Dewey usiadł i powoli odzyskiwał rezon.
-Trochę. Dziękuję ci, Perełko. Ty nigdy mnie nie zawodzisz… - powiedział, spuszczając smutno głowę i westchnął żałośnie - Tego samego nie mogę powiedzieć o sobie. Po raz kolejny wszystko zepsułem.
A nawet platynowa, z diamentowym sercem. No może nie z diamentowym, to źle się kojarzy na obecną chwilę.
-Pamiętaj Mój Panie, będę Cię kochać zawsze i wszędzie.
-Cholera. Chyba przez jakiś czas będziesz mi musiała pomagać w chodzeniu, Perełko. - oznajmił, mając w duchu szczerą nadzieję, że nie został na stałe sparaliżowany.