Karczma Złotojad
-
Klaus Il Spazzio
— Toteż niczego od Ciebie nie oczekujemy. — Odpowiedział, mrużąc oczy. — Chcesz iść z nami czy nie?
-
Valentin
Czując się nader pewien siebie (kto wie, czy to zasługa wina czy jego naturalnej charyzmy), stwierdził że problemem tej grupy jest zdecydowany brak niego, po czym zwinnie wyczarował sobie krzesło i dosiadł się do nieznajomych
-Problem z trollami? Moja rodzina od wieków wypędzała ich z mojego księstwa. Można powiedzieć, że byliśmy w tym lokalnymi ekspertami. Może zaoferuję moje usługi do pomocy?
Oczywiście, Valentin łgał jak z nut, ale troll to bydlę jak każde inne, jak trudne może być radzenie sobie z jednym trollem? -
Jurko
Nie dość, że Jurko i Klaus mieli być chłopcami na posyłki jakiegoś szlachetki, który utracił miecz rodowy na rzecz trolla, to jeszcze do stolika dosiadł się domorosły pogromca trolli, bez jakiegokolwiek zaproszenia, jak na takich aroganckich snobów przystało. Fakt, może młodzieniec nie był lepszą opcją przeciwko trollowi, lecz nie będzie niepotrzebnie wychwalał swoich umiejętności. Miał już dość nieproszonych gości przy stole - zdecydował się więc odejść, wpierw dobitnie wyrażając swe niezadowolenie.
-- Przedstawiciel rodu z wieloletnimi tradycjami zabijania trolli, tak? - zaczął, w ogóle nie nawiązując kontaktu wzrokowego ze swoim rozmówcą. - Wiesz, jeśli rzeczywiście jesteś tak dobry w tym fachu, to sam zabij tego trolla. W końcu my nie dorastamy ci do pięt, czyż nie?
Po tych słowach, Jurko dopił sok z mandragory, po czym uderzył kuflem w stolik i odszedł od niego, kierując się w stronę wyjścia. Dał również sygnał swojemu towarzyszowi, aby ten wyszedł wraz z młodzikiem.
-
Jurko & Klaus & Valentin
Kiedy do towarzystwa dołączył kolejny mężczyzna nord zmrużył widocznie oczy, jakby oczekując od Klausa i Jurko potwierdzenia, czy nie jest to przypadkiem znajomy przyszłych pogromców trolli. Na szczęście obcy sam się zdradził poprzez mówienie o swoim rodzie.
- Chcę odzyskać miecz, zniesławiony Klausie II Spazzio. - powiedział dając jasno do zrozumienia, że zna tożsamość Klausa, po czym dodał niechętnie. - Mam nadzieję, że we dwójke go znajdziecie, ale ja tutaj zostanę. Mam kilka ważnych spraw. - oznajmił i przeniósł swój wzrok na Valentina, gdy Jurko wstał jak gdyby nigdy nic od stołu.
- Szlachcic? Z jakiego rodu jesteś?- zapytał Valentina nieznajomy odziany w zwierzęca futra oraz skóry z przewieszonym garłaczem przez plecy, a w dłoni dzierżący róg zwierzęcia wypełniony winem. - Być może mogę mieć dla Ciebie ciekawą ofertę pracy… - poinformował mężczyznę nord. -
Valentin
-Hej hej, spokojnie. Rozwiążmy to dyplomatycznie. Wy chcecie nagrodę za trolla, ja chcę pomóc, a nasz wielki przyjaciel chce swój miecz rodowy. Skoro wielkolud nie idzie, to ja się zamartwię mieczem, a wy nagrodą za zabójstwo trolla? No i, nie wiem czy pierwszy raz idziecie na trolle, ale to nie jest robota na jednego człowieka, a na pewno nie na jednego człowieka z rapierem jako jedyną bronią.
Valentin szybko odstawił swoje wino na stół i jednym krokiem zagrodził wyjście młodzieńcowi
-I tak nie potrzebuję tego złota, to co zabrałem z domu jeszcze na trochę mi starczy, po prostu chciałem zaoferować pomoc.Chwilowo zignorował pytanie norda o ród. Oczywiście, nie zależało mu na ukrywaniu jego rodu i ojczyzny, w końcu w jego oczach nie zrobił nic złego, ale na razie jego jedyny bilet ku przygodzie zamierzał opuścić karczmę ot tak, pstryknięciem palcami
-
Jurko
Świetnie, jeszcze teraz musi się bawić w wymijanie “eksperta”, by wyjść z karczmy. To miał być jakiś rodzaj szlacheckiej zabawy? A może takie coś zostało wzięte ze wsi? Tym bardziej jest to zabawne, że wpierw się chwalił byciem członkiem rodu z wieloletnimi tradycjami w zabijaniu trolli, a teraz zmienił zdanie, stwierdzając że jeden człowiek z rapierem jako jedyna bronią nie starczy przeciwko bestii.
Jurko spojrzał na szlachcica niewzruszonym wzrokiem, a jego wyraz twarzy był neutralny. Nie przygotowywał jeszcze jakiejkolwiek broni - na razie nie było takiej potrzeby, a w dodatku zawsze może wykorzystać Magię Ognia, której nauczył się u Zenobiusa.
-- A ja po prostu chciałem wyrazić moją dezaprobatę co do owej oferty. Będziesz tak stał przy tych drzwiach, jakbyś czekał na stryczek, czy pozwolisz mi wyjść? - zapytał dość poirytowany zachowaniem rozmówcy.
-
Valentin
Podniósł rękę, otwierając młodzieńcowi wyjście, i wrócił do norda
-Ale może poczekaj na swojego towarzysza, chyba że o niego dbasz tak samo jak o pracę.
Wzruszył ramionami, i usiadł do stołu z nordem
-Jestem Valentin Elias Huve, z księstwa Ayerbe. Wątpię że o nim słyszałeś, nie widujemy tam Nordów.
Wrócił też do picia swojego wina, ignorując to co działo się z obcymi. No cóż, chętnie przygarnie ich złoto, tego nigdy za dużo. -
Jurko
Zignorował komentarz wypowiedziany przez szlachetkę i wyszedł poza budynek karczmy, czekając na zewnątrz na swojego kompana.
-
Klaus Il Spazzio
Klaus podniósł się powoli z swojego miejsca, obarczając nieznajomego wzrokiem, który najłagodniej można by określić jako mało przyjazny.
— Nie masz prawa mówić o mnie jako o zniesławionym. — Wysyczał. — Kim jesteś i skąd znasz mój ród?!
Choć może i nieznajomy miał ku temu wszelkie prawa. Klaus, wygnany po tym jak odrąbał głowę oponentowi-arystokracie w pojedynku, który miał być pojedynkiem tylko do pierwszej krwi… Jednak Klaus nie mógł pozwolić sobie na bycie nazywanym tak szpetnie przez nieznajomego w obcej ziemi. Był księciem i kiedyś wróci do swego księstwa, w chwale zajmie należne mu miejsce.
-
- Jestem Wulfgar Pierwszy rodu Reinhauf, Książe Złotobrzegu i spadkobierca Karak
A
Kharak. - oznajmił, po czym uśmiechnął się wrednie. Widać było, że z jego twarzy można odczytywać emocje jak z otwartej księgi, a sam w sobie mężczyzna nie pochwalił się ukrywaniem ich.
- Drogi Klausie. Znam ją rodzinę Spazzio z opowieści mego ojca, który przyjaźnił się z twoim ojcem. Wieść o księciu Klausie II Spazzio dotarła do mnie całkiem szybko. To wszystko, co musisz wiedzieć, drogi przyjacielu. - powiedział szyderczym i lekceważącym tonem głosu, po czym przeniósł swój wzrok na Valentina.
- Nie słyszałem, ale muszę dostarczyć ten list do KarakA
Kharak i szukam śmiałka, który przeprawi się przez Las Klonowy. - powiedział, a wyciągnąwszy list z pieczęcią w kształcie wilka, chwycił za róg i uchylił z niego nieco wina. -
Klaus Il Spazzio
,Marny z Ciebie książę, jeżeli musisz wysługiwać się komendantem." Pomyślał, patrząc z niechęcią na Wulfgara, ale powstrzymał się przed rzuceniem mu rękawicy. Jeszcze.
Odszedł od stołu w kierunku swojego kompana i nie marnując już więcej czasu, wyszedł z karczmy, kierując się do koszar miejskich, o których czytał w ogłoszeniu.
— Chodź. Mamy trolla do ubicia i nagrodę do odebrania -
Jurko
Kiwnął głową i ruszył za swoim kompanem. Trzymając jedną ręką łuku, Jurko spojrzał na Klausa w drodze do koszar.
-- Chędożyć tych dwóch kretynów. Niech jeden z nich robi za chłopca na posyłki lub sami pozałatwiają swoje sprawy. Po prostu nie chcę, by wtrącali się do tego, co robimy.
-
Klaus Il Spazzio
Klaus nie odwzajemnił spojrzenia towarzysza, zamiast tego długimi, mocnymi krokami kroczył zdecydowanie ku koszarom, nie oglądając się dookoła, zaciskając pięści przy bokach.
— Słyszałeś co on mówił? — Zapytał szorstkim tonem, nie zwalniając ani na moment.
-
Jurko
-- Oprócz tego, od czego nas żądał? Nie. Co mówił? - zapytał, będąc nieco zaciekawiony tym, co go ominęło.
-
Hans Grish
Hans zmrużył oczy i odwrócił wzrok od medalionu. Na Morrana, pomyślał, co się właśnie dzieje? Nadal trzymał amulet w dłoni, jednak już na niego nie patrzył tylko zaczekał czy coś jeszcze się stanie. -
Klaus Il Spazzio
— Nic ważnego. Zapomnij, że pytałem. — Odpowiedział chłodno i kontynuował drogę do koszar w milczeniu.
-
Jurko
Wzruszył ramionami w odpowiedzi na słowa towarzysza. Nie będzie go naciskał na wyjawienie tego, co zaszło między nim i tamtym szlachcicem, a widocznie ten temat zdenerwował Klausa.
-- Jak uważasz. - odrzekł i również kontynuował drogę do koszar, nie zamieniając już po drodze słowa z Klausem.
-
Hans
Medalion skontaktował się z rycerzem telepatycznie, co zdecydowanie przeraziło Ojca Grisha.
Wypowiedz moje imię! Myrhidon! Objaw mnie! Myrhidon
Powtarzał przedmiot. Czego chce? Czym jest medalion? Tyle pytań, tak mało odpowiedzi!Jurko & Klaus
Opuściliście teren karczmy i dotarliście bezpieczne do koszarów straży miejskiej. Droga była całkiem prosta i nieskomplikowana, co wychodzi zdecydowanie na plus.[Zmiana tematu. Zacznijcie w Koszarach Straży Miejskiej]
-
Valentin
-Cóż, skoro tamci idą na polowanie i nie są zbyt entuzjastyczni co do znalezienia twojego miecza, raczej powinieneś się z nim pożegnać. Sam nie będę się bez rozmysłu pchać im pod miecze żeby wynieść stamtąd twoją zgubę. Za to z listem mogę pomóc. Droga z Ayerbe do Doliny nie była prosta, więc wiem na co się piszę.
Valentin kontynuował picie wina, ale siedząc już jedynie z nordem przy stoliku po tym jak on i ten książe się pokłócili. Zaintrygowała go historia, i zapamiętał sobie twarz księcia Spazzio. W końcu, zhańbieni, zbiegli szlachcice powinni trzymać się razem, nie? -
- Takim jak oni zależy na złocie. Myślę, że będą chcieli dorobić nieco grosza, a jak nie to i tak w ten czy inny sposób odzyskam ten rodowy bibelot. - oznajmił, po czym wziął łyk wina ze swojego rogu i spojrzał na Valentina przychylniejszym wzrokiem.
- Sprawa. - szepnął niemal konspiracyjnej i szeptem godnym prawdziwego rewolucjonisty - Jest delikatna. - zaczął, jakby niepewnie. Valentin właśnie zdał sobie sprawę, że to nie będzie zwyczajne poselstwo, o czym wkrótce miał się przekonać. - Karaka
Kahrak zajęte jest przez podziemnych, z którymi komendant i mój ród Reinhaufów nie ma po drodze. Diabeł tkwi w tym, że musisz ten list dostarczyć jednemu z podziemnych, alchemikowi, a kiedy to zrobisz ten wręczy ci pewną paczkę. Masz wrócić z nią do mnie, a wtedy ci zapłacę. Rozumiesz? - zapytał dla upewnienia się, że Valetnin zrozumiał, co dokładnie ma zrobić.