Siedziba Gildii Magów
-
Tara przewinęła mopem po podłodze. Poszło jej to nadzwyczaj dobrze, gdyż miała okazję ćwiczyć tą czynność i nic innego przez ostatni tydzień. Jako że magowie gildii pracowali ostatnio nad osobistymi projektami, Tara nie miała żadnych zadań do wykonania poza prostą i uczciwą pracą, której w tej chwili naprawdę nie lubiła. Była znudzona, chciała czegoś ciekawszego do roboty, albo żeby cokolwiek interesującego wydarzyło się w okolicy. Nawet eksplozja magiczna do posprzątania byłaby dość miłą odmianą.
-
//Tak w zasadzie to gdzie zmywa te podłogi? W kwaterze swojego mistrza? Bo już skończyłem pisać post, ale zdałem sobie sprawę, że głupio wyjdzie, jeśli to w innym miejscu.//
-
//A przyjmij sobie co chcesz, mi jest to raczej obojętne//
-
W pewnym sensie, eksplozja się pojawiła, jak na twoje życzenie, choć nie dosłownie. Arcymag wkroczył do swojej komnaty, którą właśnie sprzątałaś, a tak wściekłego nie widziałaś go od dawna. Dobrze, że Magowie na takim poziomie jak on są zazwyczaj dość opanowani, bo bez tego mógłby roznieść sporą część tego miejsca na strzępy, gdyby tylko miał ochotę. A zapewne miał.
-
“Panie,” Tara powiedziała spokojnie kłaniając się. Wprawdzie widok wściekłego Arcymaga nie należał do jej ulubionych, ale okazywanie strachu w tym momencie raczej nie byłoby pomocne. “Chcesz żebym wyszła, czy mogę jakoś pomóc z… czymkolwiek jest problem?”
-
- Wynoś się. - odparł od razu, ciężko opadając na swój fotel. - Ale wróć za godzinę, może będę mieć wtedy dla ciebie jakieś zadanie. - dodał po chwili.
-
@kubeł1001 napisał w Siedziba Gildii Magów:
- Ja będę tu tylko służyć radą i pomocą, nic więcej. Od ciebie zależy, jak zaplanujesz swój czas, a ja chętnie pomogą we wszystkim, o ile tylko będę mógł.
Connell FlioNhor
Connell pokiwał Kostelowi głową, po czym się zastanowił. Jak zaplanować swój czas? Robiło się późno, także dzisiaj wiele zapewne by nie osiągnął.
-- Wiesz może, gdzie przydzielono mi miejsce do spania? – zapytał się. – Dzisiaj nie będę od ciebie więcej wymagał, niż ponad to, zaczniemy raczej od jutra od biblioteki. -
//*Kospelowi//
Pokiwał głową.
- Oczywiście, podróż była zapewne męcząca.
Nie mówiąc nic więcej, prowadził cię rozległymi korytarzami, które zdawały się nie mieć końca. Przed większością drzwi stały dziwne przedmioty, przypominające trochę totemy lub posążki. Jak wyjaśnił ci Kospel, każdy Mag, który jest już pełnoprawnym członkiem Gildii, a więc pomyślnie przejdzie próby i przestanie być adeptem, ma prawo postawić taki oto posążek na znak swojego awansu przed wejściem do kwatery. Każdy z nich był unikalny, tworzony przez konkretnego Maga, po jego śmierci składowany w osobnym pomieszczeniu, gdzie młodzi adepci przybywali, aby medytować lub szukać inspiracji dla swych posągów. Tak czy siak, wy zatrzymaliście się pod drzwiami, gdzie posążka brakowało.
- To tutaj. Moje katery są na końcu tego korytarza, po lewej. Jestem do dyspozycji, gdyby było trzeba. Coś jeszcze? -
Connell FlioNhor
-- To wszystko, Kospel – podziękował mu skinieniem głowy. – Dziękuję, na dzisiaj nie będę już cię potrzebował.
Po tych słowach pożegnał się z nim, spojrzał jeszcze raz na brak posążka, po czym wkroczył do pokoju. Raczej nie zostanie tutaj na tyle długo, by stworzyć sobie jakikolwiek posążek, jednakże w ten sposób mógł łatwo znaleźć swój pokój na korytarzu. To też było coś, co wyróżniało jego pokój, a mianowicie - brak elementu wyróżniającego. Po wejściu do środka zamknął za sobą drzwi i rozejrzał się po pomieszczeniu. -
Choć Gildia jest znana ze swego bogactwa (chociaż podobno w przeszłości jej skarbce były jeszcze większe i bardziej zasobne), to nie zastałeś w środku szczególnych luksusów. Może to kwestia tego, że byłeś tylko gościem, a może wszyscy, przynajmniej niżsi stopniem, adepci mieszkają w surowszych warunkach, mających ułatwiać im kontemplację sztuk tajemnych? Tak czy siak, miałeś w środku kufer na swoje rzeczy, stolik, dwa krzesła, świecznik, łóżko zasłane świeżą pościelą, a w osobnym pomieszczeniu również niewielką toaletę. Na stole czekał już na ciebie posiłek złożony ze świeżych owoców, gulaszu, chleba, sera i masła.
-
Connell FlioNhor
Nie zamierzał krytykować swoich gospodarzy, zwłaszcza w momencie, kiedy trafił tutaj, chociażby dlatego, że Trom uznał, że to jest miejsce, gdzie musiał być. Wierząc w dobre intencje przyjaciela, zabrał się za posiłek, później za higienę, by następnie pójść spać, jak liczył - snem spokojnym, bez ingerencji nikogo z zewnątrz na jego pokój. -
Gildia była potężna i wpływowa. Może nie tak jak przed tysiącami lat, gdy to była jej główna, ale nie jedyna placówka: te były rozsiane po całym świecie, werbując i szkoląc wrażliwych na Magię, tu trafiali najlepsi. Gildia miała swoje kopalnie, porty, pola i wiele innych źródeł dochodu, utrzymywała armię zaciężnych żołnierzy i Golemów… Ale były to dawne czasy, owiane całunem tajemnicy, którego Magowie nie chcieli uchylić. Zaangażowali się w konflikt, który przed tysiącami lat zniszczył ich organizację, przez co stała się cieniem samej siebie. Tak czy siak, wciąż było to jedne z najbezpieczniejszych miejsc w Elarid, mogłeś więc spać spokojnie. I rzeczywiście spałeś, budząc się dopiero rano, sam z siebie, nikt bowiem nie miał czelności ani zamiaru obudzić cię o jakiejś konkretnej porze.
-
Connell FlioNhor
I był im za to jak najbardziej wdzięczny, przez co też spróbował wstać z łóżka i się wyprostować, po czym zabrał się za poranną higienę i ubranie się, chociaż cały czas miał na uwadze stan swojego zdrowia. Nie chciał przedobrzyć. -
Dragomir Cech
Profesor Cech jeszcze spał, mimo że pora dnia nakazywała wstawać już bardzo dawno temu. Czego się jednak spodziewać po człowieku bardzo starym? Takim to sen jest bardzo potrzebny. Zwłaszcza, jak pracują. A profesor Cech ciężko pracował właściwie każdego dnia. Wciąż marzył o tej wspaniałej rzeczy, jaką był Kamień Filozoficzny. Tak jak każdy szanujący się Alchemik, pragnął tej jednej rzeczy…
Alchemik lekko poruszył się na swoim fotelu-łóżku, a wtedy… okazało się, że przez przypadek prawą ręką szturchnął magiczny budzik stojący na małym krzesełku, które to stało tuż obok fotela. Miedziane dzwonki zaczęły szybko brzęczeć. Tyle wystarczyło starcowi, aby w końcu się obudził. Wciąż z zaspanymi oczyma zrzucił z siebie swój kocyk, ziewnął, wstał i rozejrzał się po pracowni. Potem wziął do ręki budzik, aby go wyłączyć i sprawdzić, która to godzina, a przede wszystkim, aby sprawdzić, dlaczego budzik zadzwonił, jak na niebie od dawna jest już słońce. -
Vader:
Poczułeś się wypoczęty, poranne czynności też przeszły bez trudu. Pytanie co dalej? W końcu byłeś w siedzibie Gildii Magów, gdzie dostęp miała jedynie garstka wybrańców z całego Elarid, nawet sam wszechpotężny Cesarz Verden nie mógł tu wejść bez stosownego zaproszenia ze strony Rady Gildii i jej Wielkiego Mistrza (lub bez poparcia swojej prośby o wizytę stosowną armią za plecami), stwarzało to więc przed tobą niemało okazji.
Woofy:
//Nie jest to nic wielkiego, ale na przyszłość unikaj takich interakcji z otaczającym postać światem, bo to jednak moja działka.//
Pracownia nie zmieniła się nic a nic od momentu, w którym spojrzałeś na nią ostatni raz, tuż przed zapadnięciem w sen. Budzik włączył się zapewne dlatego, że we śnie został przez ciebie szturchnięty, a co do godziny, to było już dobrze po południu, za około pół godziny powinieneś zacząć zajęcia z adeptami. -
-- Och, na miłość boską… – stwierdził stary Alchemik. Jego długość życia ma zaletę mistrzowskiego opanowania Alchemii. Za to wadą blisko ośmiu krzyżyków na kraku jest fakt, że trzeba długo spać… – Pół godziny… PÓŁ GODZINY?! – postawił szybko magiczny budzik na stoliku i szybkimi, jak na starczy wiek, krokami podszedł do dość małych rozmiarów szafy, aby wyciągnąć z niej swą alchemiczną czapeczkę.
-
Connell FlioNhor
I też zamierzał wykorzystać tę okazję, zwłaszcza, że mogła się już w życiu nie powtórzyć. Opuścił swój pokój i zamknął za sobą drzwi, przy okazji rozglądając się, czy może ktoś był na korytarzu, chociażby Kospel. -
Woofy:
Była na miejscu, gotowa na kolejny dzień zajęć na głowie nauczyciela Alchemii.
Vader:
Nie, korytarz świecił pustkami. Nie byłeś pewien, czy ta część jest przeznaczona głównie dla gości i to dlatego, czy może Magowie byli już od dawna na nogach, zajęci czytaniem ksiąg, praktykowaniem zaklęć i tak dalej. Co do Kospela, to powinieneś go znaleźć, w końcu sam powiedział ci, gdzie masz go szukać, jeśli będziesz czegoś potrzebować. -
Założył ją i zajrzał do materiałów leżących na stoliku, aby przypomnieć sobie, kim będzie musiał się zajmować na zajęciach.
-
Nauczałeś niezmiennie tę samą grupę ponad czterdziestu adeptów w różnym wieku, obu płci i wielu ras, którzy dostali się do Gildii i wybrali Alchemię jako swoją główną dziedzinę sztuk tajemnych do opanowania. Tylu przynajmniej było wpisanych na twoje notatki, w praktyce często przychodziło mniej, bo wielu adeptów uczyło się też bardziej praktycznych dziedzin Magii, Alchemię zostawiając na później, licząc na to, że zdołają zdać egzaminy przy pomocy ksiąg zgromadzonych w gildyjnej bibliotece.