Kijów
-
Gdy w ich kierunku padły pierwsze strzały, od razu dwóch skryło się za wrakiem jakiegoś samochodu, a inni za większymi blokami gruzu, stamtąd prowadząc ostrzał. Tych dwóch granat wykurzył z kryjówki, co prawda nie zostali nawet draśnięci przez odłamki, ale musieli opuścić bezpieczną osłonę, co daje Wam kilka sekund na ostrzelanie ich, nim znajdą sobie drugą, przy czym warto uważać na wciąż skrytego trzeciego z nich, który dalej pruł do Was, mając najwidoczniej sporo amunicji, bo nie zważał na kolejne naboje, które chybiały celu.
-
- No to chuj, próbujemy to cacko. - powiedział pod nosem, po czym wyciągnął AK-47 i oddał dziesięć strzałów w stronę oponentów.
-
On sam w tym czasie oddał kilka celnych strzałów w tego, co tak pruje w nieskończoność, licząc na to, że go trafi lub przestraszy i będzie musiał się schować.
-
Udało się Wam ich wszystkich przydusić, przez co wymiana ognia chwilowo ustała. Od Was zależy, jak wykorzystacie tę chwilę spokoju.
-
– Knaziu, pierdolnijmy im dwa granaty na raz.
Wyjął granat odłamkowy, z którego następnie wyjął zawleczkę, i rzucił w stronę tych brudasów. -
- A niech się obsrają. - odparł, wyciągnął granat i wyjął zawleczkę, aby następnie rzucić go w stronę dresiarzy.
-
Tym razem odnieśliście nieco lepszy efekt, bo poza hukiem eksplozji dotarły do Was też okrzyki konających, a i ogień był o wiele słabszy, jeden z nich spróbował nawet uciec, klucząc oraz biegając od osłony do osłony.
-
Wychylił się i oddał jeden celny strzał w tego, co próbuje uciec. Chuj wie kim oni dokładnie są i czy jest ich więcej.
-
Również oddał strzał w kierunku uciekającego przeciwnika.
-
Po kilku nieudanych próbach któryś z Was w końcu trafił, ciężko rozsądzić który. Ale grunt, że wszyscy przeciwnicy są albo martwi, albo niedługo umrą z ran, jakie zadały im odłamki granatu i jego eksplozja.
-
– Siedź tu na dupie i osłaniaj. Ja się rozejrzę. – polecił swojemu koleżce, a on sam wyszedł zza osłony i ostrożnie sprawdził tych paprochów, których poharatali.
-
Obserwował więc, czy nic się nie kieruje w stronę jego towarzysza.
-
Poharatali to dość łagodne określenie, bo z jednego została krwawa papka, przynajmniej z głowy, szyi i klatki piersiowej, za co musi być odpowiedzialna eksplozja granatu i odłamki. Drugi miał nieco lżejszą śmierć, widziałeś krew sączącą się z jego głowy, gdzie właśnie trafiły owe odłamki. Został jeszcze trzeci, a sądząc po cichych przekleństwach, wciąż jeszcze żył.
-
Podszedł do niego powoli i ostrożnie, a następnie docisnął go butem do ziemi.
– No i po czorta strzelaliście, wy debile? -
// Ja tu na razie nie mam nic do dodania. //
-
Poza tym, że plując ubrudził Ci nogawkę spodni mieszaniną krwi i śliny, nie wycisnąłeś z niego więcej.
-
Strzelił mu w głowę z kałacha, żeby nie próbował odkurwić jakiegoś szajsu. Swojemu towarzyszowi dał znak, że może wyjść, a on sam zabrał się za przeszukiwanie zwłok lub to, co z nich zostało.
-
Tak więc wyszedł z ukrycia, jak mu towarzysz kazał. Postanowił pomóc mu przeszukiwać zwłoki poległych dresiarzy.
-
W praktyce mogliście przeszukać tylko dwa trupy, trzeci był zbyt zmasakrowany. O dziwo, poza skromnymi racjami żywnościowymi, łącznie sześcioma magazynkami do automatów Kałasznikowa, piersiówkami wódki i samą bronią nie znaleźliście przy nich nic innego.
-
Broń sobie odpuści, bo nie zamierza taszczyć ze sobą całego arsenału, ale wszystko inne zabrał.
– Durnie. – tak nazwał tych brudasów. Gdyby nie zaczęli, to by pewnie jeszcze żyli, ale z drugiej strony… przynajmniej znalazł jakieś fanty. – Co z tym centrum handlowym?