Stary Trakt
-
Nazywany tak, ponieważ nawet wiekowe Elfy i Krasnoludy, które żyją tu od zawsze, nie pamiętają czasów, w których tej drogi nie było. Jest tak, ponieważ Stary Trakt w Eldham to część tak zwanej Wielkiej Drogi Krasnoludów, którą brodata rasa zbudowała, będąc u szczytu swej potęgi, łącząc nimi swoje górskie siedziby, a z czasem na czyjeś zlecenie rozbudowując je jeszcze bardziej, do miast i osad Elfów czy ludzi. Dziś to jeden z reliktów dawnej chwały, wciąż jednak użyteczny, bo nawet po upływie wielu stuleci brukowana powierzchnia trzyma się lepiej, niż wiele budowanych obecnie dróg. Solidna i szeroka droga łączy w Eldham przejścia i przełęcze w Górach Szarych, mosty i najważniejsze miasta, w tej prowincji Cesarstwa jest też najlepiej zachowana, ponieważ na początku swego panowania Vladimir Valescu nie żałował złota i klejnotów dla krasnoludzkich budowniczych, aby ją odrestaurowali, co miało poprawić warunki handlu i transportu, a w rzeczywistości miało służyć szybszym i sprawniejszym przemarszom wielkich nieumarłych hord na wojnę z Cesarstwem. Trzeba jednak przyznać, że za czasów Vladimira trakt był o wiele bardziej bezpieczny niż dzisiaj, wiele lat okrutnej pacyfikacji wszelkich band rabusiów i innych rzezimieszków sprawiły, że swego czasu na gałęziach drzew w pobliżu drogi wieszano złote naszyjniki, po które nikt nie odważył się sięgnąć, aby w krókim czasie nie zawisnąć obok. Teraz jednak samotni podróżni to tu prawdziwa rzadkość, tak jak chłopskie wozy czy kupieckie karawany bez eskorty. Poza pospolitymi bandytami roi się tu od wojowników różnych, często wzajemnie zwalczających się, frakcji, którzy wysyłani są tu na przeszpiegi, aby rabować tych, którzy sprzyjają ich przeciwnikom lub meldować zawczasu o przemarszu jakiejkolwiek większej armii.
-
Stopa:
Po opuszczeniu Przeklętych Bagien towarzyszące twojej bandzie Gobliny od razu skryły się w lesie, zalecając to również wam. Choć mieliście przed tym obawy, to jednak nie był to taki zły pomysł, wielokrotnie widziałeś maszerujące po brukowanej drodze oddziały ludzi, Wampirów, Mrocznych Elfów, najemników i innych, zmierzających w różne kierunki, nie brakowało też wielkich karawan kupców lub chłopów, ponieważ nie zauważyłeś ani jednego pojedynczego wędrowca czy wozu odkąd tu czatowaliście. Twoi podwładni rozbili obóz na leśnej polanie, jakieś pół kilometra od lasu, co kilka godzin zmieniając czujki przy drodze, aby wiedzieć, kto nadchodzi. Nie powiedziano ci, na kogo macie czekać, ale rozkazy herszta były jasne, potrzebne wam były informacje, broń, prowiant, narzędzia, materiały budowlane i tym podobne, które należało odesłać z powrotem do fortu. -
Fakt, że nie zostało sprecyzowane to, na kogo należy czekać, poniekąd niepokoił Mormoga, patrząc na to, że nie jest wiadome to, kogo należy atakować. Jednak nie można siedzieć bezczynnie w obozie i zastanawiać się, kiedy uda się w końcu znaleźć kogoś bądź coś, na co mają czekać. Głowociach zdecydował się więc ruszyć z następnymi czujkami, a w międzyczasie posłał również jednego ze swoich Goblinów do Alryne, aby złożyć raport Cesarskim.
-
Nie było jasnych instrukcji, bo i takich nie potrzebowaliście: każdy, kto miał broń, prowiant, narzędzia, materiały budowlane czy informacje był odpowiednim celem, o ile dacie radę tego kogoś pokonać i odebrać mu te dobra. Gobliny z fortu zauważyły zniknięcie jednego z twoich ludzi i jego wilka, ale nic sobie z tego nie robiły, same też czasem znikały, więc chyba nic nie podejrzewały. Chyba.
- Szefo! - usłyszałeś wołanie, które powtórzyło się kilka razy. Po chwili zatrzymał się przed tobą jeden z wilczych jeźdźców. - Szefo, chopy mówio, że jedzie ktoś! Sam. Odkąd tu siedzim, to nikt sam nie jeździł, to chyba siem zasadzim na niego? -
- Pierdolisz? - zapytał zaskoczony swojego podwładnego, lecz po chwili zorientował się, że mógł to być ktoś, na kogo herszt kazał czekać. Albo i nie. - Dobra, prowadźta mnie tam. Musim go wzionć żywego, bo może jego Gobasy z fortu szukajo. Zdechlak z oczywistych powodów nam sie nie przyda.
Po tych słowach, Mormog wziął swoją broń i dosiadł Warghana, a następnie wziął ze sobą kilku wilczych jeźdźców. Gdy to zrobił, nakazał bandzie ruszyć za wilczym jeźdźcem, który odnalazł kogoś. -
Większość twoich ludzi leżała skryta w zaroślach wzdłuż drogi, ich wilki czekały nieopodal aby pognać za ofiarą samotnie bądź z jeźdźcem na grzbiecie. Ty miałeś do dyspozycji najlepszą kryjówkę, bo znajdującą się na małym wzniesieniu, z którego miałeś o wiele lepszy widok na okolicę i sytuację niż inni. I rzeczywiście, zauważyłeś jakiegoś jeźdźca powoli sunącego ku wam traktem. Minie jeszcze kilka chwil nim będziecie mogli go zaatakować, więc możesz przekazać jeszcze rozkazy swoim Goblinom, dzięki temu, że czają się dość blisko siebie, twoje słowa dotrą po chwili do każdego z nich.
-
Przyjrzał się bliżej jeźdźcowi, wyciągając w międzyczasie łuk i jedną ze strzał z kołczana.
- Dobra, chłopcy, gdy ten chłystek wywali sie z wierzchowca, spróbujcie go pochwycić jak najszybciej. I jak mówiłem wcześniej - chcę go mieć żywego. Z martwego jeźdźca niczego sie nie dowim, jeśli nie bedzie tam dokumentów czy tego typu pierdół. - przekazał rozkazy swoim Goblinom. -
Przekazywane ustnie rozkazy cichły coraz bardziej, gdy docierały do kolejnych Goblinów. Pozostaje ci liczyć, że niczego nie pokręcono po drodze, bo wtedy cały plan może trafić szlag…
Jeździec w końcu się zbliżył. Nie sprawiał wrażenia, jakby mu się spieszyło, wręcz zachęcał do napadu powolnym krokiem swego wierzchowca. Musiał być kimś, bo choć całe życie dosiadałeś tylko wilków i Wargów, to jednak potrafiłeś rozpoznać dobrego konia, tego zaś nie powstydziliby się najmożniejsi rycerze i szlachcice Cesarstwa: był wielki, gołym okiem można było poznać, że silny i wytrzymały, nawykły do długich i szybkich biegów. Jedynie jego oczy, krwistoczerwone, niepokoiły cię, bo nigdy nie widziałeś takich u konia. Może to jakaś lokalna odmiana? Albo sprawka Wampirów?
Jeździec odziany był w długi, ciężki, czarny płaszcz z kapturem, równie ciemny jak sierść jego wierzchowca. Osłaniał on postać niemal całkowicie, zwłaszcza, że nasunął kaptur głęboko na głowę i siedział lekko pochylony. Spod płaszcza wystawały jedynie odziane w pancerne rękawice dłonie, które trzymały końskie wodze, a także stopy w strzemionach, także w jakichś pancernych butach czy też ochraniaczach o ostrym czubku.
- Zimno. - szepnął siedzący obok ciebie Goblin, ten sam, który powiadomił cię o jeźdźcu. Rzeczywiście, może nie były to jeszcze letnie upały, tak jednak nie narzekałeś na zimno do tej pory, teraz zaś coś się zmieniło i temperatura spadła gwałtownie. -
- Ta, nagle stało sie zimno. Magia czy ki chuj? - odparł nieco zdenerwowany tym, co się dzieje. W dodatku niepokoił go fakt, że zauważył u jeźdźca elementy zbroi, co mogłoby oznaczać, że ten jest odziany w pełną zbroję. No i jeszcze ten koń z krwistoczerwonymi oczyma… Czy właśnie natknęli się na Wampira?
- Nie podoba mi się to, chłopcy. Ale niestety musim obserwować sytuację, bo ni wim, czy mamy do czynienia z Wampirem, czy jakimś magiem w płytówce. Może sie okaże, że te Gobasy z fortu z nim współpracujo. - zwrócił się do swoich wojaków po chwili. Choć mógłby zarządzić atak na jeźdźca, straty mogłyby okazać się wysokie, patrząc na to, że jeździec jest potencjalnym magiem bądź co gorsza Wampirem. -
Nie niepokojony, jechał traktem dalej. Zatrzymał się dopiero po chwili, w centrum waszych linii, jakby zapraszając was do ataku, co było bez sensu, bo przecież nic o was nie wiedział… Prawda? Rozejrzał się krótkimi ruchami głowy, które wyglądały bardziej, jakby czemuś zaprzeczał, a ty wciąż nie mogłeś dostrzec jego twarzy. Po chwili znów ruszył w drogę i teraz masz ostatnią szansę, aby go zaatakować, chyba że pozwolisz mu przejść i zaczekasz na kogoś innego.
-
No cóż, pora więc zaryzykować. Głowociach zdecydował się strzelić z łuku w konia, na którym jeździła tajemnicza postać, a jeśli ta spadła, Głowociach dał sygnał swoim wojakom do ataku, samemu ruszając na Wargu w celu pochwycenia jeźdźca.
-
Trafione w bok zwierzę stanęło dęba, zrzucając jeźdźca. Nie zabiłeś w ten sposób konia, ale rana sprawiła, że ten zerwał się po tym do biegu, pozostawiając swojego jeźdźca samego. Ten podniósł się zaskakująco szybko, wyciągając spod płaszcza długi miecz, który chwycił oburącz. Na ten widok część Goblinów zatrzymała się, ale w końcu przewaga liczebna dodała im sił, toteż rzucili się do ataku. A jeździec, kimkolwiek był, radził sobie zaskakująco dobrze. Rzeczywiście musiał mieć na sobie jakiś pancerz, bo ciosy twoich wojaków zdawały się nie robić mu żadnej widocznej krzywdy, on zaś z krzywdzeniem Goblinów nie miał problemu, kilku raniąc ciosami pancernych rękawic i butów, a dwóm zdejmując głowy z barków. Czarę goryczy przerwało jednak coś innego: jeden z Goblinów zaatakował go od tyłu, z okrzykiem na ustach i bronią wzniesioną do ataku. Jeździec odwrócił się ku niemu błyskawicznie, wyciągnął ku niemu dłoń, w której nie dzierżył miecza, a ten posłusznie się zatrzymał. Twoi wojownicy patrzyli z coraz większym przestrachem na to, jak ich kompan cierpi katusze, nie mogąc się nawet ruszyć, nie mogąc zrobić nic, aby to przerwać. Nie wiedziałeś, co ten potwór mu robił, ale robił coś bolesnego w środku, kończąc to dosłownie eksplozją małego pokurcza. Od pasa w dół był nietknięty, ręce i głowa się ostały, ale cała reszta zmieniła się w resztki skóry, całą masę krwi i wnętrzności. Widząc to, twoi wojownicy co do jednego uciekli, tylko kilku nie zwiało od razu, zabierając rannych. Jeździec rozejrzał się wokół, ponownie schował miecz pod płaszcz i podjął przerwaną wędrówkę, tym razem pieszo.
-
Nie ma sensu już ścigać jeźdźca, patrząc na to, do czego ten był zdolny, i choć liczył na to, że Gobliny powalczą przez trochę dłuższy czas, tak nawet w razie zwycięstwa grupka wilczych jeźdźców odniosłaby spore straty. Przynajmniej zginęło tylko trzech wojowników… Głowociachowi nie pozostało więc nic innego, jak odnaleźć swoich wojowników i powrócić do obozu.
-
Szczęśliwie nie uciekli daleko, może obawiając się innych niebezpieczeństw, jakie czekają na nich na tych ziemiach, inni wracali na pole bitwy po ucieczce, może dlatego, że było im głupio, że tak postąpili, choć nie ma co się im dziwić. Nie licząc tych trzech trupów nie straciłeś nikogo więcej, a w obozie zajęto się się rannym, którzy powinni nadawać się do walki za kilka dni.
-
Udał się więc na rozmowę z rannymi żołdakami. Chciał się dowiedzieć, czy udało im się przyjrzeć bliżej jeźdźcowi, z którym niedawno walczyli - jest przecież możliwość tego, że jeździec okaże się być jednym z tych przeklętych krwiopijców.
-
Choć mieli go na wyciągnięcie włóczni czy miecza, żaden nie powiedział ci nic interesującego. Wszyscy opowiadali o strachu, który ich ogarnął i przenikliwym zimnie, jakby aura chłodu otaczała to coś. Co ciekawe, nie widzieli też jego twarzy, skrytej pod kapturem, choć żaden nie wspomniał też o błyszczących na czerwono oczach, które były niejako wizytówką Wampirów na równi z kłami i bladą cerą.
-
Teoria o tym, że jeździec jest Wampirem, nie została całkowicie obalona, aczkolwiek Mormogowi nic nie przychodziło do głowy w kwestii alternatyw do tego, kim mógłby być tajemniczy jeździec. Szaman mógłby być w tej sytuacji pomocny - przynajmniej mógłby wywróżyć przyszłość czy inaczej wykorzystać swoje szamanistyczne zdolności do tego, aby pomóc ustalić tożsamość jeźdźca. Mieszaniec zdecydował się udać na spotkanie z Szamanem, by omówić całą tę sprawę.
-
Odkąd tylko opuściliście bagna, ten nie miał wiele do roboty, spędzał większość czasu na próbie przywołania duchów czy innych stworzeń, które jakoś mogłyby pomóc wam w waszej misji, ale póki co bez większych sukcesów.
-
- Ronk, możesz Ty mi pomóc w sprawie? Chopaki mnie wezwali ze względu na to, że znaleźli jakiegoś chujka w pobliżu. Ale siem okazało, że ten chujek to jakiś Mag czy kij wie co, a nie wykluczam tego, że to może być jeden z tych całych krwiopijców - a to ze względu na to, że poczulim zimno chwile po tym, jak znaleźliśmy chopa. Czy Twoja magia mogłaby sie przydać do tego, aby odkryć, kim on jest? - zapytał Szamana, w międzyczasie drapiąc się po głowie.
-
- Jak go żeście nie ubili ani nie zabrali mu czego, to trza bendzie czekać, aż nowy przylezie, bo tera to ja nic nic nie zrobiem. Było od razu wołać, a nie. Ale tera moge duchów popytać, może one by co wiedziały.
-
- To przyzwij duchy i je spytaj. Może one coś wiedzom na ten temat.
-
- Przyjdź no później. - mruknął nieco obrażony, bo jak każdy Szaman brał sobie do serca tak rady duchów, jak i same duchy, szanując je o wiele bardziej niż inne Gobliny.
-
Skoro trzeba będzie później przybyć do Szamana, aby sprawdzić, czy dowiedział się czegoś od duchów, to wypadałoby również sprawdzić raporty zwiadowców, czy ktoś inny nie pojawił się na drodze.
// Jeśli nie masz w planach niczego ważnego dla mojej postaci na ten moment, to chyba możemy przewijać dalej. // -
Według twoich zwiadowców, którzy dopiero co wrócili, z tego samego kierunku, z którego przejechał tu ten dziwny stwór, ciągnęła teraz spora banda Orków, na oko trzy tuziny, dobrze uzbrojeni i wyposażeni. Szli jak gdyby nigdy nic, środkiem drogi, rozmawiając, śpiewając sprośne piosenki i śmiejąc się. Szaman z kolei dał ci znać, że jest już po rozmowie z duchami i może powtórzyć ci to, czego się sam dowiedział.
-
Udał się więc do Szamana, aby usłyszeć to, czego dowiedział się od duchów. Orkami na ten moment raczej się nie przejmował, patrząc na to, że mogli to być potencjalni najeźdźcy na ziemie Cesarstwa Kar’koo.
-
Tego samego Cesarstwa, które cię wynajęło, ale to inna kwestia. Szamana znalazłeś w tym samym miejscu, co wcześniej, zajętego medytacją lub po prostu drzemką. Niemniej, gdy przyszedłeś, otworzył oczy i wstał
- Duchy nie wiedzo, kto to. Mówio, że przylazło krótko po tym, jak siem tu Wampierze zalengły. Nie so to krwiopijce, bardziej inne duchy, ale takie stare i złe. Nie trza siem nam z tym bić, bo z duchami to my nie wygramy. -
- Wiesz może, co wkurzyło bądź wkurza duchy? No i przy okazji już wim, że nie należy sie z nimi bić, bo prawdopodobnie zginiem.
-
- Tera? Tera to wszystko. - westchnął Szaman. - A bo to siem tłuko, a to lasy wycinajo, a to świetne kamienie niszczo. Duchy lubio mieć cisze i spokój, ne?
-
- Czyli mamy ograniczyć napierdalanie sie, ta? Troche nudnawo wtedy bedzie, ale spróbujem. No i trza dalej czekać na jakiegoś chujka, bo nam te Gobasy z bagien kazały…
-
- Jak nie bendziem robić tego, co reszta, to siem nie wkurwio. A jak bendziem napierdalać tych, co ich wkurwiajo, to może nam pomogo. Dobre, ni? - odparł i podrapał się po głowie. - A na kogo kazały czekać?
-
// Najmocniej przepraszam za milczenie, ale patrząc na to, że zbliżają mi się egzaminy, byłem zajęty. //
- Dobre, dobre. - odpowiedział Szamanowi, a w momencie, kiedy ten spytał go o to, na kogo mają czekać, podrapał się po głowie. Najwidoczniej zapomniał o tym, że nie dostał takiego polecenia od Goblinów.
- Jebło mi sie. Nie kazali nam czekać na kogoś konkretnego, ale potrzebujo broni, żarcia, narzędzi, materiałów budowlanych i tego typu rzeczy. No i przede wszystkim informacji. W tej sprawie by było wkrótce dostać odpowiedź od Cesarskich… - dodał i skrzyżował ręce. -
//Nie no rozumiem, wiadomo, że są rzeczy ważne i ważniejsze.//
- Jak nic naszego nie zeżarło po drodze, to może i dostaniem jakieś wieści. A żeby reszte zdobyć to co myślisz? Siedzim tak dalej czy co? -
- Musiem siedzić. Pewno dużo karawan jadących tą drogą należy do Cesarskich, a patrząc na to, iż jesteśmy na ich usługach, to ataki na nie to nie jest dobry pomysł. Czekanie może wydawać sie nudnawe dla chłopów, ale nie mam na ten moment innej, lepszej opcji.
-
- Ja to bym jako wioche zaatakował czy co, jak za starych czasów, hehe. - odparł i na chwilę odpłynął we wspomnienia pełne rabunków, tortur, gwałtów i mordów. - A z tymi Orkami to co zrobim? Puścim?
-
Lekko się uśmiechnął w momencie, kiedy Szaman wspomniał o atakach na wioski. Przez chwilę zastanowił się nad tym, co zrobić z Orkami.
- Zabijem, ale wpierw musim wiedzieć, ile ich jest. Trza sie upewnić, jakie będziem mieli szanse przeciwko ich bandzie. I najlepiej, żebyśmy zaatakowali z zasadzki. Po walce możem zabrać ekwipunek Orków, a ich głowy odesłać Cesarskim bondź wzionć jako trofea. -
Pokiwał głową, uważając ten plan za równie dobry, jak każdy inny w tej sytuacji. Co do Orków, według zwiadowców byli dobrze uzbrojeni i wyposażeni, w liczbie około trzech tuzinów, jednak z ich relacji wynikało również, że szli dość pewni siebie, bez widocznych obaw o zasadzkę czy atak, zupełnie, jakby byli u siebie.
-
Zdecydował się więc zebrać grupę Goblinów, z którą wyruszy do walki z Orkami. Ta grupa, jeśli jest to możliwe, powinna składać się z połowy Goblinów z bandy najemników, a w grupie powinien być także Szaman. Magia zdecydowanie przyda się w walce z taką ilością przeciwników, nawet jeśli uda się zaatakować Orków z zaskoczenia, o ile nie zdecydują się wystawić czujek przed zasadzką.
-
Chętnych do walki znalazłeś, chociaż nazywanie ich chętnymi jest lekką przesadą, po ostatnim starciu boją się i nie powinno cię to dziwić, jednak ich morale zapewne wzrośnie po zwycięstwie. Skoro masz już ludzi, najwyższa pora zaplanować bitwę i wysłać wojowników, aby skryli się w zasadzce, bez której ciężko będzie wam pokonać waszych zielonych kuzynów.
-
- Dobra, chopy, plan jest taki: Zaczaim sie na Orków i zaatakujem ich z dwóch stron. Lepiej jest ich zaatakować z zasadzki, bo bez elementu zaskoczenia raczej ciężko se poradzim, nawet jeśli pomoże nam Szaman. Liczmy na to, że nie majo jakiejkolwiek kawalerii bondź majo mało takich żołnierzy. - odrzekł do swoich podkomendnych, a następnie zwrócił się do Szamana - Ronk, jeśli masz jakieś czary, które nam pomogo, to użyj ich, przed walkom bondź w trakcie napierdalaniny.
-
- Co wy byśta beze mnie zrobili, hę? - mruknął Szaman pod nosem i udał się na miejsce zasadzki wraz z resztą wojowników, aby tam udzielić wam bezpośredniego wsparcia swoją Magią.