Morze Grafitowe
-
Widział w oddali wybrzeże, od którego się oddalali. Mężczyźni rozmawiali o jakiejś kobiecie, chyba barmance, którą Dokja napotkał.
-
I co o niej mówili?
-
— Ładna dupa jest. Temu twojemu zięciowi też by mogła ładnie popalić.
Kapitan znów się zaśmiał. -
- Ale z charakteru wredna. Chociaż kapitanowi lizała dupę równo, to można podbijać myślę.
-
Popatrzyli na niego. Kapitan westchnął, grubasek parsknął śmiechem.
— Podobno wojak jesteś — rzucił po chwili, gdy przestał się śmiać. -
- Byłem.
-
— A co, zdezerterowałeś?
-
- Nie. Zdechłem tak jakby.
-
— Ciekawe. Ale nie z własnej woli?
-
- Miałem wracać do kraju, ale jakieś skurwysyny akurat napadły bazę, gdy się pakowałem. Dostałem kulkę w łeb i wstałem tutaj. - Pokazał bliznę na czole.
-
— Takiej wersji jeszcze nie słyszałem. Zazwyczaj jak ktoś po śmierci tu trafia, to sam się zabił.
-
- Znaczy, jeśli to tak działa, to w sumie do wojska poszedłem z braku sensu w życiu i z powodu długów. Brałem najcięższe misje tylko po to by coś poczuć, lepiej czuć wyrzuty sumienia i ochydny zapach krwi niż pustkę. Można to uznać za pewien rodzaj duchowego samobójstwa. Choć ja nie chciałem umrzeć. Powoli wracałem na swoje, kiedy to się stało. Jakkolwiek to brzmi, znalazłem ukojenie w mundurze.
-
— Nie wiem, nie potwierdzę, nie zaprzeczę. A w tej śmierci jakieś ukojenie masz?
-
- Przynajmniej mam jasny cel i pewność, że jak go osiągnę, to będę mógł stać się kimś ważnym.
-
— A niby kim? Mesjaszem?
-
- Nie, sam nie wiem na co zużyję życzenie.
-
— Tego zazwyczaj nikt nie wie. Przynajmniej nie od razu. Niektórzy do samego końca nie są przekonani.
-
- Nie, nie o to chodzi. Ja nie mam żadnych pragnień, nie tyle, że nie wiem na które się zdecydować. -
-
— Słyszałem o jednym Jokerze. Kompletnie nie miał na siebie pomysłu, długo mu zajęło zebranie kart. Wplątał się w trójkąt miłosny, mało nie zginął z ręki wampira… przez cały czas nie myślał o życzeniach. Więc luz, na pewno coś wykminisz.
-
- Meh, chyba się w to nie będę bawił.