Szkarłatna Wyspa
-
Vader:
- Kapitan? - zapytał jeden z nich, wskazując ruchem głowy na galerę przy brzegu, a później pokazując palcem na horyzont. - Stamtąd?
Zohan: - Nie interesuje mnie to, szczerze mówiąc. Ciebie też nie powinno. Twoim zadaniem jest tylko wydobyć z niej skarby.
Szeth “Kotal” Aogad
– Nie jestem kapitanem tego okrętu, tylko zawodowym najemnikiem do spraw trudnych i ciężkich – odpowiedział. – Ale tak, stamtąd. - Kapitan? - zapytał jeden z nich, wskazując ruchem głowy na galerę przy brzegu, a później pokazując palcem na horyzont. - Stamtąd?
-
- Do władcy? Po co?
-
— Co jeszcze wiesz o tych ruinach? Masz jakąś książkę o tym? Może jakiś zwój?
-
Odwrócił się i kilka chwil szperał w kajucie, wręczając ci w końcu cienką książkę.
- Zapisałem tu wszystko, co wiem. Liczyłem, że będę wiedzieć więcej, ale niestety się nie udało. Wieści w Verden są bardzo skąpe, nawet jeśli wydawało mi się, że trafiłem na kogoś, kto coś wiedział, to i tak nie chciał mówić, dlatego wszystko opiera się na relacjach tubylców. To wciąż dzikusy, więc ciężko odróżnić tu prawdę od ich mitów, legend i wierzeń. Zapoznaj się z tym jak najszybciej i wróć później, to pokażę ci coś jeszcze. -
Szeth “Kotal” Aogad
– A po to, by dał mi jakąś robotę – odparł. – Może coś, z czym wy sobie nie dajecie rady, bo brakuje wam myślenia ludzi z zewnątrz.
Nie bał się ewentualnego konfliktu z nimi, chociaż potajemnie oceniał swoje szanse z nimi. Oraz to, jak go przyjmą w załodze po tym, jak przyjdzie i wesoło oznajmi, że wywołał wojnę. -
Nie byłeś pewien, czy nie załapali obrazy, czy może w ogóle nie poczuli się dotknięci, ale po chwili, zamiast rzucić się na ciebie z pięściami, odsunęli się i otworzyli ci wrota do pałacu.
-
— Czy przeczytanie tej książki pozwoli mi na zobaczenie tego “coś jeszcze”?
-
- Pozwoli ci na zrozumienie czym to jest. No, w pewnym sensie.
-
//Mogę pozwolić sobie na odpisy, bo aż czuję wielki niedosyt, ale ograniczę się tylko do dialogów i krótkich odpisów w Elarid i Pandemii. W Polsce się zabiorę już za wszystko.//
– Zawołaj mnie, gdy będziesz czegoś potrzebować. Pójdę teraz do kajuty i przeczytam to. Mam nadzieję, że czegoś ciekawego się dowiem. Bywaj, kapitanie. – pożegnał się i udał się do swojej kajuty, w której to nocował. Potrzebuje teraz ciszy i spokoju, aby to przeczytać i przeanalizować to wszystko.
-
Książkę otwierała mapa Archipelagu, na której oznaczono tę konkretną wyspę. Dalej był szkic samej wyspy, a choć linia brzegowa była dobrze zarysowana, tak głębia lądu została opatrzona białą plamą i napisem “Nieznane”, co raczej utrudnia sprawę. Później znajdował się już sam odręczny tekst autorstwa kapitana:
O Wyspie Trolli dowiedziałem się od tubylców po moim pierwszym rejsie tutaj. W ich języku jej nazwa brzmiała Przeklęta Wyspa, Wyspą Trolli ochrzcili ją ci marynarze, którzy tam popłynęli i zeszli na ląd. A przynajmniej ci, którzy przeżyli, bo zostali zdziesiątkowani i tylko garstka wróciła na okręt. Jak łatwo się domyślić, to Trolle zmasakrowały tych pechowców, a niespodzianka, jaką im urządzili, była tym większa, że bestie te są niemal niespotykane poza Verden, a co dopiero tutaj. Z tego co mi wiadomo, Wyspa Trolli jest jedyną w całym Archipelagu Sztormu, którą zamieszkują te potwory. Tubylcy nie mają pojęcia, skąd się tam wzięły ani jak się tu dostały, ale wiele wskazuje na to, że byli tu, gdy zaczęły się tworzyć pierwsze osady i plemiona, bo Przeklęta Wyspa pojawia się w każdej z ich najstarszych legend. Jedne mówią, że Trolle to mieszkańcy wysypy, którzy rozgniewali bogów, zostali więc przemienieni w bestie. Inni sądzą, że to pradawni strażnicy. I to właśnie naprowadziło mnie na trop, zwłaszcza, gdy usłyszałem, że podobno Trolle pojawiły się tam po tym, jak “pływający dom” (jak tubylcy nazywają nasze okręty) przybił do jej brzegów. Wiele lat badałem tę sprawę i w pewnym sensie mam rację. Stawiając wszystko na jedną kartę, wiele lat temu poprowadziłem ekspedycję, która dotarła w głąb wyspy, odnajdując wielką wieżę wykonaną z czystego szmaragdu. To tam też zbierało się najwięcej Trolli. Nie wiem, co jest w wieży, ale musi pochodzić sprzed wieków lub mileniów, a tacy strażnicy udowadniają, że to na pewno coś cennego. Wszystko, czego do tej pory dokonałem, zrobiłem, aby odkryć tajemnicę tej wieży, zwłaszcza, że w Dekapolis odnalazłem złotą czaszkę ze szmaragdami zamiast oczu. Niby nic dziwnego, ale nieważne jak i gdzie się ją postawi, sama obraca się tak, że jej oczy wskazują drogę na wyspę. -
– Magia. – rzekł Leric, zamknąwszy książkę. – Albo coś innego, czego żadna rozumna istota nie jest w stanie pojąć.
Wstał z pryczy i udał się tam, gdzie wcześniej rozmawiał z kapitanem. Powie mu, co o tym wszystkim sądzi, ale też może dowie się trochę więcej od niego samego.
-
Akurat tym razem znalazłeś go na pokładzie, gdy lustrował przy użyciu lunety horyzont.
- Zapowiada się dobra pogoda. - rzucił na twój widok i wskazał na książkę. - I jak? -
– W jaki sposób znalazłeś tę czaszkę? Jakiś grobowiec?
-
- Skarbiec lokalnego watażki. Chętnie zapytałbym, jak ją zdobył i skąd, ale wtedy już nie żył, a nikt inny na to pytanie nie mógł mi odpowiedzieć.
-
– Próbowałeś coś zrobić z tą czaszką? Na przykład zniszczyć za pomocą magii albo zwykłym młotem?
-
- Zgłupiałeś? Nawet jeśli z ekspedycji na Wyspę Trolli nic nie wyjdzie, to takie coś jest warte małą fortunę, czemu miałbym próbować ją zniszczyć?
-
— Aby zobaczyć, czy chroni to jakaś magia. Gdybym był napierdolony jak szpadel, to na pewno bym to sprawdził.
-
- Są bardziej subtelne sposoby na zbadanie czegoś takiego. Mój przyjaciel, Mag i nie tylko, zbadał ten artefakt. Owszem, jest magiczna, ale nie jest to żadna klątwa ani nic, co mogłoby zagrozić mi, tobie lub komukolwiek z załogi.
-
— Czyli zwykła szmaragdowa czaszka, która tylko wskazuje pewien kierunek. Eh, kiepsko, liczyłem na coś lepszego i ciekawszego.
-
- Ciekawie zrobi się na miejscu. Miałeś już kiedyś doświadczenie z czymś takim? Lub chociaż podobnym?
-
— I tak, i nie. Niektóre grobowce, a szczególnie te stare i zapomniane, posiadały coś w postaci kluczy, ale były to jakieś płytki, figurki, ale nigdy nie spotkałem się z czaszką, która wskazywała konkretny kierunek.
-
- Zawsze coś. Masz jeszcze jakieś pytania?
-
— Nie mam. A ty masz?
-
Zastanowił się dobrą chwilę, ale ostatecznie pokręcił głową.
- Nie, to wszystko. -
//Nie chcę jakoś ruszać tej fabuły i chyba warto by było poczekać na resztę… ale chyba trochę sobie poczekamy//
— Idę się powłóczyć gdzieś w pobliżu. Pewnie będę pić, więc wiesz gdzie mnie szukać. — na tym zakończył rozmowę i po prostu wyszedł, a następnie udał się do baru, w którym wcześniej był.
-
//Możesz napisać do reszty i zapytać, czy będą w ogóle grać, bo jeśli nie, to po prostu przyspieszę fabułę dla ciebie, skoro jako jedyny odpisujesz tu co jakiś czas.//
Ten powoli się zapełniał, dochodziło już popołudnie, więc w jego progach pojawiło się więcej marynarzy i innych podwładnych kapitana, aby rozmawiać, pić, jeść, śpiewać szanty bądź grać w kości czy karty. -
@kubeł1001 napisał w Szkarłatna Wyspa:
Nie byłeś pewien, czy nie załapali obrazy, czy może w ogóle nie poczuli się dotknięci, ale po chwili, zamiast rzucić się na ciebie z pięściami, odsunęli się i otworzyli ci wrota do pałacu.
Szeth “Kotal” Aogad
A w odpowiedzi on wszedł do środka i skierował się na spotkanie z panem tejże wyspy. -
Krótki korytarz poprowadził cię do obszernej sali tronowej. Wydawała się tym większa przez to, że była dość pusta. Miejscami na ścianach zawieszona była broń czy trofea w postaci wypchanych łbów czy skór dzikich bestii, niektórych ci znanych, ale w większości tajemniczych i niespotykanych poza Archipelagiem Sztormów. Na ścianach wisiały też rozpalone pochodnie, tym bardziej pomocne, że w pomieszczeniu nie było okien. Przy wejściu zastałeś kolejnych rosłych strażników, również uzbrojonych w maczugi, gdzieniegdzie widziałeś też kręcących się tubylców, głównie kobiety. Na tronie na sporym podwyższeniu, do którego prowadziły schodki, siedział mężczyzna, zdecydowanie nie tubylec, musiał być kiedyś członkiem załogi kapitana. Ubrany był w słomiany kapelusz, tunikę bez rękawów, spodnie z naszytymi nań stalowymi płytkami, proste buty. Miał też obandażowane niemal całe ręce i chustę na twarzy. Przyglądał się ze znudzeniem jakiejś morskiej muszli, ale przywiesił ją sobie do jednego z pasków na tunice, gdy zauważył twoje przybycie.
- Nie wydaje mi się, żebym cię znał. - mruknął i zszedł z tronu, kiwając ci lekko głową. - Jam jest potężny Król-Mag, Władca Morza, Szkarłatny Obrońca… Ale ty mów mi Jin, jak wszyscy. No, poza tubylcami, oni wolą te bardziej oficjalne tytuły odkąd z kapitanem pomogliśmy im z wrogim plemieniem, które ich napadało, grabiło i niewoliło. A kiedy ich wódz zmarł, mnie wybrali na nowego. Jestem ciekaw na ile to kwestia moich mocy, a na ile tego, co dla nich zrobiłem… Ale dość o mnie, wybacz. Kim jesteś i co cię do mnie sprowadza, przyjacielu? -
Szeth “Kotal” Aogad
– Nazywam się Szeth Aogad. Zajmuję się obecnie ochroną okrętu kapitana – odpowiedział, jasno dając do zrozumienia, że jest częścią tej samej załogi, co kiedyś Jin. A przynajmniej tak było, jeżeli obaj zwracali się myślami do tego samego okrętu i tego samego kapitana. – Skoro i tak tutaj się zatrzymaliśmy, uznałem, że mogę coś porobić. Jeżeli jest na tej wyspie coś do roboty.