Begin
- 
//Od czasów zakupów z lumpie. Przecież ja teraz chodzę w tym stroju.// 
 - Przechodziłem obok i usłyszałem krzyk z jednego z domów. Coś spierdoliło przez okno zostawiając ślady krwi i zostawiło go na ziemi z tą dziurą w szyi. Cud że żyje. Wampiry tu macie czy ki czort?
- 
Kiwnęła jej głową i rozglądała się dookoła. 
 - Jak duża jest kraina?
- 
bulba 
 — Są, ale prawie nigdy nie zapuszczają się w te strony. Jest tu dla nich zbyt słonecznie. Dobrze, że znalazłeś tego dzieciaka.Wiewiur 
 — Jak wspomniałam, niezbyt duża. Nie mam niestety porównania, nigdy nie przepadałam za geografią.
- 
- No co ty nie powiesz. - Parsknął patrząc na młodego. - Albo nabawi się traumy, albo wyjdzie z tego silniejszy. Wolałbym to pierwsze, dość już widziałem dzieci przesiąkniętych nienawiścią tak, że zmieniły się w puste skorupy odarte z dziecinnej niewinności. - 
- 
— A, najwyżej się go odwiezie do wariatkowa. Tobie nic nie jest poza wspomnieniami z wojny? 
- 
- Prawdziwemu mężczyźnie nigdy nic nie jest. - Uśmiechnął się i prychnął sam ze swojego żartu. - Nie, nic mi nie jest. Przyszedłem na miejsce po fakcie. 
- 
Gdy mówił, oparła dłoń o jego klatkę piersiową. 
 — Cieszę się — rzuciła z uśmiechem.
 Po niedługim czasie przyszedł lekarz i zajął się chłopcem.
- 
- Co z nim? - Spytał konowała po odratowaniu dzieciaka. 
- 
— Jest osłabiony, ale jego stan jest stabilny. Musi dużo odpocząć, ale wyliże się. 
- 
Skinął tylko głową i wrócił do Eveline. - Spotkałem twojego ojca. Przemiły staruszek. - 
- 
Szła dalej. Nie miała za bardzo nic do dodania. 
- 
bulba 
 — Och? Nawet nie wiedziałam, że jest w mieście. Jakoś nie zaszczycił mnie wizytą.Wiewiur 
 Dotarły obydwie do portu. Stały na pomoście, gdzie przycumowano kilka statków. Morze szumiało, a nad ich głowami przelatywały mewy.
- 
- Nie macie dobrych relacji? - 
- 
— Nie są złe, ale w sumie mogło być lepiej. A co? Zastanawiasz się, czy zrobiłeś dobre wrażenie? 
- 
- Ano. 
- 
— Na pewno zrobiłeś dobre. Pewnie palnął coś durnego, ale nie masz czym się martwić, Dokja. 
- 
- Nie martwię się tym, ale po prostu… A nie ważne. Co powiesz na mały spacer? 
- 
— W sumie… 
 Popatrzyła na lekarza, potem na swoją pracownicę. Uśmiechnęła się i podała Dokji rękę.
- 
W związku z tym iż pochodzi z Londynu, widok morza był dla niej raczej rzadkim widokiem. Nic więc dziwnego że uśmiechnęła się szeroko, na dźwięk morza i widok mew. Założyła ręce za siebie i to raz stawała na palcach raz na pięcie, niejako się kiwając w ten sposób. 
 - Toooo, po co tu przyszłyśmy? - Zagaiła po chwili, uśmiechając się do Hannah.//Czy jak jej było, podobnie jakoś chyba.//
- 
— Sama chciałaś zwiedzić Begin. To mała miejscowość. Port w nim jest najważniejszy. 
 


