Kijów
-
Spróbował więc przekraść się do środka przez front.
-
//Czekam na Zohana, bo bez jego pomocy zarobisz pewnie drugą kulkę.//
-
// I to będzie kula w łeb :v //
-
– Bo nie jestem, ale dla nich pracuje i jestem również dla nich cenny. Widzisz, postrzeliłeś mojego przyjaciela, przez co zadłużyłem się u nich i przez to mi nie odpuszczą, więc wyjdź na zewnątrz.
-
Zohan:
- Przyjaciela? Tę lebiegę? Niech się cieszy, że nie lubię żywych zabijać, bo inaczej leżałby tam, gdzie Ty teraz stoisz. A teraz won mi z posesji, bo zastrzelę jak Zombie.
Antek:
Kryjąc się za rogiem, wypatrzyłeś zamknięte drzwi i okno, częściowo zamurowane, częściowo zawalone gruzem i tym podobnymi elementami miejskiego krajobrazu. To pewnie tam otwór strzelniczy miał ten, który Cię trafił. -
– Chce ci się tłumaczyć ukraińskim żołdakom? Chociaż nie, zajebią cię zanim cokolwiek powiesz.
-
- A więc skurwiel będzie chował się za tą prowizoryczną barykadą i będzie strzelał z tego otworu… Kurwa, jak mam się do niego dostać?! - pomyślał i sprawdził, gdzie jest jego towarzysz, bo trzeba będzie wykombinować jakiś plan, dzięki któremu dostaną się do pomieszczenia, w którym przesiaduje sklepikarz.
-
Zohan:
- No, negocjator to z Ciebie zajebisty. Pogadaliśmy, jak chciałeś. A teraz won, bo będę strzelać.
Antek:
Był niedaleko tego samego miejsca, w którym i Ty omal nie dostałeś pierwszą kulką. -
– Strzelaj. Ja śmierci się nie boję. – gorzej jak go zabije, bo jego przyjaciel będzie musiał sobie jakoś poradzić. Wyjął pistolet i go odbezpieczył. – Dalej chcesz strzelać i zwracać na siebie uwagę w taki głupi sposób?
-
- Nie trafisz, skurwiel korzysta z otworów strzelniczych. - odparł do swojego towarzysza. - Musiałbyś być albo cholernie uzdolniony, albo mieć cholernie duże szczęście, żeby go trafić.
-
– Milcz. – uciszył towarzysza.
-
No i milczy. Oczekuje na rozwój sytuacji.
-
- Strzelają tutaj ciągle, a jak na razie to zwróciłem na siebie uwagę dwóch farfocli i kilku Zombie. Mówię, żebyś wypierdalał, bo nie lubię zabijać ludzi, ale nie licz na litość, jak będziesz jeszcze mnie wkurwiać. Won!
-
– Czyli jednak chcesz, abyśmy puścili tę budę z dymem?
-
- W której spalisz się żywcem. - odparł sam do siebie.
-
- Nie wiem jak chcesz spalić solidny, sowiecki beton, ale powodzenia, synek.
-
– Beton również da się rozkuć. – spojrzał na kumpla. – Solidne masz te czekany? – zapytał szeptem.
-
- Ta, zawsze gotowe, by rozłupać czaszki zdechlakom. - odpowiedział szeptem.
-
– Potrzebujemy kilofa.
-
- Mógłbym spróbować użyć tych czekanów jako kilofów. Mam nadzieję, że nie rozpierdolą się podczas kopania.