Widmowe Zgromadzenie
-
Jeden z największych zamków w Heresh, położony w centralnej części tego wampirzego państwa. Mimo, że łączy on w sobie tak grube mury z blankami, strzeliste wieże, głęboką fosę i liczną załogę obrońców, jak i sale balowe, wygodne komnaty i tym podobne, jest więc połączeniem warownej twierdzy i pełnego przepychu pałacu, to jednak jest on rzadko kiedy odwiedzany, na stałe mieszka tu jedynie nieumarła i wampirza służba oraz żołnierze, którzy również nie mają wiele pracy, gdyż przez większość czasu zamek ten jest niemalże pusty.
Od przeszło trzystu lat, gdy dwunastu najpotężniejszych wampirzych lordów zjednoczyło Heresh, kończąc wojny pomiędzy poszczególnymi rodami krwiopijców, to tutaj odbywały się sesje ich rady, organizowane pierwotnie raz na rok, aby przez tydzień lub więcej obradować nad wszystkimi ważnymi dla Heresh kwestiami, głównie tworzeniem podwalin pod wielką inwazję i podboju świata poza górami i bagnami, jednak tylko na początku stawiali się wszystkie Wampiry, z czasem zaczęły wysługiwać się emisariuszami, a później po prostu całkowicie zapominały o tym jedynym i najważniejszym obowiązku. Stąd nazwa zamku, bowiem częściej można byłoby spotkać tu niematerialne widma członków rady, niż ich samych podczas obrad.
Zmieniło się to po klęsce wampirzej armii w Bitwie Ostatnich Łez. Gdy Demony, Upadli i Drowy zajęły Heresh, krwiopijcy zeszli do podziemia, gdzie martwych lordów zastąpili nowi, a rada obradowała niemal codziennie. Po wyzwoleniu państwa spod piekielnego ucisku przywrócono dawne miejsce zgromadzeń i ustalono terminy spotkań raz na miesiąc.
Obecnie zamek jest równie wspaniały, jak na początku pełnienia swej funkcji, a jego rola wzrosła wraz ze zwiększeniem częstotliwości spotkań. A że zwykle obrady trwają kilka dni, to zamek stał się stolicą hereshańskich zakulisowych romansów, politycznych gierek, łapówek, składanych lub łamanych przysiąg wierności i wielu innych aspektów nie tylko wampirzej, ale i ogólnie pojętej, polityki. -
Darker:
Wraz ze swoją świtą przybyłeś w samą porę, jak zwykle, został niecały dzień do rozpoczęcia obrad, który spędziłeś w swojej komnacie, jak inni, nie mający ochoty na zbytnią interakcję.
Dopiero teraz trafiłeś do Wielkiej Sali wraz z resztą, gdzie zasiadłeś na bogato rzeźbionym, drewnianym krześle dostosowanym do Twoich gabarytów, zrobionym na zamówienie, z wyrytymi personalami, aby nikt nie miał wątpliwości, do kogo to miejsce należy. Siedziałeś przy okrągłym stole z białego dębu, krzesła również były z niego wykonane, a miejsce po Twojej lewej zajmował Andres Czarna Opończa, dla którego pracowali niemalże wszyscy żyjący i działający w Waszym imieniu Handlarze Śmiercią, dostarczając zwłok do produkcji żołnierzy, a niekiedy też cennych informacji, zaś po prawej siedział Hradogh, jeden z największych wojowników Heresh, któremu brak talentu magicznego czy wyczucia politycznego nie przeszkodził w zajęciu miejsca w radzie, w końcu to on poprowadził nieumarłe legiony z podziemi do wyzwolenia Heresh na powierzchni, a sam walczył w pierwszym rzędzie, zabijając łącznie setki, jeśli nie tysiące, Mrocznych Elfów, Demonów i Upadłych.
U szczytu stołu siedzieli trzej bracia Valescu, najpotężniejsze Wampiry w Heresh: Vladimir, najstarszy z całej trójki, najpotężniejszy Nekromanta i czarnoksiężnik jakiego nosiło Heresh od kilku wieków, przewodził on radzie, otwierając i rozpoczynając zgromadzenia. Podobno miał zniekształconą, przypominającą pewnymi cechami nietoperza, twarz przez pewien starożytny rytuał, który miał dać mu jeszcze większą moc. Nie wiadomo czy to prawda ani czy się udało, ale pewnym jest, że będzie mieć pamiątkę do końca życia… Dość długiego, jak na Wampira, jego wiek liczony był już w kilkunastu setkach. Manfred to drugi z braci Valescu, świetny wojownik, a przede wszystkim taktyk, strateg i dowódca, który w głównej mierze odpowiadał za przygotowanie armii do odbicia Heresh i teraz również on nadzoruje tworzenie kolejnych wojsk mających opuścić Heresh, aby przejść z defensywy do pełnej ofensywy na ziemie Demonów. Najmłodszym z braci był Alexandru, lubiący eksperymenty Alchemik. Podobno to on sam zgotował sobie swój wygląd, choć niektórzy twierdzą, że wziął udział w tym samym rutyle, co jego najstarszy brat. Faktem jednak jest, że ma na tym alchemicznym polu swoje osiągnięcia, jak choćby osobista gwardia rody Valescu, która towarzyszyła im podczas każdego przybycia do zamku, wzbudzając zazdrość, strach i podziw u innych wampirzych lordów.
Kolejnym ważnym członkiem rady był jej główny dyplomata, Velmir, aż do przesady arystokratyczny, który wynegocjował w Waszym imieniu wiele korzystnych układów, a obecnie wciąż intensywnie pracuje nad ugłaskaniem Krasnoludów, aby te dały Wam dostęp do swoich tuneli i połączyli je z podziemiami Heresh.
Przybył również zasiadający naprzeciwko Ciebie Konrad von Krieg, przez Mroczne Elfy znany Konradem Rzeźnikiem, ponieważ po zakończeniu procesu odbijania powierzchni Heresh zebrał on wokół siebie dziesiątki albo i setki banitów, renegatów, zubożałych arystokratów i żołnierzy, dodał do tego tysiące Nieumarłych, i ruszył z tą armią na ziemie Imperium Shenara, dokonując niewiarygodnych rzezi i rozbijając kilka drowskich armii w walnych bitwach. Gdy jednak Errtu, jeden z potężniejszych Demonów, przybył ze swoimi siłami, Konrad został pokonany, a jego wojsko rozbite, w większości zabite od razu lub wyłapane w ciągu kilku dni. On powrócił do Heresh z garstką ocalałych Wampirów, a jego legenda i dokonania dały mu miejsce w radzie od razu po przekroczeniu Przełęczy Psiego Łba w Górach Grozy, choć trzeba przyznać, że był jej najbardziej kłótliwym członkiem, który pragnął jedynie wznowić rozlew krwi, nic innego go nie interesowało, gardził obecną postawą założonych rąk i wyczekiwania innych Wampirów.
Nie każdy musiał jednak coś osiągnąć, aby być członkiem tej rady. Choćby dwa Wampiry, Kettlos i Nosghoth. Ten pierwszy, mimo dumnej pozy, wspaniałej zbroi i wielkiego miecza nie był wojownikiem. Miejsce w radzie dały mu sieci kopalń, kuźni, hut i wszystkiego innego, co przynosiło zyski niezbędne do finansowania powstającej armii, działań Handlarzy Śmierci, dyplomatycznych zabiegów i tym podobnych. Ten drugi z kolei był najstarszym Wampirem w tym gronie, liczył sobie ponad pięć tysięcy lat, jako jedyny ostał się z pierwszego pokolenia Wampirów, wtedy jeszcze początkowo ludzi, którzy zyskali nową formę poprzez rytuały i zaklęcia, będące darem i klątwą jednocześnie. Jakby tego było mało, kierował on wampirzym wywiadem poza Heresh, pośród ludzi, Elfów, Drowów, Krasnoludów i samych Demonów oraz ich upadłych marionetek.
Abgorath zarządzał obroną w Górach Grozy, Górach Smoczych, Górach Popielnych i na Martwych Bagnach, utrzymując tam własne garnizony Nieumarłych i Wampirów, aby nie nadszarpywać stanu powstającej armii, a także zdobył przysięgę lojalności od każdego plemienia Orków, Goblinów i Ogrów żyjących w górach i na bagnach. Absolutnie każdego, bo tych kilka zbyt butnych czy zwyczajnie głupich wymordował osobiście, zyskując sobie niewiarygodny szacunek pośród wszystkich okolicznych Zielonoskórych, Orkom i Ogrom imponując siłą i sprawnością w boju, a Gobliny zwyczajnie przerażając brutalnością, niektórzy obwołali go nawet swoim wodzem i być może byliby gotowi zjednoczyć się pod jednym sztandarem, aby pójść za wodzem, który miał wielkie kły nie w tej szczęce, co trzeba, za krwiopijcą, co się nigdy w historii tych prymitywnych ras nie zdarzyło.
Ostatnia była Lukrecja, młoda Wampirzyca, o której nie wiedziano wiele. Nie odzywała się zbyt często na sesjach rady, pomiędzy nimi nie opuszczała komnaty, zawsze pierwsza opuszczała Widmowe Zgromadzenie i pojawiała się prawie zawsze jako ostatnia, a nawet nie do końca wiedziano, czemu zawdzięcza miejsce w radzie. Wielu sądziło, że to przez rodowe koneksje i wpływy, inni twierdzili, że po prostu przespała się z kim trzeba, choćby rodzeństwem Valescu, a na pewno Vladimirem, ale prawdy nie znał nikt, pozostało gdybanie. -
//Czuję się przy nich bezużyteczny, ale chociaż nie bardziej, niż póki co kobieta//
Skoro już wszyscy zajęli swoje miejsca i się może przywitali czy też nie, to wypada zaczekać, aż Vladimir rozpocznie obrady. Ciekawe o czym to też zamierzają rozmawiać. -
//Pocisz się tym, że większość bez problemu skrócisz o głowę, a ja będę mieć mniej roboty przy opisywaniu NPC.//
Tak też się stało, a gdy tylko sesja się rozpoczęła, swoim zwyczajem Konrad von Krieg wyrwał się jako pierwszy.
- Niecały tydzień temu miałem okazję zobaczyć jak wygląda armia, która zbiera się u podnóży Gór Smoczych. To przynajmniej dwadzieścia tysięcy Nieumarłych wszelkiej maści, setki Wampirów, machiny wojenne i Handlarze Śmiercią władający Magią ofensywną. Sam miałem siły, które były ułamkiem tych wojsk, gdy wyprawiłem się na Mroczne Elfy przez Złe Ziemie i sami doskonale wiecie, jakie spustoszenia poczyniłem. Mówię Wam po raz kolejny: Przestańmy się kryć i wiecznie odkładać atak, aby wzmocnić armię. Demony i ich sługusi robią to samo, a czekając, pomożemy im. My mamy całą wieczność, oni pewnie też, ale nasi tak zwani sojusznicy już niekoniecznie i gdy wszystkie inne bastiony oporu padną, obrona przed całą potęgą Piekła będzie zadaniem trudnym, a co dopiero ofensywa poza Heresh. Dajcie mi choćby te armie spod Gór Smoczych, a resztę, kolejne dziesiątki tysięcy, zostawcie tu, w odwodzie. Znów przemaszeruję Przełączą Psiego Łba, tym razem jako zwycięzca.
- I może tym razem uchowasz nawet tylu żołnierzy, żeby było Was widać z daleka. - zakpił Andres siedzący naprzeciwko Konrada, a ten warknął, obnażając kły. Wszyscy w radzie mieli podobne odczucia, co Czarna Opończa, woleli cierpliwie czekać i gromadzić siły, ale tylko on był na tyle butny i arogancki, aby powiedzieć to prosto w twarz jednemu z najgroźniejszych Wampirów w tym pomieszczeniu.
- Gdy ta wojna się skończy, Andresie, a obaj przeżyjemy, to własnoręcznie rozpłatam Ci gardło. - zagroził Konrad, ale nic poza tym, dopóki obaj byli w radzie, nie mogli przelać własnej krwi własnoręcznie ani za czyimś pośrednictwem, jeśli nie chcieli stracić dobrego imienia, całego majątku i włości, a w ostateczności życia. -
-Konradzie, uważam że w tym pomieszczeniu to ja tutaj najbardziej pragnę zemsty na demonach, a nawet ja wiem, że wyruszając teraz stracilibyśmy wszystko o czym próbujemy teraz dyskutować. Jak myślisz, czy demony i elfy od tak teraz sobie czekają na kolejną rzeź? Przełęcz pewnie teraz jest gorszym miejscem do ataku, niż wystawienie im bitwy na pustym polu. Osobiście wolałbym pierw poznać raporty naszych zwiadowców co do tej całej przełęczy.- Dodaj jeszcze, a następnie zamilkł patrząc się na Vladimira, może wybije on zdoła wybić głupi atak z jego głowy.
-
Płonne nadzieje, nikt nie był w stanie powstrzymać żądzy krwi, jaką pałał Konrad von Krieg, nawet głowa rodu Valescu i tej rady.
- Przełęcz Psiego Łba wolna jest od Demonów, tak jak cały Heresh. - odparł Abgorath. - Moi Nieumarli, Wampiry i Zielonoskórzy co prawda skarżą się na małe wypady i próby dalekiego zwiadu, ale daleko im do inwazji, to raczej nękanie i próby sprawdzenia, na ile Demony mogą sobie pozwolić. A gwarantuję, że dopóki ja dowodzę obroną Heresh w górach i na bagnach, żaden Demon, Upadły czy Drow się nie prześlizgnie. -
-A jak z naszym kontr-zwiadem? Przełęcz w końcu kiedyś się kończy, a wolałbym wiedzieć co jest na jej końcu, demony raczej od tak z braku rozrywki raczej nie atakują, może nawet już zinfiltrowali nasz obóz, ale to tylko gdybanie…- Mówiąc to spojrzał na Lukrecje.
-
Nie zauważyła Twojego wzroku, a może go nawet unikała. Nikt nie odpowiedział na Twoje pytanie, skoro ani Abgorath, ani Andres Czarna Opończa, ani Nosgoth nic nie meldowali, to wszystko było w porządku. A stwierdzenie, że Demony nie atakują, to dalekie uproszczenie, bo jak najbardziej atakują, ale są to wyprawy nieliczne, słabe i nieskoordynowane, przez co nigdy nie przedarły się przez zewnętrzną obronę w górach i na bagnach.
-
Westchnął tylko nieco i zaczął postukiwać palcem w stół w oczekiwaniu na to, aż Vladimir zacznie tą właściwą część tego zgromadzenia.
-
On sam nie miał wiele do powiedzenia, pierwsza sesja zawsze odbywała się w ten sposób, pozwalając wszystkim zadać pytania, uzyskać odpowiedzi czy się wykrzyczeć, jak w wypadku Konrada. Valescu miał jedynie do dodania to, że armia Heresh, z wyłączeniem wojsk Zielonoskórych na bagnach i w górach oraz osobistych wojsk poszczególnych wampirzych arystokratów, przekroczyły już liczbę dwustu pięćdziesięciu tysięcy, zbliżając się do liczebności armii, która wymaszerowała na Bitwę Ostatnich Łez, kiedy to kraj praktycznie opustoszał.
Gdy była mowa o opustoszeniu, Andres Czarna Opończa dodał od siebie, że jego Handlarze Śmiercią powoli przestają mieć skąd zdobywać trupy, co oznacza, że w przyszłości nadejdzie pora na wyprawę na Dzikie Pola, co jednak wiąże się z koniecznością zapewniania jego ludziom ochrony przez wampirzych i nieumarłych wojowników, bowiem Orkowie i Gobliny nie zrozumieją większego dobra, czy też własnego dobra, jakim się kierujecie i mogą ich zwyczajnie pozabijać, jak to miało już miejsce w przeszłości.
Gdy po jego krótkim wywodzie zapanowała cisza, a Manfred Valescu mruknął coś o wskrzeszaniu Demonów i Upadłych, zaś Konrad von Krieg znów zaczął namawiać do wyprawy na Drowy, choćby w celu zdobycia kolejnych trupów, Tobie zaświtała myśl, że może dobrym pomysłem byłoby zagadnięcie rady o odtworzenie wampirzego zakonu, który został zniszczony kilkadziesiąt lat temu, a teraz byłby równie potrzebny. Mógłby też być ciekawą alternatywą dla tych wszystkich, którzy teraz potrafią grabić w górach czy na gościńcach lub wieść bandyckie życie włóczęgów gdzieś na świecie. -
-Ekhm, mam taką niewielką inicjatywę. Mianowicie na terenie mojego zamku istniała siedziba zakonu Krwawych Rycerzy, niestety w ramach znanej nam wszystkim bitwy, cała jego chorągiew wraz z komturem zakonu poległy. Pragnę, by zakon został odnowiony do dawnej świetności, a nawet większej. Ale w tym celu potrzebuję budowniczych oraz architekta, który byłby w stanie odnowić i odrestaurować zamek mojego rodu. Taka grupa elitarnych żołnierzy może się cholernie przydać, jestem im w stanie zapewnić naukę dwóch sztuk magicznych oraz walkę mieczem i jazdę konną. Dodatkowi nauczyciele też byliby mile widziani.
-
Pomysł został przyjęty skinieniem głową przez najstarszego Valescu, który poddał go pod głosowanie, a że nie było głosów sprzeciwu, możesz spodziewać się, że tuż po swoim powrocie do rodowej siedziby zaczną się intensywne prace nad odbudową tak jej, jak i samego zakonu.
- Podejmujesz się zostania mistrzem zakonnym? - zagadnął Vladimir, gdy pomysł został wpisany do zwoju przez jednego z nieumarłych sługusów Vladimira. Kościany skryba, potrafiący czytać, pisać, liczyć, mówić i w miarę rozsądnie myśleć, był dość ekstrawaganckim Nieumarłym, za którego można byłoby powołać pod broń pół tuzina innych trupów, ale ktoś taki, jak głowa rodu Valescu, mógł sobie na to pozwolić. -
-O ile nikt inny tutaj nie ma nic przeciwko… To tak. Jak już mówiłem, trening rekrutów pod moją pieczą dosyć szybko przyniesie nam wielu świetnych wojowników. Pomnoży to też ilość moich własnych wojsk, wszakże mnie brakuje do tego obecnie mocy… Dlatego też jak wyuczę część z nich nekromancji, zechcę wybrać się z nimi na tę wyprawę po więcej trupów.
-
Wszelkie wątpliwości zostały zamknięte tym ostatnim zdaniem, więc chyba nie masz już co się martwić o przyszłość swojego nowego zakonu. Obrady trwałyby zapewne nadal, gdyby nie zwyczajowa przerwa na godzinę, połączona z poczęstunkiem, choć większość członków rady wolała spędzić ją w swoich komnatach.
-
Jemu strawa była wyjątkowo zbędna, więc mógł jedynie odczekać tę przerwę w swojej komnacie, o ile nie zostałby na miejscu ktoś chcący z nim porozmawiać.
-
Ano, znalazł się, a mianowicie Kettlos.
- Twój pomysł wskrzeszenia rycerskiego zakonu przemawia do wszystkich członków rady. - powiedział, kładąc Ci dłoń na ramieniu, jeśli można je tak nazwać. - Da to perspektywy wszystkim tym, którzy się marnują, żyjąc poza Heresh lub wiodąc bandycki żywot tutaj. Ja jednak, poza ewentualnym wsparciem finansowym, chciałbym zaproponować Ci kwiat przyszłego pokolenia, mojego syna i jego kompanów, aby stanowili pierwszych rekrutów w nowym zakonie. Jeśli się oczywiście zgodzisz, to wyślę posłańca z wiadomością do nich już dziś, być może zdążą przybyć do zamku rodu Drak jeszcze przed Twoim powrotem lub niewiele później.
Ciężko ukryć, że jeśli organizacja zakonu się rozrośnie, to rzeczywiście złoto na kolejną broń, zbroje, wierzchowce, siedziby i tym podobne będzie niezbędne, a nie wiadomo, jak to będzie z funduszami rady, ten Wampir miał ich zawsze pod dostatkiem. Gorzej, że chce Cię też wrobić w niańczenie jego dziecka i jego kompanów, a Wampiry starej daty, jak większość obecnych tu w sali, ma niezbyt dobre zdanie na temat takich odrostków, którzy chwytają za miecz, nim jeszcze na dobre wyrosną im kły. -
-Z przyjemnością przyjmę obie oferty wsparcia, mam nadzieję jednak, że wiesz co może to oznaczać w przyszłości. Jeżeli rzeczywiście wszystko będzie szło po mojej myśli i zakon będzie stale rósł w siłę to kiedyś może nas (zakon) czekać realna konfrontacja, a tam istnieje ryzyko tego, że twój pierworodny mógłby zginąć. Jesteś w stanie je podjąć? Rzecz jasna zamierzam wszystkich wyuczyć tego co sam potrafię, co z czasem uczyni z nich świetnych wojowników, ale to nie daje nieśmiertelności.
-
- Jest to pewne ryzyko, ale prędzej czy później podejmą je wszyscy, skoro tylko za progiem naszych granic czekają hordy potworów pragnących jedynie naszej zagłady. Swoją drogą, ciekawe jak często to my byliśmy tak określani przez inne rasy, nim przybyły Demony?
-
-Jak często to nie wiem, ale z pewnością to wróci z chwilą, w której zwalczymy wspólnie tego samego wroga. Może nawet damy im lub oni nam chwilę czasu, by odejść w pokoju… To już zależy tylko od tego komu zostanie więcej sił.
-
- Sądząc po tym, że każda bitwa pozwala nam powiększyć nasze szeregi, Elfy są na skraju wymarcia, a Krasnoludom wiedzie się niewiele lepiej to raczej oczywiste, prawda?
-
-Dopiero po kilku dniach od śmierci przyszłego żołnierza, ale tak. W dodatku sporo się słyszy to tej cudownej krasnoludzkiej broni… Miejmy nadzieję, że będzie ona skuteczna wyłącznie wobec demonów. Możliwe, że Velmir lub Nosghoth wiedzą coś więcej na jej temat.
-
- I możliwe, że brodacze ustawią ją w tunelach połączonych z Heresh, pogardzając naszym wsparciem. - odparł Wampir, wyraźnie należał do tych, którzy o mało nie dostawali wylewu na myśl o tym, że muszą walczyć ramię w ramię ze śmiertelnikami, których w najlepszym wypadku traktują jako żywy zapas krwi. Niemniej, Wampir skinął Ci głową, uznając sprawę jego potomka w służbie zakonu za zakończoną i odszedł, aby porozmawiać z innymi członkami rady.
-
Postał tak jeszcze parę chwil w miejscu zastanawiając się nad grom wie czym, a następnie udał się do swojej komnaty w oczekiwaniu na koniec przerwy.
-
Nie robiłeś nic konkretnego, a stojący w Twojej komnacie zegar wybijał miarowo kolejne sekundy i minuty. Gdy zostało około kwadransa do zakończenia przerwy i wznowienia sesji rady, usłyszałeś wrzawę na zewnątrz, Wampiry i Nieumarli mówili coś do siebie, biegali po korytarzach, co było dość dziwne, zamek zawsze był spokojny, nawet podczas najbardziej burzliwych obrad.
-
Może to morderstwo albo atak, w każdym razie nie czekał nawet sekundy tylko wyszedł ze swojego pokoju i capnął jakiegoś najbliższego wampira czy nieumarłego.
-Raport, co się tutaj wyprawia?- spytał go przywołując do siebie jeszcze swoją gwardię. -
Otoczyli tak Ciebie, jak i Szkielet pełniący funkcję lokaja, ciasnym pierścieniem, trudnym do przebicia tak dla wrogich żołnierzy, jak i skrytych kling zamachowców.
- Konrad von Krieg został zaatakowany w swojej komnacie. - wyjaśnił Ci pozbawionym uczuć i emocji głosem, jak każdy Nieumarły. To było co najmniej ciekawe, gdybyś miał podejrzewać kogoś o dokonanie zamachu, to właśnie porywczego Wampira, nie sądziłeś, że nawet ktoś z rodu Valescu odważy się osobiście podnieść rękę, lub wydać komuś odpowiedni rozkaz, na najbardziej nieprzewidywalnego krwiopijcę w Heresh. -
-Zaraz zapewne rozpęta się tutaj wojna pomiędzy tym kto komu zrobił krzywdę…- puścił on lokaja, a następnie zastanowił się nad listą podejrzanych. Największym przynajmniej na obecną chwilę był Andres, no i tylko dla niego, Lukrecja. W sumie to postanowił właśnie jej teraz poszukać, najlepiej tak by się o tym nie dowiedziała, ale może w ogóle będzie gdzieś z całą resztą.
-
Andres nienawidził Konrada, a nienawiść ta była odwzajemniona. Jednakże Czarna Opończa był niezwykle stonowany, a na pewno nie głupi, nie podniósłby ręki na tego, kto wyrwałby mu ją w okolicy barku. Zresztą, nawet jeśli ktoś taki, jak Konrad von Krieg, brutalny, porywczy i żądny krwi, nigdy nie zaatakował innego członka rady. Wbrew temu, co sądziły o nim Mroczne Elfy, większość innych ras spoza Heresh, a nawet część Wampirów, nie był jedynie rzeźnikiem, dla którego liczyło się wyłącznie mordowanie innych, ale wojownikiem obdarzonym dość wysoką inteligencją, doskonale wiedział, że gdyby spróbował zabić Andresa, cała rada i niemalże całe Heresh obróciłoby się przeciwko niemu, a on zostałby wygnany. W najlepszym wypadku, bo o wiele bardziej prawdopodobne, że bracia Valescu odpłaciliby mu wymyślnymi torturami, trwającymi całe dekady lub dłużej, ze względu na wampirzą regenerację i fakt, że nie mogliście zginąć przez upływ czasu.
Idąc tam, gdzie kierowała się większość sługusów, dotarłeś do prywatnej komnaty Konrada, który na pewno żył, takie pogróżki i epitety, jakie rzucał w członków rady zgromadzonych pod drzwiami, których jego odziani w płytowe zbroje i uzbrojeni w dwuręczne miecze strażnicy nie chcieli wpuścić do środka, obudziłby trupa równie dobrze, jak Nekromancja. -
-No i teraz czeka nas zagadka, czy był to zamach wewnętrzny czy jednak zrobiony przez kogoś z zewnątrz, co raczej nie wchodzi w grę. - powiedział zaraz po podejściu do reszty rady. Rozejrzał się także wyglądając czy kogoś z rady tutaj nie brakuje.
-
Byli wszyscy. Może i nie tuż przy wejściu do komnaty, to wciąż jedenaście osób, czasem wraz ze swoją gwardią, ale i tak większość zajęła miejsca w całym korytarzu.
- Rozesłaliśmy naszą gwardię, Wampiry i Nieumarłych. - powiedział Vladimir Valescu, choć nie miałeś pewności, czy była to odpowiedź na Twoje pytanie, czy rzucona w eter uwaga. - Jeśli zamachowcy wciąż tu są, znajdziemy ich. -
-To co, reszta obrad będzie teraz przed komnatą Konrada? Zresztą, może nasza ofiara zamachu powie nam coś teraz o tym co się wydarzyło i jak wyglądał sprawca, o ile nie posiadamy jego ciała czy też tego co mogło z niego zostać po kontakcie z Konradem.
-
- Obrady zostaną wznowione, gdy nadejdzie na to pora. A on nie jest w stanie obecnie powiedzieć nic więcej niż to, że wszystkich nas pozabija. Ale to dobrze, oznacza, że nie stało mu się nic poważnego. Martwiłbym się, gdyby tego nie mówił.
-
-Może jeszcze trucizna nie zaczęła działać.- zaśmiał się żartobliwie.- No to co zamierzamy robić do tej pory, szukać śladów zamachowca?
-
- Obrady nie mogą być podejmowane, jeśli nie mamy wszystkich w sali. Dlatego wrócimy na swoje miejsca, aby każdy miał pewność, że nikt nie knuje mu za plecami, i zaczekamy na wyniki poszukiwań naszych sług. I na dojście Konrada do siebie, co nie powinno mu wiele zająć. Mam wrażenie, że płynący w jego żyłach gniew wypaliłby każdą truciznę czy jad.
-
-To lepiej, by ci sługusi wywiązali się ze swoich obowiązków dosyć szybko, nie lubię nie wiedzieć co dzieje się w miejscu, w którym przebywam.- rzekł i z miejsca ruszył do sali obrad, by zająć swoje własne miejsce.
-
I tak też zrobili pozostali, z wyjątkiem Konrada. Dopóki on nie przybędzie, nie możecie wznowić obrad, ale nie oznacza to, że inne Wampiry milczały. No, może bracia Valescu, ale inni plotkowali, głównie ze swoimi sąsiadami. Nawet Lukrecja się odezwała, co było dość ciekawe, ale zrobiła to na tyle cicho, abyś nie mógł jej usłyszeć.
-
Przeklętym niech będzie zatem jego słuch, westchnął jeno i zaczął mówić.
-Jako, że jest tutaj pełno osób, a siedzenie w ciszy i czekanie jest dobijające to… Co dla was jest rozrywką? A przynajmniej co robicie, by ją sobie zapewnić, bo zgaduję że nie każdy zwyczajnie tylko siedzi i czeka.- mówiąc to popatrzył się na Vladimira.- Ja jeszcze za czasu życia zwykłem testować arystokracką krew pod wpływem różnych alkoholi, a reszta? -
//Pytanie rzuciłeś tak do ogółu, jak rozumiem?//
-
//Dokładnie
-
- W tych czasach niewielu ma na nią czas. - mruknął posępnie Manfred, a reszta przytaknęła mu kiwnięciami głów.
- Ale nie wszyscy zaprzątają sobie głowy przyszłością naszego państwa i rasy. - odparł Kettlos. - Alkohol i inne używki wciąż są popularne, zwłaszcza że nie oddziałują na nas tak jak na ludzi. Słyszałem też o niezwykle dochodowym biznesie w mieście nieopodal Martwych Bagien, gdzie co dzień obstawiane są zakłady w walkach ludzi, Goblinów, Wampirów i różnych potworów z tej okolicy.
- Ciekawe, że powiedział to akurat on. - szepnął do Ciebie Andres Czarna Opończa. - I to, że pewnie od dawna ostrzy sobie kły, żeby przejąć ten interes. -
-Wiesz Andresie, te pieniądze w rękach Kettlosa mogłyby przynieść zysk całemu państwu, dodatkowe złoto zawsze się przyda.- odpowiedział mu równie cichym tonem.- Więc co uważasz Kettlosie, warto przyjrzeć się nieco bliżej tym interesom? Byłbym skłonny ci w tym jakoś pomóc.- To zaś dodaj już normalnie, tak by mógł to usłyszeć.
-
- Doceniam Twój gest, ale jaką pomoc chciałbyś mi zaoferować?
-
-Na początku chociażby obstawiając na mnie, z czasem zrobilibyśmy ze mnie czempiona, a wtedy będzie już można się ugadać z obecnymi właścicielami tego biznesu i nieco ich tam pozamieniać.
-
- Nie uważasz, że jako członek rady i mistrz nowo powstałego zakonu wampirzych rycerzy będziesz mieć większe zmartwienia i obowiązki, niż walka tam?
-
-Jako mistrz owszem, ale członkowie rady i tak spotykają się tylko raz w miesiącu. No, ale niech będzie, że będę szkolić kwiat naszego przyszłego rycerstwa.
-
Po tej wypowiedzi rozmowy zeszły na równie przyziemne tory, ale wszystkie ucięły się, gdy do komnaty wkroczył Konrad, zadziwiająco żywotny jak na kogoś, kto przed chwilą padł ofiarą zamachu. Bez słowa zajął swoje miejsce, a gdy spojrzałeś mu w oczy, dostrzegłeś tam taką nienawiść, że mało by brakowało, a mógłby zabijać samym tylko spojrzeniem. Nie żeby był wściekły na Ciebie czy kogokolwiek z obecnych, on był wściekły po prostu, a nie ma mu się co dziwić.
-
-No to cóż, wracamy do dalszych obrad czy też dowiedzieliśmy się czegokolwiek w sprawie tego zamachu? Może Konrad zechce się podzielić tym jak wyglądał zamachowiec?
-
- Gdybym wiedział już dawno bym go zabił. - warknął, dając w ten sposób upust swojej złości, a przynajmniej jej części. - Odziani w czerń, w maskach, chuchnęli mi w twarz jakimś proszkiem, który zaburzył prawie wszystkie moje zmysły. Pojawili się znikąd. Nie ma co, to byli zawodowcy. Sam nie zrobiłbym tego lepiej.
-
-Proszek… Może istnieje cień szansy, że nadal go tam trochę zostało. Poza tym, ich maski coś przedstawiały? Wiedząc, że dmuchnęli ci tym środkiem w twarz, to pewnie wiele więcej nie wiesz.
-
- Tylko tyle, że osobiście ich wypatroszę, gdy tylko zostaną schwytani. - odparł, a rozmowa na jakiś czas utknęła w martwym punkcie. Dopiero po kilkunastu minutach do sali obrad wkroczyło kilka Szkieletów na czele Wampira w lekkiej zbroi i z mieczem w dłoni, zapewne jednego z obrońców zamku lub porucznika w prywatnej armii któregoś z obecnych tu lordów.
- Moi Lordowie, Moja Lady… Znaleźliśmy ich. - powiedział, a później skinął na jednego ze Szkieletów, który postawił na środku stołu, przy którym zasiadaliście, spory płócienny worek, z którego wysypał sześć wciąż świeżych czerepów Wampirów.
- Głowy były oddzielone od ciała jeszcze zanim ich odnaleźliśmy. - zaraportował Wampir. - Najpewniej jeden z nich zdradził resztę, inne wyjaśnienie nie przychodzi mi do głowy. Przy trupach nie znaleźliśmy absolutnie nic, żadnych sakiewek, broni, ozdób czy jakiegokolwiek ekwipunku.
- Dziękuję, Giovanni. Możesz odejść. - rzekł Vladimir, a Wampir ukłonił się tak jemu, jak i każdemu z Was, a później wraz ze swoją kościaną świtą opuścił pomieszczenie.