"Czarny Kormoran"
-
Jack
Piraci kiwnęli posłusznie głowami i wyszli razem z nim, bez szemrania wykonując powierzone im zadania. Mostek nie był daleko - wystarczyło tylko skręcić na lewo i wyminąć obszerną część cywilną, aby go dostrzec - był na samym szczycie drugiej nadbudówki, przeznaczonej dla nielicznej załogi. Jednak nie było to takie proste - śluza prowadząca do nadbudówki była zamknięta od zewnątrz, a jedyną formą dostania się na górę była niezbyt bezpiecznie wyglądająca metalowa drabinka przyspawana do ściany. -
Uderzył kilkakrotnie pięścią w drzwi, aby zwrócić uwagę zamkniętych tam osób.
- Nie róbcie teatrzyku, bando szczurów lądowych! Otwierajcie te drzwi po dobroci albo zrobimy to po złości i wrzucę Wam tam kilka granatów. Wasza wola. - powiedział, a choć na chwilę obecną blefował, to morda od razu zaczęła mu się cieszyć, gdy pomyślał o takim scenariuszu. -
Jack
Nikt nie odpowiadał.
- To co, wrzucamy? - zapytał jeden z piratów za jego plecami. -
- Wrzucamy. - odrzekł, nieco zdziwiony, że jednak nie wyszli. - A jak wrzucicie, to od razu zamknijcie drzwi czy inne okna, żeby nie mogli odrzucić z powrotem.
-
Jack
Bosman spróbował otworzyć jeden z bulajów, ale podobnie jak w przypadku nieszczęsnej śluzy, nie sprostał temu zadaniu.
- Zamknęli to od środka. Trzeba wybić - rzekł. -
//Nie odpisujesz często, ja tym bardziej, nie przeciągaj więcej, niż to konieczne.//
Skinął głową i polecił tym piratom, którzy mieli karabiny, strzelby czy inną broń, odpowiednią do tego celu, uderzać w szyby tak długo, aż zostaną stłuczone, aby w końcu wrzucić przez te otwory kilka granatów. -
Jack
///Niektórzy się irytują z powodu, że bez ich wpływu kieruje się postaciami, więc wolę dmuchać na zimne///
Szyba bulaju odpuściła za trzecim uderzeniem, rozsypując się niczym domek z kart na kilkadziesiąt małych kawałków. Bosman i jakiś inny brodaty załogant niemal od razu wrzucili wewnątrz dwa granaty, po kilkusekundowej przerwie dając na dokładkę kolejną dwójkę, po czym nastąpiła seria krótkich eksplozji, które lekko zakołysały statkiem. Ktokolwiek był w pomieszczeniu, prawie na pewno tego nie przeżył. -
No i tyle w temacie. Nie otworzą tego teraz, więc postawił jednego załoganta na warcie, a z resztą udał się z powrotem na główny pokład, aby tam przejrzeć łupy i ewentualnych jeńców.
-
Jack
Nieszczęsna piątka stała cicho jak myszy pod miotłą, nadal trzymając odrętwiałe ręce w górze, nie opuszczając ich choćby na centymetr. Natomiast grupa wysłana na rozeznanie innej części statku i zabrania czegokolwiek, co ma jakąś wartość w pieniądzach i nie jest przyspawane do ziemi, jeszcze nie wróciła.
- Ile mamy jeszcze je tak trzymać? - zapytał niecierpliwie starszy z jeńców, którego twarz przybrała czerwony kolor wysiłku.
- Dopóki nie powiem! Zamknij mordę! - zrugał go pirat w czerwonej chuście, który odwrócił się momentalnie w stronę swojego kapitana, milcząc. -
Skinął mu głową z uznaniem i przypatrzył się każdemu z jeńców.
- Gdzie reszta pasażerów? - zapytał ze stoickim spokojem, patrząc każdemu w oczy. - To statek pasażerski, musicie mieć jakichś ludzi na pokładzie. Im szybciej powiecie mi prawdę, tym mniej Was zginie, do tego w miarę łagodny sposób. A może nawet nikogo nie zabiję ani nie będę torturować? To od Was zależy. -
Jack
- W części pasażerskiej - ze spokojem odparł mężczyzna w średnim wieku i żółtej koszuli w kratę. - Może jeszcze uda wam się znaleźć to, co zostało z załogi pod pokładem. -
Skinął głową i zdzielił go kolbą pistoletu w brzuch.
- Co masz na myśli? -
Jack
Mężczyzna zgiął się wpół i runął na twarde deski, jęcząc z bólu.
- Część pasażerska była połączona z częścią przeznaczoną pod pokładem dla załogi - odparł inny jeniec z wyraźnym przestrachem w łamiącym się głosie.
Wtem Jack zauważył coś kątem oka. Gdy odwrócił głowę w bok, zauważył powracających piratów, wysłanych na eksplorację dalszej części statku cywilnego. Nie mieli przy sobie ani jeńców, ani rzucających się w oczach kosztowności. Pełny skład nie wskazywał na to, żeby doszło do jakiejś walki.
- Udało nam się zejść pod pokład - zaczął jeden z matów w prochowej kurtce. - Masa trupów, wszystko zalane krwią, a sami nieboszczycy są podziurawieni jak sito i wygląda na to, że nie umarli wcale tak dawno temu. Cuchnie tam żelazem tak, że nie da się wytrzymać.
- Mówiłem - wycharczał jeniec zwijający się z bólu na zimnej posadzce. -
- To teraz powiedz mi jeszcze, z łaski swojej, dlaczego to wygląda tak, choć nie powinno?
-
Jack
- W pasażerskim doszło do jakiejś rozróby - kontynuował jeniec, który zaczął mówić bardzo szybko pod wpływem stresu, a jego oczy zaczęły się szklić. Wyglądał tak, jakby miał się zaraz rozpłakać. - Ktoś się chyba z kimś pokłócił, interweniowała ochrona i zaczęły się strzały. Wkrótce po tym ktoś odłączył zasilanie. Nic już więcej nie wiem, przysięgam!
- Ktoś się zastrzelił - wymamrotał leżący, wciąż kurczowo trzymając się za brzuch. -
Wzruszył ramionami.
- I to ja jestem ten szalony? - powiedział, sam do siebie, kopiąc leżącego, jak na prawdziwego pirata przystało. - Związać ich i zabrać, może na nich chociaż coś zarobimy. A ten złom bierzcie na hol, wracamy do domu. -
Jack
Wymierzony kopniak w brzuch przygwoździł go do desek na amen, kiedy zaczął się zwijać na nich z ogromnego bólu, wydając nieartykułowane, przeciągłe dźwięki, przypominające nieco kwiki zarzynanej świni.
- A nie lepiej będzie te trupy powypierdalać w głębiny morza od razu? - zapytał mat. - Może się jeszcze w porcie pozarażają jakimś odtrupim świństwem. -
- To piraci, do cholery, widzieli i robili gorsze rzeczy. - odparł, rozkładając ramiona. - A ja nie widzę ochotników do babrania się w trupach. Jak będzie trzeba, to zejdę o jakąś stówę czy dwie z ceny, żeby zrekompensować innym taką niespodziankę.
-
Jack
Mat kiwnął posłusznie głową, po czym rzekł doniosłym głosem, jakby poczuł się za kogoś wyższego rangą:
- Dobra, zawijamy tych kutafonów i wracamy do domu!
W ciągu kilku dłuższych chwil cała piątka nieszczęśników była związana jak baleron, nieszczęśliwy i wystraszony baleron, który został spędzony na pokład pirackiej łajby jak trzoda chlewna do rzeźni, a kilka kolejnych, jeszcze dłuższych chwil zajęło przywiązanie widmowej cywilnej jednostki morskiej kilkoma grubymi linami, których pęk po obu stronach zwieńczony został ciasno zawiązanym węzłem marynarskim. Po wykonaniu roboty, ostatni piraci zaczęli powracać na swój macierzysty statek. -
Skoro tak, to i on powrócił, od razu kierując się na mostek, gdzie dał rozkaz, aby wrzucić całą naprzód i ruszyć na rodzime pirackie wyspy.