Sylvia
-
- Miło was widzieć, kimkolwiek jesteście. - zaczął więc, licząc na to, że usłyszy coś w odpowiedzi. - Nieźle daliście im popalić, ale kim właściwie jesteście?
-
“Podróżnik.” Odparł męski głos. Słowo wypowiedziane było z dziwnym naciskiem, jakby rozmówca ledwo znał neoangielski i nie miał przy sobie porządnego tłumacza. “Widziałem atak. Pomogłem.”
“Nikt nie wystrzelił ani jednej torpedy…” Mruknął Archer, na tyle cicho żeby jego głos nie został przekazany przez radio. “Zresztą kto o zdrowych zmysłach pomyślałby, że to gorzej uzbrojony statek jest agresorem? Węszę podstęp, aczkolwiek nie mam pojęcia jaki.”
-
- Taaak, wielkie dzięki. Poradzimy sobie już teraz, od tego momentu. Powiedz, co możemy zrobić, a jeśli będziemy w stanie, to się odwdzięczymy. - odparł, usiłując grać na czas, bo samo gadanie tego kogoś po drugiej stronie go niepokoiło.
-
“Mam wszystko. Wracam do domu zaraz.” Padła odpowiedź, z tym samym akcentem i aż nazbyt spokojnym jak na tą sytuację tonem.
-
- W takim razie bezpiecznego powrotu i udanej podróży.
Choć w teorii skończył rozmowę, to jeszcze się nie rozłączył. Uspokoiłby się dopiero, gdy tamten odleci jak najdalej stąd, a i piratów już nie będzie w okolicy, tylko będą liczyć gdzieś łupy w spokoju. Kanał zostawił otwarty, gdyby tamten jeszcze coś powiedział, jednocześnie bacznie przyglądając się jego maszynie. I po to, aby zapamiętać jak najwięcej szczegółów, jak i licząc na to, że w ten sposób obcy szybciej odleci. -
Obcy nijak się nie odezwał. Jego maszyna zamieniła się z niewielkiej kropki w oddali w jeszcze mniejszą kropkę gdy zniknęła z zasięgu radaru. Przyśpieszenie miała najwyraźniej też całkiem dobre.
“Jeśli masz jakiś pomysł z kim mamy do czynienia, proszę poweidz,” Archer skomentował sucho. “Sam jestem w kropce, ale przynajmniej możemy przeanalizować jego kierunek lotu i wydedukować przeznaczenie. Może jakaś asteroida z lepszą technologią, niż twierdzą nasze bazy danych.”
-
- Nasze myśliwce go nie dogonią, więc pozostaje gdybanie. Miejsce oczy dookoła głowy, w razie gdyby wrócił, zwłaszcza z kumplami. A teraz skończymy to, co zaczęliśmy, mam przeczucie, że lepiej będzie się stąd zmywać.
Zostawiając mostek w zdolnych rękach swojego oficera, udał się do śluzy, gdzie powinna oczekiwać drużyna abordażowa. Mieli w końcu jeńców do wzięcia i łupy do zagrabienia, nim uwiną się stąd zanim zjawi się ktokolwiek, kto mógłby pokrzyżować szyki pirackiej załodze. -
Drużyna była, choć nieco zmniejszona w liczbie. Poza rannymi chyba paru piratów nie stawiło się ze strachu, pamiętając poprzednie podejście. Zostało trochę powyżej połowy oryginalnego składu, na szczęście wciąż z Sandersem na czele.
-
- Robimy to szybko, ale jeśli tym razem opór będzie za duży to po prostu się cofamy i rozwalamy im łajbę. - poinformował najbliższych piratów, po czym podniósł nieco głos, aby usłyszeli go pozostali: - Weźmiemy ich żywcem, skoro się poddali. Ale jeśli to kolejna pułapka to strzelajcie tak, żeby zabić, bez rozkazu.
Przez chwilę namyślał się, czy nie odciągnąć Sandersa na bok i nie porozmawiać z nim o tych, którzy stchórzyli, ale odłożył to na później. Takich ludzi mu nie potrzeba, nie w załodze abordażowej, więc później odeśle ich do innych, mniej bojowych zadań. Z tym pozytywnym akcentem, że będzie w ogóle jakieś “później” kazał zająć wszystkim miejsca, sam również się ustawił, przygotował broń i kazał otwierać drzwi, zastanawiając się czy załoga przywita ich białą flagą i rękoma w górze, czy ogniem zaporowym. -
“Tylko tyle potrzebowaliśmy wiedzieć,” Sanders odpowiedział z uśmiechem, unosząc swój spryskiwacz plazmowy. “Nawet jeśli stawią opór, teraz nie będziemy zaskoczeni i wiemy czego się spodziewać. Niech tylko spróbują.”
Statkiem szarpnęło lekko, co sugerowało że zsynchronizował on obroty, co z kolei sugerowało że łączenie śluz zaraz się znów rozpocznie.
-
A więc wycelował broń, upewnił się, że wszystko jest gotowe i zaczekał, aż drzwi się otworzą.