Begin
-
Ruszyła za nią.
-
bulba od kiedy ty do choinki masz pelerynę
Eveline wyszła mu na spotkanie i aż podskoczyła w przestrachu.
— Boże, co mu się stało? Połóż go tu, na kanapie.
Gwizdnęła szybko i poinstruowała jakiegoś gościa, by pobiegł po lekarza.Wiewiur
Wciąż było całkiem ładnie. Hannah powoli szła, spoglądając na Angelikę.
— W Beginie jest dosyć spokojnie. Mamy tu często marynarzy i woźniców za gości. Pójdziemy do portu na moment. -
//Od czasów zakupów z lumpie. Przecież ja teraz chodzę w tym stroju.//
- Przechodziłem obok i usłyszałem krzyk z jednego z domów. Coś spierdoliło przez okno zostawiając ślady krwi i zostawiło go na ziemi z tą dziurą w szyi. Cud że żyje. Wampiry tu macie czy ki czort? -
Kiwnęła jej głową i rozglądała się dookoła.
- Jak duża jest kraina? -
bulba
— Są, ale prawie nigdy nie zapuszczają się w te strony. Jest tu dla nich zbyt słonecznie. Dobrze, że znalazłeś tego dzieciaka.Wiewiur
— Jak wspomniałam, niezbyt duża. Nie mam niestety porównania, nigdy nie przepadałam za geografią. -
- No co ty nie powiesz. - Parsknął patrząc na młodego. - Albo nabawi się traumy, albo wyjdzie z tego silniejszy. Wolałbym to pierwsze, dość już widziałem dzieci przesiąkniętych nienawiścią tak, że zmieniły się w puste skorupy odarte z dziecinnej niewinności. -
-
— A, najwyżej się go odwiezie do wariatkowa. Tobie nic nie jest poza wspomnieniami z wojny?
-
- Prawdziwemu mężczyźnie nigdy nic nie jest. - Uśmiechnął się i prychnął sam ze swojego żartu. - Nie, nic mi nie jest. Przyszedłem na miejsce po fakcie.
-
Gdy mówił, oparła dłoń o jego klatkę piersiową.
— Cieszę się — rzuciła z uśmiechem.
Po niedługim czasie przyszedł lekarz i zajął się chłopcem. -
- Co z nim? - Spytał konowała po odratowaniu dzieciaka.
-
— Jest osłabiony, ale jego stan jest stabilny. Musi dużo odpocząć, ale wyliże się.
-
Skinął tylko głową i wrócił do Eveline. - Spotkałem twojego ojca. Przemiły staruszek. -
-
Szła dalej. Nie miała za bardzo nic do dodania.
-
bulba
— Och? Nawet nie wiedziałam, że jest w mieście. Jakoś nie zaszczycił mnie wizytą.Wiewiur
Dotarły obydwie do portu. Stały na pomoście, gdzie przycumowano kilka statków. Morze szumiało, a nad ich głowami przelatywały mewy. -
- Nie macie dobrych relacji? -
-
— Nie są złe, ale w sumie mogło być lepiej. A co? Zastanawiasz się, czy zrobiłeś dobre wrażenie?
-
- Ano.
-
— Na pewno zrobiłeś dobre. Pewnie palnął coś durnego, ale nie masz czym się martwić, Dokja.
-
- Nie martwię się tym, ale po prostu… A nie ważne. Co powiesz na mały spacer?
-
— W sumie…
Popatrzyła na lekarza, potem na swoją pracownicę. Uśmiechnęła się i podała Dokji rękę.