Nizina Devon
-
Jedna z najspokojniejszych ziem Krainy, zamieszkała przez niewielu ludzi, obrośnięta soczystą trawą. To dobre miejsce na odpoczynek, a w okolicy mieszkają znachorzy i zielarski, którzy mogą pomóc wyleczyć rany. Szpiedzy Trefla nie cierpią tych ziem, jest tu dla nich za jasno i przyjemnie.
-
Vapen
-Przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo.- Dopiero teraz Eva otworzyła oczy i uśmiechnęła się. -Ale niczego nie mogę obiecać. W razie czego będziesz mnie ratować.- Mrugnęła i wyjrzała zza wóz, w duchu żegnając się z miastem. Chyba.
Po niedługim czasie byli poza miastem. Tu już mniej pachniało morzem, a bardziej świeżą trawą. Świeciło słońce.
— Wio koniku! Wio! -
Gulasz
- To nie prościej byłoby zbudować bibliotekę w każdym mieście? - dodał sobie w myślach. Niegrzecznie by było kwestionować sens pracy swojego dobroczyńcy.
Wyjechali z miasta. Ustał zgiełk i stukot kopyt stał się pojedynczy. Było słonecznie.
-
- Ładna okolica. - stwierdził, podziwiając przyjemny krajobraz - Gdzie teraz jesteśmy?
-
— To jest Nizina Devon. Właściwie nic ciekawego tu nie ma. Drzewa. Trawa. No i zielarze.
-
- Przyjemnie. Znajdzie się może ktoś z kartą w okolicy?
-
Eva odruchowo zmrużyła oczy. Wpatruwanie się w bezkres falującej trawy działało wprost terapeutycznie.
-Więc… Pochodzie z Begin?- Zapytała, nie będąc pewną czy spojrzeć na dziewczynkę czy na mężczyznę. -
Gulasz
— Tu? Nie wiem. Nie zastanawiałem się nigdy nad tym. Jeśli tak, to tylko przejazdem. Mało kto tu mieszka. Ale możemy sprawdzić, jeśli ci zależy.vapen
— Ja jestem z Farii! — odezwała się od razu dziewczynka. — Właśnie, kiedy pojedziemy do domu?
— Jeśli będziesz chciała, to odwiozę cię do domu jak wyjdziemy z Kotrii.
— Ale ja chcę z tobą, tatooo!
Chłopak westchnął.
— Ja również nie jestem z Beginu. -
- Jeśli to nie problem, to będę zobowiązany. - odpowiedział - Głupio by było ją przegapić, skoro już tu jestem.
-
— A potrzymasz przez moment wodze?
-
- Cóż… chyba tyle to dam radę. - powiedział niepewnie
-
Evan stanął na koźle i zaczął się rozglądać. Przemówił do konia, tak iż ten zaczął zwalniać. W końcu usiadł i przejął wodze, po czym zjechali w lewo.
-
- Coś znalazłeś?
-
— Ano. Kilka domów. Ale nie mam pojęcia kto tam mieszka.
I rzeczywiście, polną drogą dotarli na podwórze, gdzie było kilka domów. Jak na razie na spotkanie wyszedł im kot. -
- Widzisz może jakąś karczmę, czy coś w ten design? - zapytał samemu rozglądając się po wsi.
-
— Mówi się deseń. I nie, nie wydaje mi się. A co? Zgłodniałeś?
-
- Wejście do karczmy byłoby łatwiejsze niż nachodzenie ludzi po domach. - zszedł z wozu i jeszcze raz rzucił okiem po wiosce. Czy któryś z budynków miał może szyld, lub coś w ten deseń?
-
— Słusznie.
Ukucnął i pogłaskał kota. Odnalazł w końcu szyld zielarki-lekarki. Nada się? -
- Lepszy rydz niż nic. - pomyślał sobie, po czym delikatnie otworzył drzwi do sklepu zielarskiego i rozejrzał się po jego wnętrzu.
-
Gdy wszedł, zadzwonił dzwoneczek. Wewnątrz pachniało cynamonem i miętą. Dziwna, ale wcale nie tak zła kombinacja. Evan po paru minutach dołączył do niego z naręczem książek. Mieli przez sobą regał pełen przegródek, najwyraźniej zastawiony woreczkami ziół. Zza regału wysunęła się niewysoka, blondwłosa kobieta. Na pierwszy rzut oka mogła mieć ze czterdzieści lat.
— W czym mogę pomóc? -
Podszedł lady, zakładając że taka była oczywiście, i z serdecznym uśmiechem zagadnął kobietę.
- Dzień dobry. Czy wie pani czy gdzieś w okolicy nie znajdę kogoś kto ma Kartę? -
Zastanowiła się.
— Byłby mój mąż, ale w tej chwili nie ma go w domu. -
Oczy szerzej mu się otworzyły. Nie liczył że faktycznie odnajdzie tu kogoś z Kartą.
- A gdzie go w takim razie możemy znaleźć? -
— Tego nie wiem. On często dużo podróżuje i niełatwo go znaleźć. Ale niedługo powinien wrócić. Może zostaniecie na herbatę?
-
- Ja z chęcią, bardzo dziękuję. - spojrzał się pytająco na Evana. Teoretycznie mógłby znaleźć inny środek transportu, albo w ostateczności iść z buta, ale wolał tego nie robić.
-
Evan kiwnął głową i zaproponował kobiecie książki, które przytachtał. Położył je na ladzie.
— Zaraz je przejrzę. Rozgośćcie się.
Wskazała krzesła, na których kogli usiąść. -
Usiadł na jednym z nich.
- Bardzo ładny sklep. Przyjemnie swojski. - skomplementował. Pytania typu “jak wam się powodzi” chyba nie mają tutaj sensu, zważywszy na fakt że nie ma tutaj waluty. -
//skacowany come back
-Też z Farii?- Eva uniosła brew, opierając policzek o dłoń, jednak pusto wpatrując się w przestrzeń przed nią. Skoro mężczyzna był ojcem dziewczynki, to logiczne byłoby że pochodzą z tego samego miasta.
Chyba. -
gula
Kobieta wstawiła wodę na herbatę. Ostatecznie wypożyczyła wszystkie książki, a następnie rozsiadła się na wolnym krześle.
— Właściwie się sobie nie przedstawiliśmy. Jestem Patrycja.vapen
Pokręcił głową.
— Bo tata jest ze Świata!
Mężczyzna zaśmiał się i poczochrał włosy dziewczynki. -
- L. J. Bardzo miło poznać. -
-
Evan krótko też się przedstawił.
— Nieczęsto miewamy gości. Mój mąż nie lubi tego krainowego zgiełku. -
- W takim razie wybrał odpowiednie miejsce do życia. Ta nizina wydaje się niemal pusta.
-
-Oooh.- Eva oderwała wzrok od zielonego krajobrazu. -Nie chciałeś wrócić? Do świata?-
-
//Khem
-
//Patryś pij syrop na kaszel
gula
— Właściwie to ja je wybrałam. On chciał się wynieść z Krainy. Żebyśmy mieli bliżej do dzieci.vapuś
— Tu jest całkiem przyjemnie. Teraz ciężko byłoby mi wrócić.
Obejrzał się na dziewczynkę, zapatrzoną w krajobraz.
— Nie wydaje mi się, żeby mogła przywyknąć do normalnego życia — rzucił ciszej. -
- O, czyli też jesteście z… - powstrzymał się przed użyciem stwierdzenia “prawdziwy świat”. W końcu czym w zasadzie jest prawdziwy świat, i jak zdefiniować co jest prawdziwe, a co nie. - … ze świata po drugiej stronie obrazu?
-
— Ja jestem. On… z jeszcze innej strony. Długa historia. Ale mam za to inne pytanie. Mówisz o tym obrazie z czterema damami dworu?
-
- Tak, właśnie tym. Znalazłem go w magazynie galerii sztuki, jak katalogowałem płótna. Dość powiedzieć że nie powinno go tam być.
-
— Ciekawe. Sądziłam, że pewien człowiek powiesi go sobie w swojej rezydencji na wyspach.
-
- Też nie ma pojęcia skąd tam się wziął. Ale taka jest chyba natura magicznych przedmiotów.
-
Patrycja zalała herbaty i dała je im.
— Hm, gdzieś powinnam mieć ciasteczka, zaraz je znajdę. -
Napił się niewielkiego łyka z filiżanki.
-
Herbata była całkiem niezła. Patrycja przyniosła talerz herbatników i postawiła na stoliku.
— Czyli interesujesz się obrazami? -
- Tak, obrazami i sztuką ogólnie. Jestem asystentem kustosza w Bakehouse Art Complex. Sztuka to moje hobby i sposób na życie.
-
— Ostatni, który interesował się sztuką, gwizdnął wspomniany obraz z galerii. Dobrze wiedzieć, że teraz jest trochę lepiej.
-
- Tak, też się cieszę. - uśmiechnął się po czym zatopił ten uśmiech w herbacie.
-
Evan siedział cicho przez ten czas, jednak w końcu zagadał do Patrycji o ziołach.
— Jakich ci potrzeba? Na apetyt? Na ból głowy? Czy może na męskie sprawy?
Patrycja uśmiechnęła się, widząc jak Evan na moment się zakrztusił. -
Odwrócił wzrok, dalej popijając herbatkę.
-
— Chciałem jakąś melisę, czy rumianek. Albo coś na sen.
Patrycja powyciągała jakieś woreczki i związała je razem. LJ usłyszał odgłos, jakby ktoś przyjechał rowerem. -
- Chyba ktoś przyjechał. - skomentował i spojrzał się w kierunku drzwi.