Kijów
- 
W swoich poszukiwaniach oddalałeś się coraz bardziej od samochodu, swojego kompana, Ukraińców i stacji benzynowej. W końcu wszyscy i wszystko zniknęli Ci z pola widzenia, a Ty spotkałeś pierwsze kijowskie Zombie, dwójkę niemrawych Szwendaczy idących powoli w Twoim kierunku. 
- 
Jeden czekan na każdego - skoro są to zwykle Szwendacze, to niezbyt powinno się na nie marnować amunicję, szczególnie przy takiej ilości. Tak więc wbił jednemu ze Szwendaczy czekan w łeb i gdy tylko drugi podszedł, oberwał on w łeb z drugiego czekana. 
- 
W ten sposób sprawiłeś, że bardziej martwi już nie będą, a przy okazji nikomu już nie zaszkodzą. 
- 
Wyciągnął z ich parszywych łbów czekany i ruszył dalej. 
- 
Poszukał jakiś żołnierzy, którzy nie są za bardzo zajęci swoją robotą, i zagadał do nich: 
 – Macie może jakieś karty, kości, szachy lub warcaby?
- 
Antek: 
 Kolejnych kilka minut błądzenia po mieście, aż wreszcie znalazłeś jakiś osiedlowy sklepik. Co ciekawe, w okolicy były też Zombie, już zabite, każdy z minimum jedną raną postrzałową.
 Zohan:
 - Niezbyt. - odparł jeden z nich, a choć nie wiedziałeś, czy była to prawda, czy nie, to najwidoczniej nie mieli ochoty się z Tobą bratać.
- 
- Ktoś tutaj mógł być… - pomyślał i wszedł do sklepiku sprawdzić, czy w ogóle została tam jakaś żywność. 
- 
– A macie chociaż ochotę pogadać? Nudno tutaj, a muszę trochę poczekać nim mój towarzysz wróci. 
- 
Antek: 
 Twoje przypuszczenia potwierdziły się, gdy zrobiłeś kilka kroków w kierunku sklepu, ponieważ wtedy ze środka rozległ się strzał, a kula przeleciała tuż obok Twojej głowy, co spowodowało tyradę przekleństw i charakterystyczny dźwięk przeładowywania karabinu czterotaktowego.
 Zohan:
 - A o czym chciałbyś gadać?
- 
- Kurwa mać, mogliśmy iść we dwójkę! - pomyślał mocno zdenerwowany i szybko gdzieś się schował, po czym wyciągnął pistolet i strzelił trzy razy w kierunku, z którego dobiegły strzały. Trzeba zastrzelić wroga zanim ten znowu puści serię w stronę Kniazia. 
- 
Z karabinu czterotaktowego strzela się ogniem pojedynczym, więc serią sobie nie musisz zawracać głowy. Jeśli zaś chodzi o Twoje strzały, to chybiłeś, choć na szczęście tamten w sklepie również. 
 - Wypierdalaj z mojej ziemi! - warknął wkurwiony strzelec.
 //Nawet nie masz pojęcia ile czekałem, żeby w końcu napisać te słowa.//
- 
– O wszystkim można. O życiu, o obecnej sytuacji. 
- 
// To było “Spierdalaj z mojej ziemi!” // 
 - Chyba cię pojebało. Nie wyjdę stąd, dopóki nie znajdę czegoś na samogon. - odpowiedział, dalej pozostając w ukryciu.
- 
Zohan: 
 - Zaczynaj.
 Antek:
 - Lepiej spierdalaj, pókim dobry, bo amunicji mam od cholery i w końcu któraś kulka Cię trafi! - odparł tamten w sklepie, choć było widać, że blefuje, bo gdyby miał tyle amunicji, ile mówi, to teraz, zamiast rozmawiać, raz za razem naciskałby spust swojego karabinu, byleby tylko przegnać Cię stąd lub zabić.
- 
- Widać, że blefujesz, tępy chuju. - odparł i strzelił dwa razy w stronę debila z karabinem. 
- 
I ponownie spudłowałeś, a on odpowiedział ogniem, tym razem celnej, choć wciąż Cię nie trafił, był tylko nieco bliżej celu. 
- 
Czas podejść trochę bliżej. Podczas gdy jego adwersarz przeładowywał, on podbiegł bliżej (+/- 10 metrów), ukrył się i znowu strzelił dwa razy w stronę wroga. 
- 
W tym tempie zmarnujesz cały magazynek, ale chyba przydusiłeś go w ten sposób nieco do ziemi, bo nie strzelał, chyba schował się w obawie przed kolejnym postrzałem. 
- 
Wykonał tą samą czynność, co wcześniej, oprócz oddania strzałów, gdyż rzeczywiście może zmarnować magazynek. 
 - I co, kutasiarzu? Poddajesz się, czy dalej będziesz zgrywać cwaniaka? - zapytał swojego adwersarza.
- 
- Po moim trupie! Wypierdalaj albo pożałujesz! To mój sklep, sam go zbudowałem, sam w nim pracowałem i nikt mi go nie odbierze! Ani banda zdechlaków, ani jakiś gówniarz z pistoletem, któremu pojebała się droga na Ural czy Kaukaz! - wydarł się, w ostatnim zdaniu nawiązując pewnie do Twoich czekanów. 
 


