zombie, który usiłował ich zaatakować. W końcu jeden sięgnął do plecaka i wyjął stamtąd megafon, jakby zupełnie nie przejmując się tym, że może zwabić w ten sposób kolejne zdechlaki.
- Mówi sierżant Cezary Książek! Wojsko Polskie wciąż istnieje i wciąż walczy! Z-Com nas wspiera, nie zostaliśmy sami! Jeśli ktokolwiek mnie słyszy, idźcie w kierunku Radzymina, zorganizowaliśmy tam bezpieczną bazę! Zapewnimy wam leki, jedzenie i ochronę! Za kilka dni przybędzie transport, który zabierze was stamtąd do Gdańska, a później na Grenlandię, w bezpieczne miejsce! Niech Bóg ma was w swojej opiece!
Mężczyzna powtórzył to wezwanie jeszcze kilka razy, ale nikt nie wyszedł. Nie wiedziałeś, czy ludzie ukrywają się i im nie ufają, czy może nikogo poza nimi i tobą tu nie ma. Niemniej, po odczekaniu kilkunastu minut, żołnierz z powrotem schował megafon i odszedł wraz z resztą żołnierzy tą samą trasą, którą tu przybył.