Atlas
-
Szczęśliwa Gwiazda weszła w orbitę Atlasa. Normalnie byłoby to trudne ze wzgląd na słabą grawitację ciała niebieskiego, jednak rozstawione dookoła boje stale transmitowały instrukcje lądowania dla nadlatujących statków, wraz z niezliczonymi reklamami zachęcającymi do kupna jednego z tysięcy produktów podobno oferowanych na powierzchni, od szamponów do włosów specjalnie dla liliputów, po zestaw do modyfikacji genetycznych pozwalający na wyhodowanie sobie gruczołów z jadem osy europejskiej. Sądząc po niemal pełnych portach, reklamy były dość skuteczne.
“Zjawić się w pokoju 120-C w Hotelu Pomnika, grupa nie większa niż trzy osoby, godzinę przed północą czasu lokalnego,” Thraug parafrazował instrukcje jakie grupa otrzymała kilka tygodni temu, co pilotowi gorszemu niż Zavir zapewne przeszkadzałoby w pilotowaniu. “Negocjacje muszą się odbyć personalnie. Pracodawca chce zachować anonimowość i uniknąć wszelkich podsłuchów.” Krasnal przewrócił oczami. “Ktoś się chcę założyć, że jakaś gnida w formie afrodyty chce dać nam nudną robotę za parę kredytów?”
Szperacz od-świergotał coś. Dosłownie, od ostatnich paru dni porozumiewał się wyłącznie ptasimi świergotami. Jakiś błąd w systemie. Można było jednak śmiało założyć, iż jego wypowiedź kłóciła się z tą Thrauga, bo ci dwaj jeszcze nigdy się co do niczego nie zgodzili.
-
Załatwię mu później przegląd. - pomyślał, rzucając okiem na drona. Później odezwał się:
- Nudna czy nie, pamiętaj, że najważniejsza jest dobra zapłata. I żeby nie próbował nas wpakować w jakąś kabałę.
Skupił się na pilotowaniu zgodnie z przepisami, ale z jakąś sensowną prędkością, w kierunku lądowiska najbliżej tego całego hotelu. -
Odpowiednie lądowisko nietrudno było znaleźć, gdyż było tuż obok dość charakterystycznego punktu. Zmierzając do celu statek zbliżył się do ogromnego posągu wyrastającego z naturalnej powierzchni księżyca, przedstawiającego sylwetkę umięśnionego mężczyzny klęczącego na próżni i rękami trzymającego się skały. Wyglądało to tak jakby siłacz zwisał z księżyca lub, gdy spojrzało się na to z odpowiedniej strony, podtrzymywał go na swych ramionach jakby ciało niebieskie miało w przeciwnym razie spaść ku Saturnowi. Posąg wydawał się być wyrzeźbiony ze skały, lecz musiała być w tym jakaś technologia - był zdecydowanie zbyt wielki, żeby móc się utrzymać bez strukturalnego wsparcia.
“Jestem, nie wychodźcie bez…” Kolejna osoba pojawiła się w kokpicie. Młody, który najwyraźniej dopiero wstał z pryczy i ubrał się w swój średnio dobrany strój, wbiegł do pomieszczenia i zatrzymał się widząc obraz z okna. “Niebiosa. Często was zapraszają w takie miejsca?”
-
- To raczej te nieliczne chwile wytchnienia między norami gangsterów, zapadłymi planetoidami i innymi takimi. - odparł ze śmiechem. - Ale fakt, widok robi wrażenie.
Posadził statek na lądowisku i wyłączył napęd po czym spróbował ustalić, jaka jest godzina na Atlasie, żeby wiedzieć, ile czasu pozostało do spotkania. -
Ustalenie tego nie było trudne, gdyż duża część reklam które zalegały w skrzynce do spamu komputera pokładowego wyświetlała też godzinę. Obecnie była to 21:51, co dawało trochę ponad godzinę do umówionego terminu.
Trochę mniej niż godzina została, gdy Szczęśliwą Gwiazdę udało się wepchnąć do jednego z doków wywierconego w księżycu. Większe statki musiały pozostać na orbicie i używać promów do komunikacji z powierzchnią, lecz ze statku o wielkości sporego kutra dało się zejść bezpośrednio do hangaru, a stamtąd do reszty miasta.
“To kto wychodzi?” Thraug spytał. “I czy zostawiamy kogoś żeby ogarnął opłaty za parkowanie? Bo jakoś nie chce mi się wpaść za kraty bo nie stać nas było na mandat.”
-
- Przygotujcie się, idziemy wszyscy. - odparł po chwili namysłu. - Obaj będziecie potrzebni. Ty, gdyby trzeba było nastraszyć tego gościa lub jeśli negocjacje nie pójdą tak, jak trzeba, a Młody po to, żeby przyuczył się trochę, jak rozmawiać z klientami. Przygotujcie się, mamy trochę ponad godzinę.
Włączył droidy teraz, aby przypadkiem o tym nie zapomnieć, jak zwykle ze standardową komendą pilnowania statku. Później poszedł do swojej kajuty i przebrał się w swój wyjściowy strój, wkładając też pistolety do kabur, a mniejszy laser do cholewy buta. Gdy miał to już za sobą, zabrał swoje kredyty i opuścił statek, szukając ciecia, któremu będzie mógł zapłacić za pobyt na lądowisku. -
Opłaty odbywały się za pomocą systemów elektronicznych, dzięki czemu nie było kolejek ani konieczności użerania się z celnikami. Nawigowanie między różnorodnymi opcjami - była nawet osobna zakładka na łapówki - zajęło trochę. Grupie udało się wejść do miasta właściwego dopiero wpół do jedenastej i to tylko po to, żeby zastać ulice zapełnione ludźmi różnorakich form, tworzących niezwykle rozmaity ale też gęsty tłum.
-
//Planuję porobić jakieś zakupy typu paliwo, zapasy na podróż, naprawa drona, także mógłbyś powiedzieć ile kosztowała mnie ta opłata?//
- Ja będę gadać, ty robić groźne miny, jeśli trzeba, a ty masz patrzeć, uczyć się i siedzieć cicho. - powiedział, zwracając się kolejno do Krasnala i Młodego. Poprowadził grupę w kierunku hotelu takim tempem, aby nie spóźnili się, ani nie byli tam zbyt wcześnie. -
//Nie wiesz ile paliwa i zapasów będziesz potrzebował, no chyba że wiesz już gdzie lecisz i jak szybko. No i o ile nie studiowałeś ekonomii to jeszcze nie wiesz, jak koszty tutaj się mają do standardowych. Wiesz tylko że naprawy tego typu idą po kilkadziesiąt kredytów w lepszych przypadkach. //
“Tyle to mogę zrobić,” Thraug uśmiechnął się. Młody wyglądał na mniej pewnego, lecz obaj podążyli za Zavirem. ciężko się było przeciskać przez ten tłum, ale parę minut przed wyznaczonym terminem doszli do progów Hotelu Pomnika. Nie był to tyle budynek co kompleks pomieszczeń wywierconych w powierzchni księżyca, ale wnętrze wyglądało jak starodawny i dość zamożny hotel.
“Witamy szanownych gości,” Powiedział kobiecy głos drona który do nich podleciał. “Jeśli macie zamiar wynająć pokój, ustawcie się w kolejce do recepcji po prawej. Jeśli chcecie skorzystać z dodatkowych usług, ustawcie się w kolejce do recepcji po lewej.”
-
//Dobra, niech będzie, przekonałeś mnie. I właśnie: Dobrze rozumiem, że skoro mam się spotkać w jakimś pokoju z moim zleceniodawcą to znaczy, że on ten pokój wynajął i już czeka, tak?//
-
//Tak//
-
Pokiwał głową na znak, że zrozumiał, ale też po to, aby dron się odczepił. Następnie poprowadził grupę do pokoju 120-C.
-
Dron przez chwilę za nimi podążał i próbował przekonać ich, że nie powinni wchodzić do kompleksu przed wynajęciem pokoju, ale po jakimś czasie się poddał i wrócił do pilnowania wejścia. Grupa mogła swobodnie przemierzać korytarze hotelu i, po dość długiej chwili ze wzgląd na rozmiar hotelu, znaleźć drzwi do odpowiedniego Stały one zamknięte, zrobione z czegoś co wyglądało jak drewno, ze złotą plakietką opisującą je jako wejście do pokoju 120-C.
-
Rzucił jeszcze raz okiem na zegarek, odetchnął głęboko i zapukał do drzwi.
-
Zegarek wskazywał 22:59, czyli koniec końców całkiem im się poszczęściło. Na pukanie przez chwilę nie było odpowiedzi, lecz po chwili dobiegł ich robotyczny, bezpłciowy głos kogoś w pokoju.
“Zidentyfikować się,” Padło żądanie. “Każdy swoim głosem.” -
- Możesz mówić mi Uśmiechnięty, przynajmniej na początek. - odpowiedział i odruchowo wyszczerzył zęby, choć wątpił, czy ktoś po drugiej stronie to zauważył.
-
“Thraug, jeśli musisz wiedzieć,” Burknął krasnal.
“Ja nie za bardzo mam obecnie imię,” Powiedział Młody.
Nastał kolejny moment ciszy, a raczej ciszy w korytarzu i ledwo słyszalnych szeptów w pokoju. W końcu drzwi zostały otworzone przez paskudnie wyglądającego, ale wyjątkowo spokojnego marudera, którego pobratymiec stał tuż przy nim. Pokój którego strzegli był całkiem duży i bogato umeblowany drewnianym stołem, kilkoma fotelami oraz kanapą na której ktoś obecnie siedział, odwrócony tyłem do drzwi.
“Możecie wejść,” Powiedziała ów postać.
-
Skinął mu głową i pierwszy przekroczył próg, zachowując czujność. Oczy i uszy miał szeroko otwarte, a dłonie na tyle blisko kabur, aby błyskawicznie sięgnąć po pistolety, które się w nich znajdowały, jednak nie tak blisko, aby ktoś zaraz zwrócił mu na to uwagę lub nabrał podejrzeń, że Zavir chce ich wszystkich wystrzelać jak tu stoją.
-
“Nie musicie się obawiać,” Postać na kanapie obróciła się twarzą w kierunku Zavira i idących tuż za nim towarzyszy. Wyglądała ona całkiem ludzko, z niemal perfekcyjnymi proporcjami twarzy, lecz jej blady kolor i nienaturalny wydźwięk głosu wyraźnie świadczyły o tym, że jej właściciel nie był czystym. Był to android, z naprawdę wysokiej półki i zdolny uchodzić za organika z większej odległości, lecz android niemniej. “Zachowujecie się nieodpowiednio do okazji. Nie jesteśmy gangsterami na Plutonie, gotowymi sięgnąć broni pod byle pretekstem. Proszę, usiądźcie wygodnie.”
-
Otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale zaniechał tego i zajął jakieś najbliższe miejsce.
- My się już przedstawiliśmy, wy pewnie nie macie zamiaru, skoro nalegacie na anonimowość, więc mamy formalności już za sobą. Przejdziemy do konkretów?