Dwór Srebrnej Maski
-
Choć obecni tu ludzi wciąż patrzyli na ciebie krzywo, to każde wymierzone w ciebie spojrzenie, nieważne jak nieprzyjazne by było, i tak jest lepsze niż lufa rewolweru. Nie byłeś pewien czy mężczyzna spędzał w tym pokoju większość dnia, czy może czekał tu specjalnie na ciebie, ale zastałeś go tam, zgodnie ze swoimi przewidywaniami. Bez słowa skinął ci głową i wskazał na sąsiedni fotel, jednak dalej milczał, ciekaw, co masz do powiedzenia.
-
James posłusznie zajął miejsce, krzyżując nogi, by zaraz potem je odkrzyżować. Złączył palce obu dłoni, co chwila opierając się o granicę strzelania knykciami.
— Ładny dzień, prawda? Chciałem zapytać o moje zdania na dzień dzisiejszy. — Powiedział, po czym prędko dodał. — O ile jakieś mam, oczywiście! -
- Naturalnie. O ile nie przeszkadza ci, że będziesz pracować z moimi ludźmi. A właściwie, że ty będziesz pracować, a oni będą cię pilnować. Rozumiesz, nie mogę ufać każdemu, kto się zaciągnie, zwłaszcza pod pewnym przymusem. No i oni będą uzbrojeni, ty nie. Broń zwrócimy ci wtedy, gdy będziemy mieć pewność, że nie skierujesz jej przeciwko nam.
-
Uniósł niewinnie dłonie w górę.
— Rozumiem, rozumiem, nie ma potrzeby na marnowanie słów. Gdzie mam się stawić i kiedy? -
- Cieszy mnie to podejście, bywali tacy, którzy się awanturowali. Poczekaj przed głównym wejściem do dworku, przekażę im rozkazy i wyruszycie za kwadrans czy dwa.
-
— Wszystko jasne. — Kiwnął głową, podnosząc się z fotela. — Powinienem zgłaszać się tutaj każdego ranka, jeżeli chodzi o przydział pracy?
-
- Wątpię, żebyś wyrabiał się ze wszystkim, co ci zlecę, w jeden dzień, ale jeśli już pytasz to tak. Może czasem wyślę do ciebie gońca, żeby nie tracić czasu, ale jeśli nie zastaniesz nikogo pod swoim barakiem to masz przyjść tutaj.
-
— Mhm, rozumiem, rozumiem… W takim razie myślę, że to wszystko, co jest mi niezbędne. Będę już odchodził, chyba że jeszcze coś, co powinienem wiedzieć?
-
- Świadomie lub nie, bierzesz udział w wydarzeniach, które mogą odmienić Nowy Świat. - odparł na pożegnanie i wykonał gest, którym cię odprawił.
-
Westchnął, odchodząc w stronę wyjścia z dworku.
— Tego nie musiałem wiedzieć… -
- Chciałeś wiedzieć coś, co wiedzieć powinieneś. To było to. Może kiedyś wprowadzę cię w więcej szczegółów.
-
// Cóż, miałem na myśli, że James powiedział to odchodząc, ale fakt, niedokładnie opisałem, a i świata to nie zmienia. //
Zatrzymał się na chwilę, ale szybko ruszył dalej, zastanawiając się nad znaczeniem tajemniczych słów Srebrnej Maski. Nie miał głowy do takich rzeczy.
-
//No to uznajmy, że Srebrna Maska rzucił to za nim na odchodne, zanim jeszcze opuścił pomieszczenie.//
Tak jak mówił Srebrna Maska, czekałeś pod wejściem prawie dwa kwadranse. W końcu jednak podszedł do ciebie jakiś napakowany rewolwerowiec i uchylił ci kapelusza.
- Mów mi Boone. Mam cię niańczyć, wprowadzić w robotę, którą masz wykonać, a w razie potrzeby zastrzelić na miejscu. Gotowy? -
James zmierzył go wzrokiem, uśmiechnął się lekko i odpowiedział takim samym skinięciem.
— Od urodzenia, szczególnie na ostatnią z tych przyjemności. — A mówiąc to, nie skłamał. -
Wysoki, dobrze zbudowany, najpewniej łysy, choć nie miałeś zupełniej pewności przez kapelusz, choć o bujnym i zadbanym zaroście na twarzy, ubrany jak typowy kowboj, z nietypową kaburą na udzie, w której mieścił się jakiś obrzyn, z rewolwerem w klasycznej już kaburze oraz długim nożem za paskiem.
Uniósł lekko brew na twoje słowa, ale parsknął śmiechem i skinął głową.
- Chodź. Po drodze wprowadzę cię w szczegóły. -
— Jasne. — Podążył za mięśniakiem.
-
- Szef wspominał coś o tych twoich niesamowitych talentach, także trzeba je będzie sprawdzić. Mamy dla ciebie całą listę misji, w których ta zmiana postaci może się przydać, ale na początek zlecimy ci coś prostego, żeby się przekonać, czy masz poza tym łeb na karku. No i czy rzeczywiście jesteś taki dobry jak mówią. Potrzebujemy cię do rozwiązania problemu z tubylcami. Nie wiem czy sam zauważyłeś, czy może ktoś ci powiedział, ale w lesie na wyspie żyje kilkudziesięciu Mivotów, wszyscy to wyzwoleni niewolnicy, którzy się tu osiedlili, bo nie mieli gdzie wrócić albo chcieli spłacić dług pomagając nam i broniąc nas przed zagrożeniami z zewnątrz. Teraz podzielili się na dwie frakcje i może dojść między nimi do walki, a nie jest nam to potrzebne. Twoim zadaniem będzie ich udobruchanie. Nadążasz i mogę przejść do sedna?
-
— Jak na razie wszystko rozumiem. — Kiwnął głową. — Kontynuuj, proszę.
-
- No i tu wchodzisz ty. Jeśli my próbowalibyśmy rozwiązać ten konflikt albo nawet robić na mediatorów to może i odłożą swoje sprawki na później, ale tylko po to, żeby spuścić manto nam za to, że się wtrącamy, a tego Srebrna Maska nie chce. Więc ty masz robić za mediatora. Najpierw myśleliśmy czy nie kazać zmienić ci się w jakieś ich bóstwo czy coś, ale pewnie nie gadasz za dobrze w ich języku, co?
-
— Los sprawił, że w ciągu mojego życia poznałem zaledwie kilka słów, także niestety.