Your browser does not seem to support JavaScript. As a result, your viewing experience will be diminished, and you have been placed in read-only mode.
Please download a browser that supports JavaScript, or enable it if it's disabled (i.e. NoScript).
Poczuł na swoim karku mocny uścisk.
Nagle się odwrócił, co to do cholery jest.
To ta zbroja. Trzyma go z całej siły za szyję i z każdą chwilą zaciska palce coraz mocniej.
Spróbował go kopniakiem w tors obunóż od siebie odrzucić.
“Pancerz” ani drgnął. Tylko coraz mocniej dusi Jadeit. Ten natomiast czuje, że jego pancerz zaraz pęknie.
-PUSZCZAJ GNOJU, NIC CI NIE ZROBIŁEM! -próbuje się wyrwać.
Żadnych szans. Pancerz wciąż pęka, po całości.
No to…ten, czeka aż pęknie? //Wygląd Jadeitu pozostawiam tobie.
Pękł i poofnął jednocześnie. Teraz patrzy na to wszystko z jakby… Perspektywy trzeciej osoby. Pancerz unosi w górę klejnot Jadeitu, jak jakieś trofeum.
-Co ty kretynie odwalasz…w Predatora się bawisz?
Zbroja zaczęłam powoli rozgniatać klejnot Jadeitu.
-Uh…koleś?
Klejnot pękł, a Jadeit się zbudził z krzykiem.
Dyszał jakby przebiegł maraton. -Cholera…uff… -oparł się o ścianę. -To tylko sen…
Perła od razu skoczyła do Jadeitu i zaczęła go uspokająco głaskać po głowie.
Stopniowo się uspokajał, po czym już normalnie oddychał. -Dzięki, Perło. Cholera…dziwny to był sen…
Perła przytuliła swój Jadeit, nie dopytując się o sen.
A on jej odwzajemnił przytulenie, wzdychając już spokojnie.
Jadeit i Perła naprawdę są dla siebie jak rodzina.
Jak najbardziej. Taka kosmiczna rodzina.