Sylvia
-
- Idę się poddać, jak skupią się na mnie, wyskakujecie z zabawkami i walicie. - powiedział szeptem do najbliższego załoganta i kazał mu to przekazać tamtym z armatą. A później rzeczywiście wyszedł na otwartą przestrzeń, unosząc ręce, choć wciąż trzymał w nich strzelbę. Szybko ocenił liczebność i rozstawienie przeciwnika oraz powoli przesuwał się w kierunku najbliższej osłony, nie chcąc stać na widoku, gdy tamci odpowiedzą ogniem.
-
W pierwszym szeregu było czterech tarczowników, a za nimi więcej podobnie uzbrojonych żołnierzy, jak i osoba w bardziej ozdobnym mundurze. Wszyscy szybko wycelowali w Kyllana, lecz nie zaczęli do niego strzelać natychmiast, co było plusem. Minusem było to, że korytarz nie miał praktycznie nic co można by nazwać osłoną, będąc stworzony jedynie do wysuwania się i łączenia z innym statkiem kiedy konieczne.
“Faktycznie wyszedłeś nam na spotkanie. Nie spodziewałam się tego.” Odparła umundurowana postać znajomym głosem. “Masz zamiar upuścić broń? Gdyż to znacznie poprawiłoby atmosferę.”
-
//Dobra, to przerwijmy na chwilę. Jak rozumiem stoję na środku korytarza, tak? Przez to, że nie ma tu żadnej osłony mam rozumieć, że nie zdążę nawet wskoczyć za róg czy coś w tym guście?//
-
//Możesz wrócić się na swój statek i schować się za rogiem, jeśli jesteś dość szybki, a tak to nieszczególnie. Rysunek taktyczny poniżej//
-
- O rzeczach, których ludzie się nie spodziewali na mój widok, można by napisać książkę. - odparł z uśmiechem, wykonując kilka kroków w jedną i drugą stronę. - Jasne, odłożę broń, dla dobra negocjacji, a zaraz po mnie zrobi to reszta mojej załogi.
Mówiąc to wszystko, kontynuował niepozorny spacer, starając się wycofać chociaż o kilka kroków. W międzyczasie rzeczywiście rzucił broń, ale nie przed siebie, tylko za róg drzwi, aby móc z niej później strzelać. Na koniec wypowiedzi machnął ręką na swoich ludzi uzbrojonych w ciężki sprzęt, aby wyszli, a sam spróbował przebiec, tudzież skoczyć, aby znaleźć się z powrotem za rogiem, tam, gdzie rzucił broń, zanim rozpocznie się wymiana ognia. -
“Kiedy ktoś prosi cię o wyrzucenie broni, masz robić to przed…” Pani oficer przerwał huk wystrzałów z pistoletów maszynowych. Serie pocisków zostały wystrzelone w Kyllana gdy tylko się ruszył, i gdyby pirat był chociaż trochę wolniejszy zostałby podziurawiony jak mityczny ser szwajcarski. Zamiast tego udało mu się skoczyć za osłonę… podczas gdy załogant niosący armatę wyszedł na pole ostrzału.
Kyllan widział jak pirata trafia kula, przebijając się przez jego ramię, zaraz przed tym jak kolejna wbiła się w pancerz na jego boku. Zadziwiająco wciąż był w stanie nacisnąć spust i wystrzelić kulę plazmy wgłąb śluzy zanim upadł na podłogę. Przez wystrzały przebiły się krzyki i ciężko było stwierdzić, ile z nich należało do wrogów a ile do postrzelonego pirata, czy może nawet reszty załogi Pazura - widok przed nimi zdecydowanie nie był przyjemny.
-
- Strzelać! Zabić ich! Chcę mieć ich głowy! - wydarł się i sam pochwycił strzelbę, wychylił się zza rogu i oddał strzał. - Niech ktoś go stamtąd zabierze i przejmie jego broń! - dodał jeszcze w kierunku piratów po drugiej stronie, chcąc tak uratować życie tamtemu załogantowi, jak i mieć pewność, że ich główna broń nie zostanie wyeliminowana z gry już teraz.
-
Piraci działali szybko i sprawnie, przyzwyczajeni do tego typu sytuacji. Część odciągnęła rannego i chwyciła jego broń, część zaczęła po prostu strzelać we wrogów. Ci zaś nie odnieśli widocznych ran od najwyraźniej niecelnego strzału, ale zaskoczeni tym atakiem zaczęli się wycofywać, zasłaniając się tarczami zamiast strzelać w odpowiedzi. Był to zrozumiały błąd i zapewne tylko chwilowy, ale błąd i tak. Przez chwilę dało się wyjść zza rogu i nie narażać się na natychmiastowy postrzał.
-
//Czyli w zasadzie nawet te cięższe spluwy niewiele im robią, a na dobrą sprawę nie robią nic?//
-
//Znaczy zapewne robią, ale najlepiej jak z nich strzela ktoś bez kuli w ręce//
-
- Jeśli ktoś ma jeszcze granaty to dobra pora! - krzyknął, puszczając pytanie w eter, bo nie wiedział, który konkretny pirat może teraz dysponować taką bronią. Sam wychylił się na chwilę i ocenił, czy tarcze osłaniają jego przeciwników w całości, bo przebicie się przez nie jest o wiele trudniejsze, niż trafienie niechronionej części ciała.
-
Przeciwnicy wciąż zachowali formację na tyle zwartą, że ciężko było jakkolwiek przebić się przez ścianę tarcz. To znaczy do czasu aż sekundę później strumień elektryczności wystrzelił w ich kierunku z działa przyniesionego chwilę potem. Przeciwko temu zwyczajne tarcze nie były szczególnie użyteczne. Jeden z policjantów padł na ziemię, reszta zaczęła się wycofywać w nieładzie, ich ściana rozbita wraz z ich morale.
-
Chcąc dać dobry przykład reszcie, jak i nasycić własny głód zemsty, wyskoczył zza rogu i zaczął strzelać do uciekających, licząc na to, że przynajmniej część powali, ale nie zabije.
- Obsługa do dział, bądźcie gotowi na ostrzelanie ich, gdyby próbowali nam zwiać. - powiedział do komunikatora, łącząc się z załogą na mostku. - I dajcie tu medyków, mamy rannych, którym potrzebna pomoc. -
Chyba jego nadzieje się spełniły, gdyż trafił jednego z uciekających, który jednak jakoś zdołał się odczołgać za róg. Jego jęki bólu zagłuszyły głos jego dowódczymi, która wykrzykiwała teraz trudne do uchwycenia rozkazy, może przy okazji się wygrażała piratom. Tak czy owak, to nie z nią Kyllan odbywał rozmowę.
“Pozwoliłem sobie na przygotowanie dział przed czasem,” Odparł Archer z mostka. “Pytanie czy chcemy się odłączyć. Teraz kiedy nie ma nikogo w śluzie mogę ją zwinąć i zamknąć właz. Wtedy walka będzie okrętu z okrętem, bez dalszej strzelaniny.”
-
//Czyli, mówiąc krótko, są dość spore szanse na to, że jeśli teraz za nimi pobiegnę, to odłączą swój statek od mojego i zostanę uwięziony na ich pokładzie?//
-
//Teoretycznie tak. Zasilanie wciąż im działa, więc mogą zamknąć właz jednym wciśnięciem guzika.//
-
- Zbieramy się stąd, czuję w kościach, że jak ich pogonimy, to zatrzasną się i żaden z nas nie wróci. Gdy się odłączymy, wszystkie działa ognia, skupcie się na silnikach, żeby nam nie zwiali. Ale nie niszczcie ich statku, chcę dostać ich żywych w ten czy inny sposób.
Po tych słowach skończył połączenie i zaczął wydawać rozkazy załodze, a te nie były szczególnie skomplikowane: mieli zabrać broń, wyposażenie, trupy i ewentualnych rannych wrogów na pokład “Pazura”, to samo rzecz jasna mieli też uczynić ze sprzętem oraz własnymi kamratami. Poza rozkazywaniem i poganianiem wszystkich, sam wziął się do roboty, byleby wycofać się, nim coś znowu się rypnie. -
Było to dość proste, gdyż żaden z wrogów nie zdołał wejść na Pazura. Trudne było jedynie wyniesienie rannych, ale i z tym piraci uporali się w niecałą minutę. Właz do śluzy zamknięty został zdalnie, zanim wrogi statek mógł się odłączyć a próżnia zaczęła wszystkich wysysać. Z doświadczenia Kyllan wiedział, że ich wrogowie w pierwszej kolejności oddalą się aby uniknąć kolizji która zniszczyłaby oba statki - chyba że zdecydowaliby się na samobójcze taranowanie, ale gdyby chcieli zginąć w ten sposób już by to zrobili. Było parę chwil na złapanie oddechu przed strzelaniną.
-
- Kiedy przyjdą tu już medycy, pomóżcie im z rannymi. Niech kilku skoczy też do zbrojowni po więcej amunicji, granatów i jakieś większe spluwy, jeśli jeszcze zostały. Przygotujcie się na drugą rundę, tym razem im nie odpuścimy. Sanders, dowodzisz, gdy mnie nie będzie. Idę dopilnować walki z mostka, wrócę, gdy ich obezwładnimy.
Jak powiedział, tak zrobił, udając się do centrum dowodzenia całego okrętu. -
“Życzyłbym ci powodzenia, ale coś czuję że bardziej będziemy go potrzebować.” Mruknął Sanders, po czym obrócił się w stronę najbliższego pirata i zaczął przekazywać mu jakieś instrukcje. Kyllan nie słyszał za dużo, gdyż już oddalał się w stronę dziobu okrętu.
Na mostku panowało zamieszanie, czego zresztą można się było spodziewać. Tak to wyglądało gdy ograniczona załoga musiała szybko przygotować aparaturę na bitwę której się nie spodziewali. Był tam też oficer Archer, który po ujrzeniu kapitana pośpiesznie nacisnął serię klawiszy przy swoim terminalu po czym stanął na baczność.
“Kapitanie, nasze działa są prawie gotowe do wystrzału,” Powiedział on pośpiesznie. “Problem w tym, że przy obecnym dystansie pociski konwencjonalne uszkodzą nasz prawie tak mocno jak nasz cel, o ile oczywiście trafią. Możemy strzelać z działa jonowego, ale jeśli spudłujemy będziemy praktycznie bez energii w środku walki. Zastanawiam się czy nie lepiej zdać się na myśliwce, jeśli oczywiście wciąż chcemy złapać tych… kto to koniec końców był? Gdyż chyba rozmowa sprzed godziny nie była szczera z żadnej strony.”