A gdy Blask pochłonie Świat
-
„Drogi Wujaszku DD, dawno nie marudziłeś nam o serii Mass Effect i jej duperelach!”
Och, ależ proszę bardzo!Jakieś półtora miesiąca temu BioWare zapowiedziało remaster oryginalnej trylogii. Poza oczywistym podbijaniem rozdzielczości i uzupełnianiem ramek, które będą wręcz musem, to spodziewam się także naprawy różnych bolączek, głupotek i archaizmów. Między innymi to nieintuicyjne klejenie się do osłon w pierwszej części czy „oszukane bieganie”, niewygodny system zarządzania bronią z drugiej oraz problemy z mimiką oraz ragdollem w trzeciej.
Ale tak naprawdę liczę na uzupełnienie historii świata. I już nie mówię o ciekawostkach pokroju Rasy Wirtualnej bądź Raloi, dokładniejszego omówienia program L2 lub nawet lekkiej poprawy wizerunku krogan.
Nieeeee… Ja liczę na coś innego. Na wyjawienie w końcu, czym ta teoria Istot Światła jest. A czym jest? No tak, słabo znany wątek, wszyscy znają jedynie Teorię Indoktrynacji.Ekhem, ekhem …OTÓŻ!!!
W założeniach, te „Istoty Światła” mają być tworami z początków czasu, stworzone coby chronić życie organiczne przed syntetycznymi „mechanicznymi diabłami”. Z marszu uznajemy, że tym diabelskim nasieniem jest rasa Żniwiarzy.
AAAAALEEEEE…!
Skąd ta pewność? No dobra, dobra, regularnie przeprowadzają ulubiony sport wyczynowy wielce nieodżałowanego kanclerza pana A. Hitlera (I tak wszyscy wiemy, że popija martini w Argentynie…). Mają przy tym cykliczną punktualność godną szwajcarskiego zegarka. Niczym japoński pociąg. Jak listonosz z wezwaniem od skarbówki! WZOREM NIEMIEC WYWOŁUJĄCYCH KOLEJNĄ WOJNĘ ŚWIATOWĄ!!!
Em… O czym to ja…? Chwila, gdzieś tu posiałem swoje notatki… Ach, tak!
Cykliczność, bla, bla, bla, pięćdziesiąt tysięcy lat… Mam! Mimo, że w wielu kulturach obecnych, jak i poprzednich cyklów, występuje mit Żniwiarzy, to nigdy nie są oni bezpośrednio przedstawiani jako właśnie te „mechaniczne diabły”. Sami siebie też tak nie nazywają, już raczej posługując się nadaną im nazwą „Żniwiarzy”, bądź imieniem od gethów, „Stare Maszyny”.
Więęęęęęęc… Na kogo rzucimy teraz podejrzenie? Kogo oskarżymy? Kolejnym dobrym wyborem byłyby gethy, w końcu to syntetyki, na które quarianie wylewają pomyje i odpowiednik słowa „diabeł” na pewno padał pod ich adresem nie raz i nie dwa. Jednak sami Żniwiarze nie widzieli w nich zagrożenia, mimo że zbierali rasy właśnie przed ewentualnością zagłady ze strony takich syntetyków. Co więcej, wszystkie gethy (nie tylko heretycy z części pierwszej i drugiej) i Stare Maszyny weszły w sojusz podczas końcówki Wojny Porannej, gdy quarianie próbowali odbić swoją rodzimą planetę. Jednak ogromna rasa widziała w nich tylko narzędzie w swoich rękach. Mackach. Czy coś… Po zakończeniu żniw chcieli unicestwić także Opiekunów i zastąpić ich właśnie gethami.
Także teges… Proszę prowadzić kolejnego świadka! Co…? Że „nie ma”? Hmmmm… No to nie wiem, dajcie mi cokolwiek! O, to może Zha’til? Co, że też nie? Ach, no tak, to tylko androidy… I do tego unicestwione w poprzednim cyklu przez Żniwiarzy. Czyli trafiliśmy w ślepy zaułek, koniec teorii, eskulap zeżarł wreszcie swój ogon. Tak? Zastanówmy się jeszcze chwilkę. Jak to zwykł mawiać mój proktolog: „zacznijmy od początku”.
Katalizator. Najważniejsza część Tygla, superbroni, Wunderwaffe, patyk z kupą, bomba atomowa, pierd w namiocie, „Młot na czarownice”, Ostateczne Rozwiązanie Kwestii Żyd…! Żniwiarzy, chciałem powiedzieć…
Ale także SI. Sztuczna Inteligencja, która cyklicznie niszczy rasy biologiczne, by uchronić je przez zniszczeniem z rąk SI… Ale takiej, którą owe rasy wytworzą same. Mały paradoks, hipokryzja? Cóż… Dobra, nieważne. Nie mnie oceniać czyjąś hipokryzję, kiedy w każdy sobotni poranek obiecuję całemu światu, że już więcej nie piję. Wracając! Katalizator to SI. SI stworzona przez Lewiatanów. I ta sama SI stworzyła pierwszego Żniwiarza, mordując Lewiatanów. Zeżarła własny ogon.
I załóżmy przez chwilę, (ale tylko przez chwilę!) tak tylko dla rozważenia wszystkich możliwych opcji, wszak jesteśmy naukowcami, załóżmy że… Że Katalizator jest Istotą Światła. Dobra, dobra, no…! Odłóżcie te zgniłe pomidory i dajcie mi dokończyć! Przecież pasuje, c’nie?! Z początku czasów? Z początków. No może nie tak całkiem, bo jednak Lewiatani czekali „eony”, ale jednak dość dawno temu. Chroni biologicznych przez syntetykami? Chroni! Nie dokładnie tego oczekiwali Lewiatani, a już na pewno nie tego byśmy chcieli my, ale na swój pokręcony sposób, spełnia swoje zadanie.
Ja tu sobie gadu-gadu, banialuki sadzę, głupoty opowiadam, ale co na to reszta świata? (Jakby co, to chcę trumnę dębową, nagrobek z Hello Kitty i jak będą mnie już opuszczać, to niech McCartney zaśpiewa „Jestem kobietą”. Dziękuję.)
BioWare Community Manager. Stanowisko super ważne w naszych (moich?) pogadankach. Jessica Merizan: „Uważa się go (Katalizator, - przyp. Wujek DD) za Istotę Światła (sprawdź lore ME1 [leksykon?, - przyp. Wujek DD]).” z Twittera. Ja bym to uznał za dowód niepodważalny, ostateczny i właściwy. Postawieniem przed faktem dokonanym. Jak zajęcie Krymu sześć lat temu.
No więc. Ach, nie zaczyna się zadania od „no więc”… Zatem! Katalizator to Istota Światła. To już fakt. I, używając terminologii starych komiksów, „łubudu!”. Coś upadło. A cóż to? A o tak sobie leży stwierdzenie, że Żniwiarze są Mechanicznymi Diabłami. No bo jak mogliby nimi być? Autor się nie myli w kwestii interpretacji własnego dzieła. Nawet jeśli autorów jest kilkaset i nie wszyscy się zajmują fabułą…
Ale jednak! Istoty Światła miały chronić biologicznych przed Mechanicznymi Diabłami, więc Żniwiarze nimi być nie mogą! Nawet sam Katalizator tak mówił, raczej by nie przeczył sam sobie, a kłamać już nie miał powodu. Bo cokolwiek by nie zrobił, to już samo pojawienie się Sheparda w Tyglu ukończyło jego misję. Spełnił zadanie, które wyznaczyli mu Lewiatani. Teraz już tylko dał wolną rękę komandorowi, by ten powstrzymał żniwa bądź nie. W rozmowie stwierdzał dobitnie, że to on kontroluje Żniwiarzy, są jego rozwiązaniem na chaos. Tym „chaosem” w domyśle mają być właśnie „mechaniczne diabły”.
Jednak… Żniwiarze skutecznie, metodycznie, jedna planeta po drugiej, niszczą wszelkie życie wysokorozwinięte. Tak organicznych jak syntetycznych, zostawiając w spokoju jedynie mało rozwinięte rasy, jak ludzi w poprzednim cyklu. Ale, do cholery, co może być potworniejszego od Żniwiarzy?! Jakaż to siła jest w stanie się im przeciwstawić?! Proteanie walczyli kilka setek lat, w pewnym momencie nawet mając szansę na zwycięstwo, gdyby nie uśpieni agenci Katalizatora. Obecny cykl był zmuszony zrzeszyć pod sobą WSZELKIE istnienie i sprzęt, by być w stanie chociażby podjąć przez chwilę w miarę wyrównaną walkę z „dziećmi” Lewiatanów. To co tam jest? Co się kryje poza Drogą Mleczną, czego boją się sami Żniwiarze, nawet bardziej niż swych stwórców?!
Mechaniczne Diabły.
Tego się obawiają. Na to się szykują. Po to zbierają armię, tworząc kolejnego Żniwiarza po zebraniu wszystkich ras z danego cyklu. Chcą im stawić czoło, jednak wciąż nie są dość silni, a walka ramię w ramię z jakimś cyklem nie dałaby im odpowiedniej siły ognia, w porównaniu do „przemielenia” tej rasy na kolejnego przedstawiciela swojego „gatunku”.
No ale skoro tak, to przeciwstawić się im mają właśnie Istoty Światła. Czyli kto? Przecież przez całą serię nie spotkaliśmy ani jednego przedstawiciela tej tajemniczej rasy. Ano tak, bo są tylko kilka razy wspomniani.
Krótką notkę mamy na planecie Klencory, a kto czyta wszystkie te opisy? No właśnie, praktycznie nikt. Jeszcze gdyby tylko było to na tej planecie, machnąłbym ręka i uznał za easter egg. Jednak te wzmianki znajdują się w kilku miejscach i pośrednio bądź bezpośrednio opowiadają o tym tak Żniwiarze, jak i Katalizator.
Idąc tropem planety, zgodnie z jej opisem, voluski miliarder Kumun Shola przekształcił planetę w istną twierdzę. Solidnie przeszkoleni najemnicy bez problemu będą odpierać naziemne najazdy sługusów Żniwiarzy, jednak nie przetrwają bombardowania orbitalnego. Przygotował się na to, ponieważ miał wizje „istot światłości chroniących rasy organiczne przed nieorganicznymi mechanicznymi diabłami”. Do tego pod powierzchnią miały znajdować się krypty Istot Światła, a Shola już od ponad dwudziestu lat tam kopał. Nazwy niemalże identyczne do uprzednio przytaczanych przeze mnie. Do tego volusowie nigdy nie słynęli z rozrzutności. Może tylko narobił sobiee wrogów w przestępczym półświatku? Zgrywa dziwaka dla otoczenia, aby nie wzbudzać podejrzeń? Możliwe, bandyci raczej będą się desantować, niewielu miałoby dostęp do dostatecznie potężnej broni, chyba tylko flota Arii miałaby odpowiednią siłę ognia, by dokonać takowego bombardowania. Ale jeśli to jej by podpadł, to z pewnością nie zdążyłby nawet zakopać kamienia węgielnego. Może faktycznie miał wizje? Efekt czerwonego piasku? Narkotyków? Alkoholu? Albo zwyczajnie był chory psychicznie? Nie mamy tu pewności, brakuje nam dokładniejszych informacji. Pozostajemy w sferze spekulacji, i równie dobrze możemy się podeprzeć tym argumentem, uważając go za dostateczny, lub całkowicie odrzucić, wskazując na brak odpowiednich środków na potwierdzenie jego zasadności. Przekonujący dowód czy nie, chodźmy dalej.
Pokazałem już, czym te „mechaniczne diabły” nie są. Przynajmniej w mojej opinii. Więc czym S Ą?
No i o to się wszystko rozbija w tych moich wypocinach. Bo nie wiemy. I właśnie dlatego liczę na to, że w remasterze BioWare się tym trochę zainteresuje. Jak do tej pory, podrzucili nam kolejne tropy, tym razem już od samych Żniwiarzy.
Wybuchy, pościgi, strzelaniny, wielkie peni… Ym… Strzelaniny! I po tych intrygujących przygodach, dzielny komandor Shepard dociera na Virmir, gdzie przy pomocy „oślizgłych, podstępnych i kastrujących wszystkich naokoło salarian” wdziera się do bazy Sarena. I tam wreszcie mamy szansę samemu się rozmówić z paskudną ośmiornicą, czy tam inną kałamarnicą, która wygodnie siedzi sobie na orbicie i ma wszystko głęboko w dup… W dyfuzorze.
A co ten gagatek mówi? W iście idealnie pasywno-agresywny sposób spuszcza nam interlokutorskie manto, obrażając z góry do dołu, jacy to z nas ćwierćinteligenty. W dużym skrócie, stwierdza że nie jesteśmy sobie w stanie wyobrazić „rzeczywistości egzystencji”, która to ma się tak różnić, iż nawet nie jesteśmy w stanie jej sobie wyobrazić.
Co to niby ma być tą rzeczywistością? Świat stworzony przez Rasę Wirtualną? No nie, bo nawiązaliśmy z nią, szczątkowy bo szczątkowy, ale jednak kontakt. Strefę egzystencji gethów? No też nie, przecież weszliśmy do niej, i choć czuliśmy się tam nieswojo, to jednak była dla nas w jakiś sposób zrozumiała. Czyli świat komputerowy, wirtualny odpada. Może chodzi o to, co znajduje się poza Drogą Mleczną? Mroczną przestrzeń? Niby mamy pewność, że prawa fizyki oraz matematyka są niezmienne w całym wszechświecie… Ale wciąż nie możemy postawić jasnego stwierdzenia, czemu świat jest cięższy, niż powinien, określając to jedynie „czarną materią”, dorzucając do tego „czarną energię”, przykrapiając odrobiną „bozonu Higgsa”, dodając szczyptę „światów równoległych” i ostatecznie serwując z dodatkiem „teorii względności”.
Słowem, nic nie wiemy. Może tuż poza Drogą Mleczną obecnie nam znane prawa fizyki nie obowiązują? Możliwe, że to dobry trop, ale nie w tą stronę. Jak wszyscy dobrze wiemy, Cytadela to głównie ogromny przekaźnik masy, którym Żniwiarze przybywali z mrocznej przestrzeni właśnie. Gdyby fizyka była inna, to raczej nie byłoby szans, aby pozostali żywi i zdolni do okresowych walk. W Andromedzie także panują te same zasady. Chociaż jest to najbliższa nam galaktyka. Więc może gdzieś dalej? Po drugiej stronie Panny? Raczej nie… Ale już w takiej Supergromadzie w Zegarze? Jest największa, a do tego to osobna supergromada. Może tam sprawy mają się inaczej? Może tą rzeczywistością ma być świat agresorów z innej supergromady?
Swoje do powiedzenia miał także niszczyciel na Rannochu. Ciekawe jak to jest, że jak na beznamiętne mordowanie biliardów istnień, lubią sobie czasem uciąć pogawędkę ze swoimi ofiarami…
Wracając do tematu. Powtarza w zasadzie to, co już wcześniej słyszeliśmy. Organicy są skazani na zagładę, Żniwiarze są naszym zbawieniem, pierdu, pierdu… Już wcześniej Zwiastun strzelał na prawo i lewo sloganem „zbawienie przez zniszczenie”. „Wielkie mecyje”, cytując klasyka.
I teraz zróbmy parkour! Do teorii konspiracyjnej, dorzućmy teorię spiskową! A JEŚLI jakaś starożytna rasa przybyła do Istot Światła i poprosiła ich o pomoc, by uchronić się przed jakimiś „mechanicznymi diabłami”? Wtedy Katalizator po prostu nie był do końca szczery z Shepardem nie mówiąc mu wprost, że ten jest Istotą Światła. A ten wpadł na pomysł, że zbieranie ras co pięćdziesiąt tysięcy lat i zachowywanie ich w postaci Żniwiarzy powstrzyma tego tajemniczego wroga przed przybyciem do naszej galaktyki. Te „żywe okręty” są najprawdopodobniej najwyższą formą syntezy, scaleniem w jedno technologii oraz organicznych bytów, nazywane przez nich „wywyższeniem”. Szowinistyczne, fakt. Ale dla nich rasy Drogi Mlecznej zapewne niewiele się różnią od małp człekokształtnych w naszych oczach. Sam Suweren określa to mianem „szczytu ewolucji i egzystencji”.
W taki też sposób Katalizator opisuje opcję syntezy, pozostałe z nich określając „środkiem ostatecznym”. Jeśli wybierzemy zakończenie kontroli, staniemy się nowym Katalizatorem bądź tylko Żniwiarzem. Możliwe oszustwo, ponieważ Tygiel może być potencjalną pułapką, a Cytadela jest nią na pewno. Pułapką, byśmy nie wtrącali się w „rozwiązanie”, które trzyma te pomioty piekielne z daleka od naszego domu. Katalizator mówi nam, spoglądając na przelatującego Żniwiarza, że pomogli im się wywyższyć, bo gdyby nie on, to syntetycy zniszczyliby wszelkie rasy organiczne. Do tego daje nam wybór, „więcej, niż zasłużyliśmy” oraz wspomina, że w takim wypadku jego rozwiązanie już się nie sprawdza. A rozwiązanie, jakiekolwiek, jest koniecznością. Używa określenia „bez nas syntetycy by zniszczyli wszystkich organicznych”. Więc nie uważa siebie za to zagrożenie. Czyli nie wpasowuje się w ramy „mechanicznego diabła”. I wciąż pozostaje pytanie, kto w te ramy się wciśnie, nawet jeśli będę musiał go dopchać butem. Nie będą to na pewno gethy, wtedy już mamy co do tego pewność, ponieważ mogliśmy wszystkich unicestwić na orbicie Rannocha, zabrać ze sobą kosztem quarian bądź scalić obie floty. I chociaż ze znanych ras tylko oni mogliby stworzyć zagrożenie dla organicznych, to nie dość, że od trzystu lat wyznawali politykę izolacjonizmu, to podczas rozmowy z Katalizatorem ich stanowisko stało się już jasne. Zginęli walcząc za swoją sprawę lub razem z organicznymi ruszyli do walki, by ratować ich kruche, biologiczne ciała. Nawet heretycy nie stanowili zagrożenia, bez Suwerena niewiele mogliby zdziałać, a po jego unicestwieniu, ich rozproszone enklawy kompletnie nie sprawdzały się w roli agresorów. Statki cywilne zgłaszały tylko ich pozycje, a siły wojskowe czyściły region. Sam admirał Anderson określił to „czystkami”, a nie „wojną”.
Więc tym zagrożeniem są „mechaniczne diabły”, nie gethy. Jednak wciąż nie uzyskaliśmy odpowiedzi na pytanie „czym, do cholery, to paskudztwo jest?!” czy na kolejne „Wujku DD, znowu zalałeś pałę i męczysz nas pierdoletami?”.
No tak.
Znaczy nie.
Znaczy… Dmuchanie w alkomat później, muszę jeszcze to wszystko spiąć odpowiednią klamrą.
A tą klamrą będzie DLC „Lewiatan”. Znaczy ten, no… Nie klamrą tak per se, bo w tym momencie będę zaprzeczał sam sobie. No już wcześniej mówiłem, że jestem hipokrytą, no co?! Odkładać mnie te pomidory na powrót do reklamówek, natentychmiast!
DLC wprost mówi, że pierwszą rasą rozumną, która osiągnęła poziom rozwoju lotów kosmicznych, byli właśnie Lewiatani. Inne rasy rozumne sobie podporządkowali, stawiając się w roli bogów i nakazując składać sobie ofiary. A że lenistwo nie jest najwyraźniej jedynie ludzką cechą, to te cywilizacje zaczęły szybko tworzyć swoje syntetyczne odpowiedniki, roboty, a następnie androidy, by te wykonywały za nich pracę. Miały im ułatwić życie, by nie musieli pracować na daniny. I jak mówią Lewiatanie, w pewnym momencie zawsze kończyło się to wszystko tak samo. Syntetycy zwracali się przeciwko swoim twórcom, mając dość niewolniczego życia. „Rasa panów” została unicestwiona przez własne konstrukty.
Jako że Lewiatanom nie w smak było tracić posłuszne owieczki, które grzecznie oddawały im część ze zdobytych przez siebie dóbr, to stworzyli „Inteligencję”, która to miała znaleźć sposób, by ochronić życie organiczne za wszelką cenę. No i „za wszelką cenę” to słowo klucz. Słowa? No. Więc ta ichna „Inteligencja” stworzyła swoich własnych syntetyków, małych, podłych sługusów, by rozeszli się po całej Drodze Mlecznej i gromadzili dane, jak by tu najlepiej chronić organicznych.
No i niespo-ku*wa-dzianka!
„Inteligencja” zwraca się przeciwko swoim twórcom. Skynet approves. Wysyła swoją armię, by ta zniszczyła wszelkie bytności Lewiatan, pobiera z nich „esencję” i z jej pomocą tworzy pierwszego Żniwiarza na świecie. W tej chwili narodził się Zwiastun. Co prawda władcy galaktyki podjęli walkę, jednak byli skazani na porażkę.
Argument o tej prastarej rasie prosząca Istoty Światła o ratunek byłby szalenie ciekawy, gdyby nie wydanie tego kawalątka nowej fabuły przez BioWare. Także… Kartka ląduje w koszu.
Ale kilka linijek tekstu możemy jeszcze wykorzystać. Może i faktycznie ich nie było, ale czemu nie miałoby być innej tajemniczej rasy spoza naszej galaktyki? Katalizator mówi o zagrożeniu ze strony syntetyków, których jeszcze nie znamy.
Żniwiarze zbierają wysoce zaawansowane rasy, by ochronić je przed „mechanicznymi diabłami”. Ale czy te „diabły” na pewno mają być odpowiednikami gethów z poprzednich cyklów? Czy rozważaną przeze mnie rasą z innego systemu gwiezdnego? Wtedy zbieraliby rasy „u nas”, by nie zwracać uwagi potencjalnego wroga, w końcu samemu udają się na dobrowolne wygnanie po każdym cyklu. I chociaż dla nas może to nie wyglądać na ochronę, to przecież dla Katalizatora i jego bandy pojęcia przyjaźni, miłości czy zaufania nie mają znaczenia, bądź nawet sensu. Zbierają nas, by tworzyć armię. Armię do walki. A chyba już o tym wspominałem, czyż nie…?
Wróćmy do naszego starego „przyjaciela” z Rannocha…
Twierdzi, że nie zrozumiemy ich planów. No i fakt, prosty organik może mieć z tym problem. Dla nas to jakaś abstrakcja, dać się zabić, oddać materiał biologiczny, by potem uformować go w kolejną marionetkę Katalizatora. Do tego lubią się też przechwalać swoją liczebnością, zawsze uważając takich sformułowań, byśmy nie byli w stanie wytworzyć sobie w głowach projekcji ich potęgi. Z jednej strony, okej, Droga Mleczna jest w sumie jednym wielkim frontem, nie istnieje spokojna okolica. Ale z drugiej strony, hej! Pojedynczy okręt niszczy całe floty, a jeden niszczyciel pojedynczym strzałem pozbawia życia cały pluton. Więc wcale nie musi ich być aż tak wielu, skoro dysponują taką siłą ognia. Ewidentnie próbują nas zastraszyć.
Więc też wcale nie jest jednoznacznie powiedziane, że dysponują nie wiadomo jaką liczebnością, chociaż możliwości odmówić im nie można. Ale skoro i tak potrzeba ich aż tylu, to w jaki sposób wygląda potęga „mechanicznych diabłów”? Jaką siłą dysponują, że nawet Żniwiarze nie mogą stanąć do otwartej walki? Ciężko uwierzyć, że Żniwiarze budują armię? No ciężko. Sami ciągle twierdzą, że kolejny okręt jest tworzony tylko po to, by zachować zebraną rasę.
Ale nie jest to przecież kompletnie wykluczone. Lewiatanie już niszczyli Żniwiarzy. Inne rasy także. Chociażby „Lewiatan z Dis” jest ich ofiarą. Trzydzieści siedem milionów lat przed naszą erą także doszło do zniszczenia jednej jednostki, tym razem już przez jedną z ras „cyklowych”. Do tego sam Shepard „tymi rencyma” niszczy pięć jednostek, w tym jedną dużą. Skoro rasy cyklów niszczą Żniwiarzy, to co dopiero te „mechaniczne diabły”? O ile istnieją, i mają zamiar przybyć z innej galaktyki, a nie są jedynie moją konstrukcją myślową, by znaleźć jakoś poparcie własnych argumentów…
Mniejsza z tym.
Ale, ale! Możemy dotrzeć także do rozważań Zwiastuna na temat różnych ras obecnego cyklu! Między innymi określa ludzi jako posiadających wielki potencjał, tak w technologii, jak i rozwoju czy biotyce. Asari określa jako niedoskonałe przez konieczność rozmnażania z przedstawicielami innych ras galaktycznych, chociaż doceniają wrodzone zdolności biotyczne. Salarian uznaje jako zbyt kruchych genetycznie i potępia ich krótki okres życia, krogan jako ZMARNOWANY POTENCJAŁ przez ich sterylizację genofagium. Co do turian twierdzi, iż „byli brani pod uwagę ale jednak są zbyt prymitywni”.
Do czego brani pod uwagę?
Tylko do armii. I już chyba nie chodzi o wszelkie twory, jak zombie, brutal, grasant i inne ich wynaturzenia. Raczej szukali kogoś, kto byłby w stanie stanąć z nimi ramię w ramię. Ale jaki zwykły organik niepoddany indoktrynacji chciałby uczestniczyć w żniwach? Żaden. Więc musieli szukać kogoś do ostatecznej walki z „mechanicznymi diabłami” lub dość zaawansowanych i rozwiniętych, nie tylko technicznie, ale też społecznie czy kulturowo, by byli w stanie pojąć sam sens tych żniw.
Nie mówi nam tego wprost, ale szuka cywilizacji, która stanie u jego boku, a nie takiej, która będzie jego grzecznym pupilkiem. Szukają rasy, który będzie zdolny do podtrzymania gatunku, do reprodukcji. Właśnie dlatego odrzuca krogan, mimo że tworzą kulturę wojowników. Dlatego też nie bierze pod uwagę asari, które przy związkach tylko pomiędzy swoją rasą, często rodzą dzieci Ardat-Yakshi. Po co im ktoś taki? Po co gatunek, który potrzebuje oddychać, jeść, spać? Czemu po prostu nie zamienić ich w kolejnego Żniwiarza? Jaki kryje się za tym cel, jaki sens? Czy Katalizator uważa, że gdy zostanie odszukana odpowiednia rasa, to wtedy będą w stanie zmierzyć się z tym ulotnym wrogiem, zwyciężyć, a potem zwyczajnie odejść, zostawiając skrwawiony świat prawdopodobnie ostatniemu rozumnemu gatunkowi?
Dlaczego to ludzie mieli odegrać w tym tak wielką rolę? Czy to przez fakt zniszczenia Suwerena i Bazy Zbieraczy? To jest jakaś chora fascynacja Shepardem, który podjął rękawicę i zadał Żniwiarzom kilka bolesnych ciosów? Uderzyli na batarian jako pierwszych, ale prawdopodobnie przez to, że było tam najbliższej ze strony ciemnej przestrzeni. Lub też dlatego, że ci wykradli Lewiatana z Dis, i niewygodny był dla nich fakt, że ci prowadzili nad nim badania. Mieli też niesamowitą okazję do zrobienia pokazu siły, gdy bez większych problemów rozbili wszelkie ich siły bojowe, gdy przez lata indoktrynacji batarianie wyłączyli swoje systemy obronne. Ale główną siłę i cel priorytetowy został wyznaczony na Ziemię. Czy to tylko, wspominana przez Generała Zbieraczy, różnorodność genetyczna ich tak ciekawi?
Na sam koniec Zwiastun jeszcze poczęstuje nas informacją, że gethy są kłopotem i mają ograniczoną użyteczność. Czyli wcale nie uważają ich za zagrożenie! A przecież rozpoczęli zbiory, by uchronić organicznych przed syntetykami, którymi w końcu gethy są! Więc jakich w końcu syntetyków szukamy?!
Mechanicznych Diabłów.
Znowu.
Wciąż krążymy w tych rejonach ale nie możemy znaleźć bezpośredniej odpowiedzi.
Można już było zauważyć, że Żniwiarze ewidentnie faworyzują ludzkość. Może nawet i niesłusznie, ale jednak. Czemu to robią, skoro i tak chcą ich tylko zebrać, wrócić do swojego „domu” poza galaktyką i poczekać na kolejny cykl? I dlaczego nakazali Zbieraczom zbudowanie ludzkiego proto-żniwiarza?
Pamiętacie jeszcze tego, może szurniętego, volusa? Kumun Shola. Planetę mogliśmy odwiedzić tak w pierwszej, jak i w trzeciej części. W drugiej już nie. Czy koniec trzeciej części był zaplanowany już w pierwszej? Ciekawe… Szczególnie dlatego, że opis planety niewiele się różni.
Finał gry wiążący wszystkie luźne wątki z przestrzeni wszystkich trzech części? Byłoby świetnie. Jednak wcale nie wiąże. A wątek Istot Światła i ich walki z „mechanicznymi diabłami” jest zbyt luźny. Wcale go nie rozwiązał. Dodatkowo, zaistniał on praktycznie tylko w leksykonie.
Na szybko rzuciłem Teorię Indoktrynacji. Pochylmy się nad nią. Jak już teorie spiskowe zawiązałem w materiale, to czemu nie inną teorię, dość powszechną, nawet akceptowalną? A co! Wolno mi! Ale zabierzcie te bobry…
Wyprowadźmy lepiej pytanie, czy dobitne twierdzenie. Shepard został zindoktrynowany? Czy zakończenie „czerwone”, to ze strzelaniem w części Tygla, było jedynym kanonicznym? To chyba od samej premiery gry, przeszło osiem lat temu, nurtuje sporą część fanów.
Ale ja zadam lepsze pytanie. P O C O? Czemu mieliby go indoktrynować, skoro zadaniem Żniwiarzy jest chronić organicznych? Skoro uważali go za zagrożenie, to czemu po prostu go nie zabili? Mieli na to mnóstwo okazji. Kto zyskuje na zindoktrynowaniu komandora? Czy aby na pewno Katalizator i ferajna? I czemu akurat ten jeden, stosunkowo nisko stojący w szeregach człowiek? Czemu nie taki admirał Hackett, który był najwyższym przedstawicielem ludzkości, głównodowodzącym wszystkich sił Przymierza? Albo admirał Anderson, który organizował ruch oporu, stale utrudniał Żniwiarzom robotę i przekazywał raporty? Skoro już mieli obsesję na punkcie ludzkości, to czemu nie wobec tych najważniejszych ich przedstawicieli? Czemu tylko Udina, który i tak doprowadził jedynie do nieudanego przewrotu, i to jeszcze za sprawą Cerberusa?
Żniwiarze nie byli w stanie złamać woli WiDMA. Więc po co? Z jakiego powodu wciąż marnować środki na kogoś, kto tej indoktrynacji stale się opiera? Czy Katalizator już na sam koniec chce go okłamać? Praktycznie nie dając mu wyboru? Bo wybierając „niebieskie” zakończenie, jak można kontrolować coś, co już kontroluje ciebie? Człowiek Iluzja nie dałby rady, co potwierdza sam Katalizator. Ale dotykając tych gołych przewodów… Czy wtedy Shepard nie staje się Istotą Światła? Ostre światło, rozchodzące się łuki elektryczne… Dokonał przemiany? A jeśli nie, to czy wybrać syntezę? A to nie po prostu dodanie technologii Żniwiarzy i uczynienie z Shperada zombie? Raczej nie. Jaki byłby sens zamiany każdego w zombie, kiedy chciano zebrać przedstawicieli wszystkich gatunków i kolejno uczynić z nich okręty? Przecież po zakończeniu żniw, zombie zostawały porzucone, by powoli umierały z głodu, gdy Żniwiarze wracali poza galaktykę. Chyba nic by na tym nie zyskali. Na samym końcu widzimy też zakochanego Jokera, który wciąż pała uczuciem do EDI oraz… EDI, która wreszcie to zrozumiała, doznała ludzkich uczuć i finalnie odwzajemniła uścisk Jokera, nawet się lekko uśmiechając. Granice się zatarły, nie ma już organicznych i syntetyków, jest po prostu życie. Połączone życie.
Ale to wszystko jest pułapką, by dokończyć żniwa i poczekać na kolejny cykl.
Tak?
No nie…
To wszystko pasuje jak pięść do nosa (porównanie względem teorii, nie naszego rządu). Te argumenty są zlepkiem przypadków, zbiegów okoliczność, błędów przy pisaniu historii oraz zwykłej, nadmiernej dociekliwości fanów, którzy w każdym kamyku na drodze widzą poparcie postawionej przez siebie tezy. A w szkole tak nienawidzili nauczycieli za wieczne rozkminy, czemu te drzwi pomalowano akurat na niebiesko…
Dobra, fakt, jest kilka stosunkowo mocnych argumentów na potwierdzenie Teorii Indoktrynacji. Nieskończona amunicja, odebranie podwładnych przez Normandię, Anderson jako pierwszy przy panelu, pojawienie się Człowieka Iluzji, ni z gruchy, ni z pietruchy… Bla, bla bla…
TVGry użyło kiedyś fajnego określenia. „Gamizmy”. Fabuła może być napisana świetnie, wspaniale, wszystko dopięty na ostatni guzik, każdy wątek ma pewną określoną zasadę przyczynowo-skutkową. Ale gra to tylko gra. My tutaj mamy kontrolę. To nie jest książka, gdzie autor zawsze wie, co się stanie.
Najważniejsza sprawa, amunicja. Komandor jest oszołomiony, mocno ranny. Ma tylko pistolet, bez innego wyposażenia. Nie jest w stanie już korzystać z granatów, mocy ani omniostrza. Więc jakbyśmy strzelali wyjątkowo kiepsko, to może się okazać, że zwyczajnie w świecie nie będziemy w stanie pokonać tych trzech zombie i jednego grasanta. Bo nam zabraknie amunicji właśnie. A jak potem mamy strzelić do Andersona, co jest fabularnie sztywnym faktem? No właśnie. A idąc przez korytarze, też możemy strzelać na prawo i lewo. Jakbyśmy się tam wyprztykali z amunicji, to wtedy nie ma szans, żeby uzasadnić ten strzał.
Mogli to bardzo łatwo załatwić, fakt. Wystarczyło wtedy dać nam broń z wbudowaną chłodnicą, która nie potrzebuje pochłaniaczy, jak Miotacz cząstek czy starsze wersje broni, jeszcze sprzed dwóch lat. O czym wspominał sam Conrad, twierdząc że to bezsens, wyrzucając chłodnicę i wstawiając pochłaniacze.
Lot Normandii? A jakimi systemami dysponowała? A czemu Żniwiarze jej nie wykrywali w systemach, przez które przelatywała bez skanowania? Miała odpowiednie maskowanie, i jeśli nie bezpośrednia obserwacja, to Żniwiarze nie mogliby jej wykryć czujnikami. A z pewnością byli za bardzo pochłonięci tymi właśnie czujnikami, żeby przejmować się obserwacją nieba.
Anderson i Człowiek Iluzja. No cóż, co zaraz po nawiązaniu kontaktu mówi admirał? Że wyrzuciło go w innej części Cytadeli. Dlatego dotarł pierwszy. A przywódca Cerberusa? Uciekł ze stacji w Mgławicy Końskiego Łba jeszcze przed atakiem Floty Przymierza. Już wtedy był zindoktrynowany, więc Żniwiarze pozwolili mu przelecieć przez swoje linie i zapewne udostępnili Cytadelę, na której wylądował. I sądził, że jeszcze da radę się przeciwstawić.
Teoria upadła. Winny! Proszę wyprowadzić oskarżonego i rozpocząć kolejną sprawę!
Co? „Chłopiec”? Ale jaki…? A, chłopiec! No tak, ten mały szczyl…
Za pierwszym razem jest prawdziwy, to nie ulega wątpliwości. Psychika Sheparda nie miałaby powodu, by tworzyć sobie jakieś projekcje. Najprawdopodobniej ginie zaraz po tym, jak wbiegnie do budynku. Mało prawdopodobne, aby mógł przeżyć taki wybuch. Przypomnijmy sobie Klencory. Kumun Shola miał wizje „wyższego bytu”. Czy Shepard mógł w tym momencie doznać podobnych wizji? Wszak Katalizator przybrał formę tego właśnie dziecka. Koronnym argumentem ma być to, że forma tego chłopca została przybrana właśnie z tego powodu, że komandor będzie emocjonalnie przywiązany do takiej wizji. Bo nie ma nic gorszego, niż obserwowanie śmierci dziecka, nawet jeśli nie jest twoje. Ma to być swego rodzaju przypomnienie o tym, kogo nie zdołał ocalić. Już nawet nie licząc osób na przestrzeni poprzednich dwóch odsłon, to chociażby tych, którzy umarli w momencie inwazji. Ponieważ Shepard nie dał rady powstrzymać Żniwiarzy. Niby w tym szybie wentylacyjnym, gdy Shepard już się ocknął po wybuchu w sali narad, to już nie jest dziecko. To już jest projekcja w jego umyśle. Bo niby czemu miałby mówić „Wszyscy umierają. Nie możesz mi pomóc”. Przecież dziecko powinno czuć się bezpieczne przy dorosłym, a już szczególnie żołnierzu. Próbuje też wywołać współczucie. I ten przykład ma świadczyć o tym, że jest to Katalizator. Istota Światła. Ma to być powolne utwierdzanie komandora w przekonaniu, że nic nie może zrobić. Żniwiarze są potężni, opór nie ma sensu, wszyscy umierają. W trakcie snów też słychać głosy zmarłych wcześniej towarzyszy. Psychika powoli nie wytrzymuje. Lub jest indoktrynowana…
W momencie ewakuacji widać cywili wbiegających do promów. Dziecka nikt nie zauważa, jakby go tam nie było. Ale dlaczego ktoś miałby zwracać na niego uwagę? Trwa panika. To nie jest zwykły wróg, to nie jest kolejny Skylliański Blitz czy Wojna Pierwszego Kontaktu. Tego wroga nigdy wcześniej nie widzieli i nigdy nie zetknęli się z taką potęgą. Każdy myśli tylko o sobie.
Argumentem ma być też to, że dwa razy nawiązuje kontakt wzrokowy z WiDMEm. Ale dlaczego by nie miał? Rozmawiał z nim dosłownie chwilę wcześniej (no chyba, że faktycznie tego dzieciaka sobie wymyślił…). Do tego Shepard jest gwiazdą. Bohater wojenny, pierwsze ludzkie WiDMO. Jest rozpoznawalny. A dzieci z reguły stawiają sobie takich żołnierzy jako wzór do naśladowania. Idola.
Jest to tłumaczenie, że dziecko nie istnieje, to Katalizator wytworzył jego projekcję w umyśle komandora. Bo chciał go złamać psychicznie, uzyskać dostęp do jego umysłu i poddać indoktrynacji. Tłumaczy to też snem, gdy nasz żołnierz goni tego małego. Że to też część tej projekcji.
Ale przecież to tylko sen! Po tym wszystkim, co przeszedł Shepard, nic dziwnego, że ma takie koszmary. Może nawet ma PTSD. Sen nie może mieć żadnego związku z rzekomymi zakusami Istoty Światła-Katalizatora. I to wszystko niby ma być męczeniem umysłu WiDMA, by ten wybrał preferowaną przez Katalizator opcję syntezy. Że w ten sposób, te „mechaniczne diabły” nie miałyby już powodu, by uderzać w Drogę Mleczną. Bo już by tu nie było organicznych. DNA zostałoby scalone, nie istniałaby już różnicy, pomiędzy tym, co zrodzone, a tym, co zbudowane.
Niby kolejne posty z Tweetera mają być „tajemnicze”. Że zatrzymają swoje zapisy z części trzeciej, że nie mogę powiedzieć, czy naprawdę Shepard tak skończył, na pytanie o to, czy jest coś, czego nam nie powiedzieli, odsyłają tylko link do „Trololo Man” na YouTube. Michael Gamble, jeden z członków zespołu Mass Effect, wspominał, że gdybyśmy tylko wiedzieli, co planują, zatrzymalibyśmy „kopię (zapisów, - przyp. Wujek DD) ME3 na zawsze”.
Niby mogłoby być coś na rzeczy. Wtedy jeszcze były tylko mgliste plany na ewentualne Mass Effect 4, twórcy zapewne się z nami bawili, wodzili nas za nos. Ale ostatecznie dostaliśmy Andromedę, co z całą pewnością wyklucza niemalże wszystkie posty tego typu z rozważań branych pod uwagę.
Czy Teoria Indoktrynacji ma sens? Nie wiem. Czy Teoria Istot Światła jest prawdopodobna? Nie mam pojęcia. Czy jestem trzeźwy? Chyba nie…Możecie sobie wierzyć, w co tylko chcecie. Być fanami projekcji całej wojny jedynie w głowie Sheparda. Lub twardo obstawać przy tym, że Istoty Światła są Żniwiarzami chroniącymi nas przed zagrożeniem, którego nie możemy sobie wyobrazić.
Projekty o takiej skali mają to do siebie, że zdarza się spora liczba niedoróbek, baboli i zwykłych „śmieci” pozostałych z pierwszych pomysłów, które jednak wyrzucono, a o takich drobnostkach zwyczajnie zapomniano. Możecie też śmiało uznać, że to wszystko to tylko stek bzdur, ludzie na siłę się doszukują czegoś, tylko po to, żeby grzebać. Któż to wie? A może prawda leży gdzieś po środku, jak to często bywa?Jedno nie ulega wątpliwości. BioWare stworzył niesamowitą space operę. I pozostaje już tylko trzymać za nich kciuki, żeby kolejna część Mass Effect była godnym następcą komandora floty Przymierza WiDMO Sheparda. A nie dwójką bliźniaków, którzy oglądają tylko zmęczone twarze przełożonych…
Haccket out!
Znaczy…
Dante out!
W sensie no.
Wy tu sobie usiądźcie, pomyślcie o tym wszystkim, schowajcie widły, zgaście pochodnie, a ja skoczę strzelić sobie jakiś rynkol czy dwa, bo stwierdzam skrajnie wysoki odsetek promili krwi w moim alkoholu.
SALUT!