Fort na Przeklętych Bagnach
-
Niezbyt twórczo nazwany, bo i niedawno powstały, fort stojący niemalże w centrum Przeklętych Bagien. Jest to azyl dla tych Goblinów, które po udanym powstaniu zbiegły właśnie w kierunku Bagien, stanowiący ostoję dla najliczniejszej grupy uciekinierów. Choć kosztowało ich to wiele trudu i wysiłku, a często żyć wielu z nich, rebelianci zdołali przetransportować drewno i stworzyć tu prymitywne palisady, ostrokoły i mury zlepione z drewna, nielicznych kamieni, gliny i torfu. Pokazuje to zarówno ich desperacką sytuację, jak i przemyślność oraz to, że lata spędzone na niewolniczej pracy u Krasnoludów nie poszły na marne.
Aby pomieścić tak liczną populację, fort zbudowano na kilkunastu wyspach, które połączono mostami i kładkami, jednak to na największej z nich mieszka najwięcej Goblinów i tam rezydują też ich liderzy i wszystkie ważniejsze osobistości. Za murami i innymi umocnieniami znaleźć można prymitywne chaty, szałasy i domy z torfu, a więc absolutne minimum potrzebne do przeżycia i najwięcej, na co mogły pozwolić sobie Gobliny. Choć wielu z nich narzeka na te warunki, dobrze wiedzą, że nie mają gdzie się udać i to musi im wystarczyć. Kto bowiem dotrze do fortu z odpowiednim wyposażeniem oblężniczym zdobędzie go w dzień lub dwa, prymitywne umocnienia nie zatrzymają żadnej większej armii. Jednakże same fortyfikacje to ostatnia linia obrony, resztę stanowią same bagna: położenie w ich centrum sprawia, że dotarcie zajmuje tu wiele dni, a mierzyć trzeba się z trudnościami w przeprawie, takimi jak komary roznoszące choroby, Wielkie Ropuchy i inne groźne stwory. Być może nawet ci, którzy poszukiwali już Goblinów, minęli fort i nawet nie zdali sobie z tego sprawy, tak głęboko Przeklętych Bagien mgła jest najgęstsza. Ponadto nawet gdyby ktoś już tu przybył, to poza wysepkami, na których zbudowano fort, w pobliżu nie ma nawet skrawka suchego lądu, co utrudnia wykorzystanie katapult, wież czy drabin oblężniczych.
Gobliny nie tracą czasu w swojej nowej siedzibie, myśląc nad drogą ucieczki w bardziej przystępne miejsce, wysyłając zwiadowców wszędzie wokół i patrole na prymitywnych tratwach, aby wiedzieć o zagrożeniach oraz zdobywać pożywienie, czystą wodę, leki, narzędzia i broń, ponieważ ciężko jest tu wyprodukować cokolwiek przez brak samych surowców jak i odpowiednich budynków czy wyposażenia. -
Stopa:
Im bliżej, tym wrażenie, jakie wywarł na tobie fort było mniejsze. Miałeś świadomość, jak kruchy jest, jak łatwy do zdobycia. A jednocześnie rozumiałeś, że bagna wokół to jego najlepsza ochrona, dzięki którym zapewne wszystkie zgromadzone tu Gobliny żyją. Tratwy dobiły do brzegu, pozwalając zejść wam wreszcie na suchy ląd, a ci, którzy nimi płynęli, otoczyli was, gotowi zaatakować przy choć jednym fałszywym ruchu. Nie trwało to jednak długo, bo kilku weszło do fortu i wróciło z niego, nim minął kwadrans.
- Szefy chcą z wami gadać. - rzucił jeden z nich. - Idzie wasz szefo i jeszcze dwóch innych. Reszta siedzi tu. -
Spojrzał więc na Ronka i któregoś z najlepszych wojowników w swojej bandzie, dając im jednocześnie do zrozumienia, że będą wraz z nim szli na spotkanie z przywódcami Goblinów-Rebeliantów. Następnie poczekał na strażników, aby ci zaprowadzili Mormoga i jego towarzyszy na miejsce spotkania z szefami.
-
Pozostali zostali niechętnie, nieufnie patrząc tak na wartowników, jak i bagna wokół nich, rojące się od dzikich bestii.
Strażnicy otoczyli was i poprowadzili do fortu, który do najwspanialszych osiągnięć architektury nie należał, większość chat zbudowano z torfu, gliny i drewna, w pełni drewniane były nieliczne budynki, a was prowadzono właśnie do jednego z nich, mającego kształt długiego domu. Wejścia pilnowały dwa Gobliny, ich widok budził w tobie mieszaninę zaskoczenia i rozbawienia, ponieważ na proste i brudne łachy mieli narzucone przednie kolczugi, elementy pancerza, hełmy, a wspierali się o tarcze i topory. Bez dwóch zdań był to oręż Krasnoludów, który odebrały im ze zbrojowni podczas powstania lub zabitym wrogom. W środku zastałeś jeszcze dwa lub trzy tuziny podobnych wojowników, ci mieli już jednak też młoty lub dwuręczne topory czy obuchy, także krasnoludzkiej produkcji. Poza nimi, na drewnianej platformie, zasiadało sześciu Goblinów, zapewne szefów. Nie różnili się wiele jeden od drugiego, to raczej typowe kaprawe mordy, które jakoś wybiły się na powstaniu i przewodziły tej zgrai, ale fakt faktem, że to oni tu rządzili. -
Skrzyżował więc ręce i spojrzał się na Goblinów, którzy najprawdopodobniej byli hersztami.
- My przyszlim gadać w kwestii współpracy. W czym możem Wam pomóc? - zapytał się, powoli przygotowując się na negocjacje z Goblińskimi Rebeliantami. -
- A kim wy jesteśta, hę? - zapytał jeden z nich skrzekliwym głosem. - My nie mieć kumpli. Krasnale, Orki, ludzie, Wampiry, Elfy, oni nas nie lubio.
- Ale oni Gobbasy przecie. - odparł inny.
- Gobbasy ta, ale chuj wie, skond ich przywiało albo dla kogo robio. -
- My słyszelim o tym waszym buncie przeciwko brodatym kurwom, to zdecydowalim sie wyruszyć na bagna, aby wam pomóc. - odpowiedział jednemu z hersztów, ukrywając fakt, że są na usługach Cesarstwa Kar’koo.
-
- Ta? A skond słyszelim, co? Te ze dwa ksienżyce temu było. Tak szybko siem żescie dowiedzieli tam na stepach o nas?
-
- Nooo, kurwa, podróżowało sie tu i tam, to żem słyszeli o buncie. - odpowiedział wymijająco, choć prędzej czy później hersztowie zmuszą go do wyjawienia dokładnego źródła, skąd pochodzą informacje o buncie.
-
- A od kogo słyszelim? - zaskrzeczał inny Goblin podejrzliwie, dość szybko zmieniając twoje przewidywania w rzeczywistość.
-
- Eh, widze, że nie obedzie sie bez wyjawienia, skond mam te informacje. Cesarzyki z Kar’koo gadali o całym tym buncie, to wyruszylim na bagna, aby pomóc krewniakom.
-
Szeptem naradzali się przez dobry kwadrans, momentami dość burzliwie, wymachując rękoma, przeklinając czy okładając się niekiedy pięściami. W końcu jednak podjęli decyzję.
- Idź no pogadać z Dużym Szefo. - powiedział jeden z Goblinów, wskazując palcami na boczne drzwi, których nie zauważyłeś wcześniej. - Sam. -
- Zostańta tutaj, chłopcy. I póki oni nie zacznom mordobicia, nie atakujta. - szepnął do swoich towarzyszy, a następnie udał się do pomieszczenia, w którym miał znajdować się Duży Szefo.
-
Twoje rady były raczej mało przydatne, bo gdyby miało dojść do konfrontacji, to niewiele mogliby zdziałać, niemniej pewnie spróbują trzymać nerwy na wodzy. Co do ciebie, to znalazłeś się w pomieszczeniu, które nie pasowało zupełnie do wystroju wielkiej sali, w której znajdowałeś się chwilę wcześniej: pomieszczenie było małe, przytulne, z klepiskiem, były tam nawet prymitywne łóżko zasłane skórami i słomą, solidne palenisko i nieco skleconych na szybko mebli. I był też on, gobliński watażka, Duża Szef Goblinów. Większy i na oko lepiej zbudowany od reszty, od stóp do głów ubrany w krasnoludzką zbroję, z dwoma toporami i sztyletem. Gębę miał paskudną, poznaczoną bliznami i ogniem. Najwięcej uwagi przykuwały jednak brody i skalpy zdobiące jego pancerz oraz czaszki, również należące do Krasnoludów.
-
- Więc to ty jesteś Duża Szef Goblinów, ni? Twoje przydupasy kazały mi z tobom pogadać. - odrzekł do goblińskiego watażki.
-
Zmierzył cię krzywym i pogardliwym spojrzeniem, jakby w ciągu kilku sekund dowiadując się o tobie wszystkiego i wyrabiając sobie o tobie pełną opinię.
- Ta. Nie widać? - zapytał i podszedł bliżej. - Zabiłżem wiencyj brodaczy niż ktokolwiek inny, ja żem szedł pierwszy do wyjścia, ścinał łby, a potem żem siem ostatni wycofał, jak już inni wyleźli. Także no ta, ja jestem Duża Szef. A ty kto? -
- Mormog Głowociach. Ja i moja banda gobasów przybylim, aby wesprzeć wasz bunt przeciwko brodatym kurwom.
-
- Przybylim, to widzem, że żeś przybył. A ile chopa masz ze sobom, hę? I jak już żeś przylazł, to co byś żeś chciał w zamian?
-
- Trzydziestu siedmiu chłopa, w tym szaman. Na ten moment wystarczy mi wpierdol krasnalom, a jeśli bede chciał coś więcej, to omówim te kwestie.
-
Świdrował cię wzrokiem dobrą chwilę, a wyraz jego twarzy w ogóle nie zmienił się przez ten czas.
- Wracaj no, jak siem namyślem, to powiem, co z wami bendzie. - powiedział w końcu. -
- Yhym. - odpowiedział, kiwając do tego głową, a następnie wyszedł z pomieszczenia i powrócił do swoich towarzyszy.
-
Gobliny, z którymi wcześniej rozmawiałeś, patrzyły na ciebie jeszcze bardziej nieufne, o ile to w ogóle możliwe. Niemniej, w końcu herszt tej bandy wyszedł ze swojej komnaty i dołączył do zgromadzonych tam. Nie musiał nic robić, aby zyskać uwagę, spojrzenia wszystkich skierowały się na niego, a toczone szeptem dyskusje ucichły.
- To, że jest chujnia, to wi każdy. - zaczął na wstępie, z czym inne Gobliny niechętnie się zgodziły. - Ale może być lypiej. Tym tu nie ufam za chuja, ale trza wzionć ich pomoc, bo siem zesramy bez tego. Także oni teraz i ich banda żyjo razem z nami, jedzo razem z nami i walczo razem z nami. A jak któryś coś odjebie, a ja mu wcześniej nie kazałem, to jemu utne łba, jasne? -
Wiedział o tym, że rebelianci na początek będą w cholerę nieufni wobec bandy najemników, natomiast udało się skontaktować z rebeliantami, tak jak kazali mu przedstawiciele Cesarstwa Kar’koo. Na pewno będzie potrzebował sporo czasu, aby zdobyć zaufanie rebeliantów, jednak w najbliższym czasie jest możliwość, aby wysłać posłańca do Cesarskich.
- Jasne. Macie teraz coś dla nas do roboty czy mamy odejść stond? - zapytał przywódców rebeliantów. -
- Weź no swoich do środka, znajdziem wam kwatery. Za godzine gdzieś no tu przyjdź, to pogadamy. - odparł i odszedł do swojej komnaty, dyskusję uznając za zakończoną.
-
Zgarnął więc swoich towarzyszy, z którymi udał się na negocjacje, a następnie wyruszył na poszukiwanie pozostałych członków bandy najemników.
-
Znalazłeś ich już w forcie, wieści rozchodziły się tu szybko i twoich kompanów wpuszczono, gdy tylko gobliński herszt przyjął twoją propozycję.
-
Skoro udało mu się znaleźć pozostałą część bandy, skrzyknął swoich najemników, a następnie ruszył w poszukiwaniu koszar w forcie.
// Jeśli na ten moment nic ważniejszego nie jest planowane, to możemy przewinąć, nie? // -
//Jeśli nie masz nic do powiedzenia swoich chłopakom to jak najbardziej.//
Koszary to o wiele za dużo powiedziane, było to kilka przylegających do muru chat, skromnie umeblowanych, brudnych, śmierdzących i wilgotnych, czyli dokładnie takich, jak wszystko wokół. Grunt, że tu żadna przerośnięta żaba nie zeżre was, gdy będziecie spać, a i dla wilków znalazło się miejsce. Po godzinie jakiś przydupas lokalnego herszta wszedł do tej chaty, którą zajmowałeś razem z częścią swoich ludzi, przypominając, że masz spotkanie z ich hersztem do odbycia. Ten czekał ponoć na ciebie przed bramą. -
Udał się więc pod bramę, aby spotkać się z hersztem.
-
Rzeczywiście go tam zastałeś, jak opierał się o otwartą bramę plecami, patrząc na ciągnące się po horyzont bagna.
- Co ty byś nam pomógł niby, hę? - zagadnął, gdy tylko stanąłeś obok. -
- Ja i moi chłopcy trudnim się mordobiciem. Jak komuś trzeba wpierdolić, to możem to załatwić. Moglibyśmy też spróbować zdobyć jakieś surowce, chociaż na takim zadupiu, jakimi som bagna, będzie ciężko. - odpowiedział hersztowi.
-
- A co mi po twoich wilczkach na bagnie, hę? - podjął i splunął. - Nie przydacie mnie siem tu. Z rańca poślem was z powrotem z moimi chopami, tam zaczniecie robote. Trza nam nam broni, narzędzi, jedzenia i informacji, co siem tam dalej dzieje, kto siem z kim nakurwia i w ogóle. Dacie to chyba rade zrobić, ni?
-
Zmarszczył brwi ze złości. Nie uważał, że jego banda wilczych jeźdźców to elita wśród elit, ale był w miarę dumny ze swoich wojaków.
- Yhym. Damy rade. - odparł i zdecydował się wrócić do swoich koszar, jeśli herszt nie miał niczego innego jeszcze do powiedzenia. -
Najwidoczniej nie miał, bo nie odezwał się już, a gdy odszedłeś, również nie wypowiedział słowa. Wiedząc, że masz za sobą rozmowę z hersztem lokalnych Goblinów, do twojej chaty wlazła spora część bandy, reszta czekała na zewnątrz, wszyscy jednakowo ciekawi, co tamten ci powiedział.
-
- Dobra, chłopcy. Kazali nam z rańca zapierdalać z powrotem, chociaż wysyłajo z nami paru swoich konusów. Powstańcy potrzebujo broni, narzędzi, jedzenia i informacji. O napierdalaniu na ten moment możemy chyba zapomnieć, ale liczę na to, że będziem się wkrótce napierdalać. - odrzekł do swoich Goblinów. Nie był zadowolony z rozkazów, które otrzymał od herszta, ale rozkazy to rozkazy. W końcu będą musieli je wykonać.
-
Twoi wojownicy też nie byli tym zadowolenie i zaczęli już sarkać, że nie po to tłukli się tyle czasu przez bagna, dawali się kąsać owadom, chorowali, mokli i stracili towarzysza.
- Przynajmniej pójdziem w końcu z tego bagniska, ni? - powiedział Szaman, słysząc głosy niezadowolenia. Z tym ciężko było się nie zgodzić i jego argumentacja przekonała rozeźlonych na tyle, że nabrali nawet pewnego entuzjazmu do dalszych zadań.
//Jak chcesz z nim pogadać albo coś zrobić to śmiało, jeśli nie to napisz, że przygotowywałeś się do wyprawy, odpoczywałeś, zjadłeś coś i tak dalej, to w następnym poście od razu przyspieszamy.// -
- No przynajmniej wyjdziem z bagniska. - skwitował krótko słowa Szamana. Wyjście z tych bagien jest w miarę dobrą motywacją do tego, aby wykonać rozkazy herszta. Nie miał w zasadzie żadnych rozkazów dla swoich podwładnych na ten moment, więc zdecydował się przygotować do wyprawy.
// Tak więc przyspieszamy. // -
Pozostali również się rozeszli, więcej myśląc o tym, że opuszczą Przeklęte Bagna niż o tym, że na dobrą sprawę fatygowali się tu na darmo. Następnego dnia pod waszymi chatami czekali już przewodnicy, zaufani ludzie lokalnego herszta. Te Gobliny odziane były o wiele mniej dostojnie niż on sam, gołym okiem widziałeś na ich brudnych i lichych ubraniach podskakujące pchły, ale za to byli dobrze zbudowani i odżywieni, a uzbrojenie pochodziło bez dwóch zdań z zimnych krasnoludzkich rąk, na plecach nieśli bowiem bogato malowane tarcze, a w dłoniach dzierżyli jednoręczne topory. Wszyscy mieli też długie, ząbkowane noże, choć nie był to typowy dla Krasnoludów oręż, a raczej ich własny wytwór. Zaprowadzili was na tratwy, a gdy wszyscy byli na pokładach, wioślarze odepchnęli je od brzegu i posłali ku odległemu brzegowi.
//Zmiana tematu. Założę nowy i tam ci zacznę.//