Kijów
-
- Jebany, przygotował się. - pomyślał i zaczął szukać niezabarykadowanych okien. Mógłby spróbować przez nie się dostać.
-
– Jeżeli strzelisz jeszcze raz i mnie trafisz, to wydasz na siebie wyrok, kolego. I nie będzie to szybka śmierć. – powiedział najspokojniej jak tylko mógł i odsunął się z linii strzału.
-
Antek:
Niezabarykadowane okna były tylko od frontu, stamtąd mógł prowadzić ostrzał, na zapleczu były tylko dwa: Jedno, normalne, które zamurowano tak jak drzwi, i mału lufcik tuż przy dachu, za mały i za wąski, żeby mógł wcisnąć się w niego jakikolwiek człowiek.
Zohan:
- Jak Cię trafię, to będziesz martwy, czyli chyba wydam wyrok na Ciebie, co nie? A teraz wypierdalaj mi z posesji, bo druga kulka będzie celniejsza, a ja amunicji mam sporo. -
To kontynuował poszukiwanie innych możliwości dostania się do środka, nie licząc wejścia od frontu, gdyż lepiej będzie zaatakować tego sklepikarza z dwóch stron.
-
– Jak mnie zabijesz, to przyjdą tutaj ukraińscy żołnierze i wypatroszą ci flaki, więc przestań strzelać. Chcę pogadać, a nie cię okraść.
-
Antek:
Też zdawał sobie z tego sprawę, bo nie zostawił żadnej możliwości, aby ktoś mógł wejść do środka.
Zohan:
- To gadaj, to chyba robimy gdzieś od minuty, co nie? A Ty nie wyglądasz na ukraińskiego żołnierza, to po kiego mnie takimi straszysz? -
Spróbował więc przekraść się do środka przez front.
-
//Czekam na Zohana, bo bez jego pomocy zarobisz pewnie drugą kulkę.//
-
// I to będzie kula w łeb :v //
-
– Bo nie jestem, ale dla nich pracuje i jestem również dla nich cenny. Widzisz, postrzeliłeś mojego przyjaciela, przez co zadłużyłem się u nich i przez to mi nie odpuszczą, więc wyjdź na zewnątrz.
-
Zohan:
- Przyjaciela? Tę lebiegę? Niech się cieszy, że nie lubię żywych zabijać, bo inaczej leżałby tam, gdzie Ty teraz stoisz. A teraz won mi z posesji, bo zastrzelę jak Zombie.
Antek:
Kryjąc się za rogiem, wypatrzyłeś zamknięte drzwi i okno, częściowo zamurowane, częściowo zawalone gruzem i tym podobnymi elementami miejskiego krajobrazu. To pewnie tam otwór strzelniczy miał ten, który Cię trafił. -
– Chce ci się tłumaczyć ukraińskim żołdakom? Chociaż nie, zajebią cię zanim cokolwiek powiesz.
-
- A więc skurwiel będzie chował się za tą prowizoryczną barykadą i będzie strzelał z tego otworu… Kurwa, jak mam się do niego dostać?! - pomyślał i sprawdził, gdzie jest jego towarzysz, bo trzeba będzie wykombinować jakiś plan, dzięki któremu dostaną się do pomieszczenia, w którym przesiaduje sklepikarz.
-
Zohan:
- No, negocjator to z Ciebie zajebisty. Pogadaliśmy, jak chciałeś. A teraz won, bo będę strzelać.
Antek:
Był niedaleko tego samego miejsca, w którym i Ty omal nie dostałeś pierwszą kulką. -
– Strzelaj. Ja śmierci się nie boję. – gorzej jak go zabije, bo jego przyjaciel będzie musiał sobie jakoś poradzić. Wyjął pistolet i go odbezpieczył. – Dalej chcesz strzelać i zwracać na siebie uwagę w taki głupi sposób?
-
- Nie trafisz, skurwiel korzysta z otworów strzelniczych. - odparł do swojego towarzysza. - Musiałbyś być albo cholernie uzdolniony, albo mieć cholernie duże szczęście, żeby go trafić.
-
– Milcz. – uciszył towarzysza.
-
No i milczy. Oczekuje na rozwój sytuacji.
-
- Strzelają tutaj ciągle, a jak na razie to zwróciłem na siebie uwagę dwóch farfocli i kilku Zombie. Mówię, żebyś wypierdalał, bo nie lubię zabijać ludzi, ale nie licz na litość, jak będziesz jeszcze mnie wkurwiać. Won!
-
– Czyli jednak chcesz, abyśmy puścili tę budę z dymem?