Begin
- 
- Nie chciałabym jej pognieść… 
- 
— No to zasadnicze pytanie brzmi czy pani ją bierze ze sobą, czy zostawia. 
- 
//Ło szit, myślałem że to rozmowa z Hannah :v 
 - Oczywiście że zabiorę, szkoda tak drogą suknię zostawiać… Może mi się jeszcze przyda.
- 
//Mój błąd, to na początku była Hannah// — To… jak pani sobie wyobraża noszenie wieszaka ze sobą? 
- 
- Tego nie przemyślałam… Zawsze miałam ludzi, którzy zajmowali się tym za mnie… - Zamyśliła się wyraźnie. Faktycznie że wcześniej chodziła na zakupy w towarzystwie “niani” i jednego ze służących, którzy nosili wszystko za nią, więc nie zwracała na to szczególnej uwagi. - To mówi Pani że do pudełka wystarczy? 
- 
— Powinno? Najwyżej ktoś w jakiejś pralni się tym zajmie. 
 Hannah wzruszyła ramionami. Ekspedientka obstawiała przy swoim.
- 
- No dobra, to będzie to chyba wszystko. - Po czym po chwili wahania dodała - na pewno się za to nie płaci? 
- 
— Nie, skrabie. Nie trzeba. Zresztą nie wydaje mi się, żebyś miała pieniądze przy sobie w takim stroju. 
- 
- A, tak, zapomniałam o tym… No to, do widzenia - rzekła do ekspedientki i wyszła ze sklepu. 
- 
— To dokąd teraz, Angeliko? Rozproszyłam się trochę w sklepie. 
- 
- Powiem Ci szczerze, że nie wiem… Wybierz coś. 
- 
— Och, no wiesz. To ty powinnaś wiedzieć, co chcesz zrobić. Ja najchętniej bym się zdrzemnęła. 
- 
- No to chodźmy do domu. Odłożę suknię, Ty się zdrzemniesz, a ja pozwiedzam jeszcze miasto. 
- 
— I to jest świetny pomysł. 
 Po niedługim czasie były w domu. Hannah ziewnęła.
 — Na pewno poradzisz sobie sama?
- 
Położyła gdzieś pudło z suknią. 
 - Jasne… Bo tu nie napadają ludzi na ulicy, prawda?
- 
— Nie, nie wydaje mi się. 
- 
- To na pewno sobie poradzę. - Po czym zaczęła kierować się w stronę drzwi - pa - powiedziała i wyszła na ulicę. 
- 
Na ulicy było spokojnie. Kilka woźniców szykowało się do drogi. Jakiś mężczyzna schylał się, by pogłaskać kota. 
- 
W takim razie udała się do portu. 
- 
W porcie kręciło się trochę marynarzy, czyszcząc pokłady statków. Czego szukała? 
 

