Szkarłatna Wyspa
-
- Ciekawie zrobi się na miejscu. Miałeś już kiedyś doświadczenie z czymś takim? Lub chociaż podobnym?
-
— I tak, i nie. Niektóre grobowce, a szczególnie te stare i zapomniane, posiadały coś w postaci kluczy, ale były to jakieś płytki, figurki, ale nigdy nie spotkałem się z czaszką, która wskazywała konkretny kierunek.
-
- Zawsze coś. Masz jeszcze jakieś pytania?
-
— Nie mam. A ty masz?
-
Zastanowił się dobrą chwilę, ale ostatecznie pokręcił głową.
- Nie, to wszystko. -
//Nie chcę jakoś ruszać tej fabuły i chyba warto by było poczekać na resztę… ale chyba trochę sobie poczekamy//
— Idę się powłóczyć gdzieś w pobliżu. Pewnie będę pić, więc wiesz gdzie mnie szukać. — na tym zakończył rozmowę i po prostu wyszedł, a następnie udał się do baru, w którym wcześniej był.
-
//Możesz napisać do reszty i zapytać, czy będą w ogóle grać, bo jeśli nie, to po prostu przyspieszę fabułę dla ciebie, skoro jako jedyny odpisujesz tu co jakiś czas.//
Ten powoli się zapełniał, dochodziło już popołudnie, więc w jego progach pojawiło się więcej marynarzy i innych podwładnych kapitana, aby rozmawiać, pić, jeść, śpiewać szanty bądź grać w kości czy karty. -
@kubeł1001 napisał w Szkarłatna Wyspa:
Nie byłeś pewien, czy nie załapali obrazy, czy może w ogóle nie poczuli się dotknięci, ale po chwili, zamiast rzucić się na ciebie z pięściami, odsunęli się i otworzyli ci wrota do pałacu.
Szeth “Kotal” Aogad
A w odpowiedzi on wszedł do środka i skierował się na spotkanie z panem tejże wyspy. -
Krótki korytarz poprowadził cię do obszernej sali tronowej. Wydawała się tym większa przez to, że była dość pusta. Miejscami na ścianach zawieszona była broń czy trofea w postaci wypchanych łbów czy skór dzikich bestii, niektórych ci znanych, ale w większości tajemniczych i niespotykanych poza Archipelagiem Sztormów. Na ścianach wisiały też rozpalone pochodnie, tym bardziej pomocne, że w pomieszczeniu nie było okien. Przy wejściu zastałeś kolejnych rosłych strażników, również uzbrojonych w maczugi, gdzieniegdzie widziałeś też kręcących się tubylców, głównie kobiety. Na tronie na sporym podwyższeniu, do którego prowadziły schodki, siedział mężczyzna, zdecydowanie nie tubylec, musiał być kiedyś członkiem załogi kapitana. Ubrany był w słomiany kapelusz, tunikę bez rękawów, spodnie z naszytymi nań stalowymi płytkami, proste buty. Miał też obandażowane niemal całe ręce i chustę na twarzy. Przyglądał się ze znudzeniem jakiejś morskiej muszli, ale przywiesił ją sobie do jednego z pasków na tunice, gdy zauważył twoje przybycie.
- Nie wydaje mi się, żebym cię znał. - mruknął i zszedł z tronu, kiwając ci lekko głową. - Jam jest potężny Król-Mag, Władca Morza, Szkarłatny Obrońca… Ale ty mów mi Jin, jak wszyscy. No, poza tubylcami, oni wolą te bardziej oficjalne tytuły odkąd z kapitanem pomogliśmy im z wrogim plemieniem, które ich napadało, grabiło i niewoliło. A kiedy ich wódz zmarł, mnie wybrali na nowego. Jestem ciekaw na ile to kwestia moich mocy, a na ile tego, co dla nich zrobiłem… Ale dość o mnie, wybacz. Kim jesteś i co cię do mnie sprowadza, przyjacielu? -
Szeth “Kotal” Aogad
-- Nazywam się Szeth Aogad. Zajmuję się obecnie ochroną okrętu kapitana – odpowiedział, jasno dając do zrozumienia, że jest częścią tej samej załogi, co kiedyś Jin. A przynajmniej tak było, jeżeli obaj zwracali się myślami do tego samego okrętu i tego samego kapitana. – Skoro i tak tutaj się zatrzymaliśmy, uznałem, że mogę coś porobić. Jeżeli jest na tej wyspie coś do roboty. -
- Domyślam się, w czym jesteś dobry, więc raczej nie. Nie mamy konkurencyjnych plemion co zamordowania ani dzikich bestii do upolowania… Chociaż… Co powiedziałbyś na mały sparing?
-
Szeth “Kotal” Aogad
-- Sparing? Chciałbyś zobaczyć, czy twój najsilniejszy ochroniarz da mi radę, czy chcesz mnie uczyć pokory? – zapytał się pana wyspy. – Bo na oba jestem gotowy, jeżeli przedstawisz mi zasady. -
- Ani jedno, ani drugie, przyjacielu. Sam chcę walczyć, muszę dbać o moją formę, a trudno o to, gdy pokonałem już wszystkich najlepszych wojowników w tym plemieniu. Myślę, że tobie też przyda się trening przed wyzwaniami, jakie czekają na ciebie w Archipelagu. No i obaj możemy się trochę rozerwać. - wyjaśnił z uśmiechem. - Przygotuj się, zbierz ekwipunek, rozgrzej się i tak dalej. Za pałacem jest udeptany plac, tam się niebawem zjawię, przedstawię ci zasady i zaczniemy walkę, jeśli wszystko będzie ci odpowiadać. Zgoda?
-
Szeth “Kotal” Aogad
-- Jesteśmy więc umówieni – odpowiedział władcy, po czym, jeżeli mógł, ruszył na tamten udeptany plac. -
Nie było to nic więcej, niż właśnie plac udeptanej ziemi, szeroki na osiem i długi na dwanaście metrów, co dawało całkiem sporą powierzchnię do pojedynkowania się: wystarczająco, aby mieć pewną swobodę w walce, za mało aby przeciągać pojedynek, unikać konfrontacji i spróbować wziąć przeciwnika na przemęczenie. Król wyspy przybył kilka minut po tobie, wraz z czterema strażnikami, którzy rozstawili się w rogach prostokątnego placu. Wokół zaczęła zbierać się też spora grupa mieszkańców wyspy, chcących zobaczyć to widowisko, tym ciekawsze, że brał w nim udział ich król. Ten zaś wkroczył na plac i zaczął się rozgrzewać, wykonując różne ćwiczenia. Co ciekawe, nie zauważyłeś, aby miał przy sobie jakąkolwiek broń.
-
Szeth “Kotal” Aogad
Warknął niezadowolony z tego faktu. Tego właśnie się spodziewał, że przyjdzie mu stanąć do walki z kolesiem, który ma swoje magiczne sztuczki. Sprawdził, czy jego gladiusy można gładko wyciągnąć, po czym przygotował się do walki, chwytając oburącz swój ciężki młot bojowy. -
Mężczyzna ustawił się na lekko ugiętych nogach, stojąc pewnie kilka metrów przed tobą. Postawił gardę i machnął na ciebie ręką, abyś podszedł i zaczął walkę.
-
Szeth “Kotal” Aogad
-- Czyżby słynne zasady przed walką to brak takowych? – zapytał, poprawiając młot w dłoni, zanim wykonał dwa powolne kroki w kierunku władcy wyspy, zwracając uwagę na potencjalne zagrożenie w powierzchni areny. -
- Nie ma sensu, żeby którykolwiek z nas tu zginął: walczymy do pierwszej krwi lub innej poważnej rany albo gdy jeden z nas się podda. - odparł tamten, okrążając cię. Widocznie czekał na twój pierwszy ruch.