Miami [USA]
-
Położone na Florydzie, znane głównie ze swych pięknych plaż, wszelakiej rozrywki i dobrej kuchni, Miami swego czasu zaczęło przeżywać poważny kryzys. Choć przestępczość nigdy nie była obca jego mieszkańcom, nigdy też nie nabrała poważnych rozmiarów i nie stanowiła wielkiego zagrożenia. Przyczynił się do tego jeden z superbohaterów, mający co prawda doświadczenie ze służby w Lidze Młodych, ale w mieście działający na własną rękę. Podobno sama jego obecność utrzymywała w ryzach drobnych kryminalistów, a ci, którzy mimo to odważyli się na przestępczy proceder, nie cieszyli się z niego zbyt długo, prędzej czy później trafiając za kratki. Walcząc z pospolitymi przestępcami, naraził się jednak w końcu komuś, kto był w stanie go nie tylko pokonać, ale i zabić z zimną krwią. Opal, bo tak zwał się lokalny heros, zginął z rąk naukowca, eksperta od robotyki, który, aby go zlikwidować, zmienił samego siebie w bezwzględnego cyborga. Pomimo najlepszych chęci i poświęcenia bohatera, uległ on nowemu przeciwnikowi, a całe miasto widziało jego porażkę, transmitowaną przez telewizję na żywo w niemal całym kraju (później reportaże z walki zalały też internet i media w innych państwach). Wszyscy mieszkańcy Miami widzieli nie tylko porażkę, ale i śmierć swego idola, a później drżeli ze strachu, nie wiedząc, co ich czeka, gdy zabrakło ich obrońcy. Nie czekało ich jednak nic szczególnego, bowiem Kat (jaki pseudonim nadała cyborgowi opinia publiczna po jego czynach) zniknął, a nikt nie wie, czy zaszył się gdzieś w mieście, czy może jest w zupełnie innym miejscu. Widząc problem, Agencja obiecała skierować na miejsce niezwłocznie innego bohatera, zbudowała też na miejscu swoją placówkę (do tej pory zbędną), aby dbać o porządek wraz z lokalną policją, ponieważ po śmierci Opala przestępczość zaczęła wzrastać w zawrotnym wręcz tempie, a Agencja obawia się również, że sytuację postanowi wykorzystać Czerwona Maska i jego Szkarłatny Kolektyw.
-
Aries podczas nocnej pory napawała się urokiem miasta na dachu jednego z budynków. Nie miała żadnego pomysłu wobec siebie odkąd uciekła z Niemiec i załatwiła fałszywe dokumenty, które służą jej do tej pory. Ciężko trzeba przyznać, dlatego nie zwlekała, ruszyła do działań i poszukała z dachu okazji, w których mogłaby pomóc innym, powalczyć z przestępcami, mimo że bohaterem nie jest to może uda jej się zbudować swoją własną legendę.
-
//Co do poprzedniego startu to wykasowałem wszystkie wiadomości z tematu. I w mojej reakcji nie chodziło o to, że coś źle napisałeś, po prostu byłem zdziwiony, bo byłem pewien, że ta postać będzie raczej unikać ludzi czy coś w tym guście, ale nie twierdzę, że musisz tak robić.//
Jak wieść gminna niosła, miasto miało niemałe problemy z rosnącą przestępczością, ale ty nic nie zauważyłaś. Gdy pomyślałaś, że politycy i dziennikarze (jak zwykle) przesadzają, zauważyłaś podejrzaną scenę: przed sklepem odzieżowym, na który miałaś dość dobry widok z dachu budynku, zaparkował samochód, z którego wysiadło trzech mężczyzn, jeden został w pojeździe. Tamci chwilę rozmawiali, a w końcu wyjęli z kieszeni kominiarki, które nałożyli na głowy, a później sięgnęli do kieszeni, wyjmując z nich noże i kastety, jeden miał też pistolet. Weszli do sklepu, a ty nie miałaś wątpliwości, że to napad. Może nie jakiś skok na bank, jak w filmach, ale wciąż. -
Aries właśnie takiej okazji wypatrywała. Czym prędzej zeszła na ziemię i korzystając ze swoich mocy weszła do sklepu, gdzie też dostała się poprzez przeniknięcie przez ściany w formie ducha jednocześnie omijając główne wejście. Tam zapoznała się z rozmieszczeniem bandytów i postarała się pozostać niewykrytą.
-
Szczęśliwie w sklepie nie brakowało długich rzędów wieszaków, na których wisiały ubrania, w tym długie płaszcze czy suknie, więc zdołałaś się ukryć. Rzecz jasna, gdyby któryś z bandytów spojrzał akurat w twoją stronę, pewnie prędzej czy później by cię zauważył, ale póki co ci to nie grozi, są oni bowiem zajęci czymś innym: ten z pistoletem mierzył do mężczyzny i kobiety, którzy znajdowali się akurat w sklepie. Ten pierwszy był chyba klientem, kobieta zaś ubrana była podobnie jak inna, stojąca za kasą, więc one mogły być pracownicami. To tej, która obsługiwała kasę, groził inny bandzior, trzymając nóż tuż przy jej gardle, chcąc dostać pieniądze. Trzeci zaś skupił się na ładowaniu do kilku zabranych ze sobą plastikowych worków jak największej ilości najdroższych ubrań, które można później spieniężyć.
-
- Wilku daj mi siłę…
Szepnęła w myślach ku odwadze i zmieniła swoją postać przeistaczając się w ducha. W postaci duchowej rozpędziła się biegnąc prosto na bandziora z bronią palną, a na koniec szarży wróciła do materialnej postaci, żeby impetem uderzenia go powalić. -
Nie miałaś zbytnio miejsca do rozbiegu, przemienienie się w niematerialnego ducha jednak trochę pomogło. Mimo to nie udało ci się go tą szarżą ogłuszyć czy wyłączyć z walki, bo chociaż go przewróciłaś (bardziej dzięki zaskoczeniu niż impetowi), to niemal od razu zaczął podnosić się na nogi. Ludzie trzymani do tej pory na muszce nie wiedzieli co robić, tak zaskoczyło ich twoje pojawienie się, ale mężczyzna ocknął się pierwszy, chwycił kobietę za rękę i zaczął uciekać z nią w głąb sklepu. Gdy pojawiłaś się, kasjerka zamarła jeszcze bardziej, a bandyta z nożem cofnął go od jej gardła i odwrócił się w twoją stronę.
- Co kurwa? - mruknął, ale uznał, że zastanowi się, kim lub czym jesteś później i tylko mocniej ścisnął nóż, po czym rzucił się na ciebie, wykonując nim zamach z góry, w twoją klatkę piersiową. -
Aries nie czekała aż nóż dosięgnie jej ciała. Przeniknęła swoją duchową formą przez nożownika i znalazłszy się tuż za jego plecami chwyciła jego nogi również w formie duchowej, a teraz najlepsze. Zacisnęła pięści, po czym wróciła do materialnej formy na chwilę, chwyciła za dwie kości piszczelowe, a potem jak najszybciej pociągnęła do siebie jednocześnie wchodząc w stan niematerialny. W ten sposób powinna załatwić mu podwójne otwarte złamanie albo gorzej.
-
Nim bandzior zrozumiał, co się dzieje, leżał na ziemi, krzycząc i zwijając się z bólu. Może i nie były to obrażenia tego kalibru, jak kalkulowałaś, ale tego z pewnością masz już z głowy. Tymczasem ten, który rabował ubrania przezornie dał nura na ziemię, gdy jego kompan wycelował w ciebie pistolet i nacisnął kilkukrotnie spust.
-
Zmieniła ponownie formę i przeniknęła przez strzały, a potem przez strzelającego bandziora. Potem powtórzyła manewr z łamieniem nóg.
-
Tym razem również się udało, a gdy skończyłaś manewr, zauważyłaś jak trzeci z bandytów, wykazując typową w tym zawodzie solidarność, zwyczajnie zwiał ze sklepu, wsiadając do samochodu, w którym pozostał ich kompan, a ten od razu nacisnął na gaz i z piskiem opon odjechał.
-
- Wezwijcie policję. - rzuciła do pracowników sklepu, a sama zmieniła swą formę ponownie w duchową uprzednio zabierając nóż oraz pistolet, po tym zniknęła ze sklepu, stwierdzając że nie dogoni pojazdu i wróciła na dach budynku.
-
//Żaden bandyta, pisałem wcześniej, że ten z pistoletem miał go na muszce razem z drugą kobietą i że był najpewniej klientem. A pociągnął ją w głąb za sobą, bo tak zareagowałby każdy, widząc jak kobieta z futrem spuszcza łomot bandzie rabusiów.//
-
//Edytowane.//
-
Nie wykonała twojego polecenia od razu, szok był zbyt duży, ale po kilku minutach usłyszałaś syreny pojazdów stróżów prawa, więc ostatecznie zrobiła to, co kazałaś. Na zewnątrz zaś znalazło się kilku przypadkowych gapiów, ale żaden z nich nie dostrzegł cię na dachu budynku.
-
Teraz nie wiedziała co ze sobą zrobić. Nie ma domu ani czegokolwiek. Poskakała po dachach w poszukiwaniu opuszczonego budynku, w którym mogłaby się zatrzymać.
-
Blisko dwie godziny zajęło ci znalezienie odpowiedniej lokacji, choć słowo “odpowiednia” to za wiele. Był to portowy magazyn, opuszczony, a sądząc po zalegającym tu kurzu, brudzie i szczurach nikt zbytnio go nie odwiedzał, brakowało nawet śmierci, pustych butelek i graffiti, które byłyby wszędzie, gdyby zlatywała się tu młodzież na nocne hulanki.
-
Ciężko o śmierć w opuszczonym budynku, o ile nie mówimy o horrorze z lat dziewięćdziesiątych. Aries wlazła do budynku i poszukała wygodnego miejsca do spania.
-
Abigail Evans
Abby obecnie była w swoim apartamentowcu, a dokładniej stała na balkonie, podziwiając panoramę miasta z centrum. Czekała na jakiś cynk od policji w sprawie interwencji. No, chyba że sama coś usłyszy. Jakąś strzelaninę, syrenę czy inny alarm. Jej drużyna pewnie też się gdzieś krzątała po mieszkaniu - patrząc na obecny stan miasta, lepiej zawsze być gotowym na wezwanie… Popatrzyła się na leżący na biurku telefon, na który policja dzwoniła w sprawie poważniejszych zgłoszeń i przestępstw, które wykraczają poza ich umiejętności. Zadzwoń, proszę… -
Araknis:
Jeśli nie zorganizujesz sobie czegoś na własną rękę, to albo będziesz musiała spać na śmieciach, albo na zimnej, betonowej podłodze.
Max:
I tak też się stało, ku uldze przede wszystkim twojej. Część z twoich ludzi pewnie również się z tego cieszy, chociaż inni, choć nie mieli zamiaru leserować ani nic w tym guście, odpowiadały jak najdłuższe przerwy między misjami, które mogli spędzać w luksusie, w jakim przeważnie nie żyli na co dzień.