[Metro-Zdzieszowice] Stacja Galeryjna
-
Stacja Galeryjna jest drugą, po Perle, największą stacją całego Metra. Przed wojną nad nią znajdował się ogromny kompleks handlowy “Ewa”, a sama stacja łączyła w sobie dwa odcinki Metro-Koksu, zwane “poprzecznym” oraz “podłużnym”, przez co w przeciwieństwie do innych stacji, znajdują się na niej dwa, spore perony. Tutaj mieściła się także większość technicznej obsługi kolei podziemnej, dla potrzeb której zbudowano podziemne warsztaty konserwacyjne, korytarze awaryjne, perony postojowe oraz niewielką zajezdnię pojazdów technicznych.
Po tym, gdy syreny zawyły, na stacji schronili się głównie klienci ekskluzywnych sklepów Galerii, ich pracownicy oraz menadżerzy i to właśnie oni, wbrew temu co rozgłasza propaganda rządu Dyktatora, w rok po opadnięciu głowic stworzyli pierwszą organizację pseudo-państwową, czyli Związek Fryzjerski, nazwany tak od pierwszego przewodniczącego rady rządzącej tym tworem. Związek zasłynął przede wszystkim wolnością, jaką zapewniał swoim mieszkańcom. Nie było formalnego prawa, poza tym, które określało zasady wyborów do rady, jej uprawnienia, a także określało proceder wytoczenia procesu przeciwko podejrzanemu obywatelowi. Wszelkie sprawy były zaś rozwiązywane sądami, w których wyrok uzgadniała większość lub mniejszość naprędce zebranych obywateli pod wodzą jednego z radny. Na terenie Związku legalne było prowadzenie niemalże każdego biznesu i nie rzadko dochodziło do sytuacji, w których kaplice sąsiadowały z domami publicznymi lub ludzkimi targami i nikt nie był temu przeciwny. W państwie nie funkcjonowała żadna, oficjalna służba państwowa, a w razie potrzeby formowano oddziały ochotnicze, które dzięki ogólnemu wsparciu z strony mieszkańców stacji skutecznie mogły kontrolować wszystkie odcinki bocznic otaczających Galeryjną, a także skutecznie bronić się przed bandytami czy wczesnymi atakami z strony sąsiadujących stacji. Środki na utrzymanie oddziałów dostarczano z ogromnych ceł, jakie podróżni musieli uiścić, jeżeli chcieli przejchać przez tereny państwa.
Pomimo tego, historia Związku Fryzjerskiego zakończyła się szybko. Gdy jeszcze wtedy nikomu nieznany Dyktator nieoficjalnie objął władzę na Perle i rozpoczął proces scalania stacji Metrozetu w jeden organizm państwowy, nikt nie spodziewał się, że sięgnie także w stronę ówczesnego hegemona, Galeryjnej. Wszelkie propozycje pokojowego zawarcia przymierza lub sojuszu z strony nowego przywódcy odrzucano. Przeświadczeni o swojej potędze Fryzjerzy nie przejmowali się wizją walki o przetrwanie, aż do momentu, gdy w tunelach gruchnęła wieść o sojuszu pomiędzy Perłą, a Szkolną, która dotychczas pozostawała uległa Związkowi, wypłacając mu daninę w żywności i niezbędnych surowcach. Gdy na stację wysłano oddział mający za zadanie wymuszenie na gronie pedagogicznym haraczu siłą, to ten nie tylko powrócił z pustymi rękoma, ale do tego w znacznie okrojonym składzie. Ochotnicy już w tunelu zostali zaskoczeni przez silnie ufortyfikowany posterunek, który bez ostrzeżenia otwarł do nich ogień, wybijając niemalże każdego z nich. Tego samego dnia do przewodniczącego rady Związku dotarł kurier z ostatnią propozycją dołączenia do przymierza Perły oraz Szkolnej. Po raz pierwszy i ostatni w historii państwa ogłoszono Zebranie Ludowe, na którym głosowano nad przyjęciem lub odrzuceniem propozycji. Przeważającą liczbą głosów wygrało odrzucenie: Fryzjerom kochali swoją wolność i nie zamierzali oddawać jej pod rządy “Państwa Prawa”, jakie głosił Dyktator. Wraz z odrzuceniem sojuszu na Perłę przesłano wypowiedzenie wojny w ramach odwetu za “niehonorowe” rozstrzelanie oddziału Związku.
Działania bojowe po obu stronach zaczęły się tej samej nocy.
Pierwszy ruch należał do Związku, który zdecydował się na odpłacenie za zniewagę na Szkolnej. Planowano przejęcie i zupełne podporządkowanie stacji Fryzjerom. W tym celu wysłano dwa oddziały: zadaniem pierwszego było sforsowanie posterunku w tunelu, zaś drugi miał wedrzeć się na stację od powierzchni. Łazicy Związku wiedli wtedy prym w tym regionie i jako jedyni byli zdolni do długotrwałych wypadów na powierzchnię dzięki niemałej liczbie skafandrów, masek przeciwgazowych oraz filtrów do nich, które wyszabrowano z sklepów militarnych w zrujnowanej “Ewie”.
Oba ataki przypuszczono niemalże równocześnie. Ofensywa podziemna odniosła sukcesy niemalże od razu; przejęto pierwszy posterunek, a jego załogę zmuszono do odwrotu. Dopiero kolejna zapora sprawiła problemy nacierającym Fryzjerom, gdyż siły Perły zostały nieoczekiwanie wsparte przez dotąd pacyfistycznych mieszkańców Szkolnej. Sytuacja na powierzchni rysowała się o wiele gorzej: Łazicy zostali zaskoczeni przez oddział sojuszu, któremu poruszanie się po powierzchni umożliwił sprzęt wygrzebany z starych magazynów, pamiętający czasy głębokiego PRLu. Starcie w okolicach ronda zmusiło Związkowców do wycofania się aż na swą rodzimą stację. Pomimo tego kontynuowano natarcie w tunelu, które powoli wyniszczało połączone siły stacji Szkolnej i oddziału ekspedycyjnego Perły. Sytuacja przestała rozwijać się na korzyść Związku, gdy zachodnią bocznicę Galeryjnej zaatakowała dobrze uzbrojona drużyna szturmowa z wsparciem drezyny pancernej. Choć wtedy jeszcze żaden mieszkaniec Metra nie wiedział tego, to właśnie ten atak był pierwszą operacją bojową formacji, która później przerodziła się w słynną Szarą Gwardię.
Drezyna przebiła się przez posterunek Związku na bocznicy, a także zmusiła napotkane patrole do chaotycznego odwrotu. Po tym skierował się na odsiecz oblężonej Szkolnej. Wraz z je przybyciem, Fryzjerzy zostali uwięzieni w tunelu bez drogi ucieczki, musząc walczyć z ostrzałem z obu stron. Bitwa zakończyła się krwawą rzezią żołnierzy Związku.Po tym wojna między młodym Sojuszem, a Związkiem Fryzjerskim przybrała znacznie inną formę. Związek zrezygnował z działań ofensywnych, skupiając się przede wszystkim na obronie posiadanych tuneli i rzadkich kontrofensywach w celu odzyskania utraconej bocznicy. Jednak dla Fryzjerów wojna stawała się z dnia na dzień coraz większym wysiłkiem. W przeciwieństwie do państwa Dyktatora, Galeryjna nie pobierała podatków od obywateli, a czerpała fundusze z ceł ściąganych od podróżnych i handlarzy z innych stacji, jednak gdy utracono możliwość do bogacenia się na obywatelach Szkolnej i Perły, budżet Związku znacznie się uszczuplił. Wobec tego rada starała się podporządkować sobie pozostałe stacje Metra: Basenową, Urzędową, oraz Promową. Zyskali sprzymierzeńców jedynie na tej ostatniej, która od dawna znajdowała się w opłakanym stanie z względu na położenie z dala od reszty miasta, a do tego borykała się z ustawicznymi zalaniami. Urzędowa zezwoliła jedynie na przemieszczanie się ludzi i drezyn Związku przez swój teren, a przy próbach zajęcia jej siłą zagroziła zawalaniem tunelu na Promową. Fiasko poniosły także działania na stacji położonej w sąsiedztwie parku wodnego, gdzie Fryzjerów ubiegli ludzie Dyktatora, którzy zdołali ustanowić pozbawione ceł, nadziemne linie wymiany handlowej z strategicznie ważną stacją i tym samym przekonać jej ludność do podporządkowania się Sojuszowi. Stosunek sił przedstawiał się niekorzystnie dla Związku, z zaledwie jedną stacją po jego stronie i jedną nastawioną neutralnie, a dwoma stacjami po stronie państwa Dyktatora. Co prawda Perła znajdowała się w tym czasie w stanie wojny z linią Metro-Koksu, jednak tamtejsze starcia przerodziły się w wojnę pozycyjną, w której walki toczono z przerwami na terenie peronu łączącego linię publiczną z zakładową. Rada Związku wiedziała, że czas działa na ich niekorzyść, dlatego zdecydowano się na zmianę taktyki.
Nowy plan zakładał wysadzenie bocznicy opanowanej przez Sojusz, łączącej Perłę z Szkolną. Tunel był o tyle ważny, iż pozwalał Sojuszowi na szybki transport zaopatrzenia i ludzi pomiędzy dwoma stacjami, a także znacząco ułatwiał wymianę handlową z Basenową. Pozbawienie Dyktatora tej drogi zwiększyłoby zależność peryferyjnych stacji od Galeryjnej, a także pozwoliłoby Związkowi na skupienie swoich sił w walce z odizolowanymi od siebie celami.
Przygotowania do planu rozpoczęły się na peronie technicznym jeszcze wtedy nie zalanego tunelu pomiędzy Urzędową, a Promową, gdzie rozpoczęto budowę pociągu pancernego. Całość składała się z trzech pojazdów: przedniego, na którym zlokalizowano prymitywną, ale potężną armatę wraz z miotaczem płomieni oraz szczelinami strzelniczymi i opancerzonej lokomotywy napędzającej cały skład. Na samym końcu zespołu zlokalizowano prostą platformę, załadowaną kilkoma beczkami i to właśnie one były najważniejszym elementem planu. Po brzegi wypełniono je mieszanką azotu i fosforu, która w połączeniu z ciepłem i ciśnieniem była zdolna do stworzenia potężnej eksplozji.
Na przełomie listopada i grudnia 2016 roku konstrukcja pociągu pancernego została ukończono. Datę ataku z jego użyciem zaplanowano dokładnie na symboliczną datę 6 grudnia, jednak skład wraz z swoim ładunkiem nigdy nie dotarł na front.
Równo o godzinie 21:30 w nocy 5 grudnia zwolniono hamulce lokomotywy, a skład opuścił peron wraz z uzbrojoną po zęby załogą na swoim pokładzie. Po godzinie znalazł się w odległości około 550 metrów od stacji Urzędowej. Minutę później całym tunelem wstrząsnęła donośna eksplozja, której echo osiągnęło oba krańce linii podłużnej. Wielotonowy pociąg wzniósł się na kilkanaście centymetrów w powietrze, wypadając z torów i uderzając o ścianę. Kolejne kilkadziesiąt metrów przetarł sunąc z zgrzytem po betonie, a wraz z zatrzymaniem nastąpiła druga eksplozja, wypełniająca najbliższe kilkadziesiąt metrów tunelu ognistą chmurą. Wybuch był tak duży, że kilkunastu mieszkańców pobliskiej stacji zemdlało z braku tlenu w powietrzu.
Gdy następnego dnia na miejscu katastrofy pojawili się Fryzjerzy, zastali jedynie powyginany wrak pociągu wraz z nadwęglonymi ciałami wewnątrz. Ślady na torowisku jasno ukazywały, dlaczego do tego doszło: podłożony wcześniej ładunek wybuchowy był na tyle silny, by skruszyć beton w promieniu dwóch-trzech metrów od miejsca ustawienia. To mógł być tylko sabotaż i nie było wątpliwości, że dokonały go siły Dyktatora, które musiały uzyskać informacje na temat planowanego ataku.Po utraceniu pociągu, Związek przestał planować kolejne kontrofensywy, a skupił się na obronie własnych włości. Działania wojenne zamarły na trzy dni, podczas których obie strony spodziewały się wszystkiego z strony wroga. Gdy jednak okazało się, że Fryzjerzy nie mają zamiaru odzyskania bocznicy, siły Sojuszu uderzyły.
Atak rozpoczął się ofensywą oddziału z wsparciem drezyny pancernej od strony stacji Szkolnej. Wschodni posterunek Związku zdołał utrzymać swoje pozycje, jednak kosztem odwołania części ludzi z posterunku północnego i południowego (w tym czasie nie wystawiano straży w zachodnim tunelu, gdyż pobliska Urzędowa utrzymywała neutralność wobec Galeryjnej). W tym samym czasie pozostałe posterunki zostały niespodziewanie zaatakowane, zmuszając Fryzjerów do obrony trzech punktów w tym samym czasie. W tej sytuacji wezwano na pomoc zdolnych do walki mężczyzn z sprzymierzonej Promowej, ale zanim Ci dotarli z odsieczą, siły Sojuszu zdołały przedrzeć się przez wszystkie trzy posterunki. Walka w tunelach przeniosła się na teren stacji, dzięki czemu mieszkańcy Galeryjnej zyskali pewną przewagę nad nacierającymi: znali każdy zakamarek swojego domu, wraz z jego warsztatami, korytarzami i peronami technicznymi. Ich nadzieję zasilał także fakt pojawienia się sprzymierzonych posiłków. Bitwa przerodziła się w serię krwawych potyczek. Zmuszone do rozdzielenia się siły inwazyjne ponosiły ciężkie straty, ale kawałek po kawałku wydzierały teren stacji, zaś drezyna zmusiła Promowców do wycofania się do tunelu.
Znaczne postępy przyniosło dopiero pojawienie się na polu bitwy miotaczy płomieni Sojuszu. Ta potężna broń okazała się niezwykle przydatna w procesie oczyszczania wąskich chodników i pomieszczeń z ochotników Związku. Jednak użycie siły ognia na tak ograniczonej przestrzeni niosło za sobą konsekwencję: w ciągu dwóch kwadransów na ogarniętej walką stacji wybuchł pożar, w zabójczym tempie pochłaniający drewniane zabudowania. Siły Sojuszu przystąpiły do odwrotu, a Fryzjerzy porzucili broń i rozpoczęli desperacką batalię z żywiołem, jednak ugaszenie szalejącego inferna graniczyło z niemożliwym: ogień rozszerzał się szybciej, niż obywatele byli w stanie pozyskiwać wodę z nielicznych studni. Wobec tego obywatele Związku rozpoczęli paniczną ucieczkę z stacji, w której z rozkazu Dyktatora dopomogły także siły Sojuszu, opatrując obrażenia swoich żołnierzy na równi z ranami ewakuowanych obywateli Galeryjnej. Kilka godzin później sporządzono prowizoryczne zapory, którymi odgrodzono płonącą stację od reszty Metra.Pożar dogasał przez kilka dni. W tym czasie podpisano dokument kapitulacji i rozwiązania Związku Fryzjerskiego. Ustalono, że po powrocie jego mieszkańców stacja oficjalnie stanie się częścią Sojuszu, ale pozostałe stacje zapewnią jej pomoc w odbudowie. Z uwięzienia uwolniono także tych, których uznawano za niezdolnych do walki: kaleków, kobiety, dzieci, starców. Ci jako pierwsi powrócili do swego domu i jedynym, co zostali, były spopielone ruiny. W późniejszym czasie reszta Galeryjniaków także dostała zezwolenie na powrót.
-
Maruder [T-6(Dzień 0)]
Galeryjnej nie dało się pomylić z żadną, inną stacją: tutaj budynki mieszkalne zostały odsunięte na dalszy plan, co od razu rzuciło się w oczy Marudera, gdy ujrzał rudery rozpościerające się niewiele wyżej od jego głowy, zaraz nad torowiskiem. Skraj peronu poświęcono licznym platformom przeładunkowym, wypełnionych gwarem i ruchem: tragarze przenosili towary do straganów na alei handlowej, sarkastycznie zwanej “Oxford Street”, niewielkie żurawie ściągały cięższe ładunki z obładowanych wagonów, a wszystko nadzorowali zatroskani o swój interes kupcy, co chwila pokrzykując i ganiąc nieostrożnych robotników lub odpędzając od siebie natarczywą klientelę, liczącą na wywalczenie sobie prawa do przebierania wśród najświeższych towarów.
Po przejechaniu kilku metrów wgłąb stacji drezyna szarpnęła lekko, a koła zgrzytnęły, donośnie oznajmiając zatrzymanie.
— Kotuński, pobudka. — Kulpecki zerwał się z ławki, a następnie ostrożnie wziął dziewczynę z tunelu na dłonie. — Trzeba was połatać.
Młody Gwardzista jęknął na to z bólem, ale bez słowa skargi podniósł się, nie odrywając dłoni od rany. Jednak gdy chciał postawić krok zachwiał się i pewnie upadłby, gdyby nie Grzybnia, która w ostatniej chwili zdążyła go złapać, przyprawiając chłopakowi kolejną porcję bólu. Szybko zmieniła chwyt.Widząc sytuację, Kulpecki odwrócił się w kierunku najemnika chcąc coś powiedzieć, ale Łaziczka zdążyła go uprzedzić, posyłając mu jednoznaczny wzrok. Kapral odezwał się ponownie:
— W takim razie my odniesiemy ich do medyka. Ty, Pogodzik, zajmij się znalezieniem jakiegoś noclegu na tą noc.
— Tak jest, Sierżancie. — Odparł po żołniersku Pogodzik.
— Dobra… A ty, obywatelu Maruderze… Uznajmy, że skończyły mi się pomysły, więc masz na razie czas wolny, tylko tak, żeby dało się Ciebie później znaleźć. Trzeźwego. Żywego też. -
- Uroczo. - mruknął i zeskoczył z drezyny, klepiąc go po ramieniu. - Nie martw się, będę Twoim pierdolonym aniołem stróżem dopóki masz mi czym za to płacić. - powiedział i odszedł kilka kroków, aby dać mu do zrozumienia, że w dalszą dyskusję się nie wda. Potem spojrzał się przez ramię, nie żeby interesowali go wszyscy, co w zasadzie tylko Grzybnia. - Gdzie i kiedy mamy się spotkać? - zapytał jeszcze na odchodnym.
-
Maruder [T-6(Dzień 0)]
Kulpecki też zeskoczył z drezyny i już miał udać się wraz z ranną w swoją stronę, ale jeszcze odpowiedział Maruderowi:
— Masz na głównej alei taki bar, nazywa się “Czarny Pas”, z kitajcem za ladą. Tam Cię będę szukał.
— Sierżancie. — Odezwał się Plutonowy. — Jako Gwardziści powinniśmy dawać przykład, nie wolno nam wizytować knajp podczas wypełniania rządo…
— Pogodzik, powiedz mi jedną rzecz. — Kulpecki westchnął z zmęczeniem. — Pytałem Cię o zdanie?
Gwardzista nie odpowiedział, tylko obrócił się na pięcie i poszedł wykonać swoje zadanie. -
Parsknął cicho śmiechem pod nosem i udał się przed siebie, aby po kilkunastu krokach skierować się do tego lokalu. Do spotkania było sporo czasu, ale wolał rzucić okiem na bar nieco wcześniej.
-
Maruder [T-5(Dzień 0)]
Choć już okolica platform przeładunkowych wydawała się być niezwykle gwarna, tak dopiero po przejściu serpentyny mrocznych uliczek i zaułków przekonał się, że prawdziwe życie Galeryjnej toczy się nie w barakach, nie na platformach, a w miejscu, do którego właśnie dotarł: Alei Handlowej.
Aleja była zdecydowanie jedną z największych, otwartych przestrzeni w całym Metrze. Swoimi rozmiarami biła na głowę Targ Perły i jej najbardziej okazałe hale. Długa na niemalże sto metrów, zaś szeroka na około osiem do dziesięciu. Jej granicę od strony torowiska wyznaczał szereg piętrowych budynków, rażąco innych niż emanujące biedą i tandetą chałupy stolicy lub mniejszych stacji. Te mieniły się kolorami barwnych szyldów i ozdób, z co niektórych śmiało wybiegały naprzód balkony i werandy, a ich fasady nie szarzały zbutwiałym drewnem czy przeżartą blachą, a dumniały solidnym wykonaniem, prezentując ceglane partery sąsiadujące z ścianami z bruku i betonowych krawężników. Granicę z drugiej strony tworzyły podobne “kamienice”, choć węższe i pochylone przed siebie. Zaś oba te krańce łączyły się dzięki zawieszonym u stropu linom i wstęgom, z których wiele prezentowało reklamy najrozmaitszych usług i lokali, a pozostałe obwieszono jedynie jaskrawymi papierami, wesoło powiewającymi w stacyjnym przeciągu.
Całą Aleję wypełniał ogromny tłum ludzki, w który Maruder z miejsca się zatopił, tonąc w oceanie ożywionego gwaru, pokrzyków i rozmów.
Zdawało się, że mnogość ludzi była tak wielka, jak tutejszych towarów. Różnorodność tak samo. Przedzierając się w głąb aleji, mężczyzna napotykał zakupowiczów, zazdrośnie strzegących swych cennych nabytków, handlarzy, którzy wymachując ramionami i wrzeszcząc starali się o dostarczenie dóbr do swoich stoisk, a nie brakowało też targających je niewolników. Wszystkiego dopełniali artyści, raz po raz dostrzegani i słyszani przez Marudera.
Jego szczególną uwagę zwróciła młoda, szczuplutka gimnastyczka. Jej ruchy przypominały nie człowieka, a raczej zwiewną, foliową reklamówkę, która zaplątana w ostrowiu niemo patrzących prętów tańczy, łudząc się, iż jej wdzięk i talent zdołają wyswobodzić ją z pułapki, w którą nieumyślnie wleciała. A jednak jej twarz promieniała szczerym uśmiechem, który zdawał się zupełnie nie pamiętać o wszystkich nieszczęściach, jakie trapiły człowieka tych podłych czasów. Przygrywał jej ciemnoskóry hinuds, w skupieniu przykładając swe wargi do kilku rurek, połączonych w jeden, melodyjny instrument. Gimnastyczka tańczyła, skakała, wyginała się i wykręcała nieziemskie figury, swym radosnym blaskiem zarażając postronnych widzów. Ci każdy numer obsypywali gromkimi brawami i rzadkim dźwiękiem rzucanych do czapeczki groszy. Marny zarobek, ale Gimnastyczka nic sobie z tego nie robiła, tylko wciąż tańczyła i śmiała się dla innych, nie pamiętając o niczym.
Po kilku minutach uporczywego przedzierania się przez tłum Maruder wreszcie zdołał dotrzeć pod wskazane przez Kulpeckiego miejsce. Fasada baru prezentowała się skromnie, ale na pewno oryginalnie. Był odgrodzony od alei niewielką werandą, otoczoną linowym płotem. Na niej znajdowały się wykonane z butelek donice, w których nieśmiało rosły nieznane mężczyźnie rośliny. Drzwi były tutaj przesuwane w bok, choć tylko jedno z skrzydeł posiadało uchwyt potrzebny do ich otwarcia. Były zbite z jasnego drewna ułożonego w kratki, które zasłoniono od wewnątrz białą tkaniną, lekko tylko naznaczoną śladami zużycia. Na kołku wbitym w drewno zawieszono kartkę, która jasno mówiła “Otwarte”. Nad framugą, na wysokości nieco ponad dwóch i pół metra znajdował się baner. Farba czarnego tła łuszczyła się powoli, ale dziwaczne, kanciaste litery tworzące napis “Czarny Pas Bar” i przedzielająca je wstęga wciąż były doskonale widoczne. Rzeczywiście, ciekawe miejsce Kapral sobie wybrał.
Maruder mógł wejść do środka, lub też skierować swoją uwagę ku innym, mnogim straganom, lokalom i przybytkom. Mógł też udać się w zupełnie innym kierunku, pozwiedzać nieco spokojniejsze rejony Galeryjnej. W końcu miał czas wolny.
-
Przeczuwając z doświadczenia, że wszystko może skończyć się strzelaniną, jak to już nieraz w jego awanturniczym życiu bywało, zdecydował się wejść najpierw do baru. Nie żeby miał zamiar cały dzień przesiedzieć nad kufelkiem, był w końcu w robocie, ale zwyczajnie chciał nieco rozeznać się w sytuacji, aby podczas spotkania z gwardzistami wiedzieć, jak wygląda układ budynku, poznać ewentualne drogi ucieczki i tak dalej. Dlatego też wszedł do środka i rozejrzał się uważnie, zawsze mógł spotkać tu jakąś znajomą, choć niekoniecznie przyjazną, twarz, a pchanie się w kłopoty teraz nie było mu na rękę.
-
Maruder [T-4(Dzień 0)]
Wszedł. Pierwszym, co go powitało po zasunięciu drzwi, była subtelna cisza, odgrodzenie od wszechpotężnego jazgotu Alei Handlowej, który teraz przeistoczył się w delikatny, nieszkodliwy szmer. Wnętrze było malutkie, na parunastu metrach kwadratowych zmieszczono dwa stoliki, z których ten dalej wejścia był zajęty przez jedynego klienta obecnego w środku, rozczochranego młodzieńca o kruczych włosach, leżącego na stole w objęciach alkoholowego Morfeusza. Za stołami znajdował się kontuar z jasnego drewna z niewielką furteczką, pozwalającą przechodzić w obie strony, zaś za kontuarem stał niewielki, przyszarzały Azjata. Krótko ścięte włosy, zmarszczki wpijające się w twarz i niewyrośnięta, lecz starannie przycięta broda nadawały mu srogiego wyglądu, a jednak coś sprawiało, że wydawał się godny zaufania jak nikt inny. Ściany wyglądały zadbanie, zostały nawet pokryte wygrzebanym skądś linoleum, mającym przypominać panele podłogowe. Wymalowano na nim podobne wzory, jak na szyldzie lokalu, jednak tych Maruder zupełnie nie był w stanie odczytać. Wisiało też kilka obrazów, a raczej fotografii, lekko wyblakłych, ale w sumie dobrze zachowanych za szkłem i wielokrotnie reperowanymi ramkami. Pierwsza przedstawiała oryginalny dach, wsparty na dwóch kolumnach, a druga monstrualną. zaśnieżoną górę na szycie niewiarygodnie błękitnego nieba. Kolejna przedstawiała bujną, cudowną roślinę, mieniącą się blaskiem soczystych liści i oprószoną różowymi kwiatami. Na czwartym, ostatnim, znajdowała się niska, urodziwa Azjatka, nosząca na sobie przedziwaczną, lecz piękną na swój sposób, szatę. Uśmiechała się subtelnie, pozując na tle tego samego kontuaru, jaki znajdował się właśnie przed Maruderem. Wszystkiemu temu akompaniował zapach… drzewka, a właściwie to miniaturowego drzewka, jakie stało w doniczce obok człowieka za ladą, oświetlane swą własną lampką, choć jasność w barze zapewniał lampion podwieszony pod sufitem, dający subtelną i miękką, lecz zupełnie wystarczającą poświatę
— Witam. Coś będzie dla Pana? Menú? — Zapytał Azjata, lustrując przybysza wzrokiem. -
Skinął głową. Nie żeby miał zamiar zbyt dużo tu wydać albo dłużej zabawić, po prostu nie miał zamiaru wzbudzać ewentualnych podejrzeń, wchodząc i od razu wychodząc.
- Wystarczy coś do picia, nie wpadłem na długo. - odparł. -
Maruder [T-3(Dzień 0)]
— Coś? Nie, nie. Można pić lepiej, niż coś. — Azjata kategorycznie pokręcił głową i zanurkował pod ladą. — Można pić Tōiie.
To mówiąc wynurzył się, trzymając w dłoniach niemałą, szklaną flaszkę, wypolerowaną i pozbawioną jakiejkolwiek etykiety. W jej wnętrzu zagadkowo pluskała szmaragdowa ciecz, błyszcząca puchowymi odbiciami miękkiego pół-światła wypełniającego bar. Na dnie naczynia pływały niewielkie listeczki, które czując ruch swego szklanego domu zawirowały leniwie, tańcząc wymuszone piruety wdzięcznie, powoli i bez żadnego pośpiechu, który by je obchodził.
Azjata pozostawił butelkę na kontuarze, by następnie sprawić jej towarzysza, którym został kubek wykonany z połyskliwego drewna. Po tym pytająco opuścił wzrok na potencjalnego klienta. -
Maruder nigdy na dobrą sprawę nie wyszedł z nałogu, w który popadł w ciągu trwającego kilka miesięcy załamania, więc rzucił chciwe spojrzenie na zawartość flaszki, choć nigdy nie widział ani nie słyszał o takim trunku.
- Ile? - zapytał krótko, ale dodał po chwili namysłu: - I poniewiera? Za wcześnie, żeby zanurkować pod stół. -
Maruder [T-3(Dzień 0)]
— Spokojnie, procent jest słaby. W Tōiie ważny jest nieznany smak, nie procent. Ale Tōiie się ceni. Dwadzieścia za kubek. — Azjata zmarszczył brwi.
-
Miał pięćdziesiąt złotych. I miał wydać dwadzieścia z nich na trunek? Prawie odmówił. Prawie, bo zbyt go to kusiło, nie tyle sam fakt, że był to jakiś alkohol, gdyby chciał jakiegokolwiek trunku to wziąłby najtańsze szczyny. Czy tam piwo, jak próbują wciskać kit barmani. Niemniej, jego kusił fakt, że nigdy o czymś takim nie słyszał, a tym bardziej nie miał okazji spróbować, więc w końcu odliczył odpowiednią sumę i położył na kontuarze. Kubek odebrał od razu, znajdując jakieś miejsce na uboczu, plecami do ściany, aby mieć dobry wgląd na cały bar lub większość lokalu. Dopiero wtedy nieco się odprężył, zsunął z twarzy maskę i gogle, aby posmakować tego niecodziennego alkoholu.
-
Maruder [T-3(Dzień 0)]
Już samo zbliżenie kubka do twarzy uwiarygodniło słowa barmana. Zapach szmaragdowego płynu był zupełnie nowym doznaniem. Maruder czuł w nim trzy, nawzajem przeplatające się wątki, jakby trzy zupełnie inne historie. Pierwszą był dym. Mężczyzna poznał w swoim życiu jego wiele odmian, ale ten dym odstawał wonią od innych. Nie była to spalona deska czy olej rzepakowy. Nie były to zeschłe rośliny ani nawet swąd płonącego mięsa. To był dym nieznany, napawał spokojem. Drugim motywem był zapach ledwo wyczuwalny, acz podkreślający pozostałe dwa. Musiał przekradać się między nimi, walczyć o swoje miejsce, o to, by być zauważonym. Mniej wprawiona osoba zapewne zupełnie by o nim zapomniała, lecz nie Maruder. Zapach rośliny, silnej i dumnej, acz stłamszonej. Czym? Ten łatał pustotę dziur duszy. Ostatni był znacznie silniejszy od pozostałych. Przypominał najemnikowi o ziołach, jakie raz poznał dzięki pewnej młodej medyczce. Nie było to jednak żadne z nich, to na pewno. Woń ta była rześka, żywa, ogarniała mężczyznę, lecząc i kojąc to, co bolało głęboko w środku, gdzie nikt, oprócz niego samego, nie miał wstępu.
Teraz pozostawało wyłącznie spróbować.
-
Zacisnął dłonie mocniej na kubku, przeżywając ponownie chwile, o których nie myślał od dawna. Czasem od miesięcy, czasem od lat. Przez chwilę nawet obawiał się, czy wypicie tego nie sprowadzi na niego kolejnych wspomnień, ukrytych jeszcze głębiej w jego duszy. Ale tylko przez chwilę, później upił pierwszy łyk, oceniając smak.
-
Maruder [T-2(Dzień 0)]
Ciecz zwilżyła spierzchłe usta najemnika, rozlała się na połoninach jego języka, by następnie z wolna spłynąć w przepaść gardła i rozbić się w otchłani żołądka. Smak, jaki temu towarzyszył, był jak żaden inny. Trzy wątki, jakie Maruder poznał w samym zapachu trunku, połączyły się w jedną, cudowną poezję, która na raz rozpalała wszystko, czego tknęła, by momentalnie rozkwitnąć ziołową ekspresją alkoholowego medykamentu. Toiie zdawało się przenikać nawet dalej niż tkanki i mięśnie, ono wsiąkało w duszę, wyławiając z jej cienistego basenu męty i skazy. Z Marudera wyrwało noc, w którą jego stary mentor zasnął na zawsze. Tą chwilę, w której samotny i zagubiony uciekał w ciemnym, ciemnym tunelu. W końcu błysk, niebosko jasny błysk. Dzień tysiąca słońc, zaszyty głęboko w fundamentach materii człowieka, który doświadczył końca i narodzin epok.
Wszystko to zapiekło jak stare rany, nigdy nie zagojone, krwawiące i ropiejące pod skórą. Pamiętał twarze rodziców, gdy zostawiał ich za sobą? Ostatnie słowo swego mentora? Dlaczego pamiętał ten dzień, te krzyki i przerażenie, ten blask?
— Wszystko o-kay? — Azjata, wciąż srogi, obdarzył swego klienta pytającym spojrzeniem.
-
Uśmiechnął się krzywo i kiwnął głową. Odetchnął i oparł się plecami o ścianę. Dopiero po kilku chwilach znów wziął łyka, licząc na to, że teraz nie pojawią się już żadne wspomnienia, a jeśli już, to nie takie.
-
Maruder [T-1(Dzień 0)]
Azjata przyjął kiwnięcie głową, a przy tym chyba nawet uśmiechnął się lekko. Jakby chcąc zamaskować ten niechciany przebłysk emocji spod srogiej maski, pochylił głowę i powrócił do wycierania blatu kontuaru, zwinnie manewrując dłonią.
Kolejny łyk nie przyniósł już tylu rewelacji, co pierwszy. Ciało przyjęło do siebie płyn nie reagując z taką mocą jak wcześniej, choć wciąż nie można było odmówić trunkowi jednego - łechtał zmysły ust, a smak, który niósł z sobą, wybijał się wysoko ponad wszystkie prymitywne samogon i inne siksy, jakie pędzono w metrze. Maruder mógł stwierdzić bez cienie wątpliwości, że w dłoni trzymał prawdziwy alkohol i to taki, który można pić dla większej ilości powodów niż pospolitego nawalenia się.
Dodatkowo trunek uspokoił go. Niewielki bar stał się przytulniejszym miejscem, choć pozornie nie zaszła w nim żadna zmiana. Pokryte linoleum ściany wciąż były tak samo zmęczone czasem, barman wciąż wycierał kontuar, a rozczochrany młodzieniec wciąż leżał na swym stole, mrucząc niezrozumiałe słowa od czasu do czasu.
Jak nazywał to jego mentor? Relaks? Tak. Maruder miał relaks.
-
Nie sądził, że pomyśli lub wypowie to słowo tak szybko, a jednak. Rozkoszując się tak trunkiem, jak i stanem, w jaki go wprawił, pił dalej, niespiesznie, miał przecież czas. Gdy skończył, posiedział jeszcze kilka minut, dopiero po chwili wzdychając i odnosząc szklankę do kontuaru.
- Ile kosztowałaby cała butelka tego trunku? - zagadnął Azjatę, starając się jednak zachować pozory obojętności, aby nie dać się orżnąć. -
Maruder [T-1(Dzień 0)]
Słysząc te słowa, Azjata zmierzył go wzrokiem od góry do dołu. Jego twarz pozostawała całkowicie beznamiętna aż do momentu, w którym jego oczy nie spotkały się z oczami Marudera. Wtedy wybuchnął głośnym śmiechem.
— Yoi! Nie stać Cię. — Odpowiedział, uspokajając się nieco.
-
Prychnął pod nosem.
- Zobaczymy. Niedługo mogę stać się o wiele bogatszym człowiekiem, więc trzymaj to dla mnie. - odparł, powstrzymując się od zdzielenia żółtka w pysk i zabrania mu butelki. Ostatnie, czego potrzebował akurat teraz, to kłopoty z prawem. Po tych słowach odwrócił się na pięcie i opuścił lokal, wracając na gwarne ulice Stacji Galeryjnej i rozglądając się za dalszymi rozrywkami czy miejscami odpowiednimi do zabicia czasu. -
Maruder [T-0(Dzień 0)]
Tych nie brakowało, nie na tej stacji. Na głównej alei mógł odwiedzić naprawdę wiele przeróżnych atrakcji. Od burdeli i tanich spelun, przez salony hazardu oraz dyskoteki, a kończąc na najbardziej wykwintnych rozrywkach, jak miniaturowa galeria sztuki, której szyld widniał po drugiej stronie alei. Choć trwał sam środek nocy, to Galeryjna właśnie teraz pałała rozświetloną niczym powstały z popiołów Fenix, pełnią życia.
// Możemy przyspieszyć, jeżeli chcesz. Trochę załamiemy czasoprzestrzeń, ale mi to na rękę. //
-
A więc udał się ku rozrywce, może wciąż pod wpływem alkoholu, może pod wpływem wspomnień, myśli i uczuć, które odblokował? Cały czas jednak pilnował czasu, ekwipunku i pieniędzy, chcąc zostawić sobie choćby jedną trzecią tego, co miał przy sobie, aby nie zostać bez pieniędzy na życie, gdyby misja się zawaliła.
//Śmiało.// -
Maruder [T-11(Wydarzenie)]
Czas, jaki spędził na rozmaitych rozrywkach, szybko mu minął. Na tyle szybko, by odchodząc od wystawianego przy jednym z zaułków kabaretu (akurat przedstawiano “Wyprawę Piwowarów”) natknąć się na znajomo czerwoną gębę gwardzisty.
— Obywatelu Maruderze. — Wysapał Kulpecki, wręcz emanując wściekłością. — Gdzie miałeś na mnie czekać, hę?! Nie mamy zegarka?!
-
Wzruszył ramionami.
- Czas to tylko iluzja, podobnie jak śmierć. Czy coś. Zasiedziałem się, ale już jestem, zwarty i gotowy do służby. Załatwmy to, bo chcę w końcu przytulić moją wypłatę. -
Maruder [T-10(Wydarzenie)]
Na pomidorowej twarzy jego tymczasowego przełożonego zawrzał cały wulkan, gejzer gotowy wystrzelić pokładami gęstej lawy, grzebiącej pod sobą całe cywilizacje. I gdy już przerywała się twarda skorupa warg Gwardzisty, gdy już miał huknąć - z plaskiem wylądował dłonią na własnej twarzy, przeciągając nią niczym mutant rozrywający pazurami upolowaną ofiarę. Coś przy tym mamrotał, ale były to zbyt niewyraźne słowa, by Maruder mógł je odszyfrować.
— Dobra. — Odpowiedział, w końcu zrywając rękę z facjaty. — Za mną, reszta już jest przy posterunku. I tempo! — Warknął, ruszając truchtem w kierunku wylotu tunelu Galeryjna-Szkolna.
-
Parsknął cicho pod nosem i ruszył we wskazanym kierunku. Nie dał po sobie poznać, że mu się spieszy, nie biegł, nawet nie truchtał, po prostu szedł tam szybkim krokiem.
-
Maruder [T-9(Wydarzenie)]
Chód obrany przez Marudera zdawał się spełniać swoją funkcję - choć nie widział wyrazu twarzy Kulpeckiego, tak słysząc okazyjne mamroty dochodzące z okolic jego ust wiedział, że utrzymuje wojskowego na granicy jego cierpliwości.
Droga poprowadziła ich kilkoma wąskimi korytarzami technicznymi, wzdłuż których rozstawiano wąskie prycze okupowane przez najbiedniejszych mieszkańców stacji. Mijani ludzie okraszali ich różnym wzrokiem: niektórzy wrogim, inni podziwiali szarą wstęgę na ramieniu mężczyzny, jeszcze inni na jej widok kulili się, odwracając do ściany. Kulpecki zdawał się nie zwracać na to uwagi.
Po niedługiej wędrówce dotarli do posterunku, przy którym, oprócz zazwyczaj czatujących tam wartowników, czekała już reszta oddziału; Grzybnia, trzymająca się w cieniu, którego nie rozjaśniał ogień paleniska, młody Kotuński, który z wszystkich sił starał się ukryć to, jak duży ból sprawiały mu naprędce zabandażowane rany i Pogodzik, niezmiennym, stoickim wzrokiem patrzący na całą sytuację z góry.
— Dobra, ferajna. Mamy komplet, a to znaczy że ruszamy na Szkolną. — Oznajmił Kulpecki, rozglądając się po zebranych. — Tylko szybko, bo zostajemy coraz bardziej w tyle. Jakieś pytania?
// Możemy grać przez całą podróż tunelem, a możemy przewinąć ją, wybór zostawiam tobie. Jeżeli zdecydujesz się na drugą opcję, to po prostu daj jeszcze jeden post i powiadom mnie o tym. //
-
- To ten moment, w którym zaczynamy zabawę? - zapytał, choć nie spodziewał dostać się odpowiedzi, na której mu zależało. Po prostu ruszył razem z resztą, mając oczy i uszy szeroko otwarte, gdyby coś znowu miało im przeszkodzić po drodze.
//Przyspieszamy.// -
— Można tak powiedzieć, bo mówią, że zalęgło się tutaj jakieś cholerstwo. W tunel! — Zakrzyknął gromko Kulpecki i skutecznie legitymując samą swoją postacią wszystkich swoich towarzyszy, wyminął znudzonych wartowników i ruszył w czerń przed sobą.
// Zmiana tematu, najprawdopodobniej nowy post będzie czekał na Ciebie na Szkolnej. //
-
Głupio byłoby zostawić teraz tę bandę kretynów, zwłaszcza, jeśli ci kretyni mieli rękę na jego wypłacie, więc udał się tam wraz z resztą.
-
Maruder [T-9(Wydarzenie)]
Fabuła będzie kontynuowana w temacie [Metro-Zdzieszowice] Stacja Szkolna.
-
Radiotelegrafista