Kijów
-
- Patrząc po tym, że oni też próbowali nas zajebać, to najwidoczniej mamy wspólnego wroga. Zresztą, będziecie z tego mieli niezłe korzyści, bo nie dość, że możecie osłabić Czerwonych, bądź ich bojówkarzy, to jeszcze zdobędziecie nową bazę.
-
– Bo macie szczęście, że nie jesteście w żadnej Moskwie, Ufie, Permie czy innym rosyjskim mieście. Czerwoni to skurwysyny i pies ich jebał. Nawet w takim Permie, który jest w chuj daleko od Kijowa, na początku apokalipsy już zaczęli kłaść swoje czerwone łapy na cudzych rzeczach.
-
Antek:
- Powiedzmy, że choć częściowo się z Tobą zgadzam. Masz świadomość, że nie ufamy Wam na tyle, prawda? Równie dobrze to oni albo nawet Czerwoni mogli Was podstawić, żeby wciągnąć jak najwięcej naszych żołnierzy w pułapkę.
Zohan:
- No kurwa, teraz też nic nowego nie powiedziałeś. - fuknął żołnierz.
- Przed apokalipsą Krym, a jak wszystko zaczęło się jebać, to wiadomo, że nasz kraj radził sobie gorzej, to próbowali zabrać więcej naszych terenów. Dobrze, że Czerwoni jebnęli i zaczęli tłuc się między sobą, bo teraz to wszyscy bylibyśmy martwi albo czerwoni. - zawtórował mu drugi. Pozostali skończyli posiłki i przysłuchiwali się Wam z rosnącym zainteresowaniem. -
- Ano mam tego świadomość. To już od Was zależy, czy zdecydujecie się na atak na galerię, o której mówiłem, czy nie.
-
– Krym był zawsze rosyjski. Nie tatarski, nie ukraiński, a rosyjski! – potrząsnął głową. – Teraz to i tak nie ma znaczenia. Świat poszedł w pizdu i tyle nam po tym wszystkim.
-
Antek:
- A co Wy chcecie w zamian? Bo bezinteresowność jest już na wymarciu.
Zohan:
- Ta, teraz może i tak, ale jak już poradzimy sobie z tymi zgniłkami to odbudujemy nasz kraj. -
- To się zgadza, że bezinteresowność jest gatunkiem wymarłym. Wcześniej chcieliśmy paliwa, to teraz też poprosimy o paliwo, a przy okazji o jakieś racje żywnościowe i zapasy wody.
-
– Nie odbudujecie, bo wam inni ludzie w tym przeszkodzą. Prędzej powstanie jakiś wieeelki rząd światowy, który złapie wszystkich za mordy i zmusi do niewolniczej pracy w imię odbudowy ludzkości.
-
Antek:
- Brzmi uczciwie, o ile nas nie wystawicie. Zgodzę się, pod warunkiem, że idziecie na szpicy, a jeśli zauważę, że coś kombinujecie, moi ludzie będą mieli pełne prawo, żeby zastrzelić Was na miejscu. Pasuje?
Zohan:
- Pożyjemy, zobaczymy. - odparł smętnie żołnierz, któremu Twoja wizja niezbyt się podobała. Pewnie dlatego, że była bliższa prawdy niż ta jego. -
- Prędzej zginiemy idąc na szpicy, niż zdążymy was wystawić. Pasuje.
-
Skinął głową i pozwolił Ci odejść, samemu kierując się do najbliższego budynku, zapewne aby skontaktować się ze swoim przełożonym.
-
– Tak… Pożyjemy, zobaczymy.
Dokończył swoją puszkę fasoli, wziął kilka łyków wody i zabrał się za czyszczenie kałacha, pistoletu i bagnetu. O broń trzeba dbać! -
Gdy już wyszedł, Michaił zaczął rozglądać się za swoim towarzyszem.
-
Zohan:
Ano, trzeba, tamci tymczasem się rozeszli, zostawiając Cię sam na sam ze spluwą.
Antek:
Znalazłeś go niedaleko, zajętego czyszczeniem broni. -
Podszedł więc do swojego towarzysza.
- No i załatwiłem nam paliwo, żywność i wodę, ale haczyk jest taki, że musimy z tymi żołnierzami iść pod tą galerię. Na szpicy. -
Zaprzestał czyszczenia broni i spojrzał się na Michaiła.
– Dobrze i źle. Dobrze, że załatwiłeś paliwo i żarcie, ale mamy iść kurwa na szpicy? -
- No kurwa mamy, tak nam ich dowódca kazał.
-
– Ile Ci zostało granatów dymnych?
-
- Zostały mi dwa granaty dymne. A co?
// O ile dobrze pamiętam, powinny mi zostać dwa. // -
– Przydadzą się, skoro idziemy na samym czubku.