Nowy Asgard
- 
Vergis: 
 -Chwila. Wyczuwam przejście… Skrót, w sensie. To specjalność twojego ojca, iluzje. Skręć w lewo i wejdź prosto w ścianę.
 Czarna:
 “Rozumiem. Nie rozumiem natomiast w jaki sposób mam pomóc Ci chodzić, skoro sama to potrafisz.”
- 
Czarna 
 “A tak, że wolę, byś ty mi pomagał. Proste?”
 Vergis
 -Ja się dopiero uczę je rozpoznawać… - i skręcił w lewo.
- 
Czarna: 
 “Przepraszam za bycie tak irytującym, ale w jaki sposób mam pomóc Ci chodzić?”
 Vergis:
 -Masz jeszcze na to czas. - odpowiedziała. Po chwili oboje przeszli przez ścianę, której praktycznie rzecz biorąc nigdy naprawdę nie było. Teraz wchodzą schodami na gorę.
- 
Vergis 
 -Ciekawe, gdzie idziemy…
 Czarna
 “Nie gadaj tylko właź na nogi.”
- 
Vergis: 
 -Chyba raczej… Przez jaką trasę idziemy. Bo to dość oczywiste, że idziemy teraz do ogrodu… Prawda? - spytała się dość surowo
 Czarna:
 “Jak sobie życzysz…”
 Biało-błękitny symbiont po chwili zaczął formować się dookoła nóg Czarnego Diamentu, aż były one nim pokryte w całości aż do pasa.
- 
Czarna 
 “No i miło.” Odpowiedziała nieco oschle i spróbowała powstać.
 Vergis
 Lekko położył po sobie uszy, jakby wtydząc się gafy, jaką rzekł.
- 
Czarna: 
 Czarna Diament wstała bez większych problemów. Bo niby czemu miały by być z tym jakieś problemy?
 Vergis:
 Tym razem Hela powiedziała trochę ostrzej.
 -Idziemy do ogrodów, prawda?
- 
Czarna 
 No to teraz idzie poza pokój, ble dalej od ego nieznośnego bachora i jego zmiennopłciowych preferencji. Brrrrr, co za idiotyz, by używać organicznego materiału.
 Vergis
 -T… Ttak… Ale nie wiem, czy nie trzeba będzie…
- 
Czarna: 
 Na coś takiego mogła wpaść tylko jej siostra. Ona nigdy nie mogła paradoksalnie trzymać się reguł, które ustalała własnoręcznie. Po chwili znajdowała się już na korytarzu. A teraz… Dokąd?
 Vergis:
 -Sprostuj. Teraz już nie rozumiem Cię całkiem. - odpowiedziała wyraźnie zirytowana.
- 
Vergis 
 -Znaczy… Tam on jest i nie wiem, czy nie zaaatakuje.
 Czarna
 Wszystko jedno, byle dalej od tego bachora.
- 
Vergis: 
 -Tym się nie przejmuj, to nie jest już sprawa dla dzieci takich jak ty. Zaprowadź mnie tam, a ja już zajmę się wszystkim, zrozumiano? - odpowiedziała definitywnie tonem, który oznacza, że nie przyjmuje innej formy odpowiedzi niż zgodzenie się z nią.
 Czarna:
 A więc nie pozostaje nic innego jak wędrowanie bez sensu po korytarzach tej willi, skoro nie ma w planach żadnego konkretnego celu.
- 
Vergis 
 -Dobrze ciociu… - i prowadzi ją dalej, lekko zaniepokojony.
 Czarna
 Wręcz przeciwnie, ma jakiś cel. Udać się do komnaty tronowej i tam zacząć myszkować, by odnaleźć słabe punkty takiego jednego.
- 
Vergis: 
 Po dłuższej chwili szybkiego chodu po monotonnym korytarzu, dotarli nareszcie do ogrodu, a raczej do tajnego wyjścia do ogrdu. Zdrowy rozsądek nakazał mu nie wychylać się od razu jak ostatni dureń, lecz poczekać na odpowiedni moment i skonsultować się z ciocią.
 -Cholera… Domyślałam się, że jest źle, ale nie aż tak źle. Nie wierzę, że to mówię, ale bez twojego ojca i stryja możemy ponieść sromotną porażkę. - powiedziała Hela, trzymając dłoń na włazie, przez który można wyjść na powierzchnię ogrodu. Vergis usłyszał w jej głosie coś, czego nie słyszał w jej przypadku ani raz, aż do tej pory. Tym czymś jest szczere zaniepokojenie.
 Czarna:
 Nie tak łatwo jest wejść do sali tronowej w Asgardzie. Kiedy tylko się zbliżyła do wejścia do niej, drogę zablokowały jej masywne, rzeźbione halabardy z zaklętego spiżu, dzierżone przez potężnych asgardzkich gwardzistów w tradycyjnych zbrojach.
 -Tak bardzo jak szanujemy prawa honorowych gości Wszechojca Thora Gromowładnego, niezgodne z prawem byłoby wpuszczenie Cię do sali tronowej bez pozwolenia naszego władcy. Prosimy odejść. - rzekł formalnym tonem jeden z dwojga, stojąc sztywno niczym zmieniony w słup soli.
- 
Vergis 
 Przełknął lekko ślinę, po cyzm nieśmiało powiedział:
 -Ciociu… Moze poprosilibyśmy panią Biała o pomoc?
 Czarna
 Prychnęła tylko.
 -A wiecie, gdzie Wszecjojciec jest?
- 
Vergis: 
 -Mogłeś o tym pomyśleć wcześniej… Ale teraz jest już za późno na wycofanie się, uwierz mi. Moja jedyna prośba jest taka. Uciekaj stąd i się nie oglądaj za siebie, a ja zrobię co w mojej mocy. Czy to jest jasne? - odpowiedziała stanowczo, ale zdecydowanie z troską, starając się zachować jak największy spokój, jednocześnie patrząc mu prosto w oczy i delikatnie trzymając jedną dłoń na jego policzku.
 Czarna:
 -Nie jesteśmy poinformowani o miejscu pobytu Wszechojca, a nawet gdybyśmy byli, nie jesteś uprawniona do posiadania takich informacji. - odpowiedzieli obaj praktycznie jednogłośnie i jednocześnie, aż w korytarzu za Czarną rozległo się długie echo, niosące ich głos jeszcze przez dłuższą chwilę.
- 
Czarna 
 -Jesteście jakimiś bliźniakami czy coś?
 Vergis
 Spojrzał się na ciocię.
 -Ciociu, nie chcę Cię stracić.
- 
Czarna: 
 Asgardczycy nie skomentowali tego.
 Vergis:
 -Nie stracisz. Zaufaj mi. Ja tu jestem dorosła. - odpowiedziała stanowczo.
- 
Czarna 
 Prychnęła tylko z pigardą i odeszła. Jak nie po dobroci, to nie. Znajdzie inny spisób.
 Vergis
 -Ciociu… Obiecaj mi, że wrócisz.
- 
Czarna: 
 Teraz kwestią pozostaje, jaki będzie ten sposób, bo na pewno inne wejścia na salę tronową nie mają gorszej ochrony od tego.
 Vergis:
 -Tylko jeśli ty mi obiecasz, że teraz stąd uciekniesz.
- 
Czarna 
 Wejścia oficjalne. Ale są jeszcze szyby wentylacyjne.
 Vergis
 -Dobrze ciociu. - po czym ją przytulił szczerze, jakby się spodziewając, co może nastapić.
 

