Nowy Jork
-
W roli słuchacza i szeregowego trepa sprawdzałeś się wcześnie, a negocjacje były tak nudne, że zacząłeś rozglądać się po okolicy. Wtedy zdałeś sobie sprawę, że tego chudziaka z bronią białą nigdzie nie ma…
-
- Co z nim się stało? Zabili go w wyniku konfliktów wewnętrznych, czy może porwali go? - pomyślał, ale na razie jedyne co powinien robić, to siedzieć cicho. Później rozpocznie poszukiwania chudzielca.
-
Oba pomysły było co najmniej nietrafione, żeby nie powiedzieć, że zwyczajnie głupie. Jeśli zaś chodzi o negocjacje, to chyba zaczyna się robić coraz goręcej, bo nie tylko ton głosu rozmówców się podniósł, ale kilku ludzi coraz bardziej nerwowo przebierało palcami po swoich młotach, siekierach, łomach i innej broni białej lub po kaburach z bronią palną. Dobrze byłoby im jakoś pokazać, że choć jest Was pięciu, to jakość w tym wypadku przeważa ilość i nie dacie się zastraszyć byle komu.
-
- Przydałoby by się zastraszyć tych debili. - szepnął do swoich dwóch podwładnych, a potem wycelował w tłum ocalałych z pistoletu maszynowego, licząc na to, że uspokoją się.
- Spokój, do kurwy nędzy. - powiedział oschle. -
Efekt był zupełnie inny, przemoc rodzi przemoc, przez co teraz Wy celowaliście do nich, a oni do Was, i choć jesteście lepiej uzbrojeni, to możecie nie zdążyć nawet opróżnić magazynków do połowy, gdy wszyscy się na Was rzucą lub zaczną strzelać.
-
- O nie, jesteśmy zgubieni. - pomyślał i szepnął do jednego ze swoich kompanów.
- Strzelamy do nich, czy jeszcze nie? -
- Nie mamy rozkazu. - odparł tamten, ale po chwili rozkaz okazał się zbędny, gdy gdzieś z góry, z klatki schodowej prowadzącej na piętro, rozległ się strzał, a jeden z przydzielonych na tę misję żołnierzy padł martwy z dziurą w głowie. Choć sytuację dałoby się jeszcze rozwiązać bez rozlewu krwi, kompan zabitego wolał wziąć sprawiedliwość w swoje ręce i posłał tam serię ze swojego karabinka, najpewniej pudłując. Później jeden z ocalałych próbował go uspokoić i sam oberwał kulkę, co doprowadziło wreszcie do uwolnienia niekontrolowanej spirali przemocy.
-
Odbezpieczył swój pistolet maszynowy.
- No co jest kurwa? Napierdalamy! - powiedział do swoich kompanów i zaczął strzelać w stronę ocalałych. -
Na dłuższą metę nie mieli szans, ale chociaż próbowali. I tak zostało Was trzech, ten nowy i oficer dostali zbłąkane kulki, przez co pozostał tylko oryginalny skład. Większość ocalałych, wbrew wartościom, jakim kierował się Z-Com, zostało brutalnie rozstrzelanych, chociaż mogliście strzelać w sufit albo chociaż w nogi. Kilka osób z tej grupy na pewno przeżyło, a w szpitalu mogło kryć się ich więcej, choćby kobiety i dzieci, co też musisz mieć na uwadze, bo chyba przejąłeś obecnie dowodzenie.
-
- Powinniśmy zacząć ponownie przeszukiwać to piętro. Może być ich więcej, a także nie wiadomo, czy są tu kobiety i dzieci. - powiedział do swoich kompanów, podnosząc przy okazji M16 jednego z martwych żołnierzy.
-
- Jesteś pewien, że dobrze zrobiliśmy? - zapytał jeden z żołnierzy. - To byli cywile, mogliśmy rozegrać to inaczej.
- Ta. Nie będzie Ci się to śniło po nocach? Bo mi na pewno. Zaciągnąłem się, żeby bronić takich ludzi, a nie ich rozstrzeliwać. Teraz równie dobrze mogę pójść i dołączyć do najbliższej zgrai Bandytów. -
- To jest wojna, panowie, a śmierć cywili to chleb powszedni. Niestety byliśmy zmuszeni do zabicia ich i niedługo poniesiemy tego konsekwencje. Poza tym mocno się na to uodporniłem. - odpowiedział szorstko.
- Weźcie broń swoich poległych kompanów. Nie może ona zostać wrogim łupem. -
- Mi się jakoś nie uśmiecha sąd wojenny.
- Ech, nie przesadzaj. Dowódca chyba nas lubi, może dzięki temu postawi nas po drugiej stronie ścianki zanim pluton egzekucyjny się zjawi? -
- Dobra, teraz morda w kubeł i idziemy ponownie przeszukiwać to piętro. I miejcie się na baczności. Jeszcze nie wybiliśmy tych skurwysynów. - odparł i zaczął ponownie przeszukiwać to piętro w nadziei na znalezienie nowych, jeszcze nie odkrytych przez jego i kompanów pomieszczenia.
-
Jeśli ktoś tu był, to dobrze się schował. A jeśli będziesz chciał zabić kogoś więcej bez powodu, możesz liczyć się z tym, że ci dwaj z kryształowym sumieniem strzelą Ci w plecy, nim zdążysz nacisnąć spust. Może pora spuścić trochę z tonu? Misja już się posypała, a zaraz może być jeszcze gorzej. Najpierw strzelacie do cywili, potem do siebie nawzajem…
-
- Dobra, walić to. Tak się ta misja spierdoliła, że powinniśmy zawrócić. Już mnie chuj obchodzi to, co zrobi dowództwo. Po prostu spierdalajmy stąd. - powiedział do swoich kompanów i ruszył w stronę wyjścia.
-
I tak też się stało, kanałami wróciliście do bazy. Dobrze byłoby wymyślić jakąś dobrą wymówkę, nim wejdzie się w ogóle do biura dowódcy.
-
- Macie jakieś dobre wymówki, czy mamy spodziewać się srogiego wpierdolu? - zapytał swoich kompanów.
-
- To Ty kazałeś strzelać, my tylko wykonywaliśmy rozkazy.
- I my chociaż wstydzimy się tego, co zrobiliśmy. -
- Czyli srogi wpierdol dla każdego z nas, dobrze wiedzieć. - odparł oschle do swoich kompanów i zanim poszedł spotkać się z dowódcą, pomodlił się do Boga. Może wyższa instancja mu pomoże?