Kijów
-
On sam w tym czasie oddał kilka celnych strzałów w tego, co tak pruje w nieskończoność, licząc na to, że go trafi lub przestraszy i będzie musiał się schować.
-
Udało się Wam ich wszystkich przydusić, przez co wymiana ognia chwilowo ustała. Od Was zależy, jak wykorzystacie tę chwilę spokoju.
-
– Knaziu, pierdolnijmy im dwa granaty na raz.
Wyjął granat odłamkowy, z którego następnie wyjął zawleczkę, i rzucił w stronę tych brudasów. -
- A niech się obsrają. - odparł, wyciągnął granat i wyjął zawleczkę, aby następnie rzucić go w stronę dresiarzy.
-
Tym razem odnieśliście nieco lepszy efekt, bo poza hukiem eksplozji dotarły do Was też okrzyki konających, a i ogień był o wiele słabszy, jeden z nich spróbował nawet uciec, klucząc oraz biegając od osłony do osłony.
-
Wychylił się i oddał jeden celny strzał w tego, co próbuje uciec. Chuj wie kim oni dokładnie są i czy jest ich więcej.
-
Również oddał strzał w kierunku uciekającego przeciwnika.
-
Po kilku nieudanych próbach któryś z Was w końcu trafił, ciężko rozsądzić który. Ale grunt, że wszyscy przeciwnicy są albo martwi, albo niedługo umrą z ran, jakie zadały im odłamki granatu i jego eksplozja.
-
– Siedź tu na dupie i osłaniaj. Ja się rozejrzę. – polecił swojemu koleżce, a on sam wyszedł zza osłony i ostrożnie sprawdził tych paprochów, których poharatali.
-
Obserwował więc, czy nic się nie kieruje w stronę jego towarzysza.
-
Poharatali to dość łagodne określenie, bo z jednego została krwawa papka, przynajmniej z głowy, szyi i klatki piersiowej, za co musi być odpowiedzialna eksplozja granatu i odłamki. Drugi miał nieco lżejszą śmierć, widziałeś krew sączącą się z jego głowy, gdzie właśnie trafiły owe odłamki. Został jeszcze trzeci, a sądząc po cichych przekleństwach, wciąż jeszcze żył.
-
Podszedł do niego powoli i ostrożnie, a następnie docisnął go butem do ziemi.
– No i po czorta strzelaliście, wy debile? -
// Ja tu na razie nie mam nic do dodania. //
-
Poza tym, że plując ubrudził Ci nogawkę spodni mieszaniną krwi i śliny, nie wycisnąłeś z niego więcej.
-
Strzelił mu w głowę z kałacha, żeby nie próbował odkurwić jakiegoś szajsu. Swojemu towarzyszowi dał znak, że może wyjść, a on sam zabrał się za przeszukiwanie zwłok lub to, co z nich zostało.
-
Tak więc wyszedł z ukrycia, jak mu towarzysz kazał. Postanowił pomóc mu przeszukiwać zwłoki poległych dresiarzy.
-
W praktyce mogliście przeszukać tylko dwa trupy, trzeci był zbyt zmasakrowany. O dziwo, poza skromnymi racjami żywnościowymi, łącznie sześcioma magazynkami do automatów Kałasznikowa, piersiówkami wódki i samą bronią nie znaleźliście przy nich nic innego.
-
Broń sobie odpuści, bo nie zamierza taszczyć ze sobą całego arsenału, ale wszystko inne zabrał.
– Durnie. – tak nazwał tych brudasów. Gdyby nie zaczęli, to by pewnie jeszcze żyli, ale z drugiej strony… przynajmniej znalazł jakieś fanty. – Co z tym centrum handlowym? -
- Idziemy tam. Poza tym, dzięki tym idiotom mamy dodatkową amunicję. To co, trzy magazynki na łebka?
-
– A chuj… Skoro chcesz. – nie to, że takiego starego dziadygę strach obleciał, ale zmęczony jest tym całym burdelem, jaki się wydarzył w ciągu jednego dnia. – Tak, po trzy. Teraz chodź, bo im szybciej tam wejdziemy i wyjdziemy tym lepiej dla nas.