[Powierzchnia] Osiedle Piastów
-
Dzieciożerca
Grupa, z względu na jednego, nie do końca sprawnego członka, poruszała się wolniejszym tempem niż wcześniej, ale przynajmniej teraz nie napotykała żadnych problemów, poza jednym. Rdzawego Renegata cały czas trapiło uczucie bycia śledzony, czuł wzrok wbijający się w jego plecy, ale gdy rozglądał się, nie widział niczego. Gdy do celu pozostawał względnie niedługi kawałek drogi, koło czterystu metrów, napotkali truchło połyska. Zwierzę definitywnie nie było ofiarą żadnego mutanta, a tym bardziej choroby, bo w jego łbie zionęła wielka dziura, a do tego Chłystek wyciągnął z niej spory kawał żelaza, który kiedyś zapewne był muszkietową kulą. Czy przywódca grupy zarządzi cokolwiek w związku z tym znaleziskiem czy pójdzie dalej?
-
Polecił reszcie rozstawić się wokół i mieć oczy dookoła głowy, a sam przyjrzał się trupowi, próbując ocenić, kiedy zwierzę zostało zabite. Nie ma sensu przerywać marszu, jeśli mutant leży tu od kilku dobrych dni.
-
Dzieciożerca
W takim razie przerwa była słuszna, bo badając zwierzę, Rdzawy Renegat przekonał się, że nie mogło zostać zabite więcej niż najwyżej dwie-trzy godziny temu, a może nawet później. Świadczyła o tym między innymi wciąż nie zaschnięta krew w ranie, a także sam fakt tego, że padlinożercy niemalże jeszcze nie tknęli truchła.
-
//“więcej niż najwyżej dwie-trzy godziny temu, a może nawet później.” To kiedy w końcu?//
-
//
“nie […] więcej niż najwyżej dwie-trzy godziny temu, a może nawet później.”Zwierzę zostało zabite maksymalnie dwie do trzech godzin temu albo jeszcze później, może nawet tylko godzinę temu.
// -
To już komplikowało sprawę, nawet bardzo, ale w końcu oni, bandyci z powierzchni, lepiej znali to miejsce niż banda frajerów z podziemi, więc nie ma sensu przerywać misji. Wzmógł jedynie swą czujność, polecił to samo reszcie, i ruszył dalej, ale tym razem okrężną drogą. Co prawda dłuższą, ale w tym wypadku bezpieczniejszą, bo mniejsze szanse, że ktoś ich tam dostrzeże.
-
Dzieciożerca
Ostrożności nigdy nie za wiele. Kwadrans później dotarli do rzeczonego bloku, w którym ostatnimi czasy często było widać pewnego Łazika, cały czas wchodzącego do budynku i wychodzącego w tylko sobie znanym kierunku. Dzięki obraniu okrężnej drogi zwyrodnialcy znaleźli się na jego tyłach i zauważyli nieduży otwór wybity w ścianie klatki schodowej. Ktoś ewidentnie chciał go zakamuflować i wyszło mu to nawet nieźle, wątpliwe czy grupa dostrzegłaby dziurę bez bystrego oka Chłystka. Można wykorzystać go do wejścia do wnętrza lub użyć frontowej framugi.
-
Na razie jednak polecił grupie się przyczaić i nasłuchiwać oraz wypatrywać, nie wiadomo w końcu, czy są akurat teraz sami.
-
Dzieciożerca
Przez pierwszy moment wysłuchiwania Dzieciożerca nie wyłapał niczego szczególnego. Lekki wiatr gwizdał na ruinach wielopiętrowych budynków jak na ponurej harmonijce, z dala dało się słychać zawodzenie i ryki bliżej nieokreślonych mutantów, spojony bimbrem Księciunio żałośnie pojękiwał. Dopiero gdy bezczynność zaczynała się z wolna dłużyć, kanibal usłyszał niewyraźne szepty i chichot. Dochodziły zza niego, tak jakby ktoś opowiadał kawały za jego plecami.
-
Odwrócił się powoli i ostrożnie, aby nie spłoszyć osób, które usłyszał, choć liczył się z tym, że to może być tylko wytwór jego chorej imaginacji.
-
Dzieciożerca
Za nim wyczekiwali jedynie jego wierni kompani, spoglądający pytającym wzrokiem na swojego herszta.
-
- Wchodzimy do środka wszyscy, ale potem młody zostaje z Księżulem, reszta idzie ze mną i sprawdza teren. Najpierw działać, potem myśleć, kogo właśnie próbujecie zabić, jasne? Jak są tam jakieś Łaziki, a pewnie są, to nie oddadzą nam swoich łupów po dobroci. A jak nie ma, to zabierzmy co się da, i może nawet zaczaimy się tam na nich. Pytania?
-
Dzieciożerca
Członkowie bandy zgodnie pokiwali głową na znak, że plan jest dla nich jasny i nie wymaga dalszych objaśnień. Jedynie zmroczony alkoholem Księżulek cicho wymamrotał:
— Zejdźmy z tej ścieżki, Słyszący nas oczekuje w swym domu… — Po czym zwiesił głowę i ponownie wpadł w otępiały sen. -
Przyzwyczaił się do jego opętańczych kazań i modlitw, więc zlał to ciepłym, rzęsistym moczem, rzecz jasna w przenośni. Potem zmienił broń z kuszy na siekierę, bardziej przydatną na krótki dystans, i ruszył na czele grupki do prowizorycznego wejścia do budynku, obawiając się, że framuga może być w rzeczywistości pułapką.
-
Anatol “Misjonarz” Dzierżyński [T -12(Dzień 0)]
Kiedy ranne wstają zorze
Tobie ziemia, tobie morze
Tobie śpiewa żywioł wszelki
Bądź pochwalon Boże wielkiBądź pochwalon Boże wielki! Misjonarz zatrzasnął za sobą drzwi i przywarł do nich plecami, z trudem łapiąc oddech. Żmija, która uparcie goniła go od ulicy Pokoju, walnęła łbem w stare drewno. Wściekłe bydlę! Nie dziwne, że to właśnie węża Szatan wybrał na swoje uosobienie. Anatol mógł wyłącznie Bogu dziękować, że uciekając przed nią znalazł mieszkanie, w którym się schronił. Teraz pozostawała kwestia tego czy wygłodzony po przespanej zimie mutant pogodzi się z przegraną czy dalej będzie próbował napełnić nim swój żołądek…
Na całe szczęście, po dłuższej chwili spędzonej z uchem przy drzwiach i ręką na sercu, Misjonarz mógł przysiąc, że jego zmora dała sobie spokój. Wreszcie! Jego podróż do Stacji Kościelnej prześladowała osobliwa mieszanina pechów i powodzeń. Musiał już uciekać przed niezbyt przyjaznymi Łazikami, sforą zdziczałych psów, a nawet raz zapadła się pod nim podłoga w jednym z budynków, w których nocował, skutkując dosyć bolesnym, choć niegroźnym upadkiem. Teraz sytuacja przedstawiała się zgoła lepiej, mógł złapać oddech.
Krótki rzut okiem na wnętrze mieszkania upewnił go w tym przekonaniu. Zdawało się być niezamieszkane przez zmutowaną faunę i florę, nie licząc zupełnie normalnej pleśni, która pożerała ściany w głębi, zostawiając przedsionek względnie czystym. Pan uśmiechnął się do Anatola Dzierżyńskiego!Dzieciożerca [T -10(Dzień 0)]
Nie było tu framugi, a raczej dziura wybita w ścianie. By przez nią przejść, Herszt musiał iść w kuckach, a wyższy od niego Gladiator musiał przeleźć na czworaka. Po chwili kłopotu cała grupa znalazła się po drugiej stronie. Wnętrze wyglądało na pozornie opuszczone. Zalegały tu szczątki starych sprzętów, mebli i inne śmieci. Zalegały w wręcz podręcznikowym układzie, tak jakby los, rozrzucając je, myślał:
“Przeżarta walizka nie może leżeć tak blisko bojlera, a te krzesło będzie wyglądało zbyt podejrzanie stojąc tak jak powinno.”
Tylko, że im dłużej Dzieciożerca oglądał to miejsce, tym bardziej wątpił, że jego wygląd jest przypadkowy. Upewnił się w swoich przekonaniach, gdy Grot wskazał łukiem kurz na klatce schodowej, w którym widniały wyraźnie odciśnięte ślady ludzkich stóp. Ktokolwiek operowała w tym bloku, definitywnie mógłby trochę pozamiatać. -
- Dzięki Ci, Boże, za twe hojne dary. - odparł Misjonarz cicho pod nosem i rozejrzał się przez okno, jeśli takowe było. Chciałby znać sytuację na zewnątrz, żeby wyznaczyć sobie idealny moment na wyjście z mieszkania, a dodatkowo żeby zorientować się, czy w pobliżu przypadkiem nie ma Stacji Kościelnej, o której powiedział mu Bóg.
-
//A te bajeranckie nawiasy kwadratowe co znaczą?//
Skoro tak, to polecił Chłystkowi zostać z ich walniętym księdzem, a resztę grupy poprowadził na zwiad, zanim zaczną szukać tu czegokolwiek przydatnego, powinni upewnić się, że nie ma tu nikogo, kto podczas szabrowania wbiłby im nóż czy inny bełt z kuszy w plecy. -
// O ile się nie mylę, to chodzi tutaj o czas, i u ciebie akcja trwa 2 godziny wcześniej niż u mnie. Czy jakoś tak. //
-
Anatol “Misjonarz” Dzierżyński [T -12(Dzień 0)]
Wołaj do Mnie, a odpowiem ci, oznajmię ci rzeczy wielkie i niezgłębione, jakich nie znasz.
~Jr 33, 3Mieszkanie znajdowało się na dosyć wysokim piętrze, więc widok z niego rzeczywiście mógłby być dobry. Jednak, gdy Misjonarz zagłębił się do wnętrza, wcześniej przeciętna pleśń okazała się być czymś zupełnie innym. Szaro-popielaty, cuchnący nalot pokrywał ściany, z wolna pożerając wyblakłe tapety i zgniłe dywany. Pod naciskiem podeszwy Anatola ciemna masa napęczniała dookoła niego i wypuściła z siebie półprzezroczysty śluz. Dziwne stworzenie, ale nie przeszkodziło mu w dotarciu do okna. Szyby nie było, zresztą tak samo jak framugi, ale nie było to szczególnie problematyczne. Na zewnątrz budynku roztaczał się raczej ponury widok. Ulica częściowo zapadła się, w dziurze powstało podłużne bajoro, a w pozbawionych asfaltu miejscach zaczęła krzewić się nieśmiało-zielona, skarłowaciała roślinność, ostrożnie ekspandując dookoła. Po jej obu stronach ciągnęły się raczej ponuro wyglądające rzędy zdewastowanych czasem bloków, z których wiele pozostało jedynie rumowiskiem. Z okien jednego z tych, które zachowały lepszy stan, rozchodziła się znajoma Misjonarzowi bura pleśń, tylko tym razem o znacznie grubszej warstwie i pulsującymi liniami na jej powierzchni. Atakowała niemalże całą ścianę budynku. Dalej, Anatol ujrzał dziwnie zarośnięte pole. Nie blokowisko, nie skwer, a pole, pokryte nieregularną i siwo-zieloną trawą. Może warto byłoby to sprawdzić? Dzięki obecności pomnika Powstańca, którego czerep Misjonarz mógł zobaczyć z dala, odzyskał orientację w terenie. Szedł w dobrym kierunku przez ostatni czas, jego cel musi być gdzieś tu, blisko.
Dzieciożerca
//Czy zwracacie uwagę na ludzkie odciski na schodach? Czy idziecie na klatkę schodową? Albo do piwnicy? Gdzie idziecie na ten zwiad?//
-
Tak więc wyszedł z mieszkania i udał się w kierunku przeciwnym do pomnika Powstańca, próbując jednocześnie wyminąć ekspandującą roślinność.