Siedziba Gildii Magów
-
//Też zapomniałem. Odpiszę później, muszę się jeszcze nad czymś w tym wątku zastanowić.//
-
///Niczego się nie dopominam, zaznaczam tylko, gdzie jest jedna z moich postaci.///
-
//Problemem jest to, że to jest wątek łączony, a Kazute zrezygnowała z gry. No, może nie tyle zrezygnowała, co w ogóle nie daje znaku życia. Postać Reicha miała choć częściowy potencjał ją zastąpić, ale i on postanowił nie odpisywać, więc muszę teraz popchnąć do przodu bez użycia postaci graczy, co będzie nie tak ciekawe, ale trzeba sobie radzić. Odpiszę tu niedługo.//
-
///Rozumiem, nie musisz się śpieszyć.///
-
Vader:
Choć przybyliście tu razem, a ty nie byłeś do końca pewien, czy orczy Paladyn postanowił odstawić cię tu na własne życzenie czy też miał takie polecenie z góry, to już po przybyciu musieliście się żegnać. No, może nie tak od razu. Pozwolono poczekać ci w jakimś pomieszczeniu, pełnym obrazów dotyczących historii Gildii lub przedstawiających jest Wielkich Mistrzów, Mistrzów czy szczególnie uzdolnionych adeptów. Albo tych, którzy Magami nie byli, ale nie szczędzili grosza do gildyjnej kasy. Gdy przyglądałeś się akurat jednemu z nowszych portretów, sprzed zaledwie dwudziestu lat, przedstawiającego człowieka o wybitnie szlachetnych rysach, twarzy jakby ciosanej z marmuru, orlim nosie i bystrym, wręcz przeszywającym na wylot spojrzeniu, do pomieszczenia wkroczył Trom.
- Mam zadanie. - rzucił krótko. Jak to Ork, nie przepadał za okazywaniem uczuć innych niż wściekłość czy gniew, ale czułeś, że było mu ciężko. Przez zadanie? Czy dlatego, że musiał cię tu zostawić? - Jaka misja czy co. Ale nie martw no siem, zajmo się tobą. Dobrze. A jak ni to mów, a ja… - powiedział, kończąc nie słowami, ale dobrze wszystkim znanym gestem przejechania palcem po gardle. Można wyciągnąć Orka z rodzimych stepów, ale stepów z Orka? Nigdy. -
Connell FlioNhor
Uśmiechnął się lekko, po czym poklepał Troma po ramieniu. Mu również było ciężko, w końcu zaczął już odliczać dni. NIkt nie mógł mu obiecać, że zobaczy go ponownie.
-- Będę tutaj na ciebie czekał, przyjacielu. Nawet przygotuję nam coś do jedzenia. Tylko uważaj na siebie, proszę. -
Ten post został usunięty!
-
Doskonale to wiedział i pewnie się tego spodziewał, ale najwidoczniej liczył, że zdąży wrócić. Lub, jak to Ork ze swoją prostą logiką, znajdzie jakiegoś Maga i zmusi do uleczenia cię, do przedłużenia życia, grożąc śmiercią, nawet jeśli nie będzie to możliwe. Chciał chyba coś jeszcze dodać, ale nie czuł sensu w przeciąganiu pożegnania, więc skinął ci głową i odwrócił się na pięcie, odchodząc. Znów zostałeś sam, nie licząc postaci na portretach.
-
Connell FlioNhor
Spojrzał jeszcze raz niedbale na te portrety, pomyślał ile czasu sam by oszczędził, gdyby poszedł na łatwiznę, po czym zasiadł na jakimś w miarę wygodnym siedzisku i spróbował ulżyć nerwom. Chwila spokoju z przymrużonymi oczyma, bez żadnego spięcia w ciele. Może mu to pomoże. Na głębszą medytację i tak nie miał czasu. -
- Budzą podziw, prawda? - jakiś głos wyrwał cię z tego stanu, a po otworzeniu oczu zauważyłeś młodzieńca o szlacheckiej aparycji, w niebieskiej szacie z kapturem, niepodobnej jednak do strojów innych Magów, których spotkałeś, ta była wykonana z droższych tkanin, przetyka nićmi i zdobieniami ze srebra i złota, a zamiast guzików miała szlachetne kamienie.
-
Connell FlioNhor
-- Portrety? Owszem, ładna ozdoba – odparł. – Szkoda, że pod nimi nie pisze, jakie dzieła spisali, oraz co dokonali. Wtedy ludzie zapewne zapamiętaliby coś więcej, niż tylko ich ładną buźkę.
Jednocześnie przyjrzał się młodzieńcowi. Ile on mógł mieć lat? I ciekawe, kto go tutaj umieścił, oraz po co. Bo raczej nie po to, by nauczył się skromności. -
- Nasi najwybitniejsi członkowie na przestrzeni lat, członkowie gildyjnej Rady, Wielcy Mistrzowie, wyróżnieni za niezwykłe zasługi, czyny, odkrycia i osiągnięcia prości akolici. Oraz ci, którzy choć nie zostali obdarzeni łaską Pradawnych i nie mogli władać Magią, nie wahali się wspierać nas w trudnych chwilach na różne sposoby. Zwę się Kospel, panie. Zostałem ci przydzielony jako przewodnik i powiernik na czas twojego pobytu w murach tego miejsca.
Miał ponad dwadzieścia lat, mniej niż trzydzieści. W tym wieku wielu wciąż było akolitami i spędzało długie godziny na nauce lub z nosami w książkach, więc albo był wybitnym Magiem, albo opanował coś na tyle prostego, że naukę pod okiem bardziej doświadczonego Maga można było uznać za skończoną lub wreszcie miał za sobą coś, co poparło decyzję Rady Gildii o szybkim awansie. Ciężko ocenić ci dwa pierwsze punkty, ale co do trzeciego… Cóż, słyszałeś kiedyś o szlacheckim rodzie z siedzibą nieopodal Hammer, więc możliwe, że to nie był przypadek. -
Connell FlioNhor
-- Miło cię poznać, Kospel – odparł, chociaż miał nadzieję na to, że nie będzie do emitujący dumą dzieciak. – Powiedz mi proszę, coś się będzie interesującego działo na dniach tutaj, czy raczej kolejne dni upłyną nam spokojnie nad lekturą starych dzieł? -
- Ja będę tu tylko służyć radą i pomocą, nic więcej. Od ciebie zależy, jak zaplanujesz swój czas, a ja chętnie pomogą we wszystkim, o ile tylko będę mógł.
-
Tara przewinęła mopem po podłodze. Poszło jej to nadzwyczaj dobrze, gdyż miała okazję ćwiczyć tą czynność i nic innego przez ostatni tydzień. Jako że magowie gildii pracowali ostatnio nad osobistymi projektami, Tara nie miała żadnych zadań do wykonania poza prostą i uczciwą pracą, której w tej chwili naprawdę nie lubiła. Była znudzona, chciała czegoś ciekawszego do roboty, albo żeby cokolwiek interesującego wydarzyło się w okolicy. Nawet eksplozja magiczna do posprzątania byłaby dość miłą odmianą.
-
//Tak w zasadzie to gdzie zmywa te podłogi? W kwaterze swojego mistrza? Bo już skończyłem pisać post, ale zdałem sobie sprawę, że głupio wyjdzie, jeśli to w innym miejscu.//
-
//A przyjmij sobie co chcesz, mi jest to raczej obojętne//
-
W pewnym sensie, eksplozja się pojawiła, jak na twoje życzenie, choć nie dosłownie. Arcymag wkroczył do swojej komnaty, którą właśnie sprzątałaś, a tak wściekłego nie widziałaś go od dawna. Dobrze, że Magowie na takim poziomie jak on są zazwyczaj dość opanowani, bo bez tego mógłby roznieść sporą część tego miejsca na strzępy, gdyby tylko miał ochotę. A zapewne miał.
-
“Panie,” Tara powiedziała spokojnie kłaniając się. Wprawdzie widok wściekłego Arcymaga nie należał do jej ulubionych, ale okazywanie strachu w tym momencie raczej nie byłoby pomocne. “Chcesz żebym wyszła, czy mogę jakoś pomóc z… czymkolwiek jest problem?”
-
- Wynoś się. - odparł od razu, ciężko opadając na swój fotel. - Ale wróć za godzinę, może będę mieć wtedy dla ciebie jakieś zadanie. - dodał po chwili.