Karczma Złotojad
-
Jurko
-- Oprócz tego, od czego nas żądał? Nie. Co mówił? - zapytał, będąc nieco zaciekawiony tym, co go ominęło.
-
Hans Grish
Hans zmrużył oczy i odwrócił wzrok od medalionu. Na Morrana, pomyślał, co się właśnie dzieje? Nadal trzymał amulet w dłoni, jednak już na niego nie patrzył tylko zaczekał czy coś jeszcze się stanie. -
Klaus Il Spazzio
— Nic ważnego. Zapomnij, że pytałem. — Odpowiedział chłodno i kontynuował drogę do koszar w milczeniu.
-
Jurko
Wzruszył ramionami w odpowiedzi na słowa towarzysza. Nie będzie go naciskał na wyjawienie tego, co zaszło między nim i tamtym szlachcicem, a widocznie ten temat zdenerwował Klausa.
-- Jak uważasz. - odrzekł i również kontynuował drogę do koszar, nie zamieniając już po drodze słowa z Klausem.
-
Hans
Medalion skontaktował się z rycerzem telepatycznie, co zdecydowanie przeraziło Ojca Grisha.
Wypowiedz moje imię! Myrhidon! Objaw mnie! Myrhidon
Powtarzał przedmiot. Czego chce? Czym jest medalion? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi!Jurko & Klaus
Opuściliście teren karczmy i dotarliście bezpieczne do koszarów straży miejskiej. Droga była całkiem prosta i nieskomplikowana, co wychodzi zdecydowanie na plus.[Zmiana tematu. Zacznijcie w Koszarach Straży Miejskiej]
-
Valentin
-Cóż, skoro tamci idą na polowanie i nie są zbyt entuzjastyczni co do znalezienia twojego miecza, raczej powinieneś się z nim pożegnać. Sam nie będę się bez rozmysłu pchać im pod miecze żeby wynieść stamtąd twoją zgubę. Za to z listem mogę pomóc. Droga z Ayerbe do Doliny nie była prosta, więc wiem na co się piszę.
Valentin kontynuował picie wina, ale siedząc już jedynie z nordem przy stoliku po tym jak on i ten książe się pokłócili. Zaintrygowała go historia, i zapamiętał sobie twarz księcia Spazzio. W końcu, zhańbieni, zbiegli szlachcice powinni trzymać się razem, nie? -
- Takim jak oni zależy na złocie. Myślę, że będą chcieli dorobić nieco grosza, a jak nie to i tak w ten czy inny sposób odzyskam ten rodowy bibelot. - oznajmił, po czym wziął łyk wina ze swojego rogu i spojrzał na Valentina przychylniejszym wzrokiem.
- Sprawa. - szepnął niemal konspiracyjnej i szeptem godnym prawdziwego rewolucjonisty - Jest delikatna. - zaczął, jakby niepewnie. Valentin właśnie zdał sobie sprawę, że to nie będzie zwyczajne poselstwo, o czym wkrótce miał się przekonać. - Karaka
Kahrak zajęte jest przez podziemnych, z którymi komendant i mój ród Reinhaufów nie ma po drodze. Diabeł tkwi w tym, że musisz ten list dostarczyć jednemu z podziemnych, alchemikowi, a kiedy to zrobisz ten wręczy ci pewną paczkę. Masz wrócić z nią do mnie, a wtedy ci zapłacę. Rozumiesz? - zapytał dla upewnienia się, że Valetnin zrozumiał, co dokładnie ma zrobić. -
Hans Grish
Hans kiedy zasłyszał głos pochwycił za swój amulet i począł modlić się do Morrana o ochronę. By wybronił go od tej obcej jaźni najeżdżającej jego myśli i by dał mu jasny oraz klarowny obraz tego co się dzieję. Medalion z czaszką natomiast upuścił na ziemię kiedy tylko usłyszał głos w swojej głowie. -
Darra
-- Chciałabym zamówić cztery porcje pieczonego kurczaka z ziemniakami i wodą do tego – złożyła zamówienie. -
Hans
Amulet upadł bezradnie na ziemię, a wtedy przestał świecić tajemniczą aurą. Wraz z jego upadkiem głos zamilkł.Darra
- Dwa złotniki. - podsumował zamówienie Darty karczmarz i oczekiwał zapłaty. -
Darra
Centaurzyca wyciągnęła sakiewkę z monetami i podała karczmarzowi dwa złotniki. Potem szybkim ruchem ręki przywiązała sakiewkę na swoje miejsce.
-- A, proszę pana, mam też jedno pytanie… – zaczerwieniła się. -
Darra
Krasnolud przekazał zamówienie do kuchni, a potem spojrzał na Darre ciekawskim spojrzeniem. Co to za tajemnicze pytanie chciała mu zadać. Jest tylko jeden sposób, żeby się o tym przekonać.
- Tak? - zapytał brodacz zainteresowany ewentualnym pytaniem, o które się tutaj rozchodziło. -
Darra
-- Wie pan jak to jest… – zaczęła. – Ostatnio dużo podróżuję, z resztą z tego powodu się tu znalazłam. Potrzebowałabym troszkę pieniędzy na dalszą podróż… Czy nie potrzebujecie może jakiejś pomocy w karczmie? Na przykład kelnerki lub sprzątaczki? Potrafię się chwycić każdej pracy. Wiem, że przez moje ciało mogłabym zostać uznana za abominację, ale potrzebuję tych pieniędzy… – na jej ślicznej twarzyczce pojawiła się czerwień zakłopotania. -
Krasnolud zamyślił się przez kilka sekund i po tym czasie udzielił odpowiedzi.
- Słyszałem, że ród Reinhauf poszukuje służących. Z resztą to władcy tych ziem. To oni powołują komendantów Złotobrzegu i mają bardzo dużą posiadłość. Tak wielką, że ja pierdole. -
Darra
-- Czy to od nich jest to ogłoszenie na tablicy koło karczmy? -
Karczmarz dość szybko sprostował sprawę.
- Ród Reinhauf się nie ogłasza, oni zawsze kogoś szukają do pomocy. Jak już mówiłem, mają dużą posiadłość. -
Darra
– Dobrze, dziękuję – powiedziała, po czym skierowała się z powrotem do swoich nowych towarzyszy, dla których w końcu zamówiła ten obiad. – Zamówienie poszło. Mam nadzieję, że nie trzeba będzie długo czekać.
Och tak, chciałby w końcu przekąsić coś dobrego. Dalej w myślach miała to pytanie zadane jej przez krasnoludzkiego karczmarza. Kiedy ochłonęła po fali zakłopotania i gniewu, zaczęła uśmiechać się lekko, w międzyczasie czekając na przyniesienie strawy. -
Krasnolud prędko przyniósł zamówioną strawę i oto oczom Darry i jej towarzyszy ukazały się cztery porcje pieczonego ziemniaka z kurczakami.