Kijów
-
– Zbliżmy się trochę do nich. – powiedział do swojego towarzyszą i spróbował się przekraść niepostrzeżenie na odpowiednią odległość, aby można było dorzucić granatem.
-
- Yhm. - odparł krótko i również spróbował się przekraść na odpowiednią odległość dla rzutu granatem.
-
Rumowisko tylko ułatwiło Wam sprawne przejście, teraz jesteście odpowiednio blisko, ale przez ten czas jeden ze strażników odszedł kilka metrów na fajkę, a drugi poszedł jeszcze dalej, zapewne żeby się odlać.
-
Idzie radę jakoś niepostrzeżenie się zakraść do tych dwóch, którzy odeszli na bok?
-
// Na razie się wstrzymam. //
-
Nie, będziecie musieli ich zdjąć za pomocą broni palnej, a pozostałym rzucić granat. Lub czekać, aż tamci załatwią swoje sprawy i znów zbiorą się w grupkę na tyle zwartą, aby dało się ją wyeliminować za jednym zamachem.
-
– Niech się zbiorą w kupę i wtedy może coś zdziałamy.
Woli nie marnować amunicji, mimo że ma jej pod dostatkiem. No i jest dużo większa szansa, że żaden z nich nie przetrwa i nie zacznie strzelać w jego kierunku. -
- Ano. Lepiej będzie, jak załatwimy ich wszystkich za jednym zamachem, aniżeli zabijemy dwóch, spróbujemy zabić pozostałych debili, a nagle zleci się banda tych troglodytów, aby nas ostrzelać.
-
Zajęło to sporo czasu, ale macie go jeszcze kilka godzin, aż do zmroku, a może i dłużej, jeśli będziecie wtedy chcieli kontynuować walkę. Tak czy siak, możecie spróbować wdrożyć swój plan w życie.
-
- Niczego nie żałuję. - odparł pod nosem, wyciągając granat dymny. Następnie wyjął z niego zawleczkę i rzucił w kierunku wartowników.
-
Nie zauważyli, a gdy eksplodował, okrył ich chmurą dymu, przez co oni nie widzieli Was, ani Wy ich. Zaczęli jednak strzelać na oślep i nie ma co czekać, aż spróbują się wycofać, i cały plan szlag jasny trafi, albo któryś ze zbłąkanych pocisków dosięgnie celu.
-
//“o cholllera” ~ Wojciech Suchodolski. Zapomniałem zrobić odpisu o rzucie granatem.//
Wyciągnął zawleczkę z granatu odłamkowego i rzucił go w dym. -
- Oby te skurwysyny nie uciekły, bo wtedy będziemy mieli przejebane. - odparł, wyciągając Kałacha. Następnie oddał dziesięć strzałów w dym.
-
Głucha eksplozja, potworne krzyki i jeszcze kilka strzałów z ich strony, a potem wszystko ucichło. Gdy tym się rozwiał, okazało się, że tamci czterej są martwi albo chociaż ciężko ranni, a droga do centrum handlowego stoi otworem, choć pewnie w środku już na Was czekają, tylko głuchy nie usłyszałby tych wybuchów i odgłosów strzałów.
-
– Poczekajmy kilka minut. Może wyjdą, a wtedy się ostrzela tych brudasów.
-
- Element zaskoczenia. Podoba mi się twój pomysł.
-
I rzeczywiście, kilku wyszło, ale widząc to, co zaszło, od razu wycofali się do środka, zapewne przeczuwając, jaki macie pomysł.
-
Spróbował zbliżyć się do wejścia centrum, ale co kilka metrów chował się za jakąś osłoną, aby jakiś fiut go nie postrzelił.
-
Spróbował zrobić podobny manewr do tego, który chciał zrobić jego towarzysz.
-
No i tak przeszliście tryumfalnie okrągłe kilka metrów, bo później nie było już nic między Wami, a przeszklonymi drzwiami prowadzącymi do środka, które i tak zresztą po chwili rozprysły się w odłamki, gdy ze środka padły strzały w Waszym kierunku.