Kijów
-
//Dajcie znać, jak skończycie rozmowę, żebym mógł odpisać.//
-
– Żeby Ci jakiś w łapie nie wybuchł.
-
- Ta, granat dymny na pewno wybuchnie mi w dłoni. Ruszamy tam, gdzie mieliśmy iść wcześniej?
-
//Kubeł, już chyba możesz.//
– Odłamkowy może. I tak, tam gdzie wcześniej.
-
// Potwierdzam. //
-
Przedzierając się przez kolejne gruzowiska, wraki pojazdów i mniejsze grupki Zombie, które nie były dla Was większym kłopotem, zdołaliście dostać się do centrum miasta, gdzie w oczy rzucało się przede wszystkim centrum handlowe, ale pewnie o tym samym myśleli ludzie, którzy na początku apokalipsy rzucili się na szaber. Nim zastanowiliście się, gdzie powinniście udać się dalej, dostrzegliście niedaleko trzech ludzi, postawnych, mówiąc coś po rosyjsku, ale z silnymi akcentami, głównie gruzińskimi. Uzbrojeni byli w karabiny Kałasznikowa, ale nie byli tymi samymi żołnierzami bądź najemnikami, których spotkaliście wcześniej, wszyscy byli odziani jedynie w proste dresy, podkoszulki, bluzy dresowe i adidasy.
-
- I jak myślisz, te gopniki to wrogowie, czy przyjaciele? - zapytał swojego towarzysza.
-
– Głupi jesteś? Oczywiste, że wrogowie, bo nawet ich nie znamy.
-
- To jaką masz taktykę na nich, geniuszu?
-
Pociągnął kilka długich łyków z butelki boskiego trunku, aby rozjaśnić sobie umysł.
– Wykorzystajmy ich. -
- Mhm. Powoli mi się zaczyna podobać ten pomysł. Jak chcesz to rozegrać?
-
//No właśnie. Jak?//
-
– No i tu jest właśnie problem. Tyle sposobów, a niewiadomo, który najlepszy.
-
Ten post został usunięty!
-
- Podaj pierwszy lepszy sposób.
-
– Bez powodu raczej tak nie stoją, prawda? Albo odpoczywają, albo czekają, albo chcą wtargnąć do tego kapitalistycznego centrum handlowego. Ja wolałbym to ostatnie, bo wtedy można ich nastraszyć, że nie wiadomo jakie okropieństwa tam są i czort wie co jeszcze i samemu lepiej się tam nie zapuszczać.
-
- Dobrze gadasz. Ostatnio ja negocjowałem za nas, to teraz ty spróbuj ich nastraszyć. W przypadku niepowodzenia pomogę Ci ich pozabijać.
-
Odbezpieczył swoją nowo nabytą broń i zawołał, wymachując butelką z alkoholem:
– Towarzysze! Towarzysze! -
// Ja tu nie mam nic do dodania, także możesz działać, Kubeł. //
-
- Suczy syn! - usłyszałeś, a na Twój widok wszyscy widocznie się zdziwili, może nawet nieco przerazili. Fakt faktem, że opanowali się szybko, a zadziałali jeszcze szybciej, najpierw strzelając, później pytając. Nie powinieneś mieć im tego za złe, to w obecnych czasach powszechna praktyka, ale ci zdecydowanie strzelali tak, żeby zabić, a co gorsza jeden trafił prosto w butelkę alkoholu, które odłamki poraniły Ci dłoń, a drogocenna ciecz wylała się prosto na ziemię. Takiej zniewagi nie można im już puścić płazem.