Żerowisko
-
Wstał i pomógł przy złożeniu namiotów, jeżeli była taka potrzeba. Gdy już wszyscy byli gotowi i nie było już nic innego do roboty, wyruszył z chłopakami na łowy.
-
Wręcz przeciwnie, nie było takiej potrzeby: najwidoczniej zostajecie tu na dłużej, bo inni łowcy byli zajęci ścinaniem małych drzewek, które przerabiali na ostrokół, wzmocniony cierniowymi krzewami. Wykarczowano je również po to, aby utrudnić skryte podejście do obozu lokalnym drapieżnikom i ułatwić wam robotę podczas pełnienia warty. Krótko później wszyscy zasiedli do śniadania, składającego się z kawy, sucharów, bekonu i gęstego gulaszu.
- Udało nam się znaleźć gniazdo Mrówek. - zagadnął cię po solidnym posiłku Raul, lider łowców. - Niecały kilometr stąd, bez wchodzenia w głąb tego sralnika. Tym lepiej dla ciebie, mniejsza szansa, że zeżrą cię żywcem. Gotowy? -
— No chyba gotowy. Teraz lecimy? — zapytał.
-
Skinął głową i po kilku minutach opuszczaliście obóz: ty, on i dwóch innych łowców, resztę zostawiając w obozie, aby zajęli się innymi sprawami, od tak ważnych jak dalsze fortyfikowanie tego miejsca, po te bardziej prozaiczne, jak przygotowanie obiadu, gdy wrócicie. Cóż, jeśli wrócicie.
Wydawało ci się, że idąc w kierunku wspomnianego gniazda nie spotkaliście ani jednego z tych osławionych Mutantów zamieszkujących Żerowisko, ale Raul zbył to śmiechem i słowami, że to, że ty nic nie zauważasz, nie znaczy, że jesteście tu sami.
Wiedziałeś, że zbliżacie się do gniazda, bo i tak już skromna szata roślina ustępowała coraz bardziej, aż zanikła zupełnie, zmieniając się w ciemny, jałowy grunt. Aż w końcu dostrzegliście gniazdo, przypominające zwykłe mrowisko, jakich już wiele w życiu widziałeś. Z tą może różnicą, że było o wiele, wiele większe, tak samo jak insekty, które je zamieszkiwały…