Kijów
- 
Przetarł oczy i potężnie ziewnął. 
 — Gdyby nie to zadanie od tego żołdaka, to bym Ci powiedział, abyś spierdalał, bo chcę spać. — podniósł się z materaca i porozciągał stare kości. — Ale mi się nie chce, kurwa… Za wygodnie mi się spało.
- 
- Też bym Ci w takich okolicznościach powiedział, żebyś spierdalał, ale musimy to zadanie wykonać. 
- 
— Ta, musimy wykonać. Obiecałem Ci coś, więc trza ruszyć zad. 
 Jeszcze raz się przeciągnął i ziewnął. Ubrał się i sprawdził kałacha oraz pistolet. Po upewnieniu się, że wszystko jest dobrze, trzeba się zabrać za robotę.
- 
W sumie głupio by było zapomnieć o kałachu, bo wcześniej dobrze się sprawdził podczas walki z dresiarzami. Wziął więc swojego kałacha wraz z amunicją do niego, a następnie wyszedł na zewnątrz za swoim towarzyszem. Tak, to będzie ciężki dzień. 
- 
//Wy macie już plan, co zrobić, czy wychodzicie po to, żeby jeszcze z kimś pogadać?// 
- 
//No właściwie to mamy jeden i jedyny plan, bo nie mamy pomysłu jak to rozegrać. Możesz nas już tam chyba wysłać.// 
- 
Jeśli chodzi o broń i resztę ekwipunku to wszystko grało i śmigało. Na zewnątrz zastaliście szary, ponury, ukraiński świt, chyba zbiera się na burzę. Kilku żołnierzy, zajętych patrolowaniem lub innymi sprawami, kręciło się po okolicy. 
- 
Ten post został usunięty!
- 
Ten post został usunięty!
- 
Ten post został usunięty!
- 
Ten post został usunięty!
- 
Pieszo mu się nie będzie chciało tyrać do jakiś wsiurów od zaopatrzenia, a jego ukochana Wołga została na stacji, więc podszedł do jakiegoś żołdaka, który najmniej zajęty swoją robotą, i zapytał: 
 — Panie drogi, kochany, nie macie może jakiś dwóch rowerów wypożyczyć? Ja i mój młody towarzysz otrzymaliśmy arcyważną misję do wykonania, a moje stare kości nie lubią pieszych wędrówek, a takie dwa rowery to byłby dla nas czymś wspaniałym. — zagadał jak typowy menel, który błaga przechodnia o parę rubli na świeże bułki i świeżą wędlinę.
- 
Będąc zapewne pewnym, że po tym wszystkim, co widział, nic go już nie zdziwi, to jednak żołnierz musiał zrewidować poglądy, patrząc na ciebie tak, jakbyś co najmniej poprosił o paliwo rakietowe do promu na Księżyc. 
 - Jak znajdziecie gdzieś w mieście, to wasze, my nic nie mamy tu takiego. Chyba że się załapiecie na ciężarówkę, kierowca rozwozi zaopatrzenie i może was podrzuci. Każda spluwa się przyda, jakby na co wpadł, także się raczej zgodzi.
- 
— O! Ciężarówka też może być. To nawet lepsze niż rower. Dziękuję ci. — klepnął go po ramieniu i zaczął się rozglądać za jakąś ciężarówką, która może wyglądać na taką, co rozwozi zaopatrzenie po okolicy. 
- 
Rozpoznałeś ją bez trudu, ale nie dlatego, że wyglądała jak typowa ciężarówka z zaopatrzeniem (na którą żołnierze ładowali jakieś worki i skrzynie), ale bardziej przez to, że była właściwie jedyną ciężarówką w okolicy, a przynajmniej jedyną, która nie wyglądała jak wrak. 
- 
Podszedł więc bliżej do ciężarówki i zagadał do jakiegoś żołnierza przy niej: 
 — Podwieziecie mnie i kolegę w pewne miejsce? Mamy karabiny, a w tych czasach każda broń i człowiek, który potrafi się z nią obchodzić, się przyda. To jak?
- 
Zapytany żołnierz widocznie tu nie dowodził, ale przekazał wiadomość dalej. Z szoferki na miejscu pasażera wysiadł młody żołnierz, bardzo młody, mógł mieć co najwyżej dwadzieścia lat. 
 - Kapral Jegorow, ja tu dowodzę. - przedstawił się krótko, mierząc was obu wzrokiem. - Przewieziemy was na pace i nie zboczymy z trasy. Jeśli spróbujecie coś ukraść albo uciec, gdyby nas ktoś zaatakował, będziemy strzelać do was, aby zabić. Jeśli wam się spieszy to pomóżcie z załadunkiem skrzyń. Jakieś pytania?
- 
— Ja jestem Paweł, tamten z czekanami to Michaił. Nie śpieszy się nam, ale mam bardzo duże serce i pomogę z załadunkiem skrzyń. — powiedział kapralowi i zabrał się za załadunek skrzyń. 
- 
Zdecydował się pomóc swojemu towarzyszowi z załadunkiem skrzyń, więc ruszył za nim. 
- 
Podoficer wzruszył ramionami, widocznie gówno obchodziły go wasze motywacje, grunt, żeby załadunek poszedł szybko i sprawnie. Gdy wszystko było gotowe, załadowaliście się wreszcie na pakę pojazdu, a z wami czterech innych sołdatów. Pojazd z kierowcą i kapralem w szoferce ruszył powoli przez ulice miasta. Siedzący z wami żołnierze nie byli zbyt spokojni, siedzieli plecami do siebie, uważnie lustrując okolicę, z karabinami na udach, gotowi w każdej chwili je odbezpieczyć i otworzyć ogień do zagrożenia. Ciekawe, bo Zombie w okolicy nie brakowało, ale nie strzelali do nich. Zastanawialiście się, czy to może przez chęć oszczędzenia amunicji, czy bardziej interesowało ich coś innego. 
 


