Doznaj szoku (bio)logicznego
-
Wiele osób rozpływało się nad pierwszą częścią BioShock. Nie bez powodu, dystopia ta jest tak zgrabnie ujęta, że może pasować zarówna do czasów wydania oryginalnej wersji w 2007 roku, jak i do roku 2022. Bardzo dobrze zagrało tam połączenie tematów transhumanizm, ludzkich słabości i przywar oraz ślepemu podążaniu za technologią.
Ale nie to chciałem poruszyć tym razem, nad tym ludzkie już od lat się rozpływają. Tym razem skupię się na zakończeniu, tylko i wyłącznie. A te wyszły bardzo zgrabnie. I jest to sztuką, wiele filmów, gier i książek cierpi na brak dobrych, mocnych i spójnych rozwiązań całej akcji. Najczęściej wychodzi sztampowo, przewidywalnie lub bez sensu.
Także teges… Spoilery? Och, tak, niczym w F1. To jest to, co tygryski lubią najbardziej. A jak ktoś nie lubi, to ma tutaj ostatni akapit w roli wentyla bezpieczeństwa.Zacznijmy, tak jak zwykle – od początku. Pierwsza część gry posiada filmów outro dwa. Nooooo… W zasadzie trzy, jednak ten dodatkowy jest wariantem jednego z tych „głównych”. Jedno jest dobre, gdy uratujesz Małe Siostrzyczki, zamiast je „zbierać”. Dajesz im nowe życie, z którego korzystają w pełni, a potem na łożu śmierci odchodzisz w ich otoczeniu. W drugim, tym „z lekka złym”, jak część zabijesz, a część ocalisz, to Tenenbaum wypowie się w gorzkich słowach na twój temat, a maluchy zaatakują jakąś przepływającą obok jednostkę. W tym „najgorszym”, filmik jest ten sam, jednak kobieta wypowiada się na twój w o wiele mniej przyjemny sposób, niż miała w zwyczaju.
A teraz bum! Przeskakujemy na koniec. Zabieramy się za Infinite, a że jest tam mocny wątek podróży w czasie i po alternatywnych światach, to nie czuję się w obowiązku pisania chronologicznie. A co!
Zakończenie mamy jedno, za to mocne. Dla mnie z lekka niespójne, jednak ciężko w pełni ogarnąć tak trudny temat przeskoków czasowych. W telegraficznym skrócie – musimy zabić sami siebie, by nie dopuścić do wszelkich wydarzeń. Ostatecznie wybieramy bycie „tym dobrym”.Najlepsze zostawiłem na deser. Druga część posiada pewien rozgałęziający się schemat, gdzie mamy dwa różne przerywniki filmowe, podsumowujące naszą całą grę. Pierwszy z nich to los matki Eleanor, kwestia tego, czy ją zabije, czy uratuje. Zależy to od tego, czy zabiliśmy trójkę najważniejszych NPC. Kolejna sekwencja jest zależna od tego, ile z Małych Siostrzyczek uratowaliśmy i czy pozwolimy córce pochłonąć naszego Adama. Tym „najlepszym zakończeniem”, ma być uratowanie wszystkich Siostrzyczek i NPC, dzięki czemu Eleanor ratuje swoją matkę i wchłania naszego Adama, byśmy „trwali przy niej, jako sumienie i pomocnik”.
I właśnie w tym momencie chciałbym się zatrzymać. Czy aby na pewno właśnie T O jest najlepsze zakończenie? Nasza córka twierdzi, że robi to, co robi, bo ją tego nauczyliśmy, gdy przyglądała się naszym czynom. Jednak w tym momencie ona dobrowolnie zgadza się na to, czego tak bardzo nienawidziła przez ostatnie lata. Poddaje się kontroli. Naszej kontroli. Ratuje matkę tylko dlatego, że my okazaliśmy łaskę innym, oznajmia to wprost. Gdy zabijemy jednego z NPC, Eleanora twierdzi, że chce śmierci matki, ale my ją nauczyliśmy przebaczać, przez co nadal ją ratuje. Ona C H C E zabić Lamb. Dopiero w tym złym ją topi i nas oskarża o to, że ją tak wychowaliśmy. Jakby to była nasza wina, że chce pomścić własne krzywdy.
Potem następuje ta druga sekwencja zakończenia, gdy robi krótkie podsumowanie i pochłania naszego Adama, oczywiście tylko za naszą zgodą, gdy nie zerbaliśmy żadnej z Siostrzyczek. Gdy nas wchłonie, jesteśmy jej sumieniem i przewodnikiem trzymający się jej ramienia. Po wchłonięciu więcej niż jednej i ocaleniu więcej niż jednej Siostrzyczki (to złe zakończenie, nie to koszmarne), Eleanora stwierdza, że zrobiliśmy z niej potwora. Oskarża nas o to, jaka S A M A jest. Że zostawiamy ją pełną wątpliwości, nie rozumie, czemu nie chcieliśmy, żeby była taka jak my. Czemu jej nie chcemy K O N T R O L O W A Ć, czemu chcemy jej dać wybór. I skoro musi wybrać, to woli nas zostawić, nie pobierać naszych wspomnień. Tutaj możemy zdecydować, co z tym faktem zrobić. W tym najgorszym zakończeniu oskarży nas o wszystko i nie dam nam prawa wyboru, a my patrzymy, jak dziewczyna ewidentnie pogrąża się w szaleństwie godnym samego Jokera. Wygląda trochę jak zespół stresu pourazowego i ewidentnie chce podpalić cały świat, by pomścić własne krzywdy.Wszystko rozbija się o jej niewolę, o to, jak Lamb ją kontrolowała na każdym kroku. Dopiero po zapoznaniu się ze wszystkimi filmikami końcowymi, możemy stwierdzić, że… „Najlepsze” zakończenie wcale nie jest najlepszym! Jest to zakończenie, gdy z radością wskakuje w objęcia kolejnego niewolenia, tym razem z naszej strony. Tym najlepszym, z punktu widzenia wolności dziewczyn, powinno być to, gdy zabija matkę. Robi to, bo chce. Bo chce żyć życiem własnym, wolnym i niezależnym. Jednak w chwili refleksji, waha się przed tym, czy nas zebrać. Mówi, że to nasze czyny zrodziły tą wątpliwość, ale podświadomie chyba zdaje sobie sprawę z tego, że wpadnie w pewnego rodzaju syndrom sztokholmski, znowu da się zniewolić. I w tym momencie musimy interweniować. Oddać swe życie i pozostawić córkę samą na świecie, bezbronną i zagubioną. Ale z szansą na własne życie. Nawet jeśli miałoby być paskudne, złe i tragiczne. Będzie to J E J życie, konsekwencje J E J wyborów. Nie będzie czuć nad sobą żadnego „bata” czy innej „smyczy sterującej”. I chociaż wszyscy określają takie zakończenie jako „smutne” (bo fakt, może się łezka w oku zakręcić), to odzyska pełnię wolności, o której marzyła od lat. I właśnie dlatego uważam, że właśnie to zakończenie powinno być określane tym „najlepszym”.
Ale hej, to tylko moje zdanie. A co ja tam wiem, gdy patrzę na świat przez piwne okulary?