Kijów
-
//Honor? a co to? Zresztą, mi się wydaje, że teraz kolej antka na odpis.//
-
// No to lecę z odpisem. //
- Dobra, ja będę ten beton rozkuwał, a ty mnie osłaniaj. Jasne? - odparł, wyciągając jeden z czekanów. -
– Taaa… – odpowiedział niemrawo, bo będzie to trudne dla niego zadanie. – Co robiłeś nim martwi zaczęli zjadać żywych? – zapytał sklepikarza, aby go odciągnąć jego uwagę.
-
Tymczasem on spróbował się przekraść obok barykady, aby zacząć uderzać czekanem w ścianę.
-
//Popełniacie błąd za błędem i gdyby nie to, że nie mam innych ochotników do wybrania się do Czarnobyla, to już dawno przynajmniej jeden z Was gryzłby piach.//
-
//To może jakaś wskazówka lub porada?//
-
//Nie rozmawiać na temat tego, co chcecie zrobić? A przynajmniej nie robić tego w ten sposób, żeby gość w środku usłyszał? Z reguły knucie przeciwko komuś przynosi większe efekty, gdy on o tym nie wie. A wystarczy kilka uderzeń czekanem, żeby on się o wszystkim zorientował i wtedy plan szlag jasny trafi. Pomijam fakt, że noc Was zastanie, jeśli będziecie próbowali przebić się w ten sposób.//
-
//Myślałem, że rozmawiamy szeptem, eh.//
– Eeee, wracaj tu! Dynamit się skołuje i wypierdoli tę budę w powietrze. – zawołał głośno do kompana, aby chujek ze środka to usłyszał. -
- Kurwa, to jest doskonały pomysł. Ciekawi mnie, czy cały ten twój sklepik wytrzyma taką eksplozję. - odparł, po chwili śmiejąc się i wracając do kompana.
-
– Chuj ze sklepikiem, gorzej jak przeżyje, ale nie będzie mieć nóg albo rąk, ale to będzie już jego problem. – raczej nie przestraszył tym sklepikarza, ale pogrozić komuś można.
-
//Pytałem się wcześniej, czy rozmawiacie o swoim planie tak, że tamten gość to wszystko słyszy, Antek potwierdził, Ty nie zaprzeczyłeś. Wtedy było mówić o szepcie.//
Grożenie to dobra opcja, ale tylko wtedy, gdy ma się coś na poparcie tych gróźb. Ty miałeś wyimaginowany dynamit, on sprawny karabin, z którego znów wypalił. Pudło tym razem musiało być celowe, ale raczej niedługo skończy mu się cierpliwość, a przynajmniej prędzej ona, niż amunicja, więc lepiej chociaż znaleźć sobie jakąś kryjówkę, a nie tak stać na linii strzału. -
// Przepraszam, zjebałem : - ( //
- Lepiej się ukryjmy, bo następnym razem może nie spudłować. - szepnął do towarzysza. -
– Tak. – ten również szepnął i oddalił się od sklepiku.
-
Poszedł za towarzyszem.
-
Wokół pełno było gruzu i opuszczonych budynków, bez trudu znaleźliście dla siebie kryjówkę.
-
Pistolet w prawą, a bagnet w lewą rękę i wszedł do owej kryjówki.
-
Schował czekany i wszedł za towarzyszem do kryjówki.
-
Pusto, aż dziwne, że ci, którzy obrabowali ten budynek, nie zabrali też ścian czy sufitu.
-
To wystarczy. Wyjął z plecaka krakersy, słoik smalcu i w wolnej chwili zaczął jeść.
– Jak ręka? -
- Nie napierdala aż tak bardzo, jak wcześniej. Można wziąć jednego krakersa? - zapytał.