Żerowisko
-
- Mało kto wie o Żerowisku. Jeszcze mniej wie o tych roślinach. A nawet gdyby ktoś z nas, którzy wiedzą o tym wszystkim, chciał w ten sposób zniszczyć Gniazdo, to po co? Robimy interesy ze wszystkimi, nikomu nie wadzimy. Jesteśmy niezbędni, nieważne czy karawanom kupców, łowcom niewolników, najemnikom, Z-Com czy lokalnym bandytom. Bez nas nie mieliby nic w promieniu kilkuset kilometrów co najmniej.
-
— No jak to po co? Wszyscy potruci i można łupić wszystko, co tam jest. Cała broń z Gniazda jest warta fortunę, a samochody, jedzenie i woda? Niejeden czarnuch by się ustawił do końca życia.
-
- Nie dasz rady łupić zbyt wielu frajerów, jeśli wcześniej wykończy cię pustynia. A gdyby ktoś był na tyle głupi, żeby spróbować, to inni, gdyby się o tym dowiedzieli, przyszliby nam z pomocą. Nie żebyśmy jej wybitnie potrzebowali.
-
— Wiesz, za czasów gdy ludzie żarli burgery, to w moim zawodzie potrzebny był zawsze plan B, a czasami nawet i C, więc jeżeli ktoś by szykował atak na Gniazdo i miał łeb na karku, to pewnie by coś wymyślił i może by mu się udało. Dobra, chuj z tym. Co teraz? Czekamy do jutra?
-
- O ile nic nie postanowi nas zeżreć w nocy to tak. Odpocznij, bierzesz drugą wartę.
-
— No to dobranoc.
Skoro ma brać kolejną wartę, to musi się zdrzemnąć w namiocie, aby przypadkiem nie kimnąć na warcie.
-
Gdyby się tak stało, ochrzan od wkurzonego Meksykańca byłby twoim najmniejszym problemem. Zwłaszcza przez to, że biorąc pod uwagę jego opowieści o tym, co tu żyje, najpewniej bylibyście martwi, nim nad Żerowiskiem wstałby świt. Tak czy siak, mężczyzna obudził cię w środku nocy, tak jak to ustaliliśmy.
- Ktoś później cię zmieni. - mruknął tylko i sam udał się na spoczynek. -
— Luz.
Przetarł oczy, ziewnął, rozciągnął się i stanął na warcie. Zajął miejsce przy ognisku, aby nie zmarzł. Hm… co tu robić podczas nudnej warty? Książki żadnej nie ma, Glocka nie będzie teraz czyścić, bo jak będzie musiał go nagle użyć to najwyżej sobie z palców postrzela, pogadać z nikim teraz nie ma. No chuj, posiedzi sobie i pomyśli trochę. Jak będzie go brało na spanie, to zrobi sobie z dziesięć, może piętnaście pompek, aby się rozbudzić.
-
//Czyli przewijamy do rana, tak?//
-
//Jaaa, dawaj. //
-
Warta, o dziwo, minęła ci spokojnie, choć kilka razy niemal zszedłeś na zawał, gdy dotarły do ciebie nocne odgłosy żyjących tu stworzeń. Ale przynajmniej pomogło ci to w utrzymaniu przytomności i dotrwałeś do momentu, w którym zmienił cię jeden z twoich kompanów. Zasnąłeś szybko, a nad ranem obudziło cię lekkie szturchanie butem.
-
— Co jest? — wyszeptał skołowany. — Pobudka?
-
- Jakbyś zgadł. - usłyszałeś znajomy głos lidera myśliwych. - Zbieramy się, trzeba zacząć łowy.
-
Wstał i pomógł przy złożeniu namiotów, jeżeli była taka potrzeba. Gdy już wszyscy byli gotowi i nie było już nic innego do roboty, wyruszył z chłopakami na łowy.
-
Wręcz przeciwnie, nie było takiej potrzeby: najwidoczniej zostajecie tu na dłużej, bo inni łowcy byli zajęci ścinaniem małych drzewek, które przerabiali na ostrokół, wzmocniony cierniowymi krzewami. Wykarczowano je również po to, aby utrudnić skryte podejście do obozu lokalnym drapieżnikom i ułatwić wam robotę podczas pełnienia warty. Krótko później wszyscy zasiedli do śniadania, składającego się z kawy, sucharów, bekonu i gęstego gulaszu.
- Udało nam się znaleźć gniazdo Mrówek. - zagadnął cię po solidnym posiłku Raul, lider łowców. - Niecały kilometr stąd, bez wchodzenia w głąb tego sralnika. Tym lepiej dla ciebie, mniejsza szansa, że zeżrą cię żywcem. Gotowy? -
— No chyba gotowy. Teraz lecimy? — zapytał.
-
Skinął głową i po kilku minutach opuszczaliście obóz: ty, on i dwóch innych łowców, resztę zostawiając w obozie, aby zajęli się innymi sprawami, od tak ważnych jak dalsze fortyfikowanie tego miejsca, po te bardziej prozaiczne, jak przygotowanie obiadu, gdy wrócicie. Cóż, jeśli wrócicie.
Wydawało ci się, że idąc w kierunku wspomnianego gniazda nie spotkaliście ani jednego z tych osławionych Mutantów zamieszkujących Żerowisko, ale Raul zbył to śmiechem i słowami, że to, że ty nic nie zauważasz, nie znaczy, że jesteście tu sami.
Wiedziałeś, że zbliżacie się do gniazda, bo i tak już skromna szata roślina ustępowała coraz bardziej, aż zanikła zupełnie, zmieniając się w ciemny, jałowy grunt. Aż w końcu dostrzegliście gniazdo, przypominające zwykłe mrowisko, jakich już wiele w życiu widziałeś. Z tą może różnicą, że było o wiele, wiele większe, tak samo jak insekty, które je zamieszkiwały…