Przeklęte Bagna
-
Nieopodal Gór Srebrnych, gdzie Srebrna Struga traci swój rwący nurt i rozlewa się powoli powstały wielkie bagniska. To odludne miejsce, bowiem ludzie wybierali się tu rzadko, właściwie tylko po to, aby zdobyć torf i nic więcej, wierząc, że żyją tu złe duchy i straszliwe potwory, które tylko czekają, aż jakiś głupiec wkroczy do ich królestwa. Prawda to czy nie, po przybyciu Vladimira Valescu zalęgły się tu rzeczywiście rozmaite okropieństwa, stworzonego przez niego lub jego nadwornego Alchemika. Jedne uciekły i się tu zadomowiły, inne wypuszczono tu celowo, a jeszcze inne przybyły tu same z siebie. Stąd każdy rozsądny chłop, mieszczanin czy nawet rycerz ze zbrojnym pocztem się tu nie zapuszcza, a bagna utraciły swoją nazwę Wielkich (choć rzeczywiście są spore), aby teraz wszyscy mówili o nich jako o Przeklętych Bagnach.
Nad bagnami zawsze unoszą się mgły, które nigdy nie opadają, jedynie są gęstsze w nocy i wieczorem, co jeszcze bardziej utrudnia poruszanie się tu. Teren jest grząski i zdradziecki, idąc tam, gdzie jest woda trzeba mieć na uwadze, że choć sięga do kostek, to zaraz niespodziewany spadek może pochłonąć wędrowca bez ostrzeżenia. Stąd tak ważne są większe i mniejsze wysepki, gdzie rośnie rzadka trawa, krzewy i karłowate drzewa. Niektóre są tak małe, że człowiek ledwo się na nich mieści, gdy stoi, na innych zaś z powodzeniem można wybudować całe wioski, choć oczywiście nikt tego nie próbował. Do czasu.
Pragnące uciec przed swoimi krasnoludzkimi prześladowcami, Gobliny, które zdołały wyrwać się na powierzchnię najtłumniej skryły się właśnie tu, wykorzystując ludowe przesądy, oddalenie od siedzib wszelkich ras i utrudnione podejście. Nie żałując potu i krwi wycięły wiele drzew z pobliskich lasów, z których na większych wysepkach zaczęły budować swoje siedziby, mając nawet w planach połączyć je mostami i kładkami, są bowiem znacznie od siebie oddalone. Jednak to, co trzymało do tej pory ludzi z daleka od bagien nie dało też spokoju Goblinom, ich wojownicy nieustannie krążą i zabijają tyle monstrów, ile się da, a żaden rozsądny Goblin nie wybiera się poza swoją chatkę sam, nie chcąc ryzykować porwania w odmęty bagien na zawsze. -
Stopa:
Podróż, choć trwała zaledwie kilka godzin, nie należała do przyjemnych. Wciąż miałeś wrażenie, że coś się na was gapi, coś was obserwuje, a wokół nie widzieliście żywej duszy. Dopiero nieco dalej, wgłębi domeny Valescu, znaleźliście jakąś wioskę, której mieszkańcy uciekli przed wami w popłochu, ale szczęśliwie złapaliście kilku, którzy opowiedzieli wam coś więcej o powstaniu. Większość Goblinów ukryła się na Przeklętych Bagnach, więc to tu skierowałeś swoją bandę, bo nie było sensu uganiać się za mniejszymi grupkami po górach, a tym bardziej szturmować krasnoludzkiego miasta pod nimi, aby skontaktować się z tymi rebeliantami, którzy tam zostali.
Tak więc wraz ze swoją bandą stałeś na skraju bagien, ponurych, zasnutych oparami mgieł. Fakt, że zostało kilka godzin do zachodu słońca nie poprawiał ogólnego nastroju w twojej kompanii. -
Jeśli Mormog i jego banda mają znaleźć jakieś zadupie należące do goblińskich rebeliantów, to musza to zrobić przed zachodem słońca, gdyż rozbicie obozu na bagnach, które do tego są zamglone, jest kiepskim pomysłem. Przydałoby się stworzyć jakieś źródło światła, na przykład pochodnie, a także trzymać się zwarto w grupie i nie rozdzielać się.
- Chłopcy, jeśli mamy jakieś materiały na pochodnie, to wytwórzmy je w tym momencie. Chuj z tym, że słońce jeszcze nie zaszło, każde źródło światła nam się przyda. Poza tym macie pod żadnym pozorem nie rozdzielać się, jasne? - zwrócił się do swoich wojaków. -
Pokiwali głowami, choć szybko dotarła do nich sprzeczność twoich rozkazów, ponieważ musieliby udać się do pobliskiego lasku, aby ściąć gałęzi, ale nie byli pewni, czy powinni udać się tam całą bandą.
-
Problem sprzecznych rozkazów należy rozwiązać jak najszybciej, ale nic na ten moment mu nie przychodziło, jeśli chodzi o rozwiązanie. Zbliżył się do Ronka, gdyż właśnie on mógłby wiedzieć, co zrobić w takiej sytuacji.
- Powiedz mi, przyjacielu, ilu bym musiał wysłać Goblinów w kwestii zdobycia materiałów na pochodnie? Wiesz, nie chcę, żebyśmy tu czekali do nocy, bo nie wiadomo, czy coś nie wyjdzie z bagna, żeby nas zajebało, ale jeśli chcemy zmniejszyć ryzyko zgubienia się na bagnach, potrzebne nam będzie jakieś źródło światła. - rzekł do szamana, drapiąc się po podbródku w zamyśleniu. -
//Gobliny i Orkowie to raczej prymitywne rasy, co widać też po ich języku, prostym, pełnym błędów i tak dalej, więc jeśli możesz, to stosuj się do tego dla zachowania klimatu.//
- Ze czterech niech polezie z toporzyskami i naciacha drzewek, a z tyle samo powinno pójść z nimi, ale z bronio, żeby co ich tam w lesie nie złapało. A reszta niech siem w kupe zbije i czeka, żeby co tam z bagna nie wylazło. - powiedział i dodał ciszej, żeby inni nie usłyszeli: - Duchy niespokojne. Złe rzeczy siem tu czajo. -
// Założyłem, że przez bycie częściowo człowiekiem nie będzie miał aż tak prymitywnej mowy w porównaniu do innych zielonoskórych, ale nie będzie problemem dla mnie pisanie w tym samym stylu. //
Kiwnął głową. Szamanizm nie jest czymś, do czego Mormog przykłada mocno miarę, lecz jeśli Ronk twierdzi, iż coś czai się w bagnach, to najprawdopodobniej ma rację. Odwrócił się w stronę pozostałych goblinów i wskazał na losowych czterech goblinów.
- Wy! Bierzta toporzyska i ciachajcie drzewka na drewno! - odparł, po czym wskazał na kolejnych czterech losowych goblinów. - A wy, chłopcy, bierzta bronie i pilnujta rębajłów. Reszta z was zostaje i formuje szyki, żebyśmy byli gotowi, jak jakieś chujstwo nas zaatakuje. -
//Bycie częściowo człowiekiem odpowiada bardziej za jego geny, dzięki czemu jest większy i silniejszy niż inne Gobliny, które pochodzą ze zwykłych związków. To, że jest człowiekiem półkrwi nie zmienia nic w jego sposobie mówienia i bycia, skoro od małego wychowywały go Gobliny, więc to ich język, sposób mówienia, kulturę, wierzenia i tym podobne przyjął.//
Wykonali rozkaz posłusznie, a przy tym szybko i sprawnie. Nic dziwnego, ryk dochodzący z lasu zmusił ich do pośpiechu, przez co czym prędzej znieśli drwa ta, gdzie na nich czekaliście. Kilka chwil później mieliście już gotowe pochodnie, wszystkich był tuzin, a osiem kolejnych było w zapasie, gdyby tamte zgasły lub zostały utracone w jakiś inny sposób. -
// Spoko. //
Skoro pochodnie zostały przygotowane, to można wyruszyć w bagna. Wyciągnął swój miecz dwuręczny na wypadek, gdyby coś miało po drodze zaatakować najemników.
- Dobra, chłopcy, podpalta pochodnie i jedziem w bagna. Trzymajta sie razem. - rzekł do swoich wojaków, a następnie powoli ruszył w kierunku bagien. -
//Jak rozumiem wszyscy jadą na grzbietach swoich wilków, a ty na swoim Wargu?//
-
// Dokładnie. //
-
Pochodnie rozdzielono tak, aby ich światło choć trochę przebijało się przez mgłę i ułatwiało wam trzymanie się szyku. Przeprawa przez bagna nie należała do łatwych czy przyjemnych, stale czuliście się obserwowani, a nawet najmniejszy plusk wody pobudzał i wręcz przerażał twoich żołnierzy. Po około kwadransie wędrówki bez odnalezienia choćby śladu innych Goblinów, usłyszałeś jakieś zamieszanie oraz wilczy pisk na tyłach.
-
Odwrócił się w stronę hałasu, by zobaczyć, co konkretnie się dzieje. Zdecydował się również schować miecz dwuręczny, a zamiast niego wyciągnął łuk i jedną ze strzał, aby mógł zastrzelić potencjalnego przeciwnika, jeśli ten znajduje się daleko od Mormoga.
-
Na końcu kolumny twoi ludzie pospiesznie rozbiegli się na małe wysepki suchego lądu, nerwowo rozglądając się wokół, z bronią gotową do ciosu i oszczepami gotowymi do rzutu. Po wilku, którego pisk słyszałeś przed chwilą, nie było ani śladu. Po jeźdźcu też. Goblin wyłonił się z mętnej wody dopiero po chwili, a na jego twarzy widziałeś mieszaninę tak oczywistego strachu i przerażenia, jak i ulgi, że wciąż żyje. Zaczął powoli posuwać się w kierunku najbliższej wysepki, zauważyłeś jednak jakiś kształt pod wodą, na tyle ciemny, że wyróżniał się na jej tle. Nim ktokolwiek zdążył zareagować, spod wody wynurzył się monstrualny płaz, który jednym kłapnięciem monstrualnej gardzieli pochwycił nieszczęsnego Goblina, któremu jedynie nogi wystawały z paszczy. Machał nimi z przerażeniem, dopóki wraz z blisko czterometrową bestią nie znalazł się znów pod wodą.
-
Zaczął się rozglądać, czy w pobliżu nie ma owej bestii czy innych pokrak z tego samego gatunku, ewentualnie podobnych skurwysyństw. Jeśli poczwara znowu się wynurzyła, spróbował strzelić w nią za pomocą łuku.
-
Widocznie usatysfakcjonowany podwójnym posiłkiem płaz odpłynął, a wam tylko pozostaje liczyć na to, że nie ma tu jego kolegów, a jeśli są, to przynajmniej najedzeni.
-
Atak płaza zdecydowanie był nieciekawym początkiem przeprawy przez bagna, szczególnie patrząc na to, że płaz zdołał zabić jednego z goblinów (nie wspominając już o jego wilku). Mieszaniec nie schował swojego oręża, gdyż obawiał się tego, że kolejne pokraki zaatakują oddział najemników. Oby spotkał ich jak najmniej w trakcie poszukiwań goblińskich rebeliantów.
- Chłopcy, bądźta czujni. Chuj wie, co jeszcze skrywajom bagna. - odrzekł do swoich towarzyszy, choć można było odczuć w jego głosie nerwowość. Po chwili dał sygnał, aby wznowić przeprawę przez bagna. -
Maszerowaliście dalej, o wiele bardziej spięci niż wcześniej. Teraz jednak przynajmniej nic nie próbowało was pożreć. Niestety, błąkanie się po tych błotach nie dało praktycznie nic, wciąż nie mogliście znaleźć rebeliantów, ale przynajmniej natrafiliście na wysepkę na tyle dużą, aby móc na niej spędzić noc.
-
Skierował więc swoją bandę na tę wysepkę.
-
Sucha trawa, po której łaziły duże, tłuste, wijące się robale, kilka krzewów i karłowate drzewko. Niewiele, ale każde miejsce, gdzie możecie spędzić noc z dala od wody jest bardziej niż w cenie.
-
Zszedł ze swojego Warga, a następnie przez chwilę rozejrzał się wokół wysepki. Po tym, jak się rozejrzał, zwrócił się do Goblinów.
- Rozbijta obóz, chłopcy! I zwiększta ilość wartowników - lepiej, żeby te chuj-wie-co nie zapierdoliło nas we śnie!
// Jeśli nic nie ma ważnego do roboty, to możemy przyspieszyć do następnego dnia? // -
Tak jak zwykle “robienie za ciecia”, czyli stanie na warcie, było smutnym obowiązkiem, od którego twoi ludzie starali wywinąć kiedy tylko mogli. Teraz jednak, pamiętając stratę swojego kompana, znalazł się aż tuzin chętnych. Pozostali rozstawili podróżne namioty i rozpalili liche ognisko z krzewów i drzewka, które rosły na wyspie, żaden myślał wyprawić się poza nią.
- Mówił żem, że duchy niespokojne, ni? - zagadnął cię Szaman. - Trza im było złożyć ofiare. Nie dalim, to se sami wzieli. -
- Yhym. To zgaduję, że trza im złożyć ofiarę na następny dzień. ta? - zapytał szamana.
-
- Może i ta… Trza szybko znaleźć te inne Gobbasy. Wiesz, gdzie szukać, czy mam spróbować pogadać z duchami?
-
- Spróbuj gadać z duchami. Za chuja ni wim, gdzie te Gobasy som.
-
Pokiwał głową i odszedł, zajmując kawałek wysepki najbardziej oddalony od wartowników i głównego obozowiska. Poznałeś, że po charakterystycznych gestach, mruczeniu pod nosem, mamrotaniu, zamkniętych oczach i tym podobnych, że wchodzi w swój szamański trans, tak jak już wiele razy, czy to przed bitwą, czy w jej trakcie, czy w sytuacjach takich jak te. Zajęło mu to dobrą godzinę, ale w końcu wstał i podszedł do ciebie.
- Gotowe. Z rana bedo. - powiedział tylko i powlókł się do swojego namiotu, o wiele bardziej zmęczony, niż powinien po takim rytuale. -
Nie pozostało mu więc nic innego, jak pójść spać.
Oby tylko Ronk miał kurwa racje… - pomyślał przed snem. -
Miał, bo zbudziło cię o świcie ponure wycie wilków twoich wojowników, a później okrzyki wartowników. Szczęśliwie nie lazła na was armia potopionych w bagnie Nieumarłych, płazy nie wróciły też po dokładkę. Gdy się obudziłeś, zauważyłeś wokół was światełka, przypominające jakieś błędne ogniki czy coś w tym guście. Dopiero po chwili rozpoznałeś, że to jakieś dziwne stworki. Mniejsze o połowę od Goblina, z długimi łapami i nogami, chodzące na czworaka. Ich głowy przypominały kryształy, które świeciły niebieskim, żółtym, czerwonym i zielonym blaskiem. Doliczyłeś się trzydziestu w pobliżu i wielu kolejnych światełek dalej, prześwitujących przez mgłę. Nie miały chyba złych zamiarów, nawet nie miały broni, ale po wczorajszych przeżyciach twoi ludzie nie byli w stosunku do nich zbyt ufni. Jeden nawet w panice cisnął oszczepem w kierunku najbliższego stworka, ale ten zniknął i po chwili pojawił się z powrotem, tuż obok wbitego w ziemię małej wysepki pocisku. Gdy tylko żołdak dostał po łbie kilka razy sękatym kosturem Szamana, żaden inny nie próbował narazić się duchom, bo tym najwidoczniej były, rozumiejąc, że to jakieś dziwne obrzędy, których oni sami nigdy nie zrozumieją.
-
Po tym, jak wziął swój ekwipunek, wyszedł z namiotu i podszedł bliżej szamana. Wciąż obserwował stwory, nie wiedząc, czy za chwilę dojdzie tu do walki.
- Gadaj no, Ronk… Co to za stwory? - zapytał szamana, drapiąc się po głowie. -
- Duchy. - odparł, jakby to było oczywiste. Później westchnął i zaczął tłumaczyć: - Te tu wzieły se i zdechły. Kiedyś tam. Jedne dawno, inne niedawno. Ale włóczo sie po bagnie cały czas, także wiedzo, gdzie som inne Gobbasy. I nas zaprowadzo i chyba też te wielkie ropuchy bedo trzymać z dala. Chyba, ni wim do końca.
-
Pokiwał głową, mniej więcej rozumiejąc to, o czym mówił szaman. To, że Ronk nie wiedział do końca, czy duchy będą trzymały ropuchy z dala od Goblinów, czy nie, tworzyło niewielką niepewność u Mormoga, ale najlepiej będzie zaufać w to, co mówił szaman.
- Yhym. Zaraz idziem szukać innych Gobasów, a potem im pomożem. -
Pokiwał głową i odszedł, bo nie miał już nic do dodania. Twoi wojownicy wciąż niepewnie czekali na rozkazy, przypatrując się duchom z nieufnością.
-
Dosiadł więc swojego wierzchowca, a następnie zwrócił się ku swoim wojownikom.
- Ruszamy szukać Gobasów! Duchy majo nas do nich zaprowadzić. - rzekł do swoich podwładnych. Gdy cała banda wojowników była przygotowana do drogi, Mormog dał sygnał do wymarszu. -
Jeśli oczekiwałeś, że teraz wszystko pójdzie z górki, to byłeś w błędzie, choć na pewno poszło sprawniej, niż gdybyście nie mieli pomocy duchów. Błądziliście po bagnach dobre trzy dni, ale gdyby nie duchy, zajęłoby wam to tygodnie lub lepiej. No i podczas podróży z tymi świecącymi stworkami nic was nie napadło. Trzeciego dnia wędrówki duchy nagle zniknęły, zostawiając was na środku bagna. Wietrzyłeś w tym postęp, a w twoich szeregach niemalże zaczęła się panika, gdy z mgły zaczęły wyłaniać się małe tratwy, na każdej siedziało kilka Goblinów. Zależnie od tego, jak duże były, jeden lub dwóch wiosłowało, a pozostali dzierżyli włócznie, łuki i oszczepy, którymi w was celowali. Wszystkie bez wyjątku były proste i prymitywne, ale swoje zadanie spełniały.
- No to znaleźlim. - skwitował Ronk na widok Goblinów, mając zapewne świadomość, że odnalezienie ich to jedno, musicie jeszcze zdobyć ich zaufanie i tak dalej. -
Pokiwał głową, a następnie zszedł z Warghana. Zdobycie zaufania Goblinów może się okazać ciężkim zadaniem, lecz przynajmniej o tyle dobrym jest to, że najemnikom udało się je znaleźć. Być może w pryszłości uda im się znaleźć jeszcze więcej Goblinów w okolicy Przeklętych Bagien, ale nie był to czas na przemyślenia. Mormog zdecydował się podejść kilka kroków bliżej Goblinów na tratwach, unosząc przy okazji dłoń w geście dyplomatycznym.
- Upuśćta broń, Gobasy. My przyszlim Wam pomóc. Przecież napierdalacie się z karłowatymi kurwami, a jakiekolwiek wsparcie Wam sie przyda, ni? - odparł do Goblinów na tratwach. -
Nie opuścili, ale widocznie nieco im ulżyło, od początku nie byli też zbyt bojowo nastawieni. Oczekiwali jednak, aż powiesz coś więcej.
-
Podrapał się przez chwilę po podbródku w celu zastanowienia się, co można “zaoferować” Goblinom.
- Wytępim jak najwięcej ropuchów, ile możem, a przy okazji spróbujem Wam skołować lepszy ekwipunek. -
- Ropuchy dobre. - odparł jeden z Goblinów. - Zżerajo tych, co tu wlezo, to my mamy spokój. Ale szefy bedo chciały z wami gadać. Macie tu czekać, ni?
Po tych słowach jego tratwa odpłynęła, ale pozostałe zostały w miejscach. Dopiero po jakiejś godzinie zrozumiałeś, czemu musieliście czekać: Goblin sprowadził kolejne tratwy, kilkanaście łódek złączonych w jedno. Trzy takie wielkie łodzie były w stanie przewieźć was wszystkich i wasze wilki do szefów, gdziekolwiek są, ale sporo wskazuje, że będziecie kierować się na sam środek bagna, gdzie nie ma już suchego lądu i gdzie nie dostalibyście się pieszo, a płynięcie wpław mogłoby skończyć się w przepastnej gardzieli któregoś z wielkich płazów. -
- Wsiadać na łódki. - odparł krótko do swoich najemników, a następnie wszedł na najbliższą łódkę.
-
Wsiedli, choć niechętnie. Nie żeby nie ufali Goblinom, choć może trochę nie ufali, bardziej niepokoiły ich tratwy, które nie wyglądały na wytrzymałe, a nikt nie miał ochoty na przymusową kąpiel w bagnie z ropuchami. Niemniej, płynęliście już jakiś czas i nic się nie wydarzyło.
//Jeśli chcesz pogadać z Goblinami to śmiało, jeśli nie to napisz, że czekał czy coś i w następnym poście docieramy na miejsce.// -
Czekał więc na moment, kiedy tratwy dopłyną na miejsce spotkania. W międzyczasie obserwował, czy w pobliżu nie ma żadnych ropuch.
-
Były, doskonale je widziałeś, ale jedynie śledziły was wyłupiastymi ślepiami, przezornie trzymając się poza zasięgiem łuków, oszczepów i długich dzid, nie mając ochoty na atak. Dzięki temu bez przeszkód dopłynęliście do kryjówki Goblinów. Mogłeś tylko zastanawiać się ile czasu, pracy i trudu im to zajęło, musieli bowiem transportować drewno z lasu na skraju bagien, co nie było wcale proste i przyjemne. Tak czy siak, widocznie wykorzystali swoje rzemieślnicze zdolności, budując wielkie, drewniany fort. Właściwie można mówić o kilku fortach, ponieważ Goblinów było za dużo, aby pomieściły się w zabudowaniach na jednej wyspie, więc mostami połączono ją z innymi, gdzie ustawiono kolejne chaty, mury, palisady i wieże. Konstrukcja nie tylko imponująca, ale przez swoje położenie niemalże nie do zdobycia, tak przez ukrycie w centrum bagien, jak i to, że będąc pięćdziesiąt metrów od niej, wciąż nie widziałeś fortu, który otaczała gęsta mgła.
//Zmiana tematu. Założę nowy, z tym fortem, i zacznę ci tam.//